Kraje traktujące projekt europejski bardziej jako zadanie niż przywilej wygrywały wyścig o sukces
"Kryzys Europy bierze się ze sposobu pojmowania wolności"
o. Maciej Zięba, OP
Zakładam, że Polacy mają rozum i w sytua-cjach przełomowych stronią od samobójstwa, a więc większość Polaków uczestniczyła w referendum, a zdecydowana większość wśród głosujących opowiedziała się za członkostwem Polski w strukturach UE. W przeciwnym wypadku scenariusz nakreślony w zeszły czwartek w "Gazecie Wyborczej" na nadzwyczajnych "czarnych" stronach przestałby być żartem i należałoby się poważnie zastanowić, jak z etapu III Rzeczypospolitej wrócić w ramy szesnastej republiki.
Kampanię referendalną najbardziej krytykowali ci, którzy się do niej najmniej przyłożyli. Z pewnością w każdej krytyce było coś prawdziwego i słusznego. Jednym przeszkadzał nadmiar entuzjazmu, innym niedostatek emocji patriotycznych. Jedni ganili niedosyt konkretów, inni byli zgorszeni nudnymi "technikaliami". Nawet znawcy marketingu politycznego mieli różne opinie na temat optymalnej dawki billboardów i liczby spotkań bezpośrednich. Nie wyjaśniały tych wątpliwości sondaże opinii publicznej, których wyniki, zdaniem socjologów, były skażone nieszczerością ankietowanych, miotających się między "poprawnością polityczną" a prawdomównością. Było też tak, że ktoś, kto raz doszedł do tzw. silnego przekonania w kwestii "tak" lub "nie", raczej nie był skłonny weryfikować tego stanowiska. Jedynym elementem, który mógł do takiej zmiany doprowadzić, okazał się głos Jana Pawła II.
W kampanijnym harmidrze mało miejsca pozostało na refleksję bardziej zasadniczą, która wymagałaby wniknięcia w sytuację Polski z pozycji naprawdę wewnątrzunijnej. Wysoki stopień niepewności dotyczącej frekwencji utrudniał takie patrzenie bardziej nawet niż agresja, tu i ówdzie towarzysząca kampanii. Tymczasem jednym z najważniejszych wątków debaty, który w "spokojniejszych czasach" przyczyniłby się do jej zracjonalizowania, powinien być kryzys całej współczesnej Europy, zarówno "członkowskiej", jak i "kandydackiej". Podejmując go, musielibyśmy poważnie wniknąć w słynny frommowski dylemat "wolności od" i "wolności do".
Czytelnikom "Wprost" nie trzeba wykładać istoty tego dylematu. Wystarczy stwierdzić, że był on aktualny przed referendum oraz uzyskaniem członkostwa i pozostanie aktualny także po tym wydarzeniu. Przeciwnicy i zwolennicy różnili się przecież w gruncie rzeczy tym, że jedni chcieli zrealizować swą wolność, uciekając od Europy, drudzy zaś chcieli uciekać właśnie do niej. Niektóre lęki pojawiały się po obu stronach barykady, tyle że gdzie indziej widziano rozwiązanie problemu. Jedni mówili: jak najdalej od ryzyka. Inni odwrotnie: trzeba się z nim zmierzyć.
Po referendum dylemat pozostał. Nadal można uciekać od lub do Europy. Bo że należy uciekać, jest dość oczywiste dla każdego, kto zna polską historię oraz rzeczywistość. Co więcej, cokolwiek jest dobrego w Unii Europejskiej, wymaga pozytywnego zaangażowania, które Fromm opisywał w kategoriach "ucieczki do". Kraje członkowskie, które się na taką "ucieczkę do" nie zdecydowały lub decydowały się z opóźnieniem, nieomal zawsze płaciły frycowe. I odwrotnie, kraje traktujące projekt europejski bardziej jako zadanie niż przywilej wygrywały wyścig o sukces.
Mój ulubiony dominikanin posłużył się w niedawnym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" zgrabnym określeniem: "chrześcijaństwo bezobjawowe". Nie był to komplement dla różnych naszych polskich postaw. Korzystając z tego wyrażenia (zresztą wtórnego, bo zastosowanego przez analogię do słynnej "schizofrenii bezobjawowej", na którą miał rzekomo niegdyś cierpieć Władimir Bukowski), pozwalam sobie wyrazić głośno życzenie, abyśmy po wejściu do Unii Europejskiej nie zapadli na bezobjawową europejskość. Bardzo proszę o członkostwo na zasadzie "ucieczki do" zamiast "ucieczki od". A zatem do Europy.
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.