Na palestyńskiej liście przebojów sześć pierwszych miejsc zajęły marsze skomponowane na cześć libańskiego lidera terrorystów
Mieszkańcy Autonomii Palestyńskiej od wczesnych godzin popołudniowych tłumnie zalegają centrum rozrywkowe w Ramalli, na którym ludzie czują obecność Wielkiego Brata. W miejscu, które jeszcze nie tak dawno było zarezerwowane dla Jasera Arafata, króluje teraz niepodzielnie szejk Hassan Nasrallah, szef libańskiego Hezbollahu. Ogromne portrety uśmiechniętego brodacza w morzu powiewających na wrześniowym wietrze flag z islamskim półksiężycem nadają temu miejscu szczególny wyraz. W dodatku z okolicznych knajpek przez cały czas dochodzą słowa popularnych pieśni sławiących odwagę narodu arabskiego i wielkość cywilizacji muzułmańskiej. Na palestyńskiej liście przebojów aż sześć pierwszych miejsc zajmują teraz zwycięskie marsze skomponowane na cześć libańskiego lidera terrorystów. Nic więc dziwnego, że właśnie tu odbył się niedawno apel kilkudziesięciu palestyńskich maturzystów, którzy przysięgali oddać życie w dżihadzie przeciwko Żydom i "współczesnym krzyżowcom". Następca kalifów Podczas gdy w Libanie nasila się krytyka pod adresem Nasrallaha za to, że prowokując wojnę, sprowadził wielkie nieszczęście na ten kraj, w Autonomii Palestyńskiej uważa się go za następcę starożytnych kalifów. Na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy cierpienia Bejrutu czy Tyru nie mają znaczenia. Liczy się tylko jedno: w odróżnieniu od wielu krzykliwych i megalomańskich liderów w świecie muzułmańskim Nasrallah miał odwagę wyzwać Izrael na śmiertelny pojedynek. I tylko on tego pojedynku nie przegrał. Nasrallah jest dobry dla interesów. Każdy produkt na rynku Autonomii związany z postacią lub nazwiskiem szejka sprzedaje się jak świeże bułeczki. Największą furorę zrobiła płyta kompaktowa, na której znany palestyński aktor recytuje kantatę o Nasrallahu: "Razem z tobą zniszczymy Tel Awiw". Tylko niewiele ustępuje jej inna płyta zatytułowana "Wschodzący Orzeł Libanu", ciesząca się szczególną popularnością na "haflach", uroczystościach rodzinnych i weselnych. Hassanowi Nasrallahowi udało się wypełnić próżnię przywódczą, która wytworzyła się w Autonomii po śmierci Arafata. Z sondaży przeprowadzonych ostatnio w Ramalli wynika, że szef Hezbollahu zajmuje pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych polityków. Prezydent Autonomii Abu Mazen, drugi w tym zestawieniu, jest daleko w tyle. Według badania przeprowadzonego przez uniwersytet w Nablusie, 66 proc. respondentów chciałoby, aby pertraktacje z Izraelem prowadził w ich imieniu właśnie Nasrallah. Zdaniem obserwatorów w Jerozolimie, takie wyniki badań nie są zaskoczeniem, tym bardziej że podczas wojny libańskiej media palestyńskie totalnie poparły Nasrallaha. W żadnej z kilkunastu gazet, które codziennie ukazują się w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu, nie ukazał się dotychczas artykuł ani komentarz krytykujący sprawcę ostatniej wojny. Mimo że walki zakończyły się już kilka tygodni temu, gazety w Ramalli, Nablusie, Hebronie i Gazie z dumą podkreślają, że Nasrallah, dysponując miniaturową armią, walczył jak równy z równym z "izraelskim mocarstwem atomowym". Trampolina do intifady Palestyńczycy zawsze kochali przywódców walczących z Izraelem. W latach 50. i 60. ich nadzieją był prezydent Egiptu Naser. Podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej tańczyli na dachach domów, gdy rakiety Saddama Husajna spadały na Tel Awiw, w czasie ostatniej wojny obrzucali się ryżem i cukierkami na każdą wiadomość o zabitych Izraelczykach. Prawie natychmiast Nasrallah stał się ich symbolem i bohaterem oraz rzecznikiem fundamentalistycznej subkultury islamsko-palestyńskiej. Wymowne są karykatury w prasie Autonomii. W dzienniku "Al-Ajjam" ukazał się rysunek Nasrallaha zdejmującego ubranie. Spod tradycyjnej szaty duchownego ukazuje się strój Supermana opięty na muskularnej klatce piersiowej. Niedawno rozgrywano w Ramalli mecz piłki nożnej między reprezentacją Palestyny a kairską drużyną Elheli zwaną "arabskim Liverpoolem". Dochody z meczu przeznaczono dla Libanu i Hezbollahu. Przed meczem i w czasie przerwy popularni arabscy piosenkarze rozgrzewali publiczność przebojami o męczeńskiej śmierci w walce z niewiernymi. Mimo że mieszkańcy Autonomii są bardzo biedni, wspierają finansowo libańskich terrorystów, organizując wielkie zbiórki pieniędzy, wysyłając lekarstwa i żywność. Zdaniem niektórych oficerów ONZ, mimo niedawnej izraelskiej blokady 80 proc. tej pomocy dotarło do Hezbollahu. Nie tylko Izraelczycy rozważają w tych dniach wnioski wypływające z wojny w Libanie. Również palestyńskie organizacje terrorystyczne z uwagą analizują przebieg działań wojennych. To, że nawet miesiąc po wybuchu wojny ludzie Nasrallaha ostrzeliwali codziennie Izrael setkami pocisków, być może sprawi, iż Hamas, Islamski Dżihad i inni radykalnie zmienią swoją strategię i zamiast efektownych, ale mało efektywnych samobójców, wykorzystają na dużą skalę katiusze. Izraelskie służby specjalne obawiają się, że z otrzymaniem nowych rodzajów broni Palestyńczycy nie będą mieli problemów. "Zwycięstwo Hezbollahu powinniśmy wykorzystać jako trampolinę do wybuchu trzeciej intifady" - nie ukrywają przywódcy palestyńskich terrorystów. Zastrzyk adrenaliny Wszystko, co się dzieje na Terytoriach Okupowanych, stawia pod znakiem zapytania oceny niektórych amerykańskich i zachodnioeuropejskich obserwatorów, którzy twierdzą, że mimo wszystkich problematycznych aspektów ostatniej wojny kampania libańska wzmocniła siłę odstraszającą Izraela. Z punktu widzenia terroryzmu, a to jest najważniejsze, państwo żydowskie zainkasowało największy od kilkudziesięciu lat moralny cios, a wyczyny, postawa i motywacja Hezbollahu urosły w Autonomii do rangi mitu. O tym, że ich siła odstraszająca otrzymała uderzenie w miękkie podbrzusze, wiedzą również Izraelczycy. W Sztabie Generalnym w Tel Awiwie ocenia się, że już wkrótce Palestyńczycy zaczną "importować" nie tylko katiusze, ale też rakiety przeciwpancerne, które sprawiły tyle kłopotu czołgom na polach południowego Libanu. - Nasrallah podniósł nasze morale aż do nieba - mówi szef islamskich plutonów śmierci w obozie uchodźców palestyńskich Balata. - Sprawił cud - wskrzesił wiarę w to, że możemy wygrać.
|
Więcej możesz przeczytać w 40/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.