MURDOCH U BRAM WILDSTEINA
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł "Murdoch u bram Wildsteina" (nr 37). Nie sposób nie zgodzić się z tezą, iż TVP SA jest skazana na klęskę. Zastrzeżenia wzbudza jednak diagnoza tego stanu rzeczy. Niestety, prezes Bronisław Wildstein ogranicza się do powtarzania zgranych haseł, twierdząc, iż wszystkiemu winni są pracownicy, niskie wpływy z abonamentu i obowiązujące w spółce przepisy prawa. Tymczasem o sile każdej korporacji decyduje przede wszystkim poziom kadry zarządzającej. Ta zaś od lat pochodzi z klucza partyjnego. Prawda jest taka, że nowi prezesi czy dyrektorzy dopiero zdobywają w TVP doświadczenie na rynku mediów. Jak TVP ma przodować w wyścigu technologicznym, skoro członek zarządu odpowiedzialny za technologie i inwestycje jest z wykształcenia historykiem? Pochodną niekompetencji politycznych nominatów jest rozrośnięta biurokracja. Procedury decyzyjne w TVP to skomplikowany system zbierania "podkładek" i rozmywania odpowiedzialności. Zanim umowa zostanie podpisana przez dyrektora lub członka zarządu, musi "pokryć się" odpowiednią liczbą podpisów. Prezes Wildstein słusznie piętnuje nadużywanie kodeksu pracy, socjalizm w TVP jest rzeczywiście dobrze zakonserwowany. Problem w tym, że nie oferuje się alternatywy. W jaki sposób można przyciągnąć specjalistów, skoro wynagrodzenie w TVP odbiega nie tylko od wynagrodzenia na rynku, ale często od średniej krajowej. Każdy, kto pracował w korporacji, wie, że podstawą systemu motywacyjnego jest przejrzysta ścieżka awansu. W TVP takiego systemu nie ma, stanowiska głównych specjalistów okupują byli kierownicy lub dyrektorzy z poprzedniej opcji politycznej. Polityka płacowa zakrawa na kpinę. Według przyjętej w TVP siatki płac, specjalista może zarabiać więcej niż jego przełożony, mechanizm działa też w drugą stronę: można wykonywać zadania wynikające z obowiązków przełożonych, będąc szeregowym pracownikiem, oczywiście za zaniżone wynagrodzenie. Wildstein celnie wskazuje na skalę marnotrawstwa, tylko że zapomina, kto je głównie generuje. "Nową świecką tradycją" w TVP jest to, że nowo przyjęty dygnitarz zaczyna od urządzania na nowo swojego gabinetu. Po zakupach biurowych rozpoczyna się faza zlecania usług firmom konsultingowym i zatrudniania doradców. Skalę tego rodzaju wydatków obrazuje liczba ogłaszanych przetargów.
Nazwisko znane redakcji
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł "Murdoch u bram Wildsteina" (nr 37). Nie sposób nie zgodzić się z tezą, iż TVP SA jest skazana na klęskę. Zastrzeżenia wzbudza jednak diagnoza tego stanu rzeczy. Niestety, prezes Bronisław Wildstein ogranicza się do powtarzania zgranych haseł, twierdząc, iż wszystkiemu winni są pracownicy, niskie wpływy z abonamentu i obowiązujące w spółce przepisy prawa. Tymczasem o sile każdej korporacji decyduje przede wszystkim poziom kadry zarządzającej. Ta zaś od lat pochodzi z klucza partyjnego. Prawda jest taka, że nowi prezesi czy dyrektorzy dopiero zdobywają w TVP doświadczenie na rynku mediów. Jak TVP ma przodować w wyścigu technologicznym, skoro członek zarządu odpowiedzialny za technologie i inwestycje jest z wykształcenia historykiem? Pochodną niekompetencji politycznych nominatów jest rozrośnięta biurokracja. Procedury decyzyjne w TVP to skomplikowany system zbierania "podkładek" i rozmywania odpowiedzialności. Zanim umowa zostanie podpisana przez dyrektora lub członka zarządu, musi "pokryć się" odpowiednią liczbą podpisów. Prezes Wildstein słusznie piętnuje nadużywanie kodeksu pracy, socjalizm w TVP jest rzeczywiście dobrze zakonserwowany. Problem w tym, że nie oferuje się alternatywy. W jaki sposób można przyciągnąć specjalistów, skoro wynagrodzenie w TVP odbiega nie tylko od wynagrodzenia na rynku, ale często od średniej krajowej. Każdy, kto pracował w korporacji, wie, że podstawą systemu motywacyjnego jest przejrzysta ścieżka awansu. W TVP takiego systemu nie ma, stanowiska głównych specjalistów okupują byli kierownicy lub dyrektorzy z poprzedniej opcji politycznej. Polityka płacowa zakrawa na kpinę. Według przyjętej w TVP siatki płac, specjalista może zarabiać więcej niż jego przełożony, mechanizm działa też w drugą stronę: można wykonywać zadania wynikające z obowiązków przełożonych, będąc szeregowym pracownikiem, oczywiście za zaniżone wynagrodzenie. Wildstein celnie wskazuje na skalę marnotrawstwa, tylko że zapomina, kto je głównie generuje. "Nową świecką tradycją" w TVP jest to, że nowo przyjęty dygnitarz zaczyna od urządzania na nowo swojego gabinetu. Po zakupach biurowych rozpoczyna się faza zlecania usług firmom konsultingowym i zatrudniania doradców. Skalę tego rodzaju wydatków obrazuje liczba ogłaszanych przetargów.
Nazwisko znane redakcji
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.