Chińskim samochodem do japońskiego bankupo europejski zasiłek dla bezrobotnych
Jacek Pałasiński
Michał Zieliński
W europejskich rękach za kilka lat pozostaną w Eurolandzie jedynie administracja, wspólna polityka rolna i pomoc społeczna. Przeciętny Europejczyk po posileniu się tanim wietnamskim jedzeniem wyprodukowanym z najdroższej brukwi świata będzie jeździł chińskim samochodem do japońskiego lub chińskiego banku po unijny zasiłek dla bezrobotnych. Przesada? Nie! Spasiona na subwencjach i świadczeniach społecznych Europa oddaje konkurentom prawie bez walki kolejne rynki. Przegrywa wojnę z Chinami na rynku standardowych dóbr konsumpcyjnych, a obywatele biednych krajów azjatyckich systematycznie przejmują rynek podstawowych usług. To jednak nie koniec - w ciągu kilku lat Azjaci zdominują także europejski rynek finansowy.
Świeże zbiory ryżu
Przed dziesięcioma laty japoński system bankowy był rozkładającym się trupem, zatruwającym całą gospodarkę światową. Sytuacja banków włączonych w japoński system wspierania coraz mniej rentownych czeboli była katastrofalna. Wartość złych długów, według szacunków niezależnych ekspertów, sięgnęła 20 proc. japońskiego PKB, a ogłoszone jesienią 1997 r. bankructwo Hokkaido Takushoku Bank o mało nie uruchomiło lawiny.
Japończycy, którzy byli w podobnej sytuacji do tej, w jakiej teraz znajdują się Europejczycy, wyszli jednak z opresji. Strach przed nacjonalizacją bankowych kolosów (bo i takie głosy pojawiły się wówczas w Japonii) zdopingował do działania takich ludzi jak 60-letni dziś Terunobu Maeda, prezes Mizuho Financial Group. W grudniu 2002 r. ogłosił on program restrukturyzacji: zwolnienia ludzi, cięcia płac i likwidacja wielu oddziałów miały przynieść obniżenie kosztów o 20 proc. Jednocześnie rząd Japonii - w przeciwieństwie do rządów państw europejskich - przestał się mieszać w bieżące funkcjonowanie systemu bankowego. W 2002 r. został przyjęty program zakładający 50-procentową redukcję nieściągalnych kredytów w ciągu trzech lat (ich wartość wynosiła wtedy - według oficjalnych danych - 26,8 bln jenów, czyli 6 proc. PKB). Na koniec ostatniego roku podatkowego wartość złych długów została zmniejszona o 72 proc., a ich udział w portfelach siedmiu największych banków spadł z 8,4 proc. do 2,9 proc. Banki te wykazały w ubiegłym roku zysk netto w wysokości 734 mld jenów (około 7,5 mld USD), mimo że jeszcze rok wcześniej miały stratę wynoszącą 638 mld jenów.
Rok 2004 miał dla Japonii znaczenie symboliczne: po dwudziestu latach Mizuho Financial Group, dysponujący aktywami wartymi prawie 1,3 bln USD, powrócił na pierwsze miejsce w rankingu Top 1000 World Banks, sporządzanego przez magazyn "Banker". Mizuho to po japońsku "świeże zbiory ryżu", ale żniwa rozpoczęły też inne banki z Kraju Kwitnącej Wiśni. Akcjonariusze Mitsubishi Tokyo Financial Group oraz UFJ Holdings Inc. podjęli właśnie decyzję o fuzji - w jej wyniku w październiku powstanie nowy największy bank świata, z aktywami w wysokości 1,8 bln USD, czyli niemal dwukrotnie większym niż kapitały najlepszych instytucji finansowych Stanów Zjednoczonych i Europy.
Za rok Mizuho Financial Group chce jako pierwszy japoński bank wejść na giełdę nowojorską, co wymaga dostosowania się do ostrych zasad rachunkowości, informacji, przejrzystości finansów. "Musimy się solidnie przygotować do nadchodzącej bitwy" - wyjaśnił motywy decyzji Terunobu Maeda. Wzmocnione japońskie banki już atakują Europę. Ów atak najbardziej odczuły banki niemieckie. 82 banki niemieckie znajdujące się wśród 1000 największych banków na świecie odnotowały straty w wysokości 306 mld euro. Przykładowo HypoVereinsbank stracił 2,7 mld euro, Commerzbank - 2,5 mld euro, Dresdner - 3,5 mld euro. Złą sytuację banków z Europy, objawiającą się alarmująco niskimi zyskami, pogłębił niski wzrost gospodarczy, a co za tym idzie - spadek popytu na kredyty, główne źródło zarobków instytucji bankowych, i spadek wysokości depozytów, a także niski poziom koncentracji usług finansowych. Koszty prowadzenia dziesięciu banków z 20 tys. pracowników są w oczywisty sposób o wiele wyższe niż jednego wielkiego banku z o połowę mniejszą liczbą pracowników.
Ekonomia polityczna
Europejskie banki są nadto uległe wobec polityków. Wartość kredytów nie do odzyskania, spadająca w Japonii, rośnie w Europie. W większości krajów eurolandu takich kredytów udzielono przeważnie pod naciskiem polityków. W tej sytuacji Europa nie jest w stanie wytrzymać agresywnej polityki konkurentów z Azji (w tym Mizuho Financial Group, Mitsubishi Tokyo Financial Group, China Construction Bank i Industrial and Commercial Bank of China) oraz USA, oferujących łatwiejsze i korzystniejsze kredyty. Ostatnia fuzja włoskiego UniCredito (obecnie UniCredit) z niemieckim HypoVereinsbank oraz hiszpańskiego BSCH z brytyjskim Abbey National to pierwsze istotne próby obrony Europy przed azjatycką (a także amerykańską) bankoinwazją.
Alternatywę "fuzje albo śmierć" dostrzegł m.in. 48-letni Alessandro Profumo, prezes UniCreditu, który w ciągu siedmiu lat z regionalnego włoskiego banku uczynił jedną z największych i najzyskowniejszych europejskich instytucji finansowych. Taka strategia wprowadziła również do pierwszej ligi nie liczące się na początku lat 90. banki hiszpańskie - Banco de Bilbao, kontrolowany przez baskijską rodzinę Ybarra, oraz Banco Santander, należący do rodziny Bot'n z Kantabrii. Po licznych przejęciach i fuzjach wyrosły one na czołowe banki w Europie i Ameryce Południowej - Banco Bilbao Vizcaya Argentaria (BBVA) oraz Banco Santander Central Hispano (BSCH).
Do większości nowych fuzji dochodzić będzie jednak nie między bankami w jednym kraju, lecz między bankami z różnych państw. O nowej tendencji świadczy to, że po raz pierwszy w historii między październikiem 2004 r. a marcem 2005 r. liczba międzynarodowych fuzji bankowych (143) przewyższyła liczbę fuzji wewnątrzkrajowych (133). Wspomniane połączenia hiszpańskiego BSCH z brytyjskim Abbey National i UniCreditu z HypoVereinsbankiem to początek fuzji nowego typu.
Fuzja z przeszkodami
W ciągu najbliższych miesięcy lub nawet tygodni dojdzie do kolejnych fuzji. Wśród kandydatów do podobnych operacji wymienia się jednym tchem cztery giganty - dwa niemieckie (Deutsche Bank i Commerzbank) oraz dwa francuskie (Societe Generale i BNP Paribas). Nie wiadomo jeszcze, czy to one będą "połykać", czy też będą "połykane". Włoski Banca Intesa pozazdrościł sukcesu UniCreditowi i ostatnio przeznaczył 3 mld euro na przejęcie banków w Europie Wschodniej i drugie tyle na zakupy w Turcji.
Ze względu na sztywne przepisy fuzje międzynarodowe były i nadal są na Starym Kontynencie bardzo trudne. Już kilka lat temu Profumo na jedną z narad ze współpracownikami przyszedł w średniowiecznym stroju, aby zademonstrować zacofanie włoskiego sektora bankowego i nadzorujących go państwowych urzędów. Ostatnio o sile "bankowego nacjonalizmu" przekonały się BBVA i holenderski ABN Amro, usiłując przejąć włoskie banki BNL i Antonveneta, a wcześniej Citigroup pragnąca przejąć Deutsche Bank. Banki centralne Banca dŐItalia i Bundesbank postawiły chętnym tak wiele przeszkód, że Citigroup zrezygnowała, a za BBVA i ABN musiała się ująć Komisja Europejska. Nawet to nie pomogło i Hiszpanie zrezygnowali w końcu lipca z prób wejścia na włoski rynek (Holendrzy wciąż chcą próbować). Niemcy nie bronili HypoVereinsbanku przed przejęciem przez Włochów z UniCredito tylko dlatego, że niemiecki bank znajdował się w dość kiepskiej sytuacji. Europejska obrona tożsamości banków to jednak ślepy zaułek. Europa ciągle jednak nie chce zrozumieć, że przyszłość jej bankowości leży w wielkich ponadnarodowych instytucjach kredytowych, zdolnych konkurować na rynkach międzynarodowych, choć nie na rynku globalnym, gdzie Europa nie zakłóci pojedynku o dominację między bankami amerykańskimi a azjatyckimi.
Jacek Pałasiński
Michał Zieliński
W europejskich rękach za kilka lat pozostaną w Eurolandzie jedynie administracja, wspólna polityka rolna i pomoc społeczna. Przeciętny Europejczyk po posileniu się tanim wietnamskim jedzeniem wyprodukowanym z najdroższej brukwi świata będzie jeździł chińskim samochodem do japońskiego lub chińskiego banku po unijny zasiłek dla bezrobotnych. Przesada? Nie! Spasiona na subwencjach i świadczeniach społecznych Europa oddaje konkurentom prawie bez walki kolejne rynki. Przegrywa wojnę z Chinami na rynku standardowych dóbr konsumpcyjnych, a obywatele biednych krajów azjatyckich systematycznie przejmują rynek podstawowych usług. To jednak nie koniec - w ciągu kilku lat Azjaci zdominują także europejski rynek finansowy.
Świeże zbiory ryżu
Przed dziesięcioma laty japoński system bankowy był rozkładającym się trupem, zatruwającym całą gospodarkę światową. Sytuacja banków włączonych w japoński system wspierania coraz mniej rentownych czeboli była katastrofalna. Wartość złych długów, według szacunków niezależnych ekspertów, sięgnęła 20 proc. japońskiego PKB, a ogłoszone jesienią 1997 r. bankructwo Hokkaido Takushoku Bank o mało nie uruchomiło lawiny.
Japończycy, którzy byli w podobnej sytuacji do tej, w jakiej teraz znajdują się Europejczycy, wyszli jednak z opresji. Strach przed nacjonalizacją bankowych kolosów (bo i takie głosy pojawiły się wówczas w Japonii) zdopingował do działania takich ludzi jak 60-letni dziś Terunobu Maeda, prezes Mizuho Financial Group. W grudniu 2002 r. ogłosił on program restrukturyzacji: zwolnienia ludzi, cięcia płac i likwidacja wielu oddziałów miały przynieść obniżenie kosztów o 20 proc. Jednocześnie rząd Japonii - w przeciwieństwie do rządów państw europejskich - przestał się mieszać w bieżące funkcjonowanie systemu bankowego. W 2002 r. został przyjęty program zakładający 50-procentową redukcję nieściągalnych kredytów w ciągu trzech lat (ich wartość wynosiła wtedy - według oficjalnych danych - 26,8 bln jenów, czyli 6 proc. PKB). Na koniec ostatniego roku podatkowego wartość złych długów została zmniejszona o 72 proc., a ich udział w portfelach siedmiu największych banków spadł z 8,4 proc. do 2,9 proc. Banki te wykazały w ubiegłym roku zysk netto w wysokości 734 mld jenów (około 7,5 mld USD), mimo że jeszcze rok wcześniej miały stratę wynoszącą 638 mld jenów.
Rok 2004 miał dla Japonii znaczenie symboliczne: po dwudziestu latach Mizuho Financial Group, dysponujący aktywami wartymi prawie 1,3 bln USD, powrócił na pierwsze miejsce w rankingu Top 1000 World Banks, sporządzanego przez magazyn "Banker". Mizuho to po japońsku "świeże zbiory ryżu", ale żniwa rozpoczęły też inne banki z Kraju Kwitnącej Wiśni. Akcjonariusze Mitsubishi Tokyo Financial Group oraz UFJ Holdings Inc. podjęli właśnie decyzję o fuzji - w jej wyniku w październiku powstanie nowy największy bank świata, z aktywami w wysokości 1,8 bln USD, czyli niemal dwukrotnie większym niż kapitały najlepszych instytucji finansowych Stanów Zjednoczonych i Europy.
Za rok Mizuho Financial Group chce jako pierwszy japoński bank wejść na giełdę nowojorską, co wymaga dostosowania się do ostrych zasad rachunkowości, informacji, przejrzystości finansów. "Musimy się solidnie przygotować do nadchodzącej bitwy" - wyjaśnił motywy decyzji Terunobu Maeda. Wzmocnione japońskie banki już atakują Europę. Ów atak najbardziej odczuły banki niemieckie. 82 banki niemieckie znajdujące się wśród 1000 największych banków na świecie odnotowały straty w wysokości 306 mld euro. Przykładowo HypoVereinsbank stracił 2,7 mld euro, Commerzbank - 2,5 mld euro, Dresdner - 3,5 mld euro. Złą sytuację banków z Europy, objawiającą się alarmująco niskimi zyskami, pogłębił niski wzrost gospodarczy, a co za tym idzie - spadek popytu na kredyty, główne źródło zarobków instytucji bankowych, i spadek wysokości depozytów, a także niski poziom koncentracji usług finansowych. Koszty prowadzenia dziesięciu banków z 20 tys. pracowników są w oczywisty sposób o wiele wyższe niż jednego wielkiego banku z o połowę mniejszą liczbą pracowników.
Ekonomia polityczna
Europejskie banki są nadto uległe wobec polityków. Wartość kredytów nie do odzyskania, spadająca w Japonii, rośnie w Europie. W większości krajów eurolandu takich kredytów udzielono przeważnie pod naciskiem polityków. W tej sytuacji Europa nie jest w stanie wytrzymać agresywnej polityki konkurentów z Azji (w tym Mizuho Financial Group, Mitsubishi Tokyo Financial Group, China Construction Bank i Industrial and Commercial Bank of China) oraz USA, oferujących łatwiejsze i korzystniejsze kredyty. Ostatnia fuzja włoskiego UniCredito (obecnie UniCredit) z niemieckim HypoVereinsbank oraz hiszpańskiego BSCH z brytyjskim Abbey National to pierwsze istotne próby obrony Europy przed azjatycką (a także amerykańską) bankoinwazją.
Alternatywę "fuzje albo śmierć" dostrzegł m.in. 48-letni Alessandro Profumo, prezes UniCreditu, który w ciągu siedmiu lat z regionalnego włoskiego banku uczynił jedną z największych i najzyskowniejszych europejskich instytucji finansowych. Taka strategia wprowadziła również do pierwszej ligi nie liczące się na początku lat 90. banki hiszpańskie - Banco de Bilbao, kontrolowany przez baskijską rodzinę Ybarra, oraz Banco Santander, należący do rodziny Bot'n z Kantabrii. Po licznych przejęciach i fuzjach wyrosły one na czołowe banki w Europie i Ameryce Południowej - Banco Bilbao Vizcaya Argentaria (BBVA) oraz Banco Santander Central Hispano (BSCH).
Do większości nowych fuzji dochodzić będzie jednak nie między bankami w jednym kraju, lecz między bankami z różnych państw. O nowej tendencji świadczy to, że po raz pierwszy w historii między październikiem 2004 r. a marcem 2005 r. liczba międzynarodowych fuzji bankowych (143) przewyższyła liczbę fuzji wewnątrzkrajowych (133). Wspomniane połączenia hiszpańskiego BSCH z brytyjskim Abbey National i UniCreditu z HypoVereinsbankiem to początek fuzji nowego typu.
Fuzja z przeszkodami
W ciągu najbliższych miesięcy lub nawet tygodni dojdzie do kolejnych fuzji. Wśród kandydatów do podobnych operacji wymienia się jednym tchem cztery giganty - dwa niemieckie (Deutsche Bank i Commerzbank) oraz dwa francuskie (Societe Generale i BNP Paribas). Nie wiadomo jeszcze, czy to one będą "połykać", czy też będą "połykane". Włoski Banca Intesa pozazdrościł sukcesu UniCreditowi i ostatnio przeznaczył 3 mld euro na przejęcie banków w Europie Wschodniej i drugie tyle na zakupy w Turcji.
Ze względu na sztywne przepisy fuzje międzynarodowe były i nadal są na Starym Kontynencie bardzo trudne. Już kilka lat temu Profumo na jedną z narad ze współpracownikami przyszedł w średniowiecznym stroju, aby zademonstrować zacofanie włoskiego sektora bankowego i nadzorujących go państwowych urzędów. Ostatnio o sile "bankowego nacjonalizmu" przekonały się BBVA i holenderski ABN Amro, usiłując przejąć włoskie banki BNL i Antonveneta, a wcześniej Citigroup pragnąca przejąć Deutsche Bank. Banki centralne Banca dŐItalia i Bundesbank postawiły chętnym tak wiele przeszkód, że Citigroup zrezygnowała, a za BBVA i ABN musiała się ująć Komisja Europejska. Nawet to nie pomogło i Hiszpanie zrezygnowali w końcu lipca z prób wejścia na włoski rynek (Holendrzy wciąż chcą próbować). Niemcy nie bronili HypoVereinsbanku przed przejęciem przez Włochów z UniCredito tylko dlatego, że niemiecki bank znajdował się w dość kiepskiej sytuacji. Europejska obrona tożsamości banków to jednak ślepy zaułek. Europa ciągle jednak nie chce zrozumieć, że przyszłość jej bankowości leży w wielkich ponadnarodowych instytucjach kredytowych, zdolnych konkurować na rynkach międzynarodowych, choć nie na rynku globalnym, gdzie Europa nie zakłóci pojedynku o dominację między bankami amerykańskimi a azjatyckimi.
BANK CZĘSTOCHOWA? |
---|
Polskie banki nie będą się w stanie przeciwstawić ogólnoświatowej tendencji do wchodzenia w międzynarodowe alianse, chyba że "obrony Częstochowy" podejmą się politycy (już uczynili to posłowie PiS). Polskie "maleństwa" (może z wyjątkiem PKO BP, który też będzie musiał się wzmocnić, oraz, jak twierdzą niektórzy ekonomiści, jednym bankiem do obsługi transakcji budżetowych itp., takim jak BGK) albo dadzą się korzystnie wchłonąć, albo znikną. Przez najbliższych kilkanaście lat pozostaną być może sieci małych banków lokalnych, jak banki spółdzielcze. Klient powinien na tym skorzystać. Wielkie banki oferują większą liczbę produktów, a więc łatwiej im się zbliżyć do potrzeb klientów. Skorzysta na tym również "przedsiębiorstwo" Polska: sprawne banki przyciągną do naszego kraju kolejnych zagranicznych inwestorów, bo zasada cross-border obowiązuje także w gospodarce. Chyba że zwycięzcy jesiennych wyborów znów zaczną bredzić o "obronie polskości" naszych banków i spowodują straty, które uderzą nas wszystkich po kieszeniach. |
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.