Polscy politycy powinni żądać, aby roszczenia wypędzonych zostały przejęte przez państwo niemieckie i uregulowane ustawowo Teraźniejszość to tworzywo do obrabiania przeszłości. W rękach dobrego polityka może ona służyć przekreśleniu pamięci o złej historii. Może, ale nie musi. Podczas ostatniego Dnia Małej Ojczyzny (Tag der Heimat), zorganizowanego 6 sierpnia przez Związek Wypędzonych Eriki Steinbach, Angela Merkel, kandydatka na kanclerza RFN, wsparła ideę budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom w Berlinie. W swoim wystąpieniu Merkel zadowoliła wszystkich. Należy jednak zadać sobie pytanie, jaki był cel takiej rozgrywki, tym bardziej że przewodnicząca CDU i zarazem szefowa frakcji CDU/CSU w Bundestagu przybywa 16 sierpnia do Warszawy na rozmowy z politykami Platformy Obywatelskiej.
(Nie) dla każdego coś miłego
Merkel bez zająknięcia wspomniała, że wypędzenia Niemców ze Wschodu były bezprawiem, a następnie odniosła się do sprawy odszkodowań, mówiąc, że roszczenia, które wysuwa Powiernictwo Pruskie, wywołują w Polsce obawy i nie będzie dla nich poparcia politycznego. Aż chce się zapytać - a jakie będzie?
Na pierwszy rzut oka Merkel uspokoiła Polaków, sugerując - dajcie mi Centrum przeciwko Wypędzeniom, a ja wam odpuszczę roszczenia odszkodowawcze. Przy okazji z pomocą Ottona Schily`ego, ministra spraw wewnętrznych Niemiec, dawniej członka partii Zielonych, obecnie socjaldemokraty, rozprawiła się z pomysłem Władysława Frasyniuka i Bronisława Geremka w sprawie stworzenia Centrum Pojednania we Wrocławiu. Gwizdy, tupanie i buczenie uczestników Dnia Małej Ojczyzny jasno pokazały, co o tej koncepcji myślą Niemcy.
Jeżeli spojrzymy na majstersztyk taktyczny Angeli Merkel z bliska, stwierdzimy, że swoim wystąpieniem na forum Związku Wypędzonych potwierdziła ona, że roszczenia odszkodowawcze wobec Polski istnieją. Jest wiele sposobów ich wspierania. W sposób logistyczny, prawny zrobiła to frakcja CDU/CSU w Bundestagu. Niedawno ukazała się praca prof. Eckarta Kleina z Poczdamu, przygotowana na zlecenie przewodniczącego Bundestagu, pt. "Ekspertyza w sprawie sytuacji prawnej odebranego prywatnego majątku Niemców w dzisiejszej Polsce". Poseł Erwin Marschewski, członek frakcji CDU/CSU, wskazał na tę ekspertyzę w swoim oświadczeniu prasowym, podkreślając tę jej część, która mówi, że oświadczenie złożone przez kanclerza Gerharda Schroedera w Warszawie 1 sierpnia 2004 r. jest niezgodne z prawem międzynarodowym. Dalej cytuje on: "Oświadczenie kanclerza dotyczące zrzeczenia się (roszczeń) nie naruszyło istnienia roszczeń poszkodowanych. Roszczenia te nie wygasły ani przez upływ czasu, ani przez ich realizację wewnątrz państwa (np. świadczenia wyrównawcze)". Frakcja CDU/CSU nie odcięła się od tej ekspertyzy. Nie uczyniła też tego jej przewodnicząca Merkel. Najwyższy czas, aby to zrobiła
16 sierpnia w Polsce. Poza prawnym wsparciem roszczeń może dojść również do tzw. faktycznego wsparcia, na przykład do zbiórki pieniędzy na pozwy (opłaty sądowe i adwokackie). Już dzisiaj zbierane są pieniądze na budowę Centrum przeciwko Wypędzeniom. Społeczeństwo niemieckie jest o wiele bogatsze od polskiego, co sprawi, że domagający się roszczeń będą mieli przewagę, przygotowując się do procesów.
Polski Untermensch
Mimo różnic historycznych powinna istnieć w Polsce i Niemczech pewna wspólnota kulturowo-intelektualna. Nie można jednak - jak chcą Angela Merkel i Erika Steinbach - budować jej na fundamentach centrum. Pamięć jest w okresie totalitaryzmów ostoją wolności. Wysiedlenia Niemców z Polski były jednak konsekwencją wojny. Stawiając centrum, oddamy pośrednio hołd jej autorom, totalitaryzmowi. Nie można też zapominać o elementarnej prawdzie: większość "wypędzonych" opuszczała te ziemie na polecenie władz niemieckich. Rozporządzenie Ministerialnej Rady Obrony Rzeszy - pod najwyższymi sankcjami - nakazywało im pozostawiać Armii Czerwonej jedynie nie zamieszkane zgliszcza.
Zgodę na powstanie Centrum przeciwko Wypędzeniom Angela Merkel już praktycznie otrzymała od Polski. Z roszczeń odszkodowawczych nie zrezygnowała, odmawiając jedynie poparcia ich części (roszczeń Powiernictwa Pruskiego). Za kilka lat w Berlinie będą stały obok siebie dwa pomniki - Ofiar Holocaustu i Centrum przeciwko Wypędzeniom. Zbuduje to świadomość, że ofiarami II wojny światowej byli Niemcy i Żydzi. Ci ostatni już dostali odszkodowania, Niemcy - jeszcze nie. Jeśli tak się stanie, to Polacy faktycznie wystąpią w roli untermenschów, ludzi niższej rasy. Polak zapłaci za to, że prezydent Niemiec Horst Koehler musiał opuścić swój rodzinny Skierbieszów na "niemieckiej Zamojszczyźnie".
Przegrać dwa razy
Zamiast z końcem XX wieku zamknąć wstydliwy rozdział historii, nowy (przyszły) kanclerz wchodzi w stare buty. Do jakiego celu zmierza? Dlaczego stawia na doraźne efekty? Dlaczego raz na zawsze nie odetnie się od bezwstydnej przeszłości? Z wystąpienia Merkel jasno wynika, że dokonuje ona redefinicji stanowiska Schroedera. Merkel usiłuje wrócić na dawne pozycje chadeckich rządów wobec wypędzonych - politycznie jest przeciw, ale nie może zabronić zainteresowanym dochodzenia ich praw na drodze sądowej. Oczywiście, że nie może, ale jest w stanie te roszczenia prawnie zaspokoić. Tak jak Polska zaspokaja roszczenia swoich obywateli, którzy pozostawili majątek za powojenną granicą.
Najdziwniejsze w tym spektaklu są jednak reakcje polskich mediów. Fałszywe nuty triumfalnych pieśni kolejny raz rozbrzmiewają w prasie, radiu i telewizji. "Nie dla roszczeń wobec Polski", "roszczenia bez szans" - te zapowiedzi przypominają stare czasy polityki zagranicznej ministra Włodzimierza Cimoszewicza. Minister odszedł, a stary filtr pracuje, serwując opinii publicznej gładkie tezy o polsko-niemieckiej wspólnocie interesów.
Przysłowie mówi, że Polak jest mądry po szkodzie. Chyba jednak nie wszystkie przysłowia są prawdziwe. Bo jak długo można trwać w politycznej naiwności sięgającej korzeniami roku 1989? Jak długo można pozwalać, by wyjmowane systematycznie spod sukna stare problemy determinowały polsko-niemieckie stosunki? Roszczenia będą istnieć tak długo, jak długo będą żyć osoby uznające się za ofiary i jak długo będzie się im stawiać pomniki.
Dlatego przy każdej okazji, poczynając od 16 sierpnia, polscy politycy powinni przypominać Angeli Merkel, że to nie słowami, lecz czynami udowadnia się swoje intencje. Powinni zgodnym chórem wezwać ją do potwierdzenia, że oświadczenie kanclerza Gerharda Schroedera z 1 sierpnia 2004 r. obowiązuje również CDU, i śladem Lecha Kaczyńskiego żądać, aby roszczenia zostały przejęte przez państwo niemieckie i uregulowane ustawowo. W przeciwnym wypadku polscy politycy przegrają dwa razy - najpierw Centrum przeciwko Wypędzeniom, a potem odszkodowania.
Merkel bez zająknięcia wspomniała, że wypędzenia Niemców ze Wschodu były bezprawiem, a następnie odniosła się do sprawy odszkodowań, mówiąc, że roszczenia, które wysuwa Powiernictwo Pruskie, wywołują w Polsce obawy i nie będzie dla nich poparcia politycznego. Aż chce się zapytać - a jakie będzie?
Na pierwszy rzut oka Merkel uspokoiła Polaków, sugerując - dajcie mi Centrum przeciwko Wypędzeniom, a ja wam odpuszczę roszczenia odszkodowawcze. Przy okazji z pomocą Ottona Schily`ego, ministra spraw wewnętrznych Niemiec, dawniej członka partii Zielonych, obecnie socjaldemokraty, rozprawiła się z pomysłem Władysława Frasyniuka i Bronisława Geremka w sprawie stworzenia Centrum Pojednania we Wrocławiu. Gwizdy, tupanie i buczenie uczestników Dnia Małej Ojczyzny jasno pokazały, co o tej koncepcji myślą Niemcy.
Jeżeli spojrzymy na majstersztyk taktyczny Angeli Merkel z bliska, stwierdzimy, że swoim wystąpieniem na forum Związku Wypędzonych potwierdziła ona, że roszczenia odszkodowawcze wobec Polski istnieją. Jest wiele sposobów ich wspierania. W sposób logistyczny, prawny zrobiła to frakcja CDU/CSU w Bundestagu. Niedawno ukazała się praca prof. Eckarta Kleina z Poczdamu, przygotowana na zlecenie przewodniczącego Bundestagu, pt. "Ekspertyza w sprawie sytuacji prawnej odebranego prywatnego majątku Niemców w dzisiejszej Polsce". Poseł Erwin Marschewski, członek frakcji CDU/CSU, wskazał na tę ekspertyzę w swoim oświadczeniu prasowym, podkreślając tę jej część, która mówi, że oświadczenie złożone przez kanclerza Gerharda Schroedera w Warszawie 1 sierpnia 2004 r. jest niezgodne z prawem międzynarodowym. Dalej cytuje on: "Oświadczenie kanclerza dotyczące zrzeczenia się (roszczeń) nie naruszyło istnienia roszczeń poszkodowanych. Roszczenia te nie wygasły ani przez upływ czasu, ani przez ich realizację wewnątrz państwa (np. świadczenia wyrównawcze)". Frakcja CDU/CSU nie odcięła się od tej ekspertyzy. Nie uczyniła też tego jej przewodnicząca Merkel. Najwyższy czas, aby to zrobiła
16 sierpnia w Polsce. Poza prawnym wsparciem roszczeń może dojść również do tzw. faktycznego wsparcia, na przykład do zbiórki pieniędzy na pozwy (opłaty sądowe i adwokackie). Już dzisiaj zbierane są pieniądze na budowę Centrum przeciwko Wypędzeniom. Społeczeństwo niemieckie jest o wiele bogatsze od polskiego, co sprawi, że domagający się roszczeń będą mieli przewagę, przygotowując się do procesów.
Polski Untermensch
Mimo różnic historycznych powinna istnieć w Polsce i Niemczech pewna wspólnota kulturowo-intelektualna. Nie można jednak - jak chcą Angela Merkel i Erika Steinbach - budować jej na fundamentach centrum. Pamięć jest w okresie totalitaryzmów ostoją wolności. Wysiedlenia Niemców z Polski były jednak konsekwencją wojny. Stawiając centrum, oddamy pośrednio hołd jej autorom, totalitaryzmowi. Nie można też zapominać o elementarnej prawdzie: większość "wypędzonych" opuszczała te ziemie na polecenie władz niemieckich. Rozporządzenie Ministerialnej Rady Obrony Rzeszy - pod najwyższymi sankcjami - nakazywało im pozostawiać Armii Czerwonej jedynie nie zamieszkane zgliszcza.
Zgodę na powstanie Centrum przeciwko Wypędzeniom Angela Merkel już praktycznie otrzymała od Polski. Z roszczeń odszkodowawczych nie zrezygnowała, odmawiając jedynie poparcia ich części (roszczeń Powiernictwa Pruskiego). Za kilka lat w Berlinie będą stały obok siebie dwa pomniki - Ofiar Holocaustu i Centrum przeciwko Wypędzeniom. Zbuduje to świadomość, że ofiarami II wojny światowej byli Niemcy i Żydzi. Ci ostatni już dostali odszkodowania, Niemcy - jeszcze nie. Jeśli tak się stanie, to Polacy faktycznie wystąpią w roli untermenschów, ludzi niższej rasy. Polak zapłaci za to, że prezydent Niemiec Horst Koehler musiał opuścić swój rodzinny Skierbieszów na "niemieckiej Zamojszczyźnie".
Przegrać dwa razy
Zamiast z końcem XX wieku zamknąć wstydliwy rozdział historii, nowy (przyszły) kanclerz wchodzi w stare buty. Do jakiego celu zmierza? Dlaczego stawia na doraźne efekty? Dlaczego raz na zawsze nie odetnie się od bezwstydnej przeszłości? Z wystąpienia Merkel jasno wynika, że dokonuje ona redefinicji stanowiska Schroedera. Merkel usiłuje wrócić na dawne pozycje chadeckich rządów wobec wypędzonych - politycznie jest przeciw, ale nie może zabronić zainteresowanym dochodzenia ich praw na drodze sądowej. Oczywiście, że nie może, ale jest w stanie te roszczenia prawnie zaspokoić. Tak jak Polska zaspokaja roszczenia swoich obywateli, którzy pozostawili majątek za powojenną granicą.
Najdziwniejsze w tym spektaklu są jednak reakcje polskich mediów. Fałszywe nuty triumfalnych pieśni kolejny raz rozbrzmiewają w prasie, radiu i telewizji. "Nie dla roszczeń wobec Polski", "roszczenia bez szans" - te zapowiedzi przypominają stare czasy polityki zagranicznej ministra Włodzimierza Cimoszewicza. Minister odszedł, a stary filtr pracuje, serwując opinii publicznej gładkie tezy o polsko-niemieckiej wspólnocie interesów.
Przysłowie mówi, że Polak jest mądry po szkodzie. Chyba jednak nie wszystkie przysłowia są prawdziwe. Bo jak długo można trwać w politycznej naiwności sięgającej korzeniami roku 1989? Jak długo można pozwalać, by wyjmowane systematycznie spod sukna stare problemy determinowały polsko-niemieckie stosunki? Roszczenia będą istnieć tak długo, jak długo będą żyć osoby uznające się za ofiary i jak długo będzie się im stawiać pomniki.
Dlatego przy każdej okazji, poczynając od 16 sierpnia, polscy politycy powinni przypominać Angeli Merkel, że to nie słowami, lecz czynami udowadnia się swoje intencje. Powinni zgodnym chórem wezwać ją do potwierdzenia, że oświadczenie kanclerza Gerharda Schroedera z 1 sierpnia 2004 r. obowiązuje również CDU, i śladem Lecha Kaczyńskiego żądać, aby roszczenia zostały przejęte przez państwo niemieckie i uregulowane ustawowo. W przeciwnym wypadku polscy politycy przegrają dwa razy - najpierw Centrum przeciwko Wypędzeniom, a potem odszkodowania.
|
---|
Donald Tusk lider Platformy Obywatelskiej, kandydat na prezydenta RP Nie ma i nie będzie zgody na Centrum przeciwko Wypędzeniom w formie i treści autorstwa pani Steinbach. Tu nie ma miejsca na kompromis. Także roszczenia niemieckich wypędzonych pod adresem Polski nie mają prawnego, historycznego ani moralnego uzasadnienia. Cała odpowiedzialność za ich spełnienie spoczywa na Niemcach. Nie chciałbym im jednak podpowiadać, w jaki sposób mają uregulować ten problem. Leszek Miller były premier Uważam, że oświadczenie kanclerza Gerharda Schroedera z sierpnia 2004 r. ostatecznie zamyka sprawę roszczeń niemieckich wypędzonych. Odgrzebywanie tego nie będzie dobrze służyć ani Polakom, ani Niemcom, bo dopiero wówczas otworzy się pole do spekulacji. Trzeba pamiętać, że już tamto, wypowiedziane publicznie, oświadczenie było odważnym posunięciem i nie było łatwe ani dla kanclerza, ani dla socjaldemokratów. Marek Borowski szef Socjaldemokracji Polskiej, kandydat na prezydenta RP Pomysł, aby roszczenia wypędzonych zostały przejęte przez państwo niemieckie i uregulowane ustawowo, jest bardzo dobry, tylko mogą być problemy z jego realizacją. Władze Niemiec oficjalnie przecież nie uznają roszczeń. Musiałyby więc zmienić doktrynę i przyjąć, że są uzasadnione. To mało prawdopodobne. Dobrym prawem Polaków jest jednak sugerować Niemcom, aby przyjęły takie rozwiązanie. Marek Jurek poseł PiS, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Niemcy ponoszą odpowiedzialność za skutki drugiej wojny światowej i powinny ją na siebie przyjąć. Polska przypomniała (w rezolucji Sejmu) o nie zrealizowanym prawie do niemieckich reparacji wojennych i żądanie to, którego nie podnosiliśmy przez lata w interesie dobrych stosunków polsko-niemieckich i współpracy europejskiej, możemy uruchomić, jeśli zostaniemy do tego przez stronę niemiecką zmuszeni. Musimy o tych sprawach mówić jasno, bo dobrą współpracę odbudować można tylko w duchu prawdy i poszanowania swoich interesów, praw i honoru. Lech Wałęsa były prezydent RP Jestem za, a nawet przeciw. Na pewno nie powinniśmy wykorzystywać wizyty Angeli Merkel do stawiania sprawy roszczeń niemieckich wypędzonych na ostrzu noża. I w Niemczech, i w Polsce jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej, a to nie jest dobry czas na rozwiązywanie poważnych problemów. Można do tego wrócić, ale po wyborach. Lech Kaczyński prezydent Warszawy, kandydat na prezydenta RP Nie dążymy do konfliktu z Niemcami, ale żadne szanujące się państwo za cenę unikania konfliktu nie może rezygnować ze swoich racji i praw. Miękkość i nierówność w polityce zagranicznej prowadzi do tego, co obserwujemy ostatnio, zwłaszcza w stosunkach polsko-rosyjskich. Dlatego jeśli roszczenia wypędzonych Niemców nie zostaną uregulowane ustawowo przez państwo niemieckie, my także wystąpimy z roszczeniami warszawskimi albo, jak się uda, nawet w szerszym zakresie. Zbigniew Religa senator, kandydat na prezydenta RP Nasz ustawiczny lęk związany z inicjatywami niemieckimi jest patologiczny. Nie możemy się w nich doszukiwać wyłącznie potencjalnych niebezpieczeństw. Jestem za budową centrum poświęconego nieszczęściom wszystkich wypędzonych narodów w Europie i na świecie. Jego siedzibą może być oczywiście Berlin. Jeśli chodzi o odszkodowania, to nie ma o czym mówić. Rząd niemiecki nigdy nie wystąpił z takimi roszczeniami. I, dopóki tak się nie stanie, sprawa nie istnieje. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.