Europa Środkowa ma swojego Presleya, chociaż trochę się go wstydzi
Karel Gott jest legendą, i to nie tylko w krajach postkomunistycznych. Sprzedał ponad sto milionów płyt na całym świecie, a we własnym kraju ponad 15 mln. Oprócz Elvisa Presleya (miliard sprzedanych płyt) nie udało się to nikomu. Gdy w 2003 r. w Czechach odbywały się wybory prezydenckie, politycy modlili się, by piosenkarz w nich nie wystartował, bo w kraju, w którym każdy obywatel ma przynajmniej jedną płytę Gotta, niechybnie by je wygrał. Trudno też znaleźć artystę, który by tak długo (40 lat!) był na topie i który już za życia doczekałby się własnego muzeum. Scena balkonowa W 1772 r. słynny angielski muzykolog Charles Burney ogłosił, że Czesi są najbardziej muzykalnym narodem Europy. Podobnego zdania był Mozart, który napisał "Don Giovanniego" specjalnie dla prażan. Nad Wełtawą odbyła się zresztą premiera owej opery wszech czasów. W następnym stuleciu do panteonu kompozytorów przebiło się dwóch Czechów - Antoni Dworzak i Bedrzich Smetana. Pierwszy z nich stał się ojcem chrzestnym symfonicznej muzyki amerykańskiej, co słychać w co drugim hollywoodzkim filmie. Współczesnym ambasadorem czeskiej muzyki w świecie jest "słowik z Pragi", czyli Karel Gott. Idol pań z obszaru całej niemieckojęzycznej Europy i byłych demoludów, znienawidzony przez fanów rocka i snobistycznych krytyków. Gott nigdy nie był członkiem partii, nigdy też nie śpiewał o niej ani dla niej. Niektórzy uważają jednak, że aktywnie wsparł reżim komunistyczny. Faktycznie, piosenkarz za namową Gustawa Husaka w 1971 r. wrócił do kraju z emigracji. Gdy garstka odważnych podpisała Kartę 77, namawiał innych artystów, by wyrazili swoje poparcie dla władzy. Dziękował także komunistom za "przestrzeń do pracy twórczej". Później twierdził, że trudniej było w kraju trzymać język za zębami i robić swoje, niż krzyczeć, będąc na emigracji. Jesienią 1989 r. stał wraz z Václavem Havlem i emigracyjnym bardem Karelem Krylem na balkonie pałacu Kinskych w Pradze i śpiewał z nimi hymn narodowy. A zachwycony prawie półmilionowy tłum dzwonił kluczami. Kryl nie wybaczył sobie tego epizodu do końca życia. Czesi natomiast zaakceptowali starego idola w nowej roli. Łatwo było im zrozumieć Gotta - wszak zachował się jak większość społeczeństwa, czyli zamiast walczyć z reżimem, zgiął grzbiet i czekał na lepsze czasy. Dziś koncertuje i sprzedaje równie dużo płyt jako przed laty. Ma na koncie 150 albumów. Śpiewający mechanik O mały włos Karel Gott nie został artystą malarzem. Zdawał zresztą do ASP w Pradze, ale go nie przyjęto. Potem chciał pójść w ślady ojca - mechanika w zakładach Skody (dziś z sentymentu zamiast jeździć najnowszym cadillakiem, porusza się nową fabią). Karel zatrudnił się w tych zakładach jako elektryk. To koledzy z pracy - słysząc, jak pięknie śpiewa - namówili go, by wystąpił publicznie. Muzeum piosenkarza znajduje się w starym domu w Jevanach, malowniczej wiosce położonej 30 km od Pragi. Artysta (urodzony w Pilznie) kupił go dla matki, by miała blisko do syna mieszkającego w stolicy. No i by jednocześnie nie przeszkadzała mu w miłosnych podbojach, które zwykle mają swój finał w willi w praskim Smichovie. W jej sąsiedztwie znajduje się pałacyk, w którym niegdyś pomieszkiwał Mozart. Gambit słowika Dom w Jevanach stał się własnością rodziny Karela Gotta pod koniec lat 60. Piosenkarz sprzedał go rok temu za 15 mln koron czeskich. Nowy właściciel Jan Motovsky błyskawicznie zorientował się, że trafił na prawdziwą żyłę złota. Bo na Gotcie można sporo zarobić, niewiele robiąc. Wpadł więc na pomysł stworzenia tam muzeum i nazwania go na wzór Gracelandu - Gottlandem. Poprosił o wsparcie samego bohatera. Pierwsza reakcja artysty była negatywna. Twierdził, że jedynie narcyz chciałby oglądać własne muzeum. W końcu jednak wyraził zgodę na współpracę; dostarczył oryginalne meble do ekspozycji i namalowane przez siebie obrazy. Na ścianach dawnego basenu wiszą złote i platynowe płyty, okładki jego albumów i otrzymane nagrody. Inne eksponaty to stare gramofony, mikrofony i ubrania piosenkarza. Motovsky wyjaśnia, że Gott często zmienia garderobę, więc z nowymi eksponatami nie będzie problemu - artysta będzie je sukcesywnie ofiarowywał muzeum. Przy wejściu do muzeum stoi woskowy sobowtór piosenkarza - został odkupiony od praskiego muzeum figur woskowych za 100 tys. koron czeskich. Głos z głośnika informuje, że idol lubi grać w szachy i można nawet obejrzeć szachownicę z rozegraną partią. Na ścianach wiszą fotografie jego trzech córek (każdą miał z inną kobietą). Chlubą Gottlandu jest namalowany przez piosenkarza portret najmłodszej z nich. W tle rozbrzmiewają przeboje "słowika z Pragi", na czele z nieśmiertelną "Lady Carneval". W piwnicy urządzono sklep z pamiątkami, w którym można kupić koszulki z napisem "Gott mit uns", kubki, podobizny, ulubione ciasteczka piosenkarza i wino Charlotte, nazwane tak od imienia najmłodszej córki. Wkrótce pojawią się też perfumy, które piosenkarz chce wypuścić na rynek. Brak miejsca sprawił, że Motovsky musiał zrezygnować ze stworzenia restauracji z ulubionymi potrawami Gotta. Jest za to miejsce na grilla z 50 krzesłami, gdzie można organizować okazjonalne imprezy. Zainteresowanie muzeum jest ogromne. Dziennie przyjeżdża tutaj kilkanaście autokarów pełnych turystów. Osiem biur turystycznych (sześć czeskich i dwa niemieckie) organizuje specjalne wycieczki do Gottlandu. Od czasu do czasu z wizytą wpada sam artysta. Fenomen Gotta wymyka się jednoznacznym interpretacjom. Jedni tłumaczą jego popularność konserwatyzmem Czechów, inni podkreślają, że piosenkarz do perfekcji opanował sztukę autopromocji. Krzysztof Krawczyk czy Maryla Rodowicz startowali z podobnego poziomu. Dziś mogą mu tylko zazdrościć. Sami są jednak sobie winni - w odróżnieniu od "słowika z Pragi" nie śpiewają po niemiecku. |
Więcej możesz przeczytać w 40/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.