Marine idzie na prezydenta

Wśród kandydatów na urząd prezydenta Francji nie brakuje ekscentryków. 39-letni Emmanuel Macron jest zamożnym bankowcem, podobno centrystą i liberałem, co nie przeszkadzało mu zostać ministrem w socjalistycznym rządzie Franćois Hollande’a. Macron wyprzedza w sondażach Franćois Fillona, konserwatystę z krwi i kości, który ma jednak wyjątkową słabość do luksusowych rezydencji, drogich garniturów i zegarków i pewnie dlatego jest zamieszany w skandal korupcyjny. Według najnowszych sondaży Fillonowi depcze z kolei niespodziewanie po piętach Jean-Luc Mélenchon, uciekinier z Partii Socjalistycznej, która była dla niego rzekomo za mało lewicowa. W pierwszej piątce pretendentów do republikańskiego tronu mieści się także Benoît Hamont, socjalista, zadziwiający nawet swoich partyjnych kolegów, bo chce skrócić i tak rekordowo krótki tydzień pracy do 32 godzin. Najwięcej uwagi mediów i analityków przyciąga jednak jedyna licząca się w tym wyścigu kobieta. Marine Le Pen, 49-letnia liderka Frontu Narodowego, zajmuje bowiem w sondażach 1. miejsce i najprawdopodobniej powtórzy sukces ojca Jeana-Marie Le Pena, i 23 kwietnia przejdzie do drugiej tury. I choć nikt we Francji nie mówi tego głośno, antyunijna i prorosyjska Le Pen ma szanse zajść jeszcze dalej. We Francji Front Narodowy popierają obecnie nawet młodzi Francuzi. W grupie 18-24-latków Marine Le Pen może liczyć na najwyższe poparcie spośród wszystkich kandydatów. Z 29 proc. wyprzedza puszczającego oko do młodych Macrona. Nawet francuscy młodzi bankierzy w londyńskim City tworzą dziś grupę poparcia dla Le Pen, o czym ze zdziwieniem donosił ostatnio brytyjski „Spectator”. Trudno się więc dziwić, że na kilka dni przed pierwszą turą wyborów media prześcigają się w analizowaniu fenomenu Marine Le Pen.