Niczym u Mrożka dubeltówki nabite są ślepakami, myśliwi rozleźli się po bagnach, a od nielicznych wystrzałów spadają co najwyżej liście z drzew
Polowanie rozpoczęte. Wielki łowczy Zawisza zadął w róg i myśliwi ruszyli ławą. Obiekt wydaje się wielki jak żubr. Okazało się jednak, że niczym u Mrożka dubeltówki nabite są ślepakami, myśliwi rozleźli się po bagnach, a od nielicznych wystrzałów spadają co najwyżej liście z drzew. Żubr zaś, porykując zwycięsko, wcale nie kwapi się pod ostrzał.
I byłoby całkiem zabawnie, gdyby nie to, że komisja sejmowa do spraw banków, kompromitując się brakiem sprawności i przygotowania, omija rzeczywiste problemy związane z co najmniej niejasnymi korzeniami sporej części systemu finansowego wolnej Polski. Z kolei Leszek Balcerowicz, odmawiając stawienia się przed organem najwyższej władzy w Polsce, potwierdza powszechne przekonanie, iż Polska jest krajem, w którym są równi i równiejsi. Opisywane kiedyś na łamach "Wprost" święte krowy III RP żyją w przekonaniu, iż prawo ich nie obowiązuje. Psuciem państwa jest bowiem zarówno postawa Leszka Balcerowicza, jak i rażąca niekompetencja ścigających go łowczych. "Gdyby Balcerowicz w połowie lat 90. wycofał się z polityki, jest bardzo prawdopodobne, że przy kryzysie pierwszych lat nowego wieku wdzięczni rodacy wynieśliby go do władzy. Postąpił inaczej" - czytamy w okładkowym artykule "Balcerowiczobójstwo".
Łowiectwo zdaje się naszą narodową rozrywką tej jesieni. Jarosław Kaczyński chce złowić Zytę Gilowską do rządu. Jak dowodzi Michał Zieliński ("Wielki mały reformator"), bardziej z kurtuazji wobec damy niźli w poczuciu interesu, bo obecność pani profesor nie zmieni stosunku światowego biznesu do Polski. Premier rozsmakował się jednak w łowiectwie, szukając kandydatów na ministrów i prezesów, tak bardzo, że postanowił upolować prezydenta Busha i przekonać go do polskiej wizji polityki zagranicznej. Z Amerykanami pozostajemy w dobrych relacjach, ale polowanie na wielki przełom udało się połowicznie zarówno w USA, jak i w Izraelu (vide: "Ofensywa Kaczyńskich"). Prezydent został w Jerozolimie przyjęty bardzo dobrze, ale na ważnym spotkaniu Europejskich Przyjaciół Izraela w Brukseli brylował Marek Siwiec, alter ego Aleksandra Kwaśniewskiego. Paweł Zalewski, jedyny reprezentant prawicy, musiał się tłumaczyć z rzekomego prawicowego antysemityzmu. Wyprawa Lecha Kaczyńskiego do Izraela przekonania o antysemityzmie PiS nie zmieniła.
Środowisko filmowe zajmuje się tymczasem łowiectwem szczególnym. Łowieniem nagród przyznawanych przez samych siebie. Bo festiwal w Gdyni (vide: "Najsmutniejsze kino świata") był dowodem na to, że nie udało się upolować ani nowych talentów, ani wartościowych scenariuszy. Polska pozostaje na ekranie krajem zaludnionym przez smutnych, zapijaczonych złomiarzy. Może przynajmniej odchudzą się i wyleczą z nałogu, bo lek rimonabant (vide: "Lek na syndrom X") ma lekko, łatwo i przyjemnie pomóc nam w pozbyciu się otyłości, a może i nałogów.
Jedno wielkie polowanie się skończyło. Trwającą od lat nagonkę na Orianę Fallaci przerwała śmierć wielkiej dziennikarki. Wspomina ją Michael Ledeen, czołowy neokonserwatysta amerykański i znajomy Oriany. W pośmiertnych wspomnieniach - nawet lewicowych przeciwników - czytamy o jej zdolnościach przewidywania. Jak bardzo miała rację, przekonałem się ponownie, czytając jej artykuł dla "Wprost" z grudnia 2002 r. Fallaci napisała wtedy: "Nasze militarne sukcesy nie rozwiążą problemu ekspansji islamskiego terroryzmu. Przeciwnie, sprawią, że terrorystów nieustannie będzie przybywać. Najgorsze dopiero przed nami". Oriana wiedziała jednak, że walka i wierność wartościom są jedyną drogą. Będzie jej brakować. Nawet tym, którzy chcieli wsadzić ją do więzienia za rzekomą fobię antyislamską. Podobnie teraz za zdanie krytyczne wobec islamu rozkręcana jest niebywała nagonka na Benedykta XVI (vide: "Papież w kraju pogan").
Skoro łowiectwo stało się naszym narodowym sportem, to warto pamiętać o podstawowej zasadzie myśliwych: strzela się po to, by trafić. Nie na wiwat, bo wtedy śrut posypie się na głowę strzelającego.
I byłoby całkiem zabawnie, gdyby nie to, że komisja sejmowa do spraw banków, kompromitując się brakiem sprawności i przygotowania, omija rzeczywiste problemy związane z co najmniej niejasnymi korzeniami sporej części systemu finansowego wolnej Polski. Z kolei Leszek Balcerowicz, odmawiając stawienia się przed organem najwyższej władzy w Polsce, potwierdza powszechne przekonanie, iż Polska jest krajem, w którym są równi i równiejsi. Opisywane kiedyś na łamach "Wprost" święte krowy III RP żyją w przekonaniu, iż prawo ich nie obowiązuje. Psuciem państwa jest bowiem zarówno postawa Leszka Balcerowicza, jak i rażąca niekompetencja ścigających go łowczych. "Gdyby Balcerowicz w połowie lat 90. wycofał się z polityki, jest bardzo prawdopodobne, że przy kryzysie pierwszych lat nowego wieku wdzięczni rodacy wynieśliby go do władzy. Postąpił inaczej" - czytamy w okładkowym artykule "Balcerowiczobójstwo".
Łowiectwo zdaje się naszą narodową rozrywką tej jesieni. Jarosław Kaczyński chce złowić Zytę Gilowską do rządu. Jak dowodzi Michał Zieliński ("Wielki mały reformator"), bardziej z kurtuazji wobec damy niźli w poczuciu interesu, bo obecność pani profesor nie zmieni stosunku światowego biznesu do Polski. Premier rozsmakował się jednak w łowiectwie, szukając kandydatów na ministrów i prezesów, tak bardzo, że postanowił upolować prezydenta Busha i przekonać go do polskiej wizji polityki zagranicznej. Z Amerykanami pozostajemy w dobrych relacjach, ale polowanie na wielki przełom udało się połowicznie zarówno w USA, jak i w Izraelu (vide: "Ofensywa Kaczyńskich"). Prezydent został w Jerozolimie przyjęty bardzo dobrze, ale na ważnym spotkaniu Europejskich Przyjaciół Izraela w Brukseli brylował Marek Siwiec, alter ego Aleksandra Kwaśniewskiego. Paweł Zalewski, jedyny reprezentant prawicy, musiał się tłumaczyć z rzekomego prawicowego antysemityzmu. Wyprawa Lecha Kaczyńskiego do Izraela przekonania o antysemityzmie PiS nie zmieniła.
Środowisko filmowe zajmuje się tymczasem łowiectwem szczególnym. Łowieniem nagród przyznawanych przez samych siebie. Bo festiwal w Gdyni (vide: "Najsmutniejsze kino świata") był dowodem na to, że nie udało się upolować ani nowych talentów, ani wartościowych scenariuszy. Polska pozostaje na ekranie krajem zaludnionym przez smutnych, zapijaczonych złomiarzy. Może przynajmniej odchudzą się i wyleczą z nałogu, bo lek rimonabant (vide: "Lek na syndrom X") ma lekko, łatwo i przyjemnie pomóc nam w pozbyciu się otyłości, a może i nałogów.
Jedno wielkie polowanie się skończyło. Trwającą od lat nagonkę na Orianę Fallaci przerwała śmierć wielkiej dziennikarki. Wspomina ją Michael Ledeen, czołowy neokonserwatysta amerykański i znajomy Oriany. W pośmiertnych wspomnieniach - nawet lewicowych przeciwników - czytamy o jej zdolnościach przewidywania. Jak bardzo miała rację, przekonałem się ponownie, czytając jej artykuł dla "Wprost" z grudnia 2002 r. Fallaci napisała wtedy: "Nasze militarne sukcesy nie rozwiążą problemu ekspansji islamskiego terroryzmu. Przeciwnie, sprawią, że terrorystów nieustannie będzie przybywać. Najgorsze dopiero przed nami". Oriana wiedziała jednak, że walka i wierność wartościom są jedyną drogą. Będzie jej brakować. Nawet tym, którzy chcieli wsadzić ją do więzienia za rzekomą fobię antyislamską. Podobnie teraz za zdanie krytyczne wobec islamu rozkręcana jest niebywała nagonka na Benedykta XVI (vide: "Papież w kraju pogan").
Skoro łowiectwo stało się naszym narodowym sportem, to warto pamiętać o podstawowej zasadzie myśliwych: strzela się po to, by trafić. Nie na wiwat, bo wtedy śrut posypie się na głowę strzelającego.
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.