Po trzech kwartałach od powołania komisja śledcza pod kierownictwem Małgorzaty Wassermann przekopała się przez tony dokumentów i przesłuchała blisko pół setki świadków. Odkryto pobłażliwość urzędników, patrzenie przez palce na braki w dokumentacji czy nieskładanie sprawozdań finansowych, umarzanie postępowań bez podjęcia czynności sprawdzających, przetrzymywanie dokumentów. Dzięki takiemu zachowaniu Marcin P. mógł bez przeszkód ściągać pieniądze od ludzi marzących o wysokich zyskach z lokaty w złoto, a potem wrzucać je jak w błoto, w linię lotniczą OLT Express. Efektem jego działalności i urzędniczej bezczynności była utrata oszczędności przez 19 tys. osób na łączną kwotę ponad 800 mln zł i podkopanie rynkowej pozycji LOT. Dziś śledczy są przekonani, że MarcinP. był słupem, człowiekiem wynajętym do specjalnego zadania, a mózgiem całej operacji był kto inny. Kto? Na ten temat od śledczych można usłyszeć wyłącznie spekulacje o przenikaniu się świata przestępczego z urzędniczym i prokuratorskim oraz o wykorzystywaniu niektórych polityków. Tyle że o tym wszystkim spekulowano, zanim komisja śledcza rozpoczęła swoją działalność. Nic więc dziwnego, że opinia publiczna prawie w ogóle nie interesuje się pracą komisji, która mogłaby być polityczną petardą, bo jest w niej wszystko, czego potrzeba – wielkie pieniądze, oszustwo, znani politycy, bezduszność urzędników i łzy poszkodowanych. A jednak tak się nie stało.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.