Audioslave to mariaż niedobitków dwóch znamienitych formacji rockowych. Składa się z wokalisty Soundgarden, Chrisa Cornella i trójki sierot po Zacku de la Rochu z Rage Against The Machine. Ten sojusz nie oznaczał jednak narodzin supergrupy. I bardzo dobrze, bo historia pokazała, że takie twory zwykle szybko kończą żywot rozsadzone kłótniami i egoistycznymi zapędami nadmiernie licznych kandydatów na liderów. Z tego powodu Audioslave początkowo nie wróżono zbyt długiej kariery. Po trzech albumach można jednak bez wahania powiedzieć: mamy zespół solidny i świetnie zgrany. Potrafiący zarówno godzić sentyment Cornella do melodyjnego hard rocka z lat 70., jak i asymilować elementy hip--hop rocka lat 90. "Revelations" to zwycięstwo opcji Cornella, co nie dziwi, zważywszy na jego głos - ma idealne predyspozycje do śpiewania utworów przywołujących pamięć Cream, Led Zeppelin czy
Deep Purple. Dość wymienić "Sound of a Gun" czy "Moth". Towarzyszący Cornellowi muzycy czuwają jednak, by nie było zbyt retro. Zwarta, funkująca miejscami sekcja rytmiczna (choćby w "One and the Same") i nieprzewidywalny, "rage'owy" styl gry gitarzysty Toma Morelli należą już do zgoła innej epoki. Audioslave nie usiłuje wyważać żadnych drzwi, "Revelations" (tak jak i poprzedni "Out of Exile") wyraźnie jest owocem kompromisu. Ale ten kompromis ma piękne miano: "złoty środek".
Jerzy A. Rzewuski
Audioslave "Revelations", Sony/BMG
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.