Kończący 70 lat Yves Saint-Laurent przestał kobiety przebierać, a zaczął je ubierać
Wolałabym umrzeć, niż nie móc założyć nigdy więcej czegoś od Saint-Laurenta - mawia aktorka Catherine Deneuve. Salwador Dali nazwał go największym artystą XX wieku, a Paloma Picasso stwierdziła, że uczynił życie kobiet łatwiejszym, bo pozwolił im nosić spodnie. Sam Yves Saint-Laurent, właściciel najsłynniejszego inicjału w świecie mody, nieskromnie dodaje, że skompletował już całą szafę współczesnej kobiety, więc śmiało może twierdzić, iż jest "ostatnim żyjącym wielkim krawcem".
Kończący 1 sierpnia 70 lat Saint-Laurent odcisnął trwały ślad na współczesnej modzie, wprowadzając elementy męskiego stroju do damskiej garderoby, swobodnie łącząc z sobą jaskrawe kolory, czerpiąc wzorce z malarstwa i kultury etnicznej, wreszcie - wynajdując pr?t-`a-porter. Ale nade wszystko to on ukazał światu prawdziwą kobiecą sylwetkę: przestał kobiety przebierać, a zaczął je ubierać, co często oznaczało rozbierać.
Monsieur Coco Dior
Czerń, wąskie spodnie, idealnie podkreślona talia, duże okulary, płaszcze przepasane kokardą i dla kontrastu jaskraworóżowe kreacje z naszywanymi sztucznymi różami - to charakterystyczne elementy najnowszej kolekcji na jesienno-zimowy sezon Stefano Pilatego, obecnie głównego projektanta domu mody Yves Saint-Laurent. A przy okazji to kwintesencja tego, co samego Saint-Laurenta uczyniło przed laty wielkim - prostoty i kobiecości.
Urodzony w algierskim Oranie Saint-Laurent, zauważony przez dziennikarzy "Vogue'a" już w wieku 17 lat, zaczął pracować u Christiana Diora, by cztery lata później, po śmierci Diora, zająć jego miejsce jako szef najpotężniejszego na świecie domu mody i stać się jednym z najbardziej wpływowych projektantów w historii. O ile Coco Chanel dała światu prostotę, ale przeobraziła kobiety w chłopczyce, a Christian Dior wyeksponował damską urodę w sposób przerysowany (za pomocą barokowego kroju i ornamentyki), o tyle Yves Saint-Laurent zaczerpnął to, co najlepsze z obu szkół. A wszystko zaczęło się od kolekcji sukienek dla Diora w 1957 r. (tuż po śmierci wielkiego kreatora), nazwanych trapezowymi ze względu na specyficzny kształt. Gazety pisały "Francja została ocalona!".
Prawdziwej rewolucji Yves Saint-Laurent dokonał na początku lat 60., już pod własną metką YSL. Jak? Kobiety od czterech dekad wkładały męskie marynarki czy spodnie, ale nie powstały spodnie uszyte specjalnie dla nich, a formalne stroje w rodzaju garniturów czy smokingów były tylko adaptowane przez wyzwolone panie, na przykład Marlenę Dietrich, która zainspirowała Saint-Laurenta do stworzenia pierwszego w historii damskiego smokingu. Dziś, kiedy taka garderoba pojawia się zarówno u Karla Lagerfelda, jak i Ralpha Laurena (który przegrał z Saint-Laurentem proces o plagiat oryginalnych smokingów), w propozycjach Zary czy polskiej Hexeline, damskie garnitury nikogo nie dziwią, wówczas jednak było to trzęsienie ziemi.
Geniusz prostoty
Geniusz Saint-Laurenta polegał na prostych, a zarazem rewolucyjnych pomysłach. Bodaj największą jego zasługą było odkrycie w modzie kobiecej sylwetki. Wcześniej kobiety nie miały na przykład talii, ale miały nienaturalnie wyeksponowane biusty i pośladki (jak w New Look Chritiana Diora czy "operowych" kreacjach Cristóbala Balenciagi). U Saint-Laurenta (na przełomie lat 50. i 60.) nagle okazało się, że kobieta może być proporcjonalnie zbudowana, niezależnie od tego, czy jest w garniturze, czy w sukni. Suknie stały się zresztą znakiem firmowym Laurenta - dzięki znakomitemu krojowi, wąskiemu i długiemu dekoltowi w kształcie litery V oraz przewiązaniu pasem. Kobiety wyglądały w nich na wiotkie i zgrabne. Nic dziwnego, że takie kreacje noszą Nicole Kidman, Salma Hayek, Julia Roberts, a w Polsce - Grażyna Torbicka.
Pomysły Saint-Laurenta były nowatorskie, nawet jeśli dotyczyły drobiazgów. - W połowie lat 90., kiedy wydawało się, że wszystko w modzie zostało już wymyślone, on potrafił zaskoczyć kapeluszami z rafii czy grawitującymi wokół kolan sukienkami - mówi krytyk mody Jagoda Komorowska. Rafia stała się potem jednym z najmodniejszych materiałów do wyrobu akcesoriów, by wspomnieć choćby torebki Fendi.
Yves Saint-Laurent został dyktatorem mody w pełnym tego słowa znaczeniu. Wprowadził do swoich projektów motywy etno z Afryki czy Rosji i połączył haute couture z popkulturą. Był pierwszym kreatorem, który stworzył własną linię pr?t-a`-porter, nazwaną Rive Gauche. Żadnemu z projektantów haute couture nie przyszło wcześniej do głowy, by ubierać klasę średnią. Kiedy w połowie lat 80. na konferencji prasowej w Moskwie spytano Saint-
-Laurenta, co zrobiłby na miejscu rosyjskich kobiet, które nie mają dostępu do luksusowych strojów, odparł: "Załóżcie golf, spódnicę i jakiś wykonany przez was dodatek i będziecie wyglądały znakomicie". I istotnie, taki strój stał się ponadczasową klasyką.
Skandalista Saint-Laurent
Skandale towarzyszyły zarówno jego przyjaźni z artystyczną bohemą, jak i jego pomysłom. Najbardziej dostało mu się za pokazaną w 1968 r. kolekcję przezroczystych bluzek. Obwołano go wtedy największym deprawatorem mody. Feministki zarzuciły mu uprzedmiotowienie kobiet i pytały, dlaczego nie rozbierze na pokazie mężczyzn. Saint-Laurent odpowiedział im, rozbierając samego siebie - jego akt ozdobił reklamę nowych perfum YSL. Zarzuty o utrwalanie patriarchatu przez Saint-Laurenta były zresztą chybione, bo to właśnie on sprawił, że modelki stały się prawdziwymi boginiami - wyniosłymi, grymaśnymi, zawsze sprawiającymi wrażenie nieosiągalnych. On też pierwszy wprowadził na wybieg na taką skalę czarnoskóre piękności, np. Naomi Campbell.
Wielkie emocje budził w 1996 r. jego pierwszy w historii mody pokaz w Internecie, a także zorganizowanie na otwarcie mundialu w 1998 r. gigantycznego pokazu mody. Zarzucano mu, że bruka sztukę. Jednak to Yves Saint-Laurent, jak mało który projektant, pełnymi garściami czerpał z prawdziwej sztuki, by wspomnieć kolekcję inspirowaną Mondrianem czy płaszcze zdobione "Słonecznikami" van Gogha.
W kamaszach u de Gaulle'a
- Yves Saint-Laurent sprawiał wrażenie osoby pogrążonej w depresji - tak Jagoda Komorowska wspomina swoje spotkanie z kreatorem w połowie lat 90. Sam projektant powiedział zresztą kiedyś, że wręcz urodził się z załamaniem nerwowym. Na początku lat 60., w czasie wielkich sukcesów u Diora, został powołany do armii i wysłany do Algierii. Mimo wstawiennictwa paryskich elit i interwencji matki Saint-Laurenta u Charles'a de Gaulle'a, generał pozostał nieugięty. Kreator miał dać przykład innym jako "zaangażowany symbol luksusu i francuskiej burżuazji" i walczyć przeciwko swej faktycznej ojczyźnie.
Propagandowy chwyt prezydenta Francji Saint-Laurent przypłacił pobytem w szpitalu wojskowym na oddziale psychiatrycznym. Leczony m.in. elektrowstrząsami po opuszczeniu szpitala ważył 32 kg. W tym czasie dom mody Diora zdążył zastąpić go Markiem Bohanem, co sprawiło, że Saint-Laurent zaczął działać na własną rękę. Szybko odniósł sukces, lecz wojenne doświadczenia sprawiły, że jeszcze kilkakrotnie trafiał na leczenie, uzależnił się od alkoholu i narkotyków, popadał w depresje, które nie opuściły go aż do dzisiaj.
Zmierzch boga
"To już koniec wielkiej mody", "odszedł ostatni krawiec ze starej francuskiej gwardii" - pisały na pierwszych stronach francuskie gazety w styczniu 2002 r., kiedy fatalna kondycja psychiczna i fizyczna Saint-Laurenta spowodowała, że postanowił się wycofać z biznesu i zamknąć swoją linię haute couture. Był jeszcze inny powód - Saint-Laurent wdał się w spór z głównym projektantem linii pr?t-a`-porter w swojej firmie - Tomem Fordem, nazywając go prowincjonalnym stylistą. Główny udziałowiec i właściciel domu mody YSL, Gucci Group, o Fordzie miał zgoła odmienne zdanie. Kreator obraził właściwie wszystkich: swojego kolegę z praktyk u Diora Pierre'a Cardina nazwał sprzedajnym tandeciarzem - za to, że stworzył modę na przeciętną kieszeń. O kolekcjach Jeana Paula Gaultiera i Johna Galliano (obecnego głównego kreatora Diora) powiedział, że są żałosnymi kostiumami cyrkowymi.
Odchodząc ze świata mody, Saint-Laurent dał wyraz rozczarowaniu regułami panującymi w tym biznesie, gdzie projektanci mają coraz mniej do powiedzenia i są uzależnieni od swoich inwestorów właścicieli. Tymczasem Gucci Group nie bardzo ma pomysł, co zrobić z głośną, lecz przynoszącą straty marką YSL. Potrzebne jest odświeżenie jej wizerunku, ale ratunkiem może być też ogromna popularność stylu vintage. Jak przyznaje w rozmowie z "Wprost" menedżer kalifornijskich targów Vintage Expo Jonh Maxwell, kreacje z metką YSL sprzed 30 i 40 lat osiągają ceny rzędu 20 tys. dolarów, a zainteresowanie starymi strojami tej marki może się obecnie przyczynić do renesansu jej popularności. W końcu, jak mawiał sam Yves Saint-Laurent, mody przemijają, lecz prawdziwy styl trwa wiecznie.
Kończący 1 sierpnia 70 lat Saint-Laurent odcisnął trwały ślad na współczesnej modzie, wprowadzając elementy męskiego stroju do damskiej garderoby, swobodnie łącząc z sobą jaskrawe kolory, czerpiąc wzorce z malarstwa i kultury etnicznej, wreszcie - wynajdując pr?t-`a-porter. Ale nade wszystko to on ukazał światu prawdziwą kobiecą sylwetkę: przestał kobiety przebierać, a zaczął je ubierać, co często oznaczało rozbierać.
Monsieur Coco Dior
Czerń, wąskie spodnie, idealnie podkreślona talia, duże okulary, płaszcze przepasane kokardą i dla kontrastu jaskraworóżowe kreacje z naszywanymi sztucznymi różami - to charakterystyczne elementy najnowszej kolekcji na jesienno-zimowy sezon Stefano Pilatego, obecnie głównego projektanta domu mody Yves Saint-Laurent. A przy okazji to kwintesencja tego, co samego Saint-Laurenta uczyniło przed laty wielkim - prostoty i kobiecości.
Urodzony w algierskim Oranie Saint-Laurent, zauważony przez dziennikarzy "Vogue'a" już w wieku 17 lat, zaczął pracować u Christiana Diora, by cztery lata później, po śmierci Diora, zająć jego miejsce jako szef najpotężniejszego na świecie domu mody i stać się jednym z najbardziej wpływowych projektantów w historii. O ile Coco Chanel dała światu prostotę, ale przeobraziła kobiety w chłopczyce, a Christian Dior wyeksponował damską urodę w sposób przerysowany (za pomocą barokowego kroju i ornamentyki), o tyle Yves Saint-Laurent zaczerpnął to, co najlepsze z obu szkół. A wszystko zaczęło się od kolekcji sukienek dla Diora w 1957 r. (tuż po śmierci wielkiego kreatora), nazwanych trapezowymi ze względu na specyficzny kształt. Gazety pisały "Francja została ocalona!".
Prawdziwej rewolucji Yves Saint-Laurent dokonał na początku lat 60., już pod własną metką YSL. Jak? Kobiety od czterech dekad wkładały męskie marynarki czy spodnie, ale nie powstały spodnie uszyte specjalnie dla nich, a formalne stroje w rodzaju garniturów czy smokingów były tylko adaptowane przez wyzwolone panie, na przykład Marlenę Dietrich, która zainspirowała Saint-Laurenta do stworzenia pierwszego w historii damskiego smokingu. Dziś, kiedy taka garderoba pojawia się zarówno u Karla Lagerfelda, jak i Ralpha Laurena (który przegrał z Saint-Laurentem proces o plagiat oryginalnych smokingów), w propozycjach Zary czy polskiej Hexeline, damskie garnitury nikogo nie dziwią, wówczas jednak było to trzęsienie ziemi.
Geniusz prostoty
Geniusz Saint-Laurenta polegał na prostych, a zarazem rewolucyjnych pomysłach. Bodaj największą jego zasługą było odkrycie w modzie kobiecej sylwetki. Wcześniej kobiety nie miały na przykład talii, ale miały nienaturalnie wyeksponowane biusty i pośladki (jak w New Look Chritiana Diora czy "operowych" kreacjach Cristóbala Balenciagi). U Saint-Laurenta (na przełomie lat 50. i 60.) nagle okazało się, że kobieta może być proporcjonalnie zbudowana, niezależnie od tego, czy jest w garniturze, czy w sukni. Suknie stały się zresztą znakiem firmowym Laurenta - dzięki znakomitemu krojowi, wąskiemu i długiemu dekoltowi w kształcie litery V oraz przewiązaniu pasem. Kobiety wyglądały w nich na wiotkie i zgrabne. Nic dziwnego, że takie kreacje noszą Nicole Kidman, Salma Hayek, Julia Roberts, a w Polsce - Grażyna Torbicka.
Pomysły Saint-Laurenta były nowatorskie, nawet jeśli dotyczyły drobiazgów. - W połowie lat 90., kiedy wydawało się, że wszystko w modzie zostało już wymyślone, on potrafił zaskoczyć kapeluszami z rafii czy grawitującymi wokół kolan sukienkami - mówi krytyk mody Jagoda Komorowska. Rafia stała się potem jednym z najmodniejszych materiałów do wyrobu akcesoriów, by wspomnieć choćby torebki Fendi.
Yves Saint-Laurent został dyktatorem mody w pełnym tego słowa znaczeniu. Wprowadził do swoich projektów motywy etno z Afryki czy Rosji i połączył haute couture z popkulturą. Był pierwszym kreatorem, który stworzył własną linię pr?t-a`-porter, nazwaną Rive Gauche. Żadnemu z projektantów haute couture nie przyszło wcześniej do głowy, by ubierać klasę średnią. Kiedy w połowie lat 80. na konferencji prasowej w Moskwie spytano Saint-
-Laurenta, co zrobiłby na miejscu rosyjskich kobiet, które nie mają dostępu do luksusowych strojów, odparł: "Załóżcie golf, spódnicę i jakiś wykonany przez was dodatek i będziecie wyglądały znakomicie". I istotnie, taki strój stał się ponadczasową klasyką.
Skandalista Saint-Laurent
Skandale towarzyszyły zarówno jego przyjaźni z artystyczną bohemą, jak i jego pomysłom. Najbardziej dostało mu się za pokazaną w 1968 r. kolekcję przezroczystych bluzek. Obwołano go wtedy największym deprawatorem mody. Feministki zarzuciły mu uprzedmiotowienie kobiet i pytały, dlaczego nie rozbierze na pokazie mężczyzn. Saint-Laurent odpowiedział im, rozbierając samego siebie - jego akt ozdobił reklamę nowych perfum YSL. Zarzuty o utrwalanie patriarchatu przez Saint-Laurenta były zresztą chybione, bo to właśnie on sprawił, że modelki stały się prawdziwymi boginiami - wyniosłymi, grymaśnymi, zawsze sprawiającymi wrażenie nieosiągalnych. On też pierwszy wprowadził na wybieg na taką skalę czarnoskóre piękności, np. Naomi Campbell.
Wielkie emocje budził w 1996 r. jego pierwszy w historii mody pokaz w Internecie, a także zorganizowanie na otwarcie mundialu w 1998 r. gigantycznego pokazu mody. Zarzucano mu, że bruka sztukę. Jednak to Yves Saint-Laurent, jak mało który projektant, pełnymi garściami czerpał z prawdziwej sztuki, by wspomnieć kolekcję inspirowaną Mondrianem czy płaszcze zdobione "Słonecznikami" van Gogha.
W kamaszach u de Gaulle'a
- Yves Saint-Laurent sprawiał wrażenie osoby pogrążonej w depresji - tak Jagoda Komorowska wspomina swoje spotkanie z kreatorem w połowie lat 90. Sam projektant powiedział zresztą kiedyś, że wręcz urodził się z załamaniem nerwowym. Na początku lat 60., w czasie wielkich sukcesów u Diora, został powołany do armii i wysłany do Algierii. Mimo wstawiennictwa paryskich elit i interwencji matki Saint-Laurenta u Charles'a de Gaulle'a, generał pozostał nieugięty. Kreator miał dać przykład innym jako "zaangażowany symbol luksusu i francuskiej burżuazji" i walczyć przeciwko swej faktycznej ojczyźnie.
Propagandowy chwyt prezydenta Francji Saint-Laurent przypłacił pobytem w szpitalu wojskowym na oddziale psychiatrycznym. Leczony m.in. elektrowstrząsami po opuszczeniu szpitala ważył 32 kg. W tym czasie dom mody Diora zdążył zastąpić go Markiem Bohanem, co sprawiło, że Saint-Laurent zaczął działać na własną rękę. Szybko odniósł sukces, lecz wojenne doświadczenia sprawiły, że jeszcze kilkakrotnie trafiał na leczenie, uzależnił się od alkoholu i narkotyków, popadał w depresje, które nie opuściły go aż do dzisiaj.
Zmierzch boga
"To już koniec wielkiej mody", "odszedł ostatni krawiec ze starej francuskiej gwardii" - pisały na pierwszych stronach francuskie gazety w styczniu 2002 r., kiedy fatalna kondycja psychiczna i fizyczna Saint-Laurenta spowodowała, że postanowił się wycofać z biznesu i zamknąć swoją linię haute couture. Był jeszcze inny powód - Saint-Laurent wdał się w spór z głównym projektantem linii pr?t-a`-porter w swojej firmie - Tomem Fordem, nazywając go prowincjonalnym stylistą. Główny udziałowiec i właściciel domu mody YSL, Gucci Group, o Fordzie miał zgoła odmienne zdanie. Kreator obraził właściwie wszystkich: swojego kolegę z praktyk u Diora Pierre'a Cardina nazwał sprzedajnym tandeciarzem - za to, że stworzył modę na przeciętną kieszeń. O kolekcjach Jeana Paula Gaultiera i Johna Galliano (obecnego głównego kreatora Diora) powiedział, że są żałosnymi kostiumami cyrkowymi.
Odchodząc ze świata mody, Saint-Laurent dał wyraz rozczarowaniu regułami panującymi w tym biznesie, gdzie projektanci mają coraz mniej do powiedzenia i są uzależnieni od swoich inwestorów właścicieli. Tymczasem Gucci Group nie bardzo ma pomysł, co zrobić z głośną, lecz przynoszącą straty marką YSL. Potrzebne jest odświeżenie jej wizerunku, ale ratunkiem może być też ogromna popularność stylu vintage. Jak przyznaje w rozmowie z "Wprost" menedżer kalifornijskich targów Vintage Expo Jonh Maxwell, kreacje z metką YSL sprzed 30 i 40 lat osiągają ceny rzędu 20 tys. dolarów, a zainteresowanie starymi strojami tej marki może się obecnie przyczynić do renesansu jej popularności. W końcu, jak mawiał sam Yves Saint-Laurent, mody przemijają, lecz prawdziwy styl trwa wiecznie.
Więcej możesz przeczytać w 31/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.