Przy wszystkich słusznych narzekaniach, że przyszło nam żyć pod niezbyt szczęśliwą dla smakoszy szerokością geograficzną, zwłaszcza w porównaniu z regionami okołośródziemnomorskimi, warto pamiętać, że po pierwsze - istnieją na świecie krainy o jeszcze surowszym klimacie i uboższej naturze, a po drugie - że gdziekolwiek byś był, zawsze czegoś będzie ci brakować.
Drogi Robercie!
Przypomniał mi o tym list od naszej wspólnej czytelniczki Jolanty Kossowskiej-Torgersen z Norwegii, która ochoczo wprowadziła do domowego jadłospisu nasze przepisy publikowane we "Wprost", twój - na zupę z bobu, i mój - na smażony ser. Produkty do obu tych potraw musi jednak sprowadzać z Polski. Aseptyczny norweski biały ser za nic nie chce zgliwieć, a bób, choć mąż pani Joli za jej sprawą go uwielbia, reszcie norweskiego społeczeństwa pozostaje całkowicie nieznany. "Jedna trzecia zamrażarki to bób z Polski" - pisze czytelniczka.
Ale są też w Norwegii, prócz wspaniałych łososi, rzeczy niedostępne lub nieznane gdzie indziej. Ŕ propos zieleniny - pani Kossowska-Torgersen poleca nam oryginalny smak cytrynowego tymianku, który - jej zdaniem - powinien się przyjąć na polskiej ziemi, jeśli wytrzymuje w ogródku norweską zimę. A dalej pisze: "Całkowicie podzielam panów miłość do koperku, sama nie dodaję go tylko do deserów i dlatego cierpię podczas corocznych wakacji we Włoszech, bo - jak wiadomo - tam go nie uświadczysz".
Raduję się więc świeżo nabytym pęczkiem koperku, zaraz wkroję go do pysznej zupy z nowalijek.
Twój szczerze oddany
Bikont Ciekawy Cytrynowego Tymianku
PS Widziałem, jak w teleturnieju w Polsacie, w ramach licytowania kota w worku, pięcioosobowa drużyna jajogłowych za 1800 zł weszła w posiadanie jednego średniej wielkości ogórka kiszonego. Cóż, polska fantazja nie takie ekscesy podpowiadała utracjuszom. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie podano im tego ogórka na powyginanej białej tacce z plastikowymi sztućcami. Trochę klasy, panowie telewizorzy!
Piotrusiu!
Jakże piękne: cierpieć we Włoszech z powodu braku koperku! Nie jest to jednak cierpienie na tyle dolegliwe, by zmienić wakacyjny rytuał naszej szanownej czytelniczki. Ja nie znam takiego miejsca na świecie, gdzie czegoś by mi nie brakowało. Uważam zresztą, że tęsknota i brak spełnienia to uczucia niezwykle twórcze. Bo siedzisz w Toskanii, wsuwasz bistecca alla fiorentina, popijasz chianti, ale po jakimś czasie myślisz sobie, że fajniej mają w Piemoncie, jedząc białe trufle i pijąc barollo, choć wahasz się, czy przypadkiem nie mają akurat lepiej na Hokkaido, jedząc sushi i pijąc sake, a w końcu dochodzisz do wniosku, że akurat w twej ojczyźnie jest sezon na boćwinkę, a marzysz wielce o talerzu chłodnika litewskiego (pragnienie na obczyźnie nie do zrealizowania). To jest nie kończąca się wyliczanka, bo wspominając boćwinkę, przypominasz sobie, że razem z nią przychodzi sezon na szparagi, więc chciałbyś się znaleźć w Niemczech, ale szparagi idą w parze z dzikim czosnkiem, więc może jednak warto by pojechać do Austrii lub na Ukrainę.
Tęsknota to fundament człowieczeństwa, ludzie, którzy nie tęsknią, są martwi lub głupi. Też korzystam z koperkowo-boćwinkowego wysypu, chłodnik jadam co drugi dzień, jestem szczęśliwszy niźli pan Nauman po intymnym spotkaniu z przedstawicielami koncernów farmaceutycznych, lecz powiem ci, że trochę tęsknię. Za czym? Za tym wszystkim dobrym, czego akurat nie jem i nie piję. Póki tak czujemy, warto żyć.
Twój RM
PS Kilka dni temu po raz pierwszy w Polsce widziałem w sklepie Tesco szalotkę, na której brak uskarżaliśmy się niedawno (importowana z Francji, siateczka za 3,90 zł). Jak mi powiedziano, właśnie wprowadzają ją do sprzedaży. Chciałoby się rzec: niezwykle miła koincydencja.
Przypomniał mi o tym list od naszej wspólnej czytelniczki Jolanty Kossowskiej-Torgersen z Norwegii, która ochoczo wprowadziła do domowego jadłospisu nasze przepisy publikowane we "Wprost", twój - na zupę z bobu, i mój - na smażony ser. Produkty do obu tych potraw musi jednak sprowadzać z Polski. Aseptyczny norweski biały ser za nic nie chce zgliwieć, a bób, choć mąż pani Joli za jej sprawą go uwielbia, reszcie norweskiego społeczeństwa pozostaje całkowicie nieznany. "Jedna trzecia zamrażarki to bób z Polski" - pisze czytelniczka.
Ale są też w Norwegii, prócz wspaniałych łososi, rzeczy niedostępne lub nieznane gdzie indziej. Ŕ propos zieleniny - pani Kossowska-Torgersen poleca nam oryginalny smak cytrynowego tymianku, który - jej zdaniem - powinien się przyjąć na polskiej ziemi, jeśli wytrzymuje w ogródku norweską zimę. A dalej pisze: "Całkowicie podzielam panów miłość do koperku, sama nie dodaję go tylko do deserów i dlatego cierpię podczas corocznych wakacji we Włoszech, bo - jak wiadomo - tam go nie uświadczysz".
Raduję się więc świeżo nabytym pęczkiem koperku, zaraz wkroję go do pysznej zupy z nowalijek.
Twój szczerze oddany
Bikont Ciekawy Cytrynowego Tymianku
PS Widziałem, jak w teleturnieju w Polsacie, w ramach licytowania kota w worku, pięcioosobowa drużyna jajogłowych za 1800 zł weszła w posiadanie jednego średniej wielkości ogórka kiszonego. Cóż, polska fantazja nie takie ekscesy podpowiadała utracjuszom. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie podano im tego ogórka na powyginanej białej tacce z plastikowymi sztućcami. Trochę klasy, panowie telewizorzy!
Piotrusiu!
Jakże piękne: cierpieć we Włoszech z powodu braku koperku! Nie jest to jednak cierpienie na tyle dolegliwe, by zmienić wakacyjny rytuał naszej szanownej czytelniczki. Ja nie znam takiego miejsca na świecie, gdzie czegoś by mi nie brakowało. Uważam zresztą, że tęsknota i brak spełnienia to uczucia niezwykle twórcze. Bo siedzisz w Toskanii, wsuwasz bistecca alla fiorentina, popijasz chianti, ale po jakimś czasie myślisz sobie, że fajniej mają w Piemoncie, jedząc białe trufle i pijąc barollo, choć wahasz się, czy przypadkiem nie mają akurat lepiej na Hokkaido, jedząc sushi i pijąc sake, a w końcu dochodzisz do wniosku, że akurat w twej ojczyźnie jest sezon na boćwinkę, a marzysz wielce o talerzu chłodnika litewskiego (pragnienie na obczyźnie nie do zrealizowania). To jest nie kończąca się wyliczanka, bo wspominając boćwinkę, przypominasz sobie, że razem z nią przychodzi sezon na szparagi, więc chciałbyś się znaleźć w Niemczech, ale szparagi idą w parze z dzikim czosnkiem, więc może jednak warto by pojechać do Austrii lub na Ukrainę.
Tęsknota to fundament człowieczeństwa, ludzie, którzy nie tęsknią, są martwi lub głupi. Też korzystam z koperkowo-boćwinkowego wysypu, chłodnik jadam co drugi dzień, jestem szczęśliwszy niźli pan Nauman po intymnym spotkaniu z przedstawicielami koncernów farmaceutycznych, lecz powiem ci, że trochę tęsknię. Za czym? Za tym wszystkim dobrym, czego akurat nie jem i nie piję. Póki tak czujemy, warto żyć.
Twój RM
PS Kilka dni temu po raz pierwszy w Polsce widziałem w sklepie Tesco szalotkę, na której brak uskarżaliśmy się niedawno (importowana z Francji, siateczka za 3,90 zł). Jak mi powiedziano, właśnie wprowadzają ją do sprzedaży. Chciałoby się rzec: niezwykle miła koincydencja.
Szparagi w sosie vinaigrette Podaje Robert Makłowicz |
---|
Szparagi obrać, umyć, związać białą bawełnianą nitką i wsadzić do wysokiego garnka z osolonym i lekko osłodzonym wrzątkiem, tak by główki wystawały ponad wodę. Gotować pod przykryciem 15-20 minut (w zależności od grubości), odcedzić, ostudzić. W misce umieścić wszystkie składniki, z wyjątkiem oleju, posolić i popieprzyć, stopniowo wlewać olej, cały czas mieszając, aż powstanie gładki, gęsty sos. Szparagi układać na talerzach, polewać sosem, podawać z białym pieczywem i białym wytrawnym winem. |
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.