Jak wyglądałby świat, gdyby w Rosji w 1917 r. nie było rewolucji
Witold Orłowski
Stypendysta Fulbrighta (1988-1999), pracownik Banku Światowego (1993-1997), współzałożyciel Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych w Łodzi. Jego książka "Droga do Europy. Makroekonomia wstępowania do Unii Europejskiej" została uznana za najlepszą książkę z teorii ekonomii i finansów
Obraz świata, w którym w Rosji nie doszłoby w 1917 r. do rewolucji, jest skrótem jednego z rozdziałów książki Orłowskiego "Stulecie chaosu. Alternatywne dzieje XX wieku". Posługując się metodami modelowymi, autor zastanawia się nad możliwym odmiennym przebiegiem głównych trendów rozwoju świata w minionym stuleciu. Poza tym scenariuszem książka zawiera trzy inne - scenariusz Niemiec, które wyszłyby obronną ręką z II wojny, Chin, w których nie doszłoby do rewolucji, oraz Europy opanowanej w całości przez wojska Stalina. Szczegółowy obraz świata w 2000 r. stworzony jest dzięki symulacjom ekonomicznym, wykorzystującym specjalnie skonstruowany model rozwoju 31 głównych państw świata w XX wieku. Książka, wydana przez wydawnictwo Open, będzie dostępna w księgarniach w październiku 2006 r.
Jak wyglądałby dziś świat, gdyby Rosja wyszła zwycięsko z pierwszej wojny światowej i nie zaznała w roku 1917 rewolucji? Aby to sobie wyobrazić, użyliśmy metod symulacyjnych, pokazujących, jaki mógłby dziś być rozkład siły gospodarczej i politycznej głównych państw, gdyby scenariusz ten się zrealizował.
Trzej wielcy
Najpotężniejszym krajem świata - i jedynym supermocarstwem - są USA. Mają największy PKB, najnowocześniejszy przemysł i najbardziej efektywny sektor usług. Amerykańskie koncerny rozwijają się prężnie na całym globie, związki handlowe i kapitałowe wiążące Stany Zjednoczone z krajami basenu Pacyfiku są jednak znacznie silniejsze, niż związki łączące je z Europą. Amerykańskie korporacje budują ogromne fabryki w krajach Dalekiego Wschodu, w tym również w tradycyjnie życzliwych im Chinach, a przepływ ludzi, towarów i kapitału w basenie Pacyfiku jest znacznie większy niż trans-atlantycki. W kręgach amerykańskich politologów często powtarza się błyskotliwą tezę Sa-muela Huntingtona (sformułowaną w słynnej książce "Synteza cywilizacji"), że Pacyfik stał się nowym Morzem Śródziemnym - obszarem pokojowej współpracy i centrum światowej gospodarki i cywilizacji, łączącym pod amerykańskim przywództwem stare narody o różnych korzeniach kulturowych. Z kolei Atlantyk to nowe Morze Martwe, obszar cywilizacji schyłkowych. Nad brzeg Pacyfiku, do Kalifornii, przenosi się również coraz bardziej znacząca część gospodarki amerykańskiej, kwitnie przemysł wysokich technologii ulokowany w Dolinie Krzemowej, a San Francisco wypiera stopniowo Nowy Jork z roli głównego centrum finansowego świata. Właśnie w San Francisco odbywają się tradycyjne doroczne spotkania grupy najważniejszych gospodarczo krajów świata (USA, Chiny, Rosja, Japonia, Niemcy).
Czas Chin
Drugie pod względem potęgi Chiny są nadal państwem ubogim. Nie przechodziły wprawdzie przez okres komunizmu, toczyły jednak długoletnią wojnę domową z komunistami, ostatecznie rozstrzygniętą dopiero po roku 1967, kiedy w zasadzce zorganizowanej przez wojska rządowe zginął Mao. Dopiero w połowie lat 70., po śmierci nacjonalistycznego dyktatora Chang Kai--sheka, proces modernizacji uległ silnemu przyspieszeniu, a Chiny stopniowo stały się jednym z "azjatyckich tygrysów".
Chiny są krajem bardzo nierównomiernie rozwiniętym. Wielkie metropolie - Pekin, Szanghaj, Hongkong - to niesłychanie prężne centra gospodarcze, obszary eksplozji prywatnej przedsiębiorczości i siedziby ekspansywnych korporacji. Tworzą się wokół nich wielomilionowe slumsy. Prawdziwą plagą miast są potężne gangi, kontrolujące produkcję i dystrybucję narkotyków, prostytucję, wymuszenia i uwielbiany przez Chińczyków ostry hazard. Najpotężniejszy z nich jest Zielony Gang z Szanghaju, istniejąca od początków XX wieku organizacja mafijna, która nieomal zmonopolizowała rynek heroiny. Zielony Gang nie ma się jednak czego obawiać: dzięki utrzymywanym od kilkudziesięciu lat związkom z Kuomintangiem już w latach 20. wszedł w symbiozę z rządem, który nawet nie próbuje przeszkadzać w jego działalności (w historii rzeczywistej przywódcy Zielonego Gangu uciekli w 1949 r. do Hongkongu). Przy wszystkich plagach, które dręczą chińskie metropolie, ich rozwój jest jednak imponujący. Niezbyt efektownie wygląda za to chińska wieś, od pół wieku likwidująca nędzę oraz liczne pozostałości feudalizmu - i dostarczająca dziesiątki milionów emigrantów analfabetów do wielkich miast Chin, Rosji, Europy i Ameryki.
Potężna Rosja
Trzecim wielkim mocarstwem świata jest w roku 2000 Rosja. Kraj wyszedł zwycięsko z pierwszej wojny światowej, zyskując w roku 1918 status najpotężniejszego mocarstwa w Europie. Ponieważ liczne aneksje trzeba było ubrać w pozory przyzwoitości, formalną autonomię uzyskało Królestwo Polskie, powiększone o zachodnią Galicję, Górny Śląsk i Wielkopolskę. Największą wojenną zdobycz Rosji stanowił jednak Konstantynopol. Miasto stało się trzecią - obok Moskwy i Petersburga - stolicą imperium, a car rosyjski przyjął tytuł "rzymskiego cesarza", obrońcy i zwierzchnika całego chrześcijaństwa.
Na drodze do pomyślnego rozwoju kapitalistycznej Rosji stanęły liczne problemy. Główny to niski poziom wykształcenia społeczeństwa. Odwołując się do nacjonalizmu, rosyjskie kręgi przemysłowe przekonały państwo do polityki protekcjonistycznej, chroniącej interesy miejscowych elit i osłabiającej konkurencję rynkową. Kraj cierpiał na niedostatek kapitału, a jednocześnie z powodu kwitnącego antysemityzmu nie był popularny w amerykańskich kręgach finansowych. Z czasem wreszcie ujawnił się ogromny, szkodliwy dla rozwoju kraju wpływ potężnych grup gospodarczych, kontrolujących niezmierzone zasoby surowców naturalnych, przede wszystkim ropy i gazu ziemnego. Grupy te znakomicie współżyły z armią, cerkwią i konserwatywnymi elitami politycznymi, hojnie je sponsorując w zamian za pełną ochronę własnych interesów. Rosja weszła na ścieżkę dość niestabilnego rozwoju: okresy liberalizacji i przywracania rządów demokratycznych przeplatane były rządami wojskowych, a okresy pomyślnego wzrostu - gwałtownymi załamaniami.
Rosja wciąż dysponuje ogromnym potencjałem. Przeciętny poziom dochodów mieszkańców Moskwy czy Petersburga nie różni się od tego, którym cieszą się mieszkańcy Nowego Jorku, a obie metropolie kapią od luksusu. Petersburg jest światowym centrum handlu brylantami, w czym przoduje słynny dom jubilerski Fabergé, a Moskwa - kawioru, którego globalna produkcja i dystrybucja jest praktycznie zmonopolizowana przez firmę Petrossian (w historii rzeczywistej jubiler Fabergé wyemigrował po rewolucji do Szwajcarii, a Petrossianowie osiedli w Paryżu, gdzie założyli najsłynniejsze delikatesy świata). Podziw wzbudza petersburska giełda - druga pod względem wielkości po San Francisco, znakomicie prosperują gigantyczne banki. Rosja jest krajem niesłychanych kontrastów majątkowych, a skrajny przepych sąsiaduje tu ze skrajną biedą. Na prowincji, z dala od Kremla i Pałacu Zimowego, rzeczy wyglądają jeszcze gorzej. Wieś rosyjska jest nadal przeludniona i zacofana, gospodarstwa chłopskie karłowate i słabe ekonomicznie, edukacja na niskim poziomie.
Nie ma wątpliwości, że Rosja jest za to energetycznym supermocarstwem - głównym filarem naftowego kartelu OPEC, dostarczającym ropy i gazu zarówno dla krajów europejskich, jak i dla Chin oraz Japonii. Ma to także swoje ciemne strony. Prawdziwą plagą rosyjskiej gospodarki jest jej całkowite uzależnienie od potężnego przemysłu surowcowego, wytwarzającego blisko trzecią część PKB. Gdy ceny ropy naftowej i gazu zwyżkują, rubel gwałtownie się wzmacnia, a Rosjanie zaczynają się czuć bogaczami, gdy zaś spadają - Rosję gnębią kryzysy, a ceny zaczynają rosnąć w galopującym tempie. Nie pozwala to na rozwój klasy średniej, utrudnia funkcjonowanie przemysłu przetwórczego. Kwitną za to potężne koncerny surowcowe, na czele z rosyjsko-brytyjskim Rusneftem - według tygodnika "Fortune" trzecią największą korporacją świata, dysponującą blisko 20 proc. wszystkich udokumentowanych światowych zasobów ropy i gazu. Rosja nie jest rzecz jasna przemysłową pustynią - koncern Aeroaviacya Sikorski jest największym na świecie producentem helikopterów (w rzeczywistości Igor Sikorski wyemigrował w roku 1919 do USA i tam założył swoją firmę), samoloty pasażerskie trustu Iliuszyna walczą o prymat na świecie z amerykańskim Boeingiem, a zakłady wytwarzające urządzenia górnicze i energetyczne należą do ścisłej technologicznej czołówki. Ale większość rosyjskiego przemysłu jest przestarzała i nisko konkurencyjna, a jego istnienie możliwe jest tylko dzięki rozbudowanej ochronie celnej.
Rosyjski potencjał militarny, drugi na świecie po amerykańskim, budzi powszechny respekt. Kraj należy do elitarnego klubu potęg nuklearnych, dysponuje też atomowymi okrętami podwodnymi i znakomitą techniką rakietową. Potężne rosyjskie wojska lądowe zmuszone są do pilnowania ogromnych terytoriów zamieszkałych przez coraz bardziej wrogo nastawioną do Moskwy ludność, a często również do bezpośredniej interwencji wówczas, gdy siły policyjne okazują się za słabe. Na Kaukazie co jakiś czas wybuchają regularne wojny, stale niespokojne są kraje bałtyckie, często trzeba też tłumić chłopskie zamieszki i robotnicze protesty. Mimo wszystkich słabości kraju prezydent Rosji jest powszechnie uważany za jednego z trzech najpotężniejszych polityków świata, a rosyjska gospodarka - za trzecią największą potęgę finansowo-ekonomiczną globu (opisana przez nas Rosja bez bagażu kilkudziesięciu lat komunizmu w wielu dziedzinach przypomina Rosję u szczytu rządów Władimira Putina, ale podstawy jej potęgi są trwalsze, głównie dzięki silniejszej gospodarce).
Skłócona Europa
Europa w roku 2000 jest w scenariuszu podzielona, skłócona i uboższa niż w rzeczywistości. W drugiej połowie XX wieku wprawdzie nie doszło do żadnej wielkiej wojny, ale kwitły konflikty etniczne, kilka krajów uległo rozpadowi, a granice między państwami były powszechnie kontestowane.
Po zakończeniu II wojny światowej i wycofaniu się Amerykanów za Atlantyk początkowo sprawy wydawały się iść w dobrą stronę: udało się stworzyć Europejską Wspólnotę Gospodarczą (EWG). Szybko zaczęły się jednak pojawiać problemy. Odbudowujące swą gospodarczą potęgę Niemcy zaczęły się buntować przeciwko uprzywilejowanej roli Francji. Na początku lat 60. w łonie EWG doszło do kryzysu, kiedy po okresie krwawej wojny domowej rozpadła się Jugosławia. W kolejnych latach pogłębiał się rozłam między coraz silniejszymi Niemcami a radzącymi sobie znacznie gorzej Włochami i Francją. Kością niezgody, która ostatecznie doprowadziła do rozpadu EWG, stała się polityka rolna. Stosunkowo niewinne demonstracje francuskich i włoskich rolników zamieniły się latem 1963 r. w ogólnokrajowe antyniemieckie zamieszki. Jesienią 1965 r. Francja i Włochy ogłosiły opuszczenie EWG, wzywając inne kraje ugrupowania do przeciwstawienia się "teutońskiemu dyktatowi" (w historii rzeczywistej sprzeczności interesów między krajami EWG udało się pokonać, głównie dlatego, że integracja była odpowiedzią na zimnowojenny podział Europy i stałe sowieckie zagrożenie).
W drugiej połowie lat 60. Europa rozpadła się na wrogie sobie bloki. Niemcy otwarcie kwestionują zachodnie granice Polski i wschodnie granice Francji. Austriacy spierają się z Włochami o południowy Tyrol, Węgrzy z Rumunami o Siedmiogród, Turcy z Grekami o okręg Smyrny. Najgorzej sprawy mają się na Bałkanach. Demokracja nie zawsze umie dobrze sobie radzić z zagrożeniami, w efekcie czego prawie połowa państw kontynentalnej Europy przeżyła zamachy stanu i okresy wojskowej dyktatury. Jest to szczególna plaga w bloku łacińskim, a zły przykład daje pod tym względem Francja - żyjąca obecnie w systemie VI Republiki, bo dwie poprzednie padły ofiarą przewrotów w latach 1958 i 1987.
Polska w objęciach niedźwiedzia
Dzięki dziesięcioleciom gospodarki rynkowej poziom rozwoju Polski jest wyższy, niż gdyby panował komunizm. Polacy nie są jednak zachwyceni swoją sytuacją. Zamożniejsi sąsiedzi - Niemcy, Czesi, Słowacy, Węgrzy - patrzą na nich z góry. Złoty jest niestabilny, załamuje się wraz z rosyjskim rublem, jego wartość zjadana jest często przez wysoką inflację. Przemysł jest zacofany technologicznie, nakierowany głównie na zaspokajanie potrzeb konsumpcyjnych ogromnego rynku rosyjskiego. Wielu polskim firmom wysokie cła odgradzające Rosję i Polskę od świata stwarzają znakomite warunki rozwoju: Wedel jest dzięki temu jednym z największych koncernów spożywczych Europy, wielkie zakłady Polskiego Fiata (Włosi mają w nich tylko udział mniejszościowy) produkują rocznie blisko milion niedużych tanich aut, Ursus dostarcza popularne nad Wołgą maszyny rolnicze. Mimo to perspektywy nie są najlepsze - polskie produkty coraz częściej przegrywają w Rosji z tanimi towarami importowanymi z Chin. A tymczasem bezrobocie jest ciągle wysokie, system zabezpieczeń społecznych niesprawny, a infrastruktura chronicznie niedoinwestowana.
Wszystkie kłopoty są najmniej widoczne w Warszawie. Nadwiślańska stolica szczęśliwie przetrwała wojnę bez większych zniszczeń (przed zburzeniem po nieudanym powstaniu w roku 1945 uratowało ją dotarcie Amerykanów i Brytyjczyków pod mury Berlina - i kapitulacja Niemiec). W roku 2000 jest czarującym miastem, znacznie uboższym od Pragi czy Wiednia, ale mającym swój niezaprzeczalny styl i urok. W popularnej nazwie Paryż Wschodu kryje się zapewne wiele przesady. Zamożni Rosjanie nadal chętnie przyjeżdżają tu na zakupy, a w weekendy język rosyjski dominuje w luksusowych sklepach, hotelach, klubach nocnych i restauracjach. Polska jest demokracją, z wybieranym na pięcioletnią kadencję prezydentem, tyle że jest to demokracja mocno ograniczona. Partie, które nie chcą zaakceptować wieczystego sojuszu z Rosją, nie są już wprawdzie delegalizowane przez sąd, a gazety nie są konfiskowane przez cenzurę. Między głównymi partiami panuje niepisana ugoda: antyrosyjscy politycy muszą zniknąć z pierwszych szeregów, a już na pewno sprzed kamer telewizji (przypomina to nieco Finlandię z lat 1945-1990). Krajem na zmianę rządzą socjaldemokraci i narodowi demokraci, licytujący się często lojalnością wobec nienaruszalnego przymierza z Rosją.
Sojuszu z potężnym sąsiadem strzeże przed buntowniczymi Polakami przemyślny system. Najpierw jest polska cenzura i oportunistyczny świat polskiej polityki. Za nimi stoi prezydent, zobowiązany w razie antyrosyjskich wystąpień do użycia policji i wojska. Dalej znajduje się złożony z prorosyjskich konserwatystów trybunał konstytucyjny, który może złożyć z urzędu prezydenta nie dość energicznie przeciwdziałającego takim wystąpieniom (stało się tak dwukrotnie - w 1968 r. i 1981 r.). Za nimi wreszcie stoi potężny rosyjski ambasador, w roku 2000 - były prezes Rusneftu Konstantin Czernomyrdin (w rzeczywistej historii Czernomyrdin jest ambasadorem Rosji w Kijowie). W razie potrzeby może on zagrozić Polsce albo wycofaniem poparcia dla granicy zachodniej, albo ograniczeniami w dostawach ropy i gazu, albo - co mało prawdopodobne - zapowiedzią przewidzianej w traktacie polsko-rosyjskim interwencji wojskowej. Wszystkie te groźby mają całkiem realne podstawy. Polacy dobrze pamiętają, jak w roku 1976 buntująca się Rumunia została rzucona na kolana przez zakręcenie kurków z rosyjskim gazem. Nieprzypadkowo też kolejni ambasadorowie ulokowani w Warszawie, Sofii, Belgradzie i Bukareszcie przez lata pilnie uważali, aby żaden z krajów satelickich nie wybudował gazociągów pozwalających na uniezależnienie się od dostaw ze wschodu. Sama groźba użycia gazowego straszaka wystarczy, aby z uścisku rosyjskiego niedźwiedzia nie było łatwo się wydostać.
Stosunki z Rosją nie są aż tak złe, jak można by sądzić. Po nieudanych próbach flirtu z Niemcami na początku lat 70. dla większości Polaków stało się jasne, że tak naprawdę nie mają innego wyjścia. Skłócona Europa nie jest w stanie pomóc Polsce w ucieczce spod rosyjskiej dominacji, a szanse na jakiekolwiek porozumienie z Niemcami bez oddania im Gdańska i Opola są żadne. Zresztą, gdyby to się nawet udało - Polska mogłaby co najwyżej zamienić dominację Moskwy na dominację Berlina, kto wie, czy nie bardziej uciążliwą. Słowem, w coraz bardziej powszechnej opinii (której sprzeciwiali się tylko opozycyjni piłsudczycy pod wodzą Leszka Moczulskiego) nie ma sensu się wyrywać z objęć rosyjskiego niedźwiedzia. Tym bardziej że jego uścisk w ostatniej dekadzie wieku stał się nieco słabszy, a z prezydentem Gorbaczowem dało się rozmawiać o wiele łatwiej niż z jego wojskowymi poprzednikami na Kremlu.
Świat niewiele lepszy
Scenariusz, w którym Rosja unika komunizmu, wbrew pozorom nie zmienia w dramatyczny sposób losów XX wieku. Świat w roku 2000 nie jest dużo lepszy od rzeczywistego: mniej jest sporów na tle ideologicznym, więcej napięć na tle etnicznym. Centrum światowej gospodarki i polityki wyraźnie przesuwa się z północnego Atlantyku nad Pacyfik. Stany Zjednoczone są równie potężne jak w rzeczywistości, tyle że mniej zainteresowane sprawami europejskimi, a bardziej współpracą z sąsiadami z basenu Oceanu Spokojnego. Sporo zyskują też Chiny i Rosja.
Jeśli ktoś na tym wszystkim naprawdę traci, to Europa. Bez ścisłych związków z USA, bez zewnętrznego zagrożenia mobilizującego do współpracy ponownie padła ofiarą kłótni i nacjonalistycznych sporów. Choć cały kontynent rozwija się gospodarczo, zaczyna być w coraz większym stopniu uznawany za ekonomiczne peryferie świata. Na szczęście nie dochodzi tu często do otwartych wojen. Tyle że w atmosferze wzajemnych podejrzeń i niechęci trudno też o prawdziwy pokój. Europa ostatecznie staje się więc Starym Kontynentem, tracącym znaczenie na gospodarczej i politycznej mapie świata, tak jak wiek wcześniej straciła je na jakiś czas Azja.
Fot: M. Stelmach
Stypendysta Fulbrighta (1988-1999), pracownik Banku Światowego (1993-1997), współzałożyciel Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych w Łodzi. Jego książka "Droga do Europy. Makroekonomia wstępowania do Unii Europejskiej" została uznana za najlepszą książkę z teorii ekonomii i finansów
Obraz świata, w którym w Rosji nie doszłoby w 1917 r. do rewolucji, jest skrótem jednego z rozdziałów książki Orłowskiego "Stulecie chaosu. Alternatywne dzieje XX wieku". Posługując się metodami modelowymi, autor zastanawia się nad możliwym odmiennym przebiegiem głównych trendów rozwoju świata w minionym stuleciu. Poza tym scenariuszem książka zawiera trzy inne - scenariusz Niemiec, które wyszłyby obronną ręką z II wojny, Chin, w których nie doszłoby do rewolucji, oraz Europy opanowanej w całości przez wojska Stalina. Szczegółowy obraz świata w 2000 r. stworzony jest dzięki symulacjom ekonomicznym, wykorzystującym specjalnie skonstruowany model rozwoju 31 głównych państw świata w XX wieku. Książka, wydana przez wydawnictwo Open, będzie dostępna w księgarniach w październiku 2006 r.
Jak wyglądałby dziś świat, gdyby Rosja wyszła zwycięsko z pierwszej wojny światowej i nie zaznała w roku 1917 rewolucji? Aby to sobie wyobrazić, użyliśmy metod symulacyjnych, pokazujących, jaki mógłby dziś być rozkład siły gospodarczej i politycznej głównych państw, gdyby scenariusz ten się zrealizował.
Trzej wielcy
Najpotężniejszym krajem świata - i jedynym supermocarstwem - są USA. Mają największy PKB, najnowocześniejszy przemysł i najbardziej efektywny sektor usług. Amerykańskie koncerny rozwijają się prężnie na całym globie, związki handlowe i kapitałowe wiążące Stany Zjednoczone z krajami basenu Pacyfiku są jednak znacznie silniejsze, niż związki łączące je z Europą. Amerykańskie korporacje budują ogromne fabryki w krajach Dalekiego Wschodu, w tym również w tradycyjnie życzliwych im Chinach, a przepływ ludzi, towarów i kapitału w basenie Pacyfiku jest znacznie większy niż trans-atlantycki. W kręgach amerykańskich politologów często powtarza się błyskotliwą tezę Sa-muela Huntingtona (sformułowaną w słynnej książce "Synteza cywilizacji"), że Pacyfik stał się nowym Morzem Śródziemnym - obszarem pokojowej współpracy i centrum światowej gospodarki i cywilizacji, łączącym pod amerykańskim przywództwem stare narody o różnych korzeniach kulturowych. Z kolei Atlantyk to nowe Morze Martwe, obszar cywilizacji schyłkowych. Nad brzeg Pacyfiku, do Kalifornii, przenosi się również coraz bardziej znacząca część gospodarki amerykańskiej, kwitnie przemysł wysokich technologii ulokowany w Dolinie Krzemowej, a San Francisco wypiera stopniowo Nowy Jork z roli głównego centrum finansowego świata. Właśnie w San Francisco odbywają się tradycyjne doroczne spotkania grupy najważniejszych gospodarczo krajów świata (USA, Chiny, Rosja, Japonia, Niemcy).
Czas Chin
Drugie pod względem potęgi Chiny są nadal państwem ubogim. Nie przechodziły wprawdzie przez okres komunizmu, toczyły jednak długoletnią wojnę domową z komunistami, ostatecznie rozstrzygniętą dopiero po roku 1967, kiedy w zasadzce zorganizowanej przez wojska rządowe zginął Mao. Dopiero w połowie lat 70., po śmierci nacjonalistycznego dyktatora Chang Kai--sheka, proces modernizacji uległ silnemu przyspieszeniu, a Chiny stopniowo stały się jednym z "azjatyckich tygrysów".
Chiny są krajem bardzo nierównomiernie rozwiniętym. Wielkie metropolie - Pekin, Szanghaj, Hongkong - to niesłychanie prężne centra gospodarcze, obszary eksplozji prywatnej przedsiębiorczości i siedziby ekspansywnych korporacji. Tworzą się wokół nich wielomilionowe slumsy. Prawdziwą plagą miast są potężne gangi, kontrolujące produkcję i dystrybucję narkotyków, prostytucję, wymuszenia i uwielbiany przez Chińczyków ostry hazard. Najpotężniejszy z nich jest Zielony Gang z Szanghaju, istniejąca od początków XX wieku organizacja mafijna, która nieomal zmonopolizowała rynek heroiny. Zielony Gang nie ma się jednak czego obawiać: dzięki utrzymywanym od kilkudziesięciu lat związkom z Kuomintangiem już w latach 20. wszedł w symbiozę z rządem, który nawet nie próbuje przeszkadzać w jego działalności (w historii rzeczywistej przywódcy Zielonego Gangu uciekli w 1949 r. do Hongkongu). Przy wszystkich plagach, które dręczą chińskie metropolie, ich rozwój jest jednak imponujący. Niezbyt efektownie wygląda za to chińska wieś, od pół wieku likwidująca nędzę oraz liczne pozostałości feudalizmu - i dostarczająca dziesiątki milionów emigrantów analfabetów do wielkich miast Chin, Rosji, Europy i Ameryki.
Potężna Rosja
Trzecim wielkim mocarstwem świata jest w roku 2000 Rosja. Kraj wyszedł zwycięsko z pierwszej wojny światowej, zyskując w roku 1918 status najpotężniejszego mocarstwa w Europie. Ponieważ liczne aneksje trzeba było ubrać w pozory przyzwoitości, formalną autonomię uzyskało Królestwo Polskie, powiększone o zachodnią Galicję, Górny Śląsk i Wielkopolskę. Największą wojenną zdobycz Rosji stanowił jednak Konstantynopol. Miasto stało się trzecią - obok Moskwy i Petersburga - stolicą imperium, a car rosyjski przyjął tytuł "rzymskiego cesarza", obrońcy i zwierzchnika całego chrześcijaństwa.
Na drodze do pomyślnego rozwoju kapitalistycznej Rosji stanęły liczne problemy. Główny to niski poziom wykształcenia społeczeństwa. Odwołując się do nacjonalizmu, rosyjskie kręgi przemysłowe przekonały państwo do polityki protekcjonistycznej, chroniącej interesy miejscowych elit i osłabiającej konkurencję rynkową. Kraj cierpiał na niedostatek kapitału, a jednocześnie z powodu kwitnącego antysemityzmu nie był popularny w amerykańskich kręgach finansowych. Z czasem wreszcie ujawnił się ogromny, szkodliwy dla rozwoju kraju wpływ potężnych grup gospodarczych, kontrolujących niezmierzone zasoby surowców naturalnych, przede wszystkim ropy i gazu ziemnego. Grupy te znakomicie współżyły z armią, cerkwią i konserwatywnymi elitami politycznymi, hojnie je sponsorując w zamian za pełną ochronę własnych interesów. Rosja weszła na ścieżkę dość niestabilnego rozwoju: okresy liberalizacji i przywracania rządów demokratycznych przeplatane były rządami wojskowych, a okresy pomyślnego wzrostu - gwałtownymi załamaniami.
Rosja wciąż dysponuje ogromnym potencjałem. Przeciętny poziom dochodów mieszkańców Moskwy czy Petersburga nie różni się od tego, którym cieszą się mieszkańcy Nowego Jorku, a obie metropolie kapią od luksusu. Petersburg jest światowym centrum handlu brylantami, w czym przoduje słynny dom jubilerski Fabergé, a Moskwa - kawioru, którego globalna produkcja i dystrybucja jest praktycznie zmonopolizowana przez firmę Petrossian (w historii rzeczywistej jubiler Fabergé wyemigrował po rewolucji do Szwajcarii, a Petrossianowie osiedli w Paryżu, gdzie założyli najsłynniejsze delikatesy świata). Podziw wzbudza petersburska giełda - druga pod względem wielkości po San Francisco, znakomicie prosperują gigantyczne banki. Rosja jest krajem niesłychanych kontrastów majątkowych, a skrajny przepych sąsiaduje tu ze skrajną biedą. Na prowincji, z dala od Kremla i Pałacu Zimowego, rzeczy wyglądają jeszcze gorzej. Wieś rosyjska jest nadal przeludniona i zacofana, gospodarstwa chłopskie karłowate i słabe ekonomicznie, edukacja na niskim poziomie.
Nie ma wątpliwości, że Rosja jest za to energetycznym supermocarstwem - głównym filarem naftowego kartelu OPEC, dostarczającym ropy i gazu zarówno dla krajów europejskich, jak i dla Chin oraz Japonii. Ma to także swoje ciemne strony. Prawdziwą plagą rosyjskiej gospodarki jest jej całkowite uzależnienie od potężnego przemysłu surowcowego, wytwarzającego blisko trzecią część PKB. Gdy ceny ropy naftowej i gazu zwyżkują, rubel gwałtownie się wzmacnia, a Rosjanie zaczynają się czuć bogaczami, gdy zaś spadają - Rosję gnębią kryzysy, a ceny zaczynają rosnąć w galopującym tempie. Nie pozwala to na rozwój klasy średniej, utrudnia funkcjonowanie przemysłu przetwórczego. Kwitną za to potężne koncerny surowcowe, na czele z rosyjsko-brytyjskim Rusneftem - według tygodnika "Fortune" trzecią największą korporacją świata, dysponującą blisko 20 proc. wszystkich udokumentowanych światowych zasobów ropy i gazu. Rosja nie jest rzecz jasna przemysłową pustynią - koncern Aeroaviacya Sikorski jest największym na świecie producentem helikopterów (w rzeczywistości Igor Sikorski wyemigrował w roku 1919 do USA i tam założył swoją firmę), samoloty pasażerskie trustu Iliuszyna walczą o prymat na świecie z amerykańskim Boeingiem, a zakłady wytwarzające urządzenia górnicze i energetyczne należą do ścisłej technologicznej czołówki. Ale większość rosyjskiego przemysłu jest przestarzała i nisko konkurencyjna, a jego istnienie możliwe jest tylko dzięki rozbudowanej ochronie celnej.
Rosyjski potencjał militarny, drugi na świecie po amerykańskim, budzi powszechny respekt. Kraj należy do elitarnego klubu potęg nuklearnych, dysponuje też atomowymi okrętami podwodnymi i znakomitą techniką rakietową. Potężne rosyjskie wojska lądowe zmuszone są do pilnowania ogromnych terytoriów zamieszkałych przez coraz bardziej wrogo nastawioną do Moskwy ludność, a często również do bezpośredniej interwencji wówczas, gdy siły policyjne okazują się za słabe. Na Kaukazie co jakiś czas wybuchają regularne wojny, stale niespokojne są kraje bałtyckie, często trzeba też tłumić chłopskie zamieszki i robotnicze protesty. Mimo wszystkich słabości kraju prezydent Rosji jest powszechnie uważany za jednego z trzech najpotężniejszych polityków świata, a rosyjska gospodarka - za trzecią największą potęgę finansowo-ekonomiczną globu (opisana przez nas Rosja bez bagażu kilkudziesięciu lat komunizmu w wielu dziedzinach przypomina Rosję u szczytu rządów Władimira Putina, ale podstawy jej potęgi są trwalsze, głównie dzięki silniejszej gospodarce).
Skłócona Europa
Europa w roku 2000 jest w scenariuszu podzielona, skłócona i uboższa niż w rzeczywistości. W drugiej połowie XX wieku wprawdzie nie doszło do żadnej wielkiej wojny, ale kwitły konflikty etniczne, kilka krajów uległo rozpadowi, a granice między państwami były powszechnie kontestowane.
Po zakończeniu II wojny światowej i wycofaniu się Amerykanów za Atlantyk początkowo sprawy wydawały się iść w dobrą stronę: udało się stworzyć Europejską Wspólnotę Gospodarczą (EWG). Szybko zaczęły się jednak pojawiać problemy. Odbudowujące swą gospodarczą potęgę Niemcy zaczęły się buntować przeciwko uprzywilejowanej roli Francji. Na początku lat 60. w łonie EWG doszło do kryzysu, kiedy po okresie krwawej wojny domowej rozpadła się Jugosławia. W kolejnych latach pogłębiał się rozłam między coraz silniejszymi Niemcami a radzącymi sobie znacznie gorzej Włochami i Francją. Kością niezgody, która ostatecznie doprowadziła do rozpadu EWG, stała się polityka rolna. Stosunkowo niewinne demonstracje francuskich i włoskich rolników zamieniły się latem 1963 r. w ogólnokrajowe antyniemieckie zamieszki. Jesienią 1965 r. Francja i Włochy ogłosiły opuszczenie EWG, wzywając inne kraje ugrupowania do przeciwstawienia się "teutońskiemu dyktatowi" (w historii rzeczywistej sprzeczności interesów między krajami EWG udało się pokonać, głównie dlatego, że integracja była odpowiedzią na zimnowojenny podział Europy i stałe sowieckie zagrożenie).
W drugiej połowie lat 60. Europa rozpadła się na wrogie sobie bloki. Niemcy otwarcie kwestionują zachodnie granice Polski i wschodnie granice Francji. Austriacy spierają się z Włochami o południowy Tyrol, Węgrzy z Rumunami o Siedmiogród, Turcy z Grekami o okręg Smyrny. Najgorzej sprawy mają się na Bałkanach. Demokracja nie zawsze umie dobrze sobie radzić z zagrożeniami, w efekcie czego prawie połowa państw kontynentalnej Europy przeżyła zamachy stanu i okresy wojskowej dyktatury. Jest to szczególna plaga w bloku łacińskim, a zły przykład daje pod tym względem Francja - żyjąca obecnie w systemie VI Republiki, bo dwie poprzednie padły ofiarą przewrotów w latach 1958 i 1987.
Polska w objęciach niedźwiedzia
Dzięki dziesięcioleciom gospodarki rynkowej poziom rozwoju Polski jest wyższy, niż gdyby panował komunizm. Polacy nie są jednak zachwyceni swoją sytuacją. Zamożniejsi sąsiedzi - Niemcy, Czesi, Słowacy, Węgrzy - patrzą na nich z góry. Złoty jest niestabilny, załamuje się wraz z rosyjskim rublem, jego wartość zjadana jest często przez wysoką inflację. Przemysł jest zacofany technologicznie, nakierowany głównie na zaspokajanie potrzeb konsumpcyjnych ogromnego rynku rosyjskiego. Wielu polskim firmom wysokie cła odgradzające Rosję i Polskę od świata stwarzają znakomite warunki rozwoju: Wedel jest dzięki temu jednym z największych koncernów spożywczych Europy, wielkie zakłady Polskiego Fiata (Włosi mają w nich tylko udział mniejszościowy) produkują rocznie blisko milion niedużych tanich aut, Ursus dostarcza popularne nad Wołgą maszyny rolnicze. Mimo to perspektywy nie są najlepsze - polskie produkty coraz częściej przegrywają w Rosji z tanimi towarami importowanymi z Chin. A tymczasem bezrobocie jest ciągle wysokie, system zabezpieczeń społecznych niesprawny, a infrastruktura chronicznie niedoinwestowana.
Wszystkie kłopoty są najmniej widoczne w Warszawie. Nadwiślańska stolica szczęśliwie przetrwała wojnę bez większych zniszczeń (przed zburzeniem po nieudanym powstaniu w roku 1945 uratowało ją dotarcie Amerykanów i Brytyjczyków pod mury Berlina - i kapitulacja Niemiec). W roku 2000 jest czarującym miastem, znacznie uboższym od Pragi czy Wiednia, ale mającym swój niezaprzeczalny styl i urok. W popularnej nazwie Paryż Wschodu kryje się zapewne wiele przesady. Zamożni Rosjanie nadal chętnie przyjeżdżają tu na zakupy, a w weekendy język rosyjski dominuje w luksusowych sklepach, hotelach, klubach nocnych i restauracjach. Polska jest demokracją, z wybieranym na pięcioletnią kadencję prezydentem, tyle że jest to demokracja mocno ograniczona. Partie, które nie chcą zaakceptować wieczystego sojuszu z Rosją, nie są już wprawdzie delegalizowane przez sąd, a gazety nie są konfiskowane przez cenzurę. Między głównymi partiami panuje niepisana ugoda: antyrosyjscy politycy muszą zniknąć z pierwszych szeregów, a już na pewno sprzed kamer telewizji (przypomina to nieco Finlandię z lat 1945-1990). Krajem na zmianę rządzą socjaldemokraci i narodowi demokraci, licytujący się często lojalnością wobec nienaruszalnego przymierza z Rosją.
Sojuszu z potężnym sąsiadem strzeże przed buntowniczymi Polakami przemyślny system. Najpierw jest polska cenzura i oportunistyczny świat polskiej polityki. Za nimi stoi prezydent, zobowiązany w razie antyrosyjskich wystąpień do użycia policji i wojska. Dalej znajduje się złożony z prorosyjskich konserwatystów trybunał konstytucyjny, który może złożyć z urzędu prezydenta nie dość energicznie przeciwdziałającego takim wystąpieniom (stało się tak dwukrotnie - w 1968 r. i 1981 r.). Za nimi wreszcie stoi potężny rosyjski ambasador, w roku 2000 - były prezes Rusneftu Konstantin Czernomyrdin (w rzeczywistej historii Czernomyrdin jest ambasadorem Rosji w Kijowie). W razie potrzeby może on zagrozić Polsce albo wycofaniem poparcia dla granicy zachodniej, albo ograniczeniami w dostawach ropy i gazu, albo - co mało prawdopodobne - zapowiedzią przewidzianej w traktacie polsko-rosyjskim interwencji wojskowej. Wszystkie te groźby mają całkiem realne podstawy. Polacy dobrze pamiętają, jak w roku 1976 buntująca się Rumunia została rzucona na kolana przez zakręcenie kurków z rosyjskim gazem. Nieprzypadkowo też kolejni ambasadorowie ulokowani w Warszawie, Sofii, Belgradzie i Bukareszcie przez lata pilnie uważali, aby żaden z krajów satelickich nie wybudował gazociągów pozwalających na uniezależnienie się od dostaw ze wschodu. Sama groźba użycia gazowego straszaka wystarczy, aby z uścisku rosyjskiego niedźwiedzia nie było łatwo się wydostać.
Stosunki z Rosją nie są aż tak złe, jak można by sądzić. Po nieudanych próbach flirtu z Niemcami na początku lat 70. dla większości Polaków stało się jasne, że tak naprawdę nie mają innego wyjścia. Skłócona Europa nie jest w stanie pomóc Polsce w ucieczce spod rosyjskiej dominacji, a szanse na jakiekolwiek porozumienie z Niemcami bez oddania im Gdańska i Opola są żadne. Zresztą, gdyby to się nawet udało - Polska mogłaby co najwyżej zamienić dominację Moskwy na dominację Berlina, kto wie, czy nie bardziej uciążliwą. Słowem, w coraz bardziej powszechnej opinii (której sprzeciwiali się tylko opozycyjni piłsudczycy pod wodzą Leszka Moczulskiego) nie ma sensu się wyrywać z objęć rosyjskiego niedźwiedzia. Tym bardziej że jego uścisk w ostatniej dekadzie wieku stał się nieco słabszy, a z prezydentem Gorbaczowem dało się rozmawiać o wiele łatwiej niż z jego wojskowymi poprzednikami na Kremlu.
Świat niewiele lepszy
Scenariusz, w którym Rosja unika komunizmu, wbrew pozorom nie zmienia w dramatyczny sposób losów XX wieku. Świat w roku 2000 nie jest dużo lepszy od rzeczywistego: mniej jest sporów na tle ideologicznym, więcej napięć na tle etnicznym. Centrum światowej gospodarki i polityki wyraźnie przesuwa się z północnego Atlantyku nad Pacyfik. Stany Zjednoczone są równie potężne jak w rzeczywistości, tyle że mniej zainteresowane sprawami europejskimi, a bardziej współpracą z sąsiadami z basenu Oceanu Spokojnego. Sporo zyskują też Chiny i Rosja.
Jeśli ktoś na tym wszystkim naprawdę traci, to Europa. Bez ścisłych związków z USA, bez zewnętrznego zagrożenia mobilizującego do współpracy ponownie padła ofiarą kłótni i nacjonalistycznych sporów. Choć cały kontynent rozwija się gospodarczo, zaczyna być w coraz większym stopniu uznawany za ekonomiczne peryferie świata. Na szczęście nie dochodzi tu często do otwartych wojen. Tyle że w atmosferze wzajemnych podejrzeń i niechęci trudno też o prawdziwy pokój. Europa ostatecznie staje się więc Starym Kontynentem, tracącym znaczenie na gospodarczej i politycznej mapie świata, tak jak wiek wcześniej straciła je na jakiś czas Azja.
TRZECI RZYM |
---|
Scenariusz, w którym w Rosji nie dochodzi w 1917 r. do rewolucji ("Trzeci Rzym"), opiera się na założeniu, że Rosji udaje się uniknąć załamania państwa dzięki zwycięstwu w pierwszej wojnie światowej. Dzięki sojuszowi, który zawarli w 1905 r. w Björkö Wilhelm II i Mikołaj II, Rosja przystępuje do wojny po stronie Niemiec. Jej wojska zdobywają Austro-Węgry i podchodzą pod Konstantynopol. W takiej sytuacji mocarstwa zachodnie proponują carowi separatystyczny pokój: opuszczenie Niemiec w zamian za zgodę na rozbiór Turcji. Z pierwszej wojny światowej Rosja wychodzi więc zwycięsko, zdobywając hegemonię w Europie Środkowej i Wschodniej. Wstrzymuje to wszelkie reformy w kraju. Agresywna polityka zagraniczna prowadzi do klęsk militarnych, autorytet cara upada, dochodzi do tego w 1929 r. załamanie gospodarcze. W roku 1931 dochodzi do rewolucji i obalenia cara. Kilka miesięcy później władzę w wyniku puczu przejmują bolszewicy. Armia nie dopuszcza do utrzymania się władzy Czerwonych. Dochodzi do wojny domowej, armia pokonuje bolszewików i ustanawia w Rosji prawicowo-nacjonalistyczną dyktaturę. Kraj staje się "monarchią bez cara", a dyktatorem zostaje admirał Kołczak. Druga wojna światowa przebiega w sposób podobny do rzeczywistego. Niemcy atakują Rosję i zostają odparci spod Moskwy. Wojska rosyjskie zajmują większość Europy Środkowej, tworząc tam rosyjską strefę dominacji. W latach 1941-1962 rządy sprawuje marszałek Tuchaczewski, opierając się na wojsku, Cerkwi oraz koncernach surowcowych. Po krótkim "demokratycznym eksperymencie" w latach 1966-1973, gdy po władzę sięga lewica, następuje zamach stanu i władzę znów przejmuje wojsko. Tym razem dyktatorem jest marszałek Breżniew: wojskowi korzystają z boomu gospodarczego, tworzonego przez wysokie ceny ropy, ale oddają ponownie władzę po hiperinflacji w końcu lat 80. |
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.