W "Historiach kuchennych" Norwegowie niemiłosiernie kpią ze Szwedów, ale ostatecznie chcą się bratać
Rozmawiają Zygmunt Kałużyński i Tomasz Raczek
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, porozmawiajmy o norweskiej komedii, czyli o "Historiach kuchennych". Cóż za zaskoczenie! Nie jesteśmy przyzwyczajeni, aby komedie przychodziły do nas z Północy
Zygmunt Kałużyński: To rzeczywiście zaskoczenie, bo Norwegia nie jest wielką siłą na rynku filmowym. Tymczasem uważam "Historie kuchenne" za komedię na światowym poziomie. Zarówno jeśli idzie o wykonanie, jak i o sam temat.
TR: Najwięcej jest tu żartów o Szwedach. Dla nas to raczej abstrakcja, domyślam się, że Norwegowie śmieją się na tym filmie częściej niż my.
ZK: Mają powód: istnieje różnica między Szwecją, która jest zaawansowana technicznie, a Norwegią, która ciągle pozostaje w kręgu kultury w gruncie rzeczy ludowej.
TR: Ejże, panie Zygmuncie, dzisiaj Norwegia jest już niesłychanie bogatym i cywilizacyjnie rozwiniętym krajem. Przecież akcja "Historii kuchennych" rozgrywa się 60 lat temu.
ZK: Ale i dziś Norwedzy mają Szwedom coś do wytknięcia. I to jest treścią tego filmu. Szwedzi do perfekcji dbają o życie codzienne. Tam nawet spinacze do papieru wytwarza się naukowo.
TR: Czy ma pan na myśli przedmioty oferowane w sklepach IKEA?
ZK: Owszem. Dostałem przecież od pana w prezencie łóżko z Ikei, które zrobiono z zastosowaniem naukowych doświadczeń.
TR: I co, sprawdza się w praktyce?
ZK: Jak najbardziej! A kołdra najwyraźniej jest rezultatem starannych badań, jeśli idzie o charakter włókna pod względem działania na ludzkie ciało.
TR: Skoro mamy oczekiwany rezultat, to z czego tu się śmiać?
ZK: Norwedzy postanowili skrytykować ów szwedzki sukces. Specjalna firma szwedzka zajmuje się w filmie poprawianiem ruchu gospodyń domowych codziennie przygotowujących posiłki w kuchni. Wychodzi się z założenia, że taka gospodyni wykonuje masę niepotrzebnych ruchów. Jak zapewnia instruktor, w ciągu roku odbywa ona w ten sposób podróż ze Sztokholmu do Konga w Afryce, a mogłaby podróżować tylko do północnych Włoch! W tym celu zostają wysłani obserwatorzy do Norwegii, by zbadali, jak tam wygląda codzienna krzątanina.
TR: Mają oni obserwować, jak zachowują się ludzie podczas przygotowywania posiłków, po to, by zoptymalizować zabudowę szwedzkiej kuchni! Trzeba ustalić, co gdzie powinno się znajdować, by najszybciej i najłatwiej zrobić jak najwięcej.
ZK: Wysłany przez szwedzką firmę specjalista trafia do norweskiej chaty. Taszczy on ze sobą krzesło obserwacyjne - taki rodzaj drabiny, na której szczycie siedzi
TR: jak sędzia w czasie turniejów tenisowych
ZK: i podgląda zachowanie delikwenta. A śledzony Norweg stara się mu przeszkadzać, ile tylko się da.
TR: Bo czuje się oszukany przez Szwedów, którzy obiecywali ochotnikom, że dostaną konia za udział w eksperymencie. Jego własny koń jest stary i chory, więc Norweg zdecydował się na poddanie obserwacji w nadziei, że otrzyma nowego konia. Tymczasem zaszło nieporozumienie: Szwedzi obiecywali konia, ale z drewna - tradycyjną szwedzką pamiątkę.
ZK: No i teraz Norweg jest zmuszony tolerować owego obserwatora ankietera. Film opowiada o ich kontaktach. Szwed próbuje wykonać swoje zadanie ściśle według wskazówek, a zirytowany Norweg mu przeszkadza.
TR: Kiedy tak słucham, jak z entuzjazmem opowiada pan o tym złośliwym Norwegu, zastanawiam się, czy czasem pan się z nim nie utożsamia?
ZK: Rozwinę pana podejrzenia - jako sędziwy człowiek jestem zacofany, jeśli chodzi o technikę. Z podziwem, ale i z rodzajem nerwowego lęku dowiaduję się o nowych, coraz doskonalszych wynalazkach. I przyznam się, że gdy usłyszałem, że jacyś młodzi anarchiści wprowadzili do Internetu złośliwego wirusa, który psuje funkcjonowanie tych wszystkich wynalazków, poczułem rodzaj zadowolenia.
TR: Pan jest anarchistą, panie Zygmuncie!
ZK: W tym wypadku czuję się obrońcą ludzkich uczuć, sterroryzowanych przez najazd elektroniki.
TR: Ale przecież w "Historiach kuchennych" ludzkie uczucia zwyciężają!
ZK: Właśnie dlatego ten film strasznie mi się podoba! Bo i ten Szwed, i ten Norweg w pewnym momencie czują nonsens owego laboratoryjnego włamywania się w życie codzienne i na złość całemu programowi bratają się! n
Więcej możesz przeczytać w 9/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.