Nomadowie współczesności żyją w inkubatorze obsługiwanym przez globalną pielęgniarkę
O tym, jak świat jest urządzony, dowiadujemy się w poniedziałki. Wtedy to tysiące, ba!, miliony mężczyzn w garniturach oraz setki, ba!, tysiące kobiet w garsonkach wsiada na pokłady samolotów, promów i pociągów w całej Europie, żeby dotrzeć do miejsc pracy. W powietrzu, na ziemi i na wodzie trwa exodus współczesnych nomadów. A przecież nasi dziadkowie, o ile akurat nie służyli w wermachcie, wiedli raczej życie osiadłe, traktując rodzinną okolicę jako centrum kosmosu. Taki Jarosław Marek Rymkiewicz do dziś nie rusza się ze swojego ogrodu w Milanówku i nie narzeka. A my możemy dzięki temu obcować z niezwykłą poezją, w której koty, krety i inne gawrony mówią językiem Boga. Większość z nas jednak podróżuje. Typowym nomadem jest na przykład Piotr Kraśko. Jak donosi tygodnik "Gala", zagraniczny korespondent TVP jedynie kilka razy w roku ma okazję spotkać się ze swoją wielką miłością - Karoliną Ferenstein. Mimo to Karolina, która zdobyła popularność jako najlepsza polska amazonka, chwali sobie taki układ: - Dzisiaj każde nasze spotkanie jest jak święto. Kiedy lecę do Stanów, Piotr zabiera mnie do wspaniałych restauracji, pokazuje najpiękniejsze miejsca. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że normalne życie tak nie wygląda. Ale myślę, że mamy fajniej niż inni! No, nie wiem, czy fajniej. Wprawdzie Kraśko - jak ten żołnierz w piosence - nad serduszkiem się użalił i je do laptopa schował, lecz mimo wszystko pomaszerował dalej. Teraz zakochani mogą sobie codziennie e-maile wysyłać, ale pocałunku to już nie wyślą, chyba że w postaci suchego emotikonu. Nie żebym źle życzył młodej parze, wręcz przeciwnie. Zastanawia mnie tylko beztroska, z którą porzucamy dziś swoje miejsce pod słońcem i szukamy szczęścia w wielkich miastach lub za granicą. Żyd wieczny tułacz już dawno się osiedlił w Izraelu, rodzimy Cygan zbudował piękny dom pod Tarnowem, a my nieustannie żyjemy na walizkach. Jak wiadomo, o trybie życia nomadów decydowało głównie środowisko geograficzne. Wędrowali, bo trudno im było uprawiać nieurodzajną ziemię, a pastwiska musieli zmieniać w zależności od pory roku. Nasza sytuacja różni się odrobinę od losu syberyjskich hodowców rena. Mieszkając w centrum Europy, mamy wszystko, czego dusza zapragnie: rodzinne ciepełko, możliwość dobrze płatnej pracy i kilka hipermarketów do wyboru. A jednak niektórzy z nas połowę życia spędzają w hotelach, daleko od bliskich sobie ludzi i miejsc. Właśnie o tych mobilnych przedstawicielach klasy średniej myślałem, oglądając wystawę "Nomadowie współczesności", otwartą niedawno w gdańskim Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia. I doszedłem do wniosku, że ich świat przypomina inkubator obsługiwany przez jakąś globalną pielęgniarkę. Nie muszą ścielić łóżka, opiekować się dziećmi ani przygotowywać obiadu. Ma rację panna Ferenstein, kiedy twierdzi, że normalne życie tak nie wygląda. Dlaczego się nie zdecydować na realizację próżniaczych marzeń? Przecież Jamesowi Bondowi się udało. Poza tym podróże kształcą i podnoszą poziom tolerancji dla innych kultur. Może dlatego że ceną, którą trzeba za to zapłacić, zawsze jest dolegliwa samotność. Wiedzą coś o tym bohaterowie prozy Michela Houellebecqa, którzy spędzają czas w delegacjach i na wakacjach, by później podejmować próby samobójstwa. Duchowa pustka stechnicyzowanej cywilizacji najmocniej dotyka tego, komu brakuje zakorzenienia. Oczywiście, można się pocieszać, że w globalnej wiosce wystarczy skorzystać z Internetu, by spotkać bliskiego człowieka. Ofiarami tego mitu są dziś tysiące starych panien, które ronią łzy podczas filmu "Samotność w sieci". Niestety, obraz ten jest równie kiepsko zrobiony, co nieprawdziwy. Podobnie chybiony wydaje się argument zakochanych nomadów, którzy uwielbiają powtarzać, że "prawdziwa miłość wszystko przetrzyma". Może tak, a może nie. Osobiście wolałbym nie ryzykować. Dlatego szczerze radzę Karolinie Ferenstein, żeby wsiadła na konia, pogalopowała do Warszawy i wymusiła na prezesie TVP odwołanie swojego chłopaka z amerykańskiej misji. Piotr wróci na stare śmiecie, młodzi dadzą na zapowiedzi, a ja chętnie zatańczę na ich weselu. Chyba że Karolina nadal chce odbywać sporadyczne podróże za ocean, po których zostaje garść wspomnień i kolekcja hotelowych mydełek w domowej szafce. Nie wspominając już o złamanym sercu. |
Więcej możesz przeczytać w 40/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.