Na sądach ciąży obowiązek sporządzenia imiennej listy autorytetów. Byśmy wiedzieli, czego i kogo się trzymać
Prawo jest ostoją ładu i potęgi Rzeczypospolitej - taki napis widnieje na frontonie gmachu sądów przy warszawskiej alei "Solidarności". Ten napis powstał w II Rzeczypospolitej, przetrwał PRL, teraz służy III Rzeczypospolitej, a będzie pewnie użyteczny, kiedy już nastanie czwarta. Prawo jest ostoją, czy mamy sanację, komunizm, postkomunizm, a nawet jak będziemy już wreszcie mieli wymarzony przez elity faszyzm. Wszystko dzięki prawnikom. Bez prawników żadna z tych form Rzeczypospolitej nie mogłaby istnieć - ani rzeczywiście, ani ideowo.
Redakcja "Wprost" przegrała sądowy proces w I instancji z Jackiem Żakowskim, któremu sugerowała w druku niejasne związki ze spółką paliwową J&S. W sprawozdaniu z tego procesu, które ukazało się w "Gazecie Wyborczej", zafascynowało mnie to, że sędzia Małgorzata Kuracka w uzasadnieniu wyroku oceniła krytycznie całą debatę publiczną, potępiając dziennikarzy za mieszanie z błotem autorytetów. Przypomniało mi się od razu, jak w roku Pańskim 1981 (był to też czas mieszania z błotem autorytetów) nazwałem pewnego grafomana w recenzji z jego książki grafomanem. I oczywiście grafoman zaskarżył mnie do sądu. Rozprawa odbywała się w tym samym budynku, wówczas przy Świerczewskiego, pod tym samym napisem: Prawo jest ostoją itd. Była to bardzo piękna rozprawa. Ja próbowałem za pomocą cytatów udowodnić, że dzieło oskarżyciela jest czystą i do tego niezdarną grafomanią, ale byłem bez szans. Mój adwersarz przedstawił bowiem urzędowe zaświadczenia z pieczątką, że jest pisarzem, członkiem Związku Literatów Polskich od roku 1949 i laureatem rozmaitych nagród. Publiczność bawiła się doskonale, chichocząc i wybuchając śmiechem. Szczególnie wyróżniał się jeden z kolegów, dziś rzecznik prasowy wielkiego koncernu. Sąd kazał mu wstać i udzielił reprymendy: pan się nie umie zachować w sądzie. Kim pan jest z zawodu? - Prawnikiem - odpowiedział kolega i dostał 500 zł kary za obrazę sądu. Mnie skazano na 5 tys. zł grzywny - wtedy równowartość 1500 jajek - z zamianą na trzy miesiące aresztu. W uzasadnieniu sędzina pouczyła mnie, że jestem za młody, aby krytykować zasłużonych literatów, a kiedy poprosiłem pokornie o informację, od kiedy będzie mi już wolno i czy w tak sędziwym wieku będę jeszcze mógł, też dostałem 500 zł kary porządkowej. Przy okazji informuję dziennikarzy śledczych różnych pism, że do dziś ani nie zapłaciłem, ani nie odsiedziałem. A przecież prawo jest ostoją itd.
Nie wiem oczywiście, czy frazę o autorytetach wygłosiła w gmachu sądów ta sama sędzina, która ćwierć wieku temu mówiła o zasłużonych pisarzach. Jest to bardzo możliwe, choć prawdopodobne jest także, że taki w tym gmachu panuje duch. Gmach został w końcu wybudowany już po tym, jak Nowaczyński bezkarnie nazywał Piłsudskiego komediantem, a marszałek całą konstytucję prostytutą. Nowaczyński stracił wprawdzie oko, ale prywatnie. Piłsudski po sądach go nie ciągał, widocznie był mniej wrażliwy od Żakowskiego. Ja też się zrobiłem gruboskórny, dlatego nie poleciałem do sądu na skargę, kiedy Żakowski nazwał mnie propagandzistą PRL. Nie chciało mi się, a myśl, że musiałbym się spotykać w sądzie z Żakowskim, była szczególnie przykra. Dziś wydaje mi się, że byłem przezorny, bo na pewno zostałbym skazany za podważanie ocen autorytetu. Żakowski locuta, causa finita, a prawo wszak jest ostoją itd.
Oczywiście, jeśli ten wyrok wraz z uzasadnieniem ma uzdrowić stosunki w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem debaty publicznej, na sądach i prawnikach ciąży obowiązek sporządzenia imiennej listy autorytetów. Po to, żeby każdy uczestnik tej debaty wiedział, czego i kogo się trzymać. Ponieważ nulla poena sine lege, nie może być tak, że ocenia człowiek na piśmie jakiegoś gnojka, a potem w sądzie dowiaduje się, że wara, bo to autorytet. Taka lista powinna być publikowana w "Dzienniku Ustaw", a jeśli przypadkowo będzie się pokrywać z listą IPN, to też nie będzie wolno o tym pisać. Bo prawo jest ostoją itd. Pani sędzia Kuracka orzekła pogarszający się poziom debaty publicznej w Polsce. Ależ znaczna część tej debaty przeniosła się do sądów. Uczestnicy debaty, zamiast się kłócić, polemizować, chlastać, szargać na łamach, zaczepieni lecą natychmiast ze skargą do sądu. Biorąc dobrowolnie udział w sporach, zamiast argumentować, wolą się obrażać. Nie świadczy to o jakości debaty publicznej, ale o jakości jej uczestników. Efekt jest taki, że o racjach nie rozstrzygają nasi czytelnicy, lecz pani sędzia Kuracka. I w tej sytuacji nie prawo jest ostoją, lecz ona.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Redakcja "Wprost" przegrała sądowy proces w I instancji z Jackiem Żakowskim, któremu sugerowała w druku niejasne związki ze spółką paliwową J&S. W sprawozdaniu z tego procesu, które ukazało się w "Gazecie Wyborczej", zafascynowało mnie to, że sędzia Małgorzata Kuracka w uzasadnieniu wyroku oceniła krytycznie całą debatę publiczną, potępiając dziennikarzy za mieszanie z błotem autorytetów. Przypomniało mi się od razu, jak w roku Pańskim 1981 (był to też czas mieszania z błotem autorytetów) nazwałem pewnego grafomana w recenzji z jego książki grafomanem. I oczywiście grafoman zaskarżył mnie do sądu. Rozprawa odbywała się w tym samym budynku, wówczas przy Świerczewskiego, pod tym samym napisem: Prawo jest ostoją itd. Była to bardzo piękna rozprawa. Ja próbowałem za pomocą cytatów udowodnić, że dzieło oskarżyciela jest czystą i do tego niezdarną grafomanią, ale byłem bez szans. Mój adwersarz przedstawił bowiem urzędowe zaświadczenia z pieczątką, że jest pisarzem, członkiem Związku Literatów Polskich od roku 1949 i laureatem rozmaitych nagród. Publiczność bawiła się doskonale, chichocząc i wybuchając śmiechem. Szczególnie wyróżniał się jeden z kolegów, dziś rzecznik prasowy wielkiego koncernu. Sąd kazał mu wstać i udzielił reprymendy: pan się nie umie zachować w sądzie. Kim pan jest z zawodu? - Prawnikiem - odpowiedział kolega i dostał 500 zł kary za obrazę sądu. Mnie skazano na 5 tys. zł grzywny - wtedy równowartość 1500 jajek - z zamianą na trzy miesiące aresztu. W uzasadnieniu sędzina pouczyła mnie, że jestem za młody, aby krytykować zasłużonych literatów, a kiedy poprosiłem pokornie o informację, od kiedy będzie mi już wolno i czy w tak sędziwym wieku będę jeszcze mógł, też dostałem 500 zł kary porządkowej. Przy okazji informuję dziennikarzy śledczych różnych pism, że do dziś ani nie zapłaciłem, ani nie odsiedziałem. A przecież prawo jest ostoją itd.
Nie wiem oczywiście, czy frazę o autorytetach wygłosiła w gmachu sądów ta sama sędzina, która ćwierć wieku temu mówiła o zasłużonych pisarzach. Jest to bardzo możliwe, choć prawdopodobne jest także, że taki w tym gmachu panuje duch. Gmach został w końcu wybudowany już po tym, jak Nowaczyński bezkarnie nazywał Piłsudskiego komediantem, a marszałek całą konstytucję prostytutą. Nowaczyński stracił wprawdzie oko, ale prywatnie. Piłsudski po sądach go nie ciągał, widocznie był mniej wrażliwy od Żakowskiego. Ja też się zrobiłem gruboskórny, dlatego nie poleciałem do sądu na skargę, kiedy Żakowski nazwał mnie propagandzistą PRL. Nie chciało mi się, a myśl, że musiałbym się spotykać w sądzie z Żakowskim, była szczególnie przykra. Dziś wydaje mi się, że byłem przezorny, bo na pewno zostałbym skazany za podważanie ocen autorytetu. Żakowski locuta, causa finita, a prawo wszak jest ostoją itd.
Oczywiście, jeśli ten wyrok wraz z uzasadnieniem ma uzdrowić stosunki w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem debaty publicznej, na sądach i prawnikach ciąży obowiązek sporządzenia imiennej listy autorytetów. Po to, żeby każdy uczestnik tej debaty wiedział, czego i kogo się trzymać. Ponieważ nulla poena sine lege, nie może być tak, że ocenia człowiek na piśmie jakiegoś gnojka, a potem w sądzie dowiaduje się, że wara, bo to autorytet. Taka lista powinna być publikowana w "Dzienniku Ustaw", a jeśli przypadkowo będzie się pokrywać z listą IPN, to też nie będzie wolno o tym pisać. Bo prawo jest ostoją itd. Pani sędzia Kuracka orzekła pogarszający się poziom debaty publicznej w Polsce. Ależ znaczna część tej debaty przeniosła się do sądów. Uczestnicy debaty, zamiast się kłócić, polemizować, chlastać, szargać na łamach, zaczepieni lecą natychmiast ze skargą do sądu. Biorąc dobrowolnie udział w sporach, zamiast argumentować, wolą się obrażać. Nie świadczy to o jakości debaty publicznej, ale o jakości jej uczestników. Efekt jest taki, że o racjach nie rozstrzygają nasi czytelnicy, lecz pani sędzia Kuracka. I w tej sytuacji nie prawo jest ostoją, lecz ona.
Autor jest publicystą "Dziennika" i "Faktu"
Fot: T. Strzyżewski
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.