Popełnienie plagiatu nie grozi w Polsce infamią
Dwa dni przed postępowaniem dyscyplinarnym o plagiat (a właściwie o dziewięć plagiatów) prof. Aniela Puszko z Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu pojawiła się na Uniwersytecie Opolskim w roli promotora pracy doktorskiej. Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że doktorantka była objęta tym samym postępowaniem dyscyplinarnym o plagiat. Ten przykład dowodzi, że w Polsce walka z plagiatorami jest właściwie fikcją. Jedyną osobą, która robi to na serio, jest dr Marek Wroński, polski lekarz mieszkający w Nowym Jorku, który wyszukuje plagiaty w pracach z dziedziny medycyny i biologii. Nikt nie wie, ile publikowanych w naszym kraju artykułów naukowych jest plagiatem, bo sprawdza to w zasadzie tylko jedno czasopismo - "Polski Przegląd Chirurgiczny". - W Polsce kwitnie plagiatorstwo, bo osób dopuszczających się tego przestępstwa nie skazuje się na całkowite potępienie i zakaz wykonywania zawodu - mówi prof. Andrzej Kajetan Wróblewski, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego.
Bezkarni złodzieje
Dotychczas do Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego wpłynęło zaledwie dziesięć spraw dyscyplinarnych w sprawie plagiatów popełnionych w latach 1999-2003 r. Żadna z najgłośniejszych spraw o plagiat nie zakończyła się bezwzględnym ukaraniem plagiatora. Od sześciu lat różne instancje kontrolne nie mogą sobie poradzić z ukaraniem dr. hab. Andrzeja Jendryczki, byłego profesora Śląskiej Akademii Medycznej. Dr Marek Wroński znalazł aż 35 jego prac, które okazały się plagiatami. Już trzykrotnie uczelniana komisja dyscyplinarna uznawała Jendryczkę za plagiatora i trzykrotnie Komisja Dyscyplinarna przy RGSW uznawała odwołanie Jendryczki (ze względu na formalne uchybienia). Obecnie Jendryczki nie można już ukarać, bo sprawa się przedawniła. Wcześniej umorzyła ją prokuratura. Czyżby dlatego, że współautorami jego publikacji było kilkunastu bardzo znanych na Śląsku lekarzy?
Mimo że od stwierdzenia oszustwa (sfałszowanie recenzji) popełnionego przez prof. Franciszka Nowaka, byłego prorektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Bydgoszczy (obecnie Akademii Bydgoskiej), minęły cztery lata i zapadł wyrok sądu, z wszczęciem postępowania dyscyplinarnego tak zwlekano, że sprawa również się przedawniła. Prawie od trzech lat zawieszone jest postępowanie dyscyplinarne przeciwko dr Magdalenie Sitek z Wydziału Prawa Uniwersytetu Szczecińskiego, która przepisała duże partie książki prof. Wojciecha Siudy. Dr Sitek przeniosła się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Nie ukarano także prof. Macieja Potępy, filozofa z Uniwersytetu Łódzkiego. On również znalazł pracę na uniwersytecie w Olsztynie, ponadto wciąż pracuje w Polskiej Akademii Nauk.
- Zdarzało się, że komisje uczelniane świadomie powodowały przedawnienie spraw. W takich wypadkach Komisja Dyscyplinarna przy Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego musiała umarzać sprawy. To bardzo demoralizujące - mówi Żaneta Jaworska z Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Jak profesorowie korzystają z prac studentów
Niedawno studenci Uniwersytetu Szczecińskiego ze zdumieniem stwierdzili, że w książce "Różnorodność życia społecznego" prof. Adama Sosnowskiego z Instytutu Socjologii tej uczelni całe fragmenty zostały przepisane z pracy prof. Jerzego Wiatra "Społeczeństwo". Sprawa jest o tyle żenująca, że książka prof. Wiatra była przez kilkadziesiąt lat podręcznikiem, który doczekał się kilkunastu wydań. Taki czyn był wyrazem skrajnej desperacji albo kompletnej bezmyślności. Z kolei na Uniwersytecie Warszawskim wykryto niedawno dwa wypadki przepisania przez pracowników uczelni prac studentów.
Dr Katarzyna Weiss, adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu Gdańskiego, wydała książkę "'Swoi' i 'obcy' w Wolnym Mieście Gdańsku 1920-1939". Książka jest rozszerzonym doktoratem nagrodzonym przez rektora. Mało tego, otrzymała nawet cenioną nagrodę Klio (jury przewodniczył prof. Tomasz Szarota). Okazało się jednak, że ta praca też jest plagiatem. Wykrył to prof. Marek Andrzejewski pracujący w tym samym zakładzie co Katarzyna Weiss. Kilkadziesiąt stron przepisano z książki Henryka Stępniaka "Ludność polska Wolnego Miasta Gdańska". Jeśli książka jest plagiatem, to jest nim także doktorat, na którego podstawie powstała.
- Plagiaty są również plagą wśród magistrantów. Po 1990 r. czterokrotnie wzrosła liczba studentów, a bardzo nieznacznie liczba nauczycieli akademickich. To sprawia, że promotorzy mają zbyt dużo seminarzystów, by móc kontrolować wszystkie prace - mówi ks. prof. Andrzej Szostek, etyk, rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W ubiegłym roku powstał serwis internetowy Plagiat.pl, w którym m.in. można sprawdzić, czy praca nie jest fałszerstwem. Z serwisu korzysta tylko jedna uczelnia - UMCS w Lublinie. Do tej pory zgłoszono do sprawdzenia około 17 tys. prac. Co szósta okazała się plagiatem. Jak mówi Tomasz Skalczyński, jeden z założycieli serwisu, zdarzają się prace skopiowane nawet w 80 proc. Najczęściej przepisywane są teksty z zarządzania, marketingu, public relations. Aby chronić się przed plagiatami, władze Uniwersytetu Warszawskiego zobowiązały studentów do przedstawiania prac także w formie elektronicznej, co ułatwia wychwytywanie plagiatów. Uniwersytet Warszawski przygotowuje obecnie własny system kontroli prac licencjackich i magisterskich. - Z plagiatami trzeba walczyć bezwzględnie, bo ci, którzy sami przepisali cudzą pracę i zdobyli w ten sposób tytuły oraz stopnie naukowe, łatwo akceptują oszustwo u innych. W ten sposób powstaje spirala demoralizacji - mówi ks. prof. Andrzej Szostek.
Sąd nad plagiatorami
Polska nie jest oczywiście jedynym krajem, w którym popełniane są plagiaty. Tyle że - jak mówi prof. Andrzej Kajetan Wróblewski - w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych funkcjonują mechanizmy pozwalające surowo karać plagiatorów. To sprawia, że plagiatów jest niewiele. Według Office of Research Intergity (Biura Badania Nierzetelności Naukowej), w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych zdarzyło się dwanaście wypadków oszustw, a w tym - dwa. Gdy Gabrielle Napolitano z Princeton University na ostatnim roku studiów przedłożyła do końcowej oceny 12-stronicową pracę z języka hiszpańskiego, która okazała się plagiatem, została przesunięta na niższy rok studiów. W USA za oszustwo uznaje się nie tylko przepisanie czyjejś pracy, ale też na przykład wykorzystanie studentów lub pracowników naukowych niższej rangi do przeprowadzenia badań i eksperymentów, a potem pominięcie ich udziału (w Polsce jest to nagminne). Gdy Jason Yu, profesor inżynierii na University of Utah, nie podał nazwisk współautorów publikowanych przez siebie prac, komisja dyscyplinarna nakazała mu wzięcie rocznego bezpłatnego urlopu. Potem wyszło na jaw, że Yu ma na koncie także plagiaty. Sprawa trafiła do sądu, który zakazał Yu pracy akademickiej.
Zgodnie z amerykańskim prawem obowiązującym od 1 marca 1989 r. każda praca automatycznie otrzymuje prawa autorskie, nawet jeśli znaczek copyright nie jest do niej dołączony. Jeśli ktoś skopiuje pracę autora bez jego zgody i bez podania źródła, popełnia plagiat i może być pozwany do sądu federalnego o złamanie praw autorskich. W Polsce formalnie plagiatorowi można odebrać stopień naukowy na podstawie kodeksu postępowania administracyjnego - artykuł 145 par. 1 mówi, że jeśli decyzja o przyznaniu stopnia naukowego była oparta na fałszywych przesłankach, to w ciągu dziesięciu lat można ją unieważnić. Z informacji dr. Marka Wrońskiego wynika, że dotychczas z tego prawa skorzystano zaledwie dwa razy. Stopień doktorski odebrano Jackowi Illgowi, literaturoznawcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, oraz Jerzemu Jankowskiemu, byłemu posłowi SLD, który doktoryzował się na Wydziale Gospodarki Narodowej Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu.
Plaga plagiatów ma swoje źródło w akceptacji różnych form ściągania, korzystania z efektów cudzej pracy czy przyzwoleniu na kopiowanie legalnego oprogramowania. Spektakularne plagiaty są tylko efektem tolerowania nieuczciwości. Antyplagiatorskie programy tego nie zmienią, ale pozwolą kompromitować plagiatorów. Gdyby je powszechnie zastosować, mogłoby się okazać, że wielu absolwentów, uczonych czy dziennikarzy zrobiło kariery, kradnąc cudze prace.
ŁUKASZ TURSKI fizyk z Polskiej Akademii Nauk Na początku lat 90. wygłosiłem wykład na uniwersytecie w Toruniu. Ukazał się on potem w formie książkowej. Półtora roku później ten sam wykład wygłosił jeden z profesorów bydgoskiej Akademii Rolniczo-Technicznej, a potem opublikowała go "Gazeta Wyborcza". W Polsce jest przyzwolenie na oszustwo w nauce. Zaczyna się to od powszechnej tolerancji dla ściągania w szkołach, potem na masową skalę kupuje się prace magisterskie. Wreszcie - przepisuje się prace naukowe. |
MIROSŁAW HANDKE były minister edukacji W nauce zasada uczciwości jest kryterium absolutnie podstawowym. Za oszustwa kara powinna być jedna - wyrzucenie ze środowiska naukowego. A to, że skompromitowani na jednej uczelni naukowcy są przyjmowani na drugiej, wynika z faktu, że uczciwość wciąż nie jest u nas w cenie. |
Cztery grzechy naukowca (według amerykańskiej National Science and Technology Council) |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.