- KRÓTKO PO WOLSKU
Pożycie sąsiedzkie
Czasami człowiek tęskni za starymi czasami, epoką, kiedy standardy pożycia sąsiedzkiego wytyczał serial "Czterej pancerni", gdzie każdy kochał się z każdym niezależnie od narodowości: Janek z Marusią, Grigorij z Lidką, Gustlik z Czernousowem, a Czereśniak z Szarikiem. Pięknie było. Niestety. Stosunki z Białorusią, dawniej utrzymujące się w klimacie "Konopielki" czy "Profesora Wilczura", dziś to raczej "Płonąca granica". Zaczynam się już bać, iż pewnego dnia Łukaszenka ogłosi komunikat o bandytach w polskich mundurach, którzy napadli na radiostację w Brześciu... A z Rosją? We współczesnej wersji "Lenina w Polsce" górale z Poronina zarąbaliby go ciupagami. Filmów o braterstwie broni i "Żołnierzach Wolności" nie wyemituje żadna telewizja. My święcimy rocznicę Cudu nad Wisłą, a oni zamiast rewolucji październikowej obchodzą dzień wypędzenia Polaków z Kremla przed czterystu laty. Pamiętliwi dosyć. Co gorsza, dawną filmową softpoetykę zastąpił realistyczny hardcore. Wzajemne uczucia wyrażane są za pomocą mordobicia, szczególnie dyplomatów, przy czym, o ile u nas w roli czarnych charakterów obsadzani są chuligani, o tyle za miedzą do akcji wkraczają "nieznani sprawcy". O ile nasze władze usiłują incydenty maksymalnie wyciszyć, a nasz pan prezydent chyba nawet szeptem z żoną o tym nie rozmawia, o tyle przyjaciele Moskale przeciwnie - chcą maksymalnie rzecz nagłośnić. Doszło do tego, że podobno ostry protest przeciwko pobiciu dzieci rosyjskich dyplomatów wystosowano już na kwadrans PRZED pobiciem.
Marcin Wolski
- LITERATURA
Swawolne Liliputy
W moskiewskich księgarniach pojawia się w tym tygodniu rzekomo nie publikowana dotychczas część słynnego XVIII-wiecznego dzieła "Podróże Guliwera" Jonathana Swifta. "Erotyczne podróże Guliwera Lemuela" to detaliczne opisy cielesnych uciech giganta, którym oddaje się w objęciach stada 15-centymetrowych Liliputów. Erotyczne części dzieła irlandzkiego pisarza rzekomo miały zostać wycięte tuż przed pierwszym wydaniem książki w 1726 r. Wydaje się to prawdopodobne, gdyż kolejne adaptacje książki Swifta, która trafiła do młodzieżowego obiegu, były skutecznie pozbawiane co okrutniejszych fragmentów. Na trop manuskryptu wpadła Rosjanka Neonilla Samukhina, z inicjatywy której nowa wersja powieści ukazuje się na rynku. Twierdzi ona, że jest w posiadaniu ekspertyz potwierdzających autentyczność tekstu. Z kolei literaturoznawcy nabrali w tej sprawie wody w usta, choć większość z nich odnosi się sceptycznie do odkrycia. Zwłaszcza że każdego roku świat obiegają informacje na temat cudownie odnalezionych rękopisów (wystarczy wspomnieć ostatni skandal wokół fikcyjnych pamiętników Adolfa Hitlera). Tymczasem Samukhina w genewskim banku zamknęła przed światem manuskrypt, który wcześniej był w posiadaniu zaprzyjaźnionej ze Swiftem rodziny Fordów. I nawet jeśli nie Swift rzucił Guliwera w małe rączki swawolnych Liliputów, to już dziś wiadomo, że dziełko rozpaliło wyobraźnię zarówno czytelników, jak i liczących na sukces księgarzy. (MS)
- FILM
Znów pokaże!
Była salową, korektorką, dyrektorem składu celnego, sekretarką, maszynistką, konsultantką w biurze matrymonialnym. Nawet czyściła diamenty u londyńskiego jubilera i sprzątała u zamożnych Brytyjczyków. I nie chodzi tu o "kobietę pracującą" i słynną kreację Ireny Kwiatkowskiej, lecz o niezmordowaną Katarzynę Grocholę. Zaledwie cztery miesiące temu założyła własną oficynę - Wydawnictwo Autorskie - a już wydana w niej jej ostatnia powieść "Osobowość ćmy" rozeszła się w ponad 125 tys. egzemplarzy. Ale do wydawniczych sukcesów królowa bestsellerów zdążyła nas już przyzwyczaić. Teraz zaczyna szturmować srebrny ekran. 16 sierpnia rozpoczynają się zdjęcia do drugiej po kinowym przeboju "Nigdy w życiu!" ekranizacji powieści pisarki. "Ja wam pokażę!" w reżyserii debiutującego Denisa Delicia to obraz, do którego Grochola napisała scenariusz we współpracy z Cezarym Harasimowiczem. Będzie też aktorką - odtwórczynią roli Anioła Stróża Judyty, głównej bohaterki filmu. Z kolei rolę tej ostatniej powierzono Grażynie Wolszczak, u boku której wystąpi Paweł Deląg. Premiera filmu zapowiadana jest na początek przyszłego roku. (AM)
- KRAJ
Pani minister kręci
19 sierpnia wchodzi w życie upragniona przez polskich filmowców ustawa o kinematografii. Na jej mocy władzę nad rodzimym kinem będzie sprawować tylko jedna osoba - dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Wśród kandydatów na to stanowisko wymienia się m.in. Pawła Potoroczyna, byłego męża Grażyny Szapołowskiej, człowieka, który płynnie zmienia wygodne fotele w zagranicznych placówkach (konsul w Los Angeles, dyrektor polskiego Instytutu Kultury w Nowym Jorku, a od jesieni szef bliźniaczej placówki, tyle że w Londynie). Czarnym koniem konkursu jest jednak 31-letnia Agnieszka Odorowicz. Dawna wiceprezes Instytutu Sztuki działającego przy Akademii Ekonomicznej w Krakowie, dzięki wielkiej sympatii ze strony ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego rok temu została wiceministrem i rozpoczęła batalię. Przebojowość i bezkompromisowość szybko przyniosły jej sławę w sejmowych kuluarach. Dziś koledzy politycy mówią o niej "żelazna dama", a środowisko filmowe jest święcie przekonane, że to właśnie Agnieszka Odorowicz przeforsowała w Sejmie nową ustawę o kinematografii. Pani minister w dalszym ciągu sprzyja też minister Dąbrowski, który jako jedyny ma prawo mianowania i odwoływania - tylko w szczególnych wypadkach! - przyszłego dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Posada to bardzo intratna i niezwykle wygodna. Szef wspomnianej instytucji będzie bowiem przez pięć lat trzymał w garści nie tylko polskie kino, ale także wszystkie przeznaczone na jego "rozwój" pieniądze, m.in. ściągane z telewizji, od operatorów kablówek, dystrybutorów i kiniarzy (po 1,5 proc. przychodów z reklam, biletów, abonamentów i zysków ze sprzedaży kaset VHS i płyt DVD). Nic więc dziwnego, że pani minister po tańcach i śpiewach (w Krakowie prowadziła m.in. Studencki Festiwal Piosenki) zachciało się kręcić. Rodzi się tylko pytanie, czy z tego kręcenia powstanie jakiś film. (AK)
- PŁYTA
Kurwy, świetliki i pazurki
"Las putas melancólicas" (czyli ponure kurwy) to tytuł najnowszej płyty legendarnej krakowskiej grupy Świetliki. Singiel "Finlandia" ukaże się już pod koniec sierpnia, a cała płyta pod koniec września (patronat "Wprost"). Pikanterii wydarzeniu dodaje to, że płyta jest inicjatywą aktora Bogusława Lindy, który postanowił wystąpić razem ze Świetlikami. - Idea była taka, że mieliśmy zrobić covery standardów. W rezultacie Marcin Świetlicki napisał autorskie teksty, - co jak mi się zdaje - wyszło tylko na dobre - mówi "Wprost" Grzegorz Dyduch, znany anatomopatolog, który współtworzy Świetliki. Podobno Linda dostał się do szkoły aktorskiej za pierwszym razem, właśnie za sprawą muzyki (uwiódł komisję swoją wersją ludowej piosenki "Stary niedźwiedź mocno śpi"). Na płycie ze Świetlikami aktor jednak raczej recytuje niż śpiewa. A w życiu z różnym skutkiem realizuje własne pomysły - przykładem program kulinarny "Co ty wiesz o gotowaniu", który okazał się totalną porażką. Teraz jest współwłaścicielem szkoły fotograficznej w Warszawie i - niestety - można go oglądać w serialu "Dziki". Może romans ze Świetlikami pomoże odnaleźć mu dawny pazur, którym naznaczył "Kobietę samotną" i "Psy". (ŁR)
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.