Nie chcemy być ciemniakami? To nie pozwólmy politykom wciskać sobie eurosocjalistycznej ciemnoty Jeżeli poziom zacofania narodu jest wprost proporcjonalny do gotowości kupowania przez licznych przedstawicieli tego narodu zapóźnionych cywilizacyjnie - koncepcyjnie i technologicznie - produktów, to wiele zaczyna wyjaśniać wciąż spora skłonność wielu Polaków do nabywania mocno przeterminowanych rupieci, zachwalanych jako supernowoczesne nowinki.
Przy czym jeśli kupowanie produktów przeterminowanych o kilka dni, tygodni czy miesięcy budzi jedynie spore zdziwienie, to nabywanie produktów przeterminowanych o kilkadziesiąt, a bywa, że i o ponad sto lat (i w wielu krajach dawno wycofanych ze sprzedaży), po prostu z trudem mieści się w głowie. Mimo to chętnych na taki towar ciągle w Polsce nie brakuje, roi się więc także od próbujących go opchnąć blagierów. Dotyczy to nie tylko oferty naszych sanatoriów, które wciąż z powodzeniem wciskają Polakom - jako ultranowoczesne i hiperskuteczne - pseudomedyczne specyjały z końca wieku XIX i początku XX (vide: "Kłamstwo sanatoryjne"), ale także wielu partii i kandydatów na prezydenta, którzy w toku kampanii przedwyborczej oferują nam produkt mocno nieświeży, na milę zalatujący piątą, szóstą, a w najlepszym razie siódmą dekadą XX wieku.
Czegóż na tych straganach z polityczną starzyzną nie ma: socjalizm w niemal krystalicznie czystej postaci Marksa - Engelsa - Lenina w opakowaniu Ikonowicza, socjalizm quasi-narodowy Gomułki w opakowaniu Leppera, socjalizm z domieszką kapitalizmu Gierka w opakowaniu Borowskiego. A wszystko to przyprawione magicznymi zaklęciami o apolitycznie apolitycznej polityce, najrówniejszym z równych dostępie do służby zdrowia, najbezpłatniejszym z bezpłatnych szkolnictwie, megawysokich emeryturach poprzedzonych superdługimi emeryturami pomostowymi i oczywiście - równocześnie - ekstraniskich podatkach itd. Czymże ten stek bredni różni się od - na przykład - oferowanych przez nasze sanatoria zajęć z terenoterapii (czyli spacerów - po 7 zł za godzinę) czy talasoterapii (czyli kąpieli w morzu - po 5 zł za godzinę)? Ano, niestety, różni się, i to znacznie - skalą wyzysku podatników przez polityków. Bo o ile na sanatoryjne fantasmagorie politycy (działając wspólnie i w porozumieniu z lekarzami) wyciągają nam z kieszeni każdego roku ponad 365 mln zł, to na wszystkie swoje eksperymenty łącznie - aż 330 mld zł, a więc prawie tysiąc razy więcej.
Na szczęście widać już w Polsce i w tej materii pewne oznaki postępu. Za Chiny ludowe nie chcemy już na przykład jeździć samochodami wyprodukowanymi w latach 70., 80., a nawet 90. poprzedniego stulecia, nie pozwolilibyśmy sobie też wcisnąć wyprodukowanego wtedy telewizora, pralki czy lodówki. Niestety, to dopiero połowa sukcesu. Pełny odniesiemy wówczas, gdy większość z nas nauczy się odróżniać nie tylko nowoczesne produkty przemysłowe od anachronicznych, ale też nowoczesne produkty polityczne od anachronicznych. Pełny sukces odniesiemy zatem dopiero wtedy, gdy szala ostatecznie się przechyli i większość wyborców nareszcie zrozumie, że nie da się wytwarzać coraz nowocześniejszych produktów przemysłowych (samochodów, pralek, lodówek, telefonów komórkowych) w systemie rządzącym się według reguł uznawanych powszechnie w Europie (oczywiście - błędnie) za prorozwojowe w latach 60., 70. i 80. Wówczas to niemal wszyscy Europejczycy padli ofiarą makabrycznego eksperymentu, czyli udanej próby zainfekowania wirusem eurosocjalizmu - ustroju polegającego - w największym skrócie - na wyzyskiwaniu ludzi pracowitych przez ludzi leniwych w imię niedorzecznej �idei sprawiedliwości społecznej˛ (vide: "Partia strachu", "2 x 2 = 4" i "Skibą w mur").
Może to z tego powodu Polacy nie błądzą w tej kluczowej dla naszej przyszłości kwestii bardziej od reszty Europejczyków; ba, można zaryzykować twierdzenie, że dolegliwość ta znacznie mocniej dotyka obywateli kilku państw starej Europy - między innymi Niemiec i Francji. Zatem jeśli nie chcemy, aby aktualności nabrało powiedzenie "ciemny jak Europejczyk" (i "ciemny jak Polak"), przestańmy pozwalać naszym politykom wciskać sobie eurosocjalistyczną ciemnotę rodem z głębokich lat 80., 70., a nawet 60. Słowem: Lepper musi odejść! - na żądanie wyborców. A Balcerowicz musi wrócić! - na prośbę wyborców.
PS Jak jednak poziom naszego zacofania porównać z poziomem zacofania niektórych Rosjan - tych, którzy są aż tak słabi, że dla potwierdzenia własnej wartości biją każdego, kogo chcą o niej przekonać (vide: "Restauracja nomenklatury")? Bija, zamiast próbować dowieść mu tego samego, skłaniając go do kupowania wymyślonych i wyprodukowanych przez siebie towarów i usług - rosyjskich samochodów, telewizorów plazmowych, lodówek, zegarków itd. A propos, ma ktoś na nie ochotę?
Czegóż na tych straganach z polityczną starzyzną nie ma: socjalizm w niemal krystalicznie czystej postaci Marksa - Engelsa - Lenina w opakowaniu Ikonowicza, socjalizm quasi-narodowy Gomułki w opakowaniu Leppera, socjalizm z domieszką kapitalizmu Gierka w opakowaniu Borowskiego. A wszystko to przyprawione magicznymi zaklęciami o apolitycznie apolitycznej polityce, najrówniejszym z równych dostępie do służby zdrowia, najbezpłatniejszym z bezpłatnych szkolnictwie, megawysokich emeryturach poprzedzonych superdługimi emeryturami pomostowymi i oczywiście - równocześnie - ekstraniskich podatkach itd. Czymże ten stek bredni różni się od - na przykład - oferowanych przez nasze sanatoria zajęć z terenoterapii (czyli spacerów - po 7 zł za godzinę) czy talasoterapii (czyli kąpieli w morzu - po 5 zł za godzinę)? Ano, niestety, różni się, i to znacznie - skalą wyzysku podatników przez polityków. Bo o ile na sanatoryjne fantasmagorie politycy (działając wspólnie i w porozumieniu z lekarzami) wyciągają nam z kieszeni każdego roku ponad 365 mln zł, to na wszystkie swoje eksperymenty łącznie - aż 330 mld zł, a więc prawie tysiąc razy więcej.
Na szczęście widać już w Polsce i w tej materii pewne oznaki postępu. Za Chiny ludowe nie chcemy już na przykład jeździć samochodami wyprodukowanymi w latach 70., 80., a nawet 90. poprzedniego stulecia, nie pozwolilibyśmy sobie też wcisnąć wyprodukowanego wtedy telewizora, pralki czy lodówki. Niestety, to dopiero połowa sukcesu. Pełny odniesiemy wówczas, gdy większość z nas nauczy się odróżniać nie tylko nowoczesne produkty przemysłowe od anachronicznych, ale też nowoczesne produkty polityczne od anachronicznych. Pełny sukces odniesiemy zatem dopiero wtedy, gdy szala ostatecznie się przechyli i większość wyborców nareszcie zrozumie, że nie da się wytwarzać coraz nowocześniejszych produktów przemysłowych (samochodów, pralek, lodówek, telefonów komórkowych) w systemie rządzącym się według reguł uznawanych powszechnie w Europie (oczywiście - błędnie) za prorozwojowe w latach 60., 70. i 80. Wówczas to niemal wszyscy Europejczycy padli ofiarą makabrycznego eksperymentu, czyli udanej próby zainfekowania wirusem eurosocjalizmu - ustroju polegającego - w największym skrócie - na wyzyskiwaniu ludzi pracowitych przez ludzi leniwych w imię niedorzecznej �idei sprawiedliwości społecznej˛ (vide: "Partia strachu", "2 x 2 = 4" i "Skibą w mur").
Może to z tego powodu Polacy nie błądzą w tej kluczowej dla naszej przyszłości kwestii bardziej od reszty Europejczyków; ba, można zaryzykować twierdzenie, że dolegliwość ta znacznie mocniej dotyka obywateli kilku państw starej Europy - między innymi Niemiec i Francji. Zatem jeśli nie chcemy, aby aktualności nabrało powiedzenie "ciemny jak Europejczyk" (i "ciemny jak Polak"), przestańmy pozwalać naszym politykom wciskać sobie eurosocjalistyczną ciemnotę rodem z głębokich lat 80., 70., a nawet 60. Słowem: Lepper musi odejść! - na żądanie wyborców. A Balcerowicz musi wrócić! - na prośbę wyborców.
PS Jak jednak poziom naszego zacofania porównać z poziomem zacofania niektórych Rosjan - tych, którzy są aż tak słabi, że dla potwierdzenia własnej wartości biją każdego, kogo chcą o niej przekonać (vide: "Restauracja nomenklatury")? Bija, zamiast próbować dowieść mu tego samego, skłaniając go do kupowania wymyślonych i wyprodukowanych przez siebie towarów i usług - rosyjskich samochodów, telewizorów plazmowych, lodówek, zegarków itd. A propos, ma ktoś na nie ochotę?
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.