ZUS, wielką czarną dziurę biurokracji, należy jak najszybciej sprywatyzować. Utrzymywanie niewydolnego ZUS kompromituje ideę reformy emerytalnej.
ZUS, wielką czarną dziurę biurokracji, należy jak najszybciej sprywatyzować
Informujemy, że suma składek na Pani/Pana rachunku w naszym funduszu wynosi 0 zł" - listy tej treści powinien wysłać do 114,7 tys. swoich klientów największy w Polsce otwarty fundusz emerytalny Commercial Union (zawarł 2,55 mln umów). W pozostałych piętnastu funduszach emerytalnych pustych jest średnio 22 proc. kont. To teoretycznie oznacza, że od czterech lat 2,2 mln z 10 mln Polaków należących do tzw. II filaru nie zarabia na swoją emeryturę!
Winny jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych, czyli tzw. I filar naszego systemu emerytalnego (państwowa instytucja, która wypłaci nam 2/3 emerytury). Tylko 82 proc. należnych składek od ubezpieczonych (według danych OFE) ZUS przesyła dziś do prywatnego drugiego filaru, czyli otwartych funduszy emerytalnych, inwestujących i pomnażających nasze składki (z OFE otrzymamy 1/3 emerytury), za poprzednie lata jest zaś dłużny funduszom ponad 9 mld zł, (z odsetkami - 9,5 mld zł). Zakład ubezpieczeń uspokaja, że dług ureguluje, a za zwłokę zapłaci ustawowe odsetki (od kwietnia wynoszą mniej niż 6 proc. rocznie). - Odsetki te mogą być jednak niższe niż zyski, które w tym samym czasie wypracowałyby OFE. Większość funduszy w ostatnich dwóch latach zwiększyła wartość wpłacanych składek o 25-35 proc. - ostrzega Paweł Wojciechowski, prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Allianz Polska. Od połowy kwietnia ZUS w ogóle przestał spłacać funduszom odsetki, bo budżet nie ma pieniędzy. Przez cztery lata państwowy moloch nie potrafił dokończyć informatyzacji baz danych i często nie wie, kto jest ubezpieczony, ile wpłacił i jaki uzbierał kapitał. Obowiązkiem zebrania danych obarcza więc ubezpieczonych. Po co nam w takim razie ZUS? Prywatna firma zbierze pieniądze i rozdzieli emerytury sprawniej, a weźmie za to mniej niż 3,3 mld zł rocznie, bo tyle wyniosły w 2002 r. koszty własne i bieżące wydatki ZUS!
W poszukiwaniu zaginionych emerytów
- W ZUS panuje bałagan, jaki w prywatnych firmach jest nie do pomyślenia - oburza się Rafał Przedmojski z Warszawy, były właściciel firmy konsultingowej. Dziś dług ZUS wobec OFE, a właściwie wobec ich klientów, rząd chce za pomocą ustawy (ma być gotowa do października) zamienić na długoletnie obligacje skarbu państwa. - Budżet nie ma pieniędzy, więc musimy przyjąć obligacje. Samo ich oprocentowanie może jednak nie zapewnić członkom OFE takiej rentowności składek, jaką uzyskaliby, gdyby ich składki inwestowały dowolnie towarzystwa emerytalne - mówi Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, współautorka reformy emerytalnej rządu Jerzego Buzka. Dlatego w rozmowach z rządem na temat ustawy o przejęciu przez skarb państwa zobowiązań ZUS wobec członków funduszy IGTE domaga się, by do nominalnego oprocentowania tych obligacji doliczono jeszcze "premię" w wysokości 0,35 proc.
Około 1,5 mln Polaków urodzonych po 31 grudnia 1948 r. szuka wymaganych przez ZUS dokumentów potwierdzających ich zarobki z 10 kolejnych lub 20 wybranych lat pracy wykonywanej przed 1 stycznia 1999 r. Bez tych dokumentów zakład ubezpieczeń nie wyliczy im tzw. kapitału początkowego. To kwota, którą "uzbierali", pracując przede wszystkim w okresie PRL. Obowiązujące dawniej przepisy wymagały, by przedsiębiorstwa przechowywały dokumentację o zarobkach tylko przez 12 lat, a w niektórych branżach w ogóle nie było obowiązku wpisywania wysokości wynagrodzeń do legitymacji ubezpieczeniowych. Dziesiątki tysięcy firm zbankrutowały po 1989 r. i chociaż ich archiwa powinny przechowywać wyznaczone instytucje, odnalezienie właściwego bywa udręką. Absurdalność całej sytuacji sięga zenitu, pojawiła się nawet na rynku nowa profesja: detektyw poszukujący na zlecenie naszych zaświadczeń o zarobkach...
Obywatelu, policz się sam
ZUS już nieraz przerzucał obowiązek uporządkowania swej stajni Augiasza na emerytów in spe. W 1999 r. płatnikom - mimo że co miesiąc rozliczali się z ZUS - kazano sporządzić dodatkowo zbiorczy dokument dotyczący odprowadzonych w poprzednim roku składek, bo ZUS na podstawie miesięcznych deklaracji nie potrafił ich wyliczyć. Niedawno niektóre osoby nie zauważyły, że zmieniono przepisy pozwalające nie wypełniać miesięcznych druków, o ile wysokość należnej składki nie uległa zmianie. Płatnicy ci musieli wysłać do ZUS deklaracje z ostatnich 16 miesięcy. Licząc tylko cenę znaczków pocztowych (3,5 zł), cała operacja kosztowała nas kilka milionów złotych. Tymczasem od 1 kwietnia 2003 r. znów można nie wypełniać co miesiąc formularzy, jeśli nie nastąpiły zmiany w sytuacji ubezpieczonego! Od dwóch miesięcy ZUS nie sprawdza natomiast, czy wpłacone w ciągu roku składki ubezpieczonego przewyższyły podstawę ich wymiaru (wynosi ona równowartość trzydziestokrotnego prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego na dany rok). Sami więc musimy pilnować, czy na naszym koncie nie pojawiła się nadpłata, bo ZUS nie zawiadamia o tym fakcie. Musimy sprawdzać skrupulatnie, bo po pięciu latach roszczenia wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ulegają przedawnieniu!
Największy pracodawca w Polsce
Składkowy narzut na nasze pensje, przeznaczony na emerytury, ubezpieczenia wypadkowe, rentowe, chorobowe itp., sięga dziś 40 proc. wynagrodzenia brutto! Bałagan w ZUS powoduje kolejne koszty i tak zbyt hojnego, przytłaczającego pracodawców oraz zatrudnionych systemu ubezpieczeń społecznych. - Większe firmy mogą sobie pozwolić na płacenie za etat osoby, której jedynym zajęciem jest prowadzenie rozliczeń z ZUS i spełnianie kolejnych jego zachcianek - mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Dużych i średnich (zatrudniających ponad 10 ludzi) firm jest w kraju 166 tys., więc jeśli ZUS w każdej z nich "daje" pracę jednej osobie, to oznacza, iż jest największym pracodawcą w Polsce! Dla biznesmenów "tworzenie" w taki sposób miejsc pracy oznacza stratę pieniędzy. Dla małych, kilkuosobowych przedsiębiorstw, jak zakład fryzjerski, sklep spożywczy, firma remontująca mieszkania, dla 400 tys. działających na własny rachunek akwizytorów czy dla wielu innych "samozatrudnionych", marnotrawienie czasu przez jednego choćby pracownika (co dopiero jedynego!), kosztującego co miesiąc brutto 1500-2000 zł, to już poważny cios, a przynajmniej hamulec w rozwoju. - W takich małych i jednoosobowych firmach pracuje ponad 2 mln Polaków. ZUS zniechęca ich wszystkich do zatrudniania nowych osób! - uważa Mordasewicz.
ZUStaw się, a postaw się
- To jest fabryka kosztów. Wydaje na własne potrzeby relatywnie więcej niż podobne instytucje w innych krajach - mówi o ZUS Jarosław Bauc, prezes PTE Skarbiec-Emerytura. ZUS zatrudnia ponad 30 tys. osób. Wzniesione za miliony złotych nowe - często wystawne - siedziby terenowych oddziałów i centrali zakładu może obejrzeć każdy ubezpieczony. Wlokąca się od czterech lat budowa systemu informatycznego w ZUS (zamówionego w Prokomie Ryszarda Krauzego) staje się symbolem nieudolności i marnotrawstwa państwowej machiny. ZUS powiodła się tylko komputeryzacja płatników, bo nowelizacja ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych z grudnia 2002 r. nakazała małym firmom, zatrudniającym od 6 do 20 osób, rozliczanie się ze składek wyłącznie elektronicznie.
- Cały państwowy aparat ZUS i KRUS - który należy natychmiast zlikwidować - nie ma w przyszłości racji bytu - uważa Rafał Antczak, główny ekspert CASE. Państwo musi w pewnym stopniu gwarantować obywatelom bezpieczeństwo socjalne na starość, dopłacając z budżetu np. do emerytur bezrobotnych, którzy przed osiągnięciem 60-65 lat nie mieli z czego płacić składek. Czym innym jest jednak zarządzanie państwowymi funduszami przeznaczonymi na emerytury. Przecież ZUS to tylko instytucja zarządzająca pieniędzmi Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a ściśle mówiąc - bardzo drogi pośrednik w przekazywaniu pieniędzy z kieszeni zatrudnionego do kieszeni obecnego lub przyszłego emeryta (jeśli każdy będzie miał w ZUS indywidualne konto, będzie to nareszcie ta sama osoba). Zarządzanie FUS powinniśmy więc oddać - w drodze przetargu - w ręce prywatnych firm, które zrobią to taniej, a w trosce o własne wynagrodzenie zadbają o usprawnienie działania całej machiny!
Za reformę emerytalną i utworzenie w 1999 r. prywatnych OFE zbieramy pochwały w całej Europie. Podobne do polskich rozwiązania wprowadziły Wielka Brytania, Szwecja, Słowacja, Bułgaria, Chorwacja, myślą o tym Niemcy. Tymczasem utrzymywanie niewydolnego ZUS kompromituje dziś całą ideę reformy. Polacy, dowiadując się o niedoborach na swych rachunkach w OFE, zaczynają postrzegać pieniądze przeznaczane na prywatny drugi filar podobnie jak składki na państwowy pierwszy filar: jako bezzwrotną daninę na rzecz państwa, znikającą bez śladu w wielkiej czarnej dziurze biurokracji.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Tomasz Cukiernik
Informujemy, że suma składek na Pani/Pana rachunku w naszym funduszu wynosi 0 zł" - listy tej treści powinien wysłać do 114,7 tys. swoich klientów największy w Polsce otwarty fundusz emerytalny Commercial Union (zawarł 2,55 mln umów). W pozostałych piętnastu funduszach emerytalnych pustych jest średnio 22 proc. kont. To teoretycznie oznacza, że od czterech lat 2,2 mln z 10 mln Polaków należących do tzw. II filaru nie zarabia na swoją emeryturę!
Winny jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych, czyli tzw. I filar naszego systemu emerytalnego (państwowa instytucja, która wypłaci nam 2/3 emerytury). Tylko 82 proc. należnych składek od ubezpieczonych (według danych OFE) ZUS przesyła dziś do prywatnego drugiego filaru, czyli otwartych funduszy emerytalnych, inwestujących i pomnażających nasze składki (z OFE otrzymamy 1/3 emerytury), za poprzednie lata jest zaś dłużny funduszom ponad 9 mld zł, (z odsetkami - 9,5 mld zł). Zakład ubezpieczeń uspokaja, że dług ureguluje, a za zwłokę zapłaci ustawowe odsetki (od kwietnia wynoszą mniej niż 6 proc. rocznie). - Odsetki te mogą być jednak niższe niż zyski, które w tym samym czasie wypracowałyby OFE. Większość funduszy w ostatnich dwóch latach zwiększyła wartość wpłacanych składek o 25-35 proc. - ostrzega Paweł Wojciechowski, prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Allianz Polska. Od połowy kwietnia ZUS w ogóle przestał spłacać funduszom odsetki, bo budżet nie ma pieniędzy. Przez cztery lata państwowy moloch nie potrafił dokończyć informatyzacji baz danych i często nie wie, kto jest ubezpieczony, ile wpłacił i jaki uzbierał kapitał. Obowiązkiem zebrania danych obarcza więc ubezpieczonych. Po co nam w takim razie ZUS? Prywatna firma zbierze pieniądze i rozdzieli emerytury sprawniej, a weźmie za to mniej niż 3,3 mld zł rocznie, bo tyle wyniosły w 2002 r. koszty własne i bieżące wydatki ZUS!
W poszukiwaniu zaginionych emerytów
- W ZUS panuje bałagan, jaki w prywatnych firmach jest nie do pomyślenia - oburza się Rafał Przedmojski z Warszawy, były właściciel firmy konsultingowej. Dziś dług ZUS wobec OFE, a właściwie wobec ich klientów, rząd chce za pomocą ustawy (ma być gotowa do października) zamienić na długoletnie obligacje skarbu państwa. - Budżet nie ma pieniędzy, więc musimy przyjąć obligacje. Samo ich oprocentowanie może jednak nie zapewnić członkom OFE takiej rentowności składek, jaką uzyskaliby, gdyby ich składki inwestowały dowolnie towarzystwa emerytalne - mówi Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, współautorka reformy emerytalnej rządu Jerzego Buzka. Dlatego w rozmowach z rządem na temat ustawy o przejęciu przez skarb państwa zobowiązań ZUS wobec członków funduszy IGTE domaga się, by do nominalnego oprocentowania tych obligacji doliczono jeszcze "premię" w wysokości 0,35 proc.
Około 1,5 mln Polaków urodzonych po 31 grudnia 1948 r. szuka wymaganych przez ZUS dokumentów potwierdzających ich zarobki z 10 kolejnych lub 20 wybranych lat pracy wykonywanej przed 1 stycznia 1999 r. Bez tych dokumentów zakład ubezpieczeń nie wyliczy im tzw. kapitału początkowego. To kwota, którą "uzbierali", pracując przede wszystkim w okresie PRL. Obowiązujące dawniej przepisy wymagały, by przedsiębiorstwa przechowywały dokumentację o zarobkach tylko przez 12 lat, a w niektórych branżach w ogóle nie było obowiązku wpisywania wysokości wynagrodzeń do legitymacji ubezpieczeniowych. Dziesiątki tysięcy firm zbankrutowały po 1989 r. i chociaż ich archiwa powinny przechowywać wyznaczone instytucje, odnalezienie właściwego bywa udręką. Absurdalność całej sytuacji sięga zenitu, pojawiła się nawet na rynku nowa profesja: detektyw poszukujący na zlecenie naszych zaświadczeń o zarobkach...
Obywatelu, policz się sam
ZUS już nieraz przerzucał obowiązek uporządkowania swej stajni Augiasza na emerytów in spe. W 1999 r. płatnikom - mimo że co miesiąc rozliczali się z ZUS - kazano sporządzić dodatkowo zbiorczy dokument dotyczący odprowadzonych w poprzednim roku składek, bo ZUS na podstawie miesięcznych deklaracji nie potrafił ich wyliczyć. Niedawno niektóre osoby nie zauważyły, że zmieniono przepisy pozwalające nie wypełniać miesięcznych druków, o ile wysokość należnej składki nie uległa zmianie. Płatnicy ci musieli wysłać do ZUS deklaracje z ostatnich 16 miesięcy. Licząc tylko cenę znaczków pocztowych (3,5 zł), cała operacja kosztowała nas kilka milionów złotych. Tymczasem od 1 kwietnia 2003 r. znów można nie wypełniać co miesiąc formularzy, jeśli nie nastąpiły zmiany w sytuacji ubezpieczonego! Od dwóch miesięcy ZUS nie sprawdza natomiast, czy wpłacone w ciągu roku składki ubezpieczonego przewyższyły podstawę ich wymiaru (wynosi ona równowartość trzydziestokrotnego prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego na dany rok). Sami więc musimy pilnować, czy na naszym koncie nie pojawiła się nadpłata, bo ZUS nie zawiadamia o tym fakcie. Musimy sprawdzać skrupulatnie, bo po pięciu latach roszczenia wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ulegają przedawnieniu!
Największy pracodawca w Polsce
Składkowy narzut na nasze pensje, przeznaczony na emerytury, ubezpieczenia wypadkowe, rentowe, chorobowe itp., sięga dziś 40 proc. wynagrodzenia brutto! Bałagan w ZUS powoduje kolejne koszty i tak zbyt hojnego, przytłaczającego pracodawców oraz zatrudnionych systemu ubezpieczeń społecznych. - Większe firmy mogą sobie pozwolić na płacenie za etat osoby, której jedynym zajęciem jest prowadzenie rozliczeń z ZUS i spełnianie kolejnych jego zachcianek - mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Dużych i średnich (zatrudniających ponad 10 ludzi) firm jest w kraju 166 tys., więc jeśli ZUS w każdej z nich "daje" pracę jednej osobie, to oznacza, iż jest największym pracodawcą w Polsce! Dla biznesmenów "tworzenie" w taki sposób miejsc pracy oznacza stratę pieniędzy. Dla małych, kilkuosobowych przedsiębiorstw, jak zakład fryzjerski, sklep spożywczy, firma remontująca mieszkania, dla 400 tys. działających na własny rachunek akwizytorów czy dla wielu innych "samozatrudnionych", marnotrawienie czasu przez jednego choćby pracownika (co dopiero jedynego!), kosztującego co miesiąc brutto 1500-2000 zł, to już poważny cios, a przynajmniej hamulec w rozwoju. - W takich małych i jednoosobowych firmach pracuje ponad 2 mln Polaków. ZUS zniechęca ich wszystkich do zatrudniania nowych osób! - uważa Mordasewicz.
ZUStaw się, a postaw się
- To jest fabryka kosztów. Wydaje na własne potrzeby relatywnie więcej niż podobne instytucje w innych krajach - mówi o ZUS Jarosław Bauc, prezes PTE Skarbiec-Emerytura. ZUS zatrudnia ponad 30 tys. osób. Wzniesione za miliony złotych nowe - często wystawne - siedziby terenowych oddziałów i centrali zakładu może obejrzeć każdy ubezpieczony. Wlokąca się od czterech lat budowa systemu informatycznego w ZUS (zamówionego w Prokomie Ryszarda Krauzego) staje się symbolem nieudolności i marnotrawstwa państwowej machiny. ZUS powiodła się tylko komputeryzacja płatników, bo nowelizacja ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych z grudnia 2002 r. nakazała małym firmom, zatrudniającym od 6 do 20 osób, rozliczanie się ze składek wyłącznie elektronicznie.
- Cały państwowy aparat ZUS i KRUS - który należy natychmiast zlikwidować - nie ma w przyszłości racji bytu - uważa Rafał Antczak, główny ekspert CASE. Państwo musi w pewnym stopniu gwarantować obywatelom bezpieczeństwo socjalne na starość, dopłacając z budżetu np. do emerytur bezrobotnych, którzy przed osiągnięciem 60-65 lat nie mieli z czego płacić składek. Czym innym jest jednak zarządzanie państwowymi funduszami przeznaczonymi na emerytury. Przecież ZUS to tylko instytucja zarządzająca pieniędzmi Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a ściśle mówiąc - bardzo drogi pośrednik w przekazywaniu pieniędzy z kieszeni zatrudnionego do kieszeni obecnego lub przyszłego emeryta (jeśli każdy będzie miał w ZUS indywidualne konto, będzie to nareszcie ta sama osoba). Zarządzanie FUS powinniśmy więc oddać - w drodze przetargu - w ręce prywatnych firm, które zrobią to taniej, a w trosce o własne wynagrodzenie zadbają o usprawnienie działania całej machiny!
Za reformę emerytalną i utworzenie w 1999 r. prywatnych OFE zbieramy pochwały w całej Europie. Podobne do polskich rozwiązania wprowadziły Wielka Brytania, Szwecja, Słowacja, Bułgaria, Chorwacja, myślą o tym Niemcy. Tymczasem utrzymywanie niewydolnego ZUS kompromituje dziś całą ideę reformy. Polacy, dowiadując się o niedoborach na swych rachunkach w OFE, zaczynają postrzegać pieniądze przeznaczane na prywatny drugi filar podobnie jak składki na państwowy pierwszy filar: jako bezzwrotną daninę na rzecz państwa, znikającą bez śladu w wielkiej czarnej dziurze biurokracji.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Tomasz Cukiernik
ALEKSANDRA WIKTOROW prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Po kłopotach w pierwszym okresie wprowadzania reformy emerytalnej obecnie nie ma problemów z przekazywaniem do OFE bieżących składek. Fundusze co miesiąc otrzymują 95 proc. należnych składek od ubezpieczonych. Ciągle natomiast nie została wyjaśniona sprawa rozliczeń składek z okresu pierwszych trzech lat funkcjonowania nowego systemu. Współpracujemy przy rozwiązaniu tego problemu z płatnikami - czyli pracodawcami składającymi w imieniu ubezpieczonych wszystkie niezbędne dokumenty i przekazującymi do ZUS składki - i powinniśmy uporać się z tą sprawą do końca 2005 r. Polska jako jeden z pierwszych krajów na świecie w całości uzależniła wysokość przyszłej emerytury od wpłaconych w okresie pracy zawodowej składek. W najbliższych 30 latach to jednak emerytury wypłacane na starych zasadach (jest ich obecnie około 3,5 mln) będą tak naprawdę decydowały o stanie systemu ubezpieczeń społecznych. Program informatyczny obsługujący wypłatę nowych emerytur będzie potrzebny w 2009 r., ale wówczas ma jeszcze obowiązywać system mieszany: część świadczeń będzie wypłacana według starych zasad, część według nowych. Od 2014 r. wszystkie wypłacane przez ZUS emerytury będą już "nowe". Dopiero więc w 2009 r. stwierdzimy w praktyce, czy zreformowany system działa tak, jak powinien. Jedno jest pewne: kobiety muszą się starać, by przepracować 20 lat, a mężczyźni 25 lat. Składka powinna być opłacana co najmniej od minimalnego wynagrodzenia, bo tylko po spełnieniu takich warunków zagwarantowana zostanie minimalna emerytura. |
JarosŁaw Bauc: "ZUS wydaje na własne potrzeby relatywnie więcej niż podobne instytucje za granicą" Ewa Lewicka: "Budżet nie ma pieniędzy na spłatę długu wobec otwartych funduszy emerytalnych" PaweŁ Wojciechowski: "Większość funduszy emerytalnych zwiększyła wartość składek o 25-35 proc." Jeremi Mordasewicz: "ZUS zniechęca małe firmy do zatrudniania nowych pracowników" |
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.