Nikomu nie zależy na wyjaśnieniu politycznych wątków afery Wieczerzaka
W dniu aresztowania Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie, do Andrzeja Szkaradka, wpływowego posła AWS, podszedł w Sejmie jeden z ważnych polityków opozycyjnego wówczas SLD. - Co wy robicie?! Chcecie wykończyć siebie i nas? Jak ten facet zacznie sypać, wszyscy dostaniemy w dupę! - stwierdził zirytowany. Jednak przez ponad rok Wieczerzak nie sypał. Czekał, aż ktoś wpływowy, komu przekazywał pieniądze PZU, wyciągnie go z więzienia. Sypać zaczął dopiero wtedy, gdy mimo wysyłanych z aresztu ostrzeżeń nikt nie chciał mu pomóc. Kiedy w ubiegłym roku upubliczniona została wiadomość o tym, że Wieczerzak zaczyna mówić, wkrótce zdarzył mu się wypadek. Oficjalnie potknął się na schodach. Mimo złożenia obszernych wyjaśnień, w których opowiada, komu i ile płacił, w tym politykom, w akcie oskarżenia politycznych wątków nie ma w ogóle. Podobnie było zresztą podczas procesu "Pruszkowa", mimo że ponad jedna trzecia 700-stronicowych zeznań Jarosława Sokołowskiego (Masy), świadka koronnego, dotyczyła związków gangu z politykami.
Fundusz prewencyjny
Przed prokurator Wandą Marciniak Wieczerzak mówił, że właściwie był tylko kasjerem polityczno-biznesowego kartelu, który umieścił go w PZU Życie, by stamtąd czerpać pieniądze dla poszczególnych ugrupowań politycznych i na prywatne interesy wybranych polityków. Dzień przed aresztowaniem w rozmowie z "Wprost" Wieczerzak stwierdził, że PZU Życie dysponowało miliardem złotych rocznie "do wydania na różne przedsięwzięcia i inwestycje, w tym polityczne". We wspomnianej rozmowie z "Wprost" Wieczerzak opowiadał, że czasem jednego dnia miał 20 gości z różnych partii, którzy przychodzili po pieniądze i zapewniali go, że jeśli je da, włos mu z głowy nie spadnie.
Do finansowania inicjatyw polityków służył w PZU Życie tzw. fundusz prewencyjny, który wynosił ponad 100 mln zł rocznie. Korzystały z niego na przykład stowarzyszenia kierowane przez posła Zygmunta Berdychowskiego, bliskiego znajomego Wieczerzaka (m.in. Stowarzyszenie św. Floriana i Sądecka Fundacja Rozwoju Wsi i Rolnictwa). Ponadto PZU Życie dofinansowało inicjatywy obywatelskie w Grybowie, rodzinnej miejscowości Andrzeja Chronowskiego, byłego wicemarszałka Senatu i byłego ministra skarbu.
Wieczerzak opowiadał w śledztwie, że jego kłopoty zaczęły się wówczas, gdy odmówił Marianowi Krzaklewskiemu sfinansowania kampanii prezydenckiej. Twierdzi, że nie zgodził się, by poznańska spółka reklamowa przygotowała plakaty Krzaklewskiego (w ramach zlecenia reklamowego PZU Życie). Jednocześnie Wieczerzak podkreśla, że gdy on odmówił, zrobiły to dwa inne wielkie koncerny z udziałem skarbu państwa, w tym PZU SA. "Wystarczy przejrzeć faktury dotyczące przekazania w październiku 2000 r. przez PZU SA zlecenia za ponad milion złotych [wspomnianej poznańskiej firmie] na publikację plakatów. W ten sposób firma ta zdołała zarobić odpowiednią kwotę, aby komitet wyborczy Mariana Krzaklewskiego mógł się rozliczyć i nie miał z tego tytułu dodatkowej faktury" - opowiadał Wieczerzak prokuratorowi. Zapewniał też, że ma dowody na to, iż na początku sierpnia 1999 r., czyli przed prywatyzacją PZU SA, Krzaklewski przebywał w Portugalii, gdzie spotkał się z przedstawicielami Eureko - nabywcy akcji PZU SA. Jeszcze przed aresztowaniem Wieczerzak przyznał, że to na polecenie Krzaklewskiego PZU Życie zainwestowało 225 mln zł w Grupę Multimedialną, związaną z Telewizją Familijną, która produkowała program zawieszonej od kilku miesięcy telewizji Puls. "Pomysł był taki: załatwmy pieniądze, a potem będziemy się martwić" - mówił Wieczerzak.
Polityczna kasa Wieczerzaka
Z wyjaśnień byłego szefa PZU Życie wynika, że to, do jakich polityków i jaką drogą mają trafić pieniądze z PZU Życie, ustalano w mieszkaniu przy Hożej w Warszawie, którym dysponował ówczesny wicepremier i minister spraw wewnętrznych Janusz Tomaszewski. Tomaszewski temu zdecydowanie zaprzecza. Analiza przepływów pieniędzy z PZU Życie sugeruje jednak co innego. Duże zamówienia reklamowe (na 13 mln zł) otrzymywała m.in. spółka PressNet, której prezesem był Paweł C., wtedy rzecznik prasowy Tomaszewskiego. Najwięcej pieniędzy przekazano jej w 2001 r. (rok wyborów parlamentarnych). Tylko na jednej umowie, z kwietnia 2001 r. (na 6,5 mln zł), prowizja dla PressNetu wynosiła prawie milion złotych. Wieczerzak twierdzi, że tymi pieniędzmi finansowano wybory. Inny bliski współpracownik Tomaszewskiego, jego asystent Piotr M., miał wskazywać Wieczerzakowi, komu przekazywać pieniądze. Właśnie on najczęściej uczestniczył w spotkaniach na Hożej.
Wśród beneficjantów pieniędzy z PZU Życie znaleźć można także firmę ASAP-Promotions Consultants, należącą do Marka B., byłego doradcy Wiesława Walendziaka, szefa kancelarii premiera, a później doradcy ministra finansów Jarosława Bauca. Spółka ta otrzymała od PZU Życie zlecenie (na 80 tys. zł miesięcznie) na "utrzymywanie właściwego obrazu firmy". Wśród wielu zleceń reklamowych są również te dla spółki PR Media Group - do jej zadań należało dbanie o to, aby w mediach nie pisano źle o PZU Życie.
Dobroczyńca lewicy
Wieczerzak zeznał przed prokuratorem, że był też kasjerem dla polityków lewicy. W grudniu 2000 r. za 225 mln zł kupił certyfikaty inwestycyjne Zamkniętego Funduszu Inwestycyjnego EEF IV. Było to o tyle dziwne, że PZU Życie miało własne fundusze do zarządzania pieniędzmi. Miesiąc wcześniej Komisja Papierów Wartościowych i Giełd zezwoliła na utworzenie EEF i na emisję certyfikatów. W prospekcie emisyjnym funduszu - za zgodą KPWiG - utajniono nazwiska osób zarządzających funduszem. Co ciekawe, dopiero w styczniu 2001 r., już po wpłacie 225 mln zł, sąd zarejestrował fundusz. Firmą zarządzającą funduszem była powołana w połowie lipca 2000 r. spółka TDA TFI, w której pracował Leszek Miller junior, syn ówczesnego lidera SLD. TDA miała pobierać 5,6 mln zł rocznie za zarządzanie pieniędzmi. Kiedy sprawę upubliczniono i PZU Życie odzyskało kontrolę nad własnymi środkami, TDA zakończyła działalność. Wieczerzak mówił też, że z pieniędzy PZU Życie skorzystał Ryszard Nawrat, polityk SLD, były wojewoda dolnośląski - należąca do niego firma otrzymała 6 mln zł od spółki Code, której Wieczerzak pożyczył 15 mln zł.
Pozostaje zagadką, dlaczego podczas dwuletniego śledztwa nie starano się ustalić, czy duże firmy z udziałem skarbu oraz spółki powiązane ze znanymi politykami rzeczywiście przepompowywały pieniądze na polityczne kampanie. Akt oskarżenia przeciwko Wieczerzakowi w ogóle tych przepływów nie dotyczy. Wieczerzak ma odpowiadać za narażenie PZU Życie na ponad 170 mln zł strat przez udzielanie ryzykownych pożyczek, głównie trzem spółkom: Code, Metro-Projekt (obie już zbankrutowały) oraz Ares-Bis. Byłemu prezesowi PZU Życie zarzucono także próbę przywłaszczenia 9,4 mln zł, poświadczenie nieprawdy i naruszenie przepisów ustawy o działalności ubezpieczeniowej i ustawy o rachunkowości. Te zarzuty sformułowano już dwa lata temu. Tymczasem na kilkuset stronach protokołów wyjaśnień Wieczerzaka mowa jest głównie o politycznych zleceniach.
Bomba w głowie Wieczerzaka
Marek Biernacki, były szef MSWiA, który doprowadził do aresztowania Wieczerzaka, dziwi się, iż postawiono tak skromne zarzuty. - Sprawa PZU Życie to przede wszystkim niebezpieczne związki gospodarki z polityką. Już dawno powinny nastąpić aresztowania. I to ważnych osobistości! Wieczerzak obciąża i prawicę, i lewicę, ale tymi wątkami nikt się nie interesuje - mówi "Wprost" Biernacki. Stanisław Iwanicki, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, który razem z Biernackim nadzorował sprawę PZU Życie, przypomina, że na początku śledztwa uzgodniono, iż każdym z ważniejszych wątków śledztwa będzie się zajmował oddzielny zespół prokuratorów.
- Chodziło o maksymalne przyspieszenie czynności procesowych. Nad całością działań miał czuwać zespół prokuratorów z Prokuratury Krajowej - mówi "Wprost" Iwanicki. Tak się jednak nie stało. Śledztwo zostało poszatkowane na wiele drobnych wątków. - Mechanizm przepływu pieniędzy jest nadal analizowany. Czynności te nie zostały zakończone, na co również ma wpływ to, iż ciągle trwają spontaniczne wyjaśnienia Grzegorza W., który przywołuje instytucję nadzwyczajnego złagodzenia kary - mówi Zbigniew Jaskólski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Tyle że w ostatnich tygodniach przesłuchania są bardzo rzadkie - odbywają się raz na 3-4 tygodnie. Trudno się więc spodziewać szybkiego podjęcia politycznych wątków sprawy. Im dłużej będzie to odwlekane, tym mniejsza jest szansa zweryfikowania zeznań Wieczerzaka. A może o to właśnie chodzi?
- Wiedza Wieczerzaka jest ogromna i niebezpieczna dla wielu moich kolegów z czasów rządów AWS. Tak samo groźna jest ona zresztą dla polityków SLD. Pamiętam, jak jeszcze przed aresztowaniem Wieczerzak potrafił wymienić sumy, które przekazywał politykom, z dokładnością do stu złotych. W jego głowie tyka polityczna bomba. Poważnie obawiam się o jego życie, tym bardziej po owym potknięciu się na schodach - mówi jeden z byłych posłów AWS. Bliski współpracownik Wieczerzaka uważa, że zanim prokuratura zacznie sprawdzać polityczne wątki sprawy, wszelkie dowody zostaną zniszczone, a z Wieczerzaka zrobi się zwykłego, łasego na pieniądze aferzystę.
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.