Fantastyczna, przepiękna, nieprzeciętna... Epitety opisujące trzecią płytę Nowozelandki o azjatyckich korzeniach można mnożyć bez końca. Trzydziestoletnia Bic Runga dopiero teraz podbija Europę, choć
w swoim kraju jest fenomenem od czasu debiutu. W 1997 r. jej album "Drive" stał się największym bestsellerem w historii tamtejszej rozrywki. Pięć lat później "Beautiful Collision" pobił ten rekord. Wszystko wskazuje na to, że wydany w ubiegłym roku "Birds" wzbije się jeszcze wyżej. To płyta intymna, nieprzyzwoicie melancholijna i przyjemnie chłodna. Idealna na jesienne wieczory. Jeśli ktoś lubi Katie Melua i Norah Jones, pokocha i Bic Rungę.
W jej piosenkach poza pięknymi melodiami, w których słychać bluesowe i jazzowe inspiracje oraz sentyment do lat 60., jest dużo magii. Pytana o receptę na sukces odpowiada: "Pogodzić oczekiwania z nieprzewidywalnością". Brzmi to tajemniczo, ale zabieg jest skuteczny. Wyśpiewywane z natchnieniem słowa kreślą obraz miłości eksplodującej i okrzepłej, pełnej nadziei i całkowicie jej pozbawionej. W "Winning Arrow" Runga przyznaje, że miłość jest zwycięską strzałą. Trafia. Jeśli ktoś jeszcze nie ma tej płyty i jakimś cudem nie zdołały go przekonać te słowa, niech posłucha Bic Rungi podczas koncertu w radiowej Trójce. Artystka wystąpi tam 26 września.
Przemysław Dziubłowski
Bic Runga "Birds" Columbia/Sony/BMG
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.