*
Podobno Jerzy Kulej, komentując kiedyś jedną z walk, stwierdził, że bokserzy wkładają w nią tyle serca, ile aktorki porno w dialogi. Produkcja telewizji polskiej "Czwarta władza" dowodzi, że nie tylko w aktorstwo, ale też w reżyserię i scenariopisarstwo można włożyć tyle samo zaangażowania. Serial o reporterach, który napisały gwiazdy dziennikarstwa - duet dwóch Piotrów: Pacewicza i Najsztuba - mógł być szansą na stworzenie dziennikarskiego odpowiednika "Na dobre i na złe". Wszak redakcja, szpital i kancelaria jako miejsca, gdzie zbiegają się ludzkie problemy, w amerykańskich serialach należą do ulubionych lokacji. Siłą takich produkcji jest między innymi wyjątkowa dbałość o szczegóły. Niestety, wyreżyserowany przez wybitnego operatora Witolda Adamka serial, którego niezauważona premiera odbyła się rok temu, jest klinicznym obrazem wad polskiej produkcji filmowej - od braku dbałości o realia po brak pomysłu na fabułę. Scena, w której dziennikarz śledzi podejrzanego, biegając przed jego oczami w przedziwnej czapeczce, a śledzony w ogóle go nie zauważa, bez wątpienia dołączy do galerii kuriozów polskiego kina. Aż trudno uwierzyć, że scenariusz został napisany przez ludzi, którzy zjedli zęby na dziennikarstwie. I znowu telewizyjna klapa. Lepiej o niej szybko zapomnieć, niż powtarzać w najlepszym czasie antenowym.
Cezary Gmyz
"Czwarta władza", reż. Witold Adamek, Polska, 2004
Podobno Jerzy Kulej, komentując kiedyś jedną z walk, stwierdził, że bokserzy wkładają w nią tyle serca, ile aktorki porno w dialogi. Produkcja telewizji polskiej "Czwarta władza" dowodzi, że nie tylko w aktorstwo, ale też w reżyserię i scenariopisarstwo można włożyć tyle samo zaangażowania. Serial o reporterach, który napisały gwiazdy dziennikarstwa - duet dwóch Piotrów: Pacewicza i Najsztuba - mógł być szansą na stworzenie dziennikarskiego odpowiednika "Na dobre i na złe". Wszak redakcja, szpital i kancelaria jako miejsca, gdzie zbiegają się ludzkie problemy, w amerykańskich serialach należą do ulubionych lokacji. Siłą takich produkcji jest między innymi wyjątkowa dbałość o szczegóły. Niestety, wyreżyserowany przez wybitnego operatora Witolda Adamka serial, którego niezauważona premiera odbyła się rok temu, jest klinicznym obrazem wad polskiej produkcji filmowej - od braku dbałości o realia po brak pomysłu na fabułę. Scena, w której dziennikarz śledzi podejrzanego, biegając przed jego oczami w przedziwnej czapeczce, a śledzony w ogóle go nie zauważa, bez wątpienia dołączy do galerii kuriozów polskiego kina. Aż trudno uwierzyć, że scenariusz został napisany przez ludzi, którzy zjedli zęby na dziennikarstwie. I znowu telewizyjna klapa. Lepiej o niej szybko zapomnieć, niż powtarzać w najlepszym czasie antenowym.
Cezary Gmyz
"Czwarta władza", reż. Witold Adamek, Polska, 2004
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.