ROZMAWIAŁ Artur Zaborski
Podobno byłeś dobrą duszą „Bikini Blue”. Co cię w tym projekcie uwiodło?
To nie do końca tak, ten film poradziłby sobie równie dobrze beze mnie. Byłem w ogniu decyzji, dyskusji, propozycji, z którego nagle wyrwał mnie telefon od Juliusza Machulskiego [producent filmu – red.]. Od razu powiedział, że miałbym grać po angielsku, co na tamten moment wydało mi się kiepskim pomysłem, bo językowo byłem raczej średni, o czym od razu go poinformowałem. „No to przecież pan się nauczy, bo pan nie takie rzeczy robił” – usłyszałem w odpowiedzi. Spotkanie z reżyserem Jarosławem Marszewskim wyglądało podobnie – emanował z niego spokój, który mnie uwiódł.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.