Satelici PiS podcinają gałąź, na której siedzą
Emmanuel Joseph Comte de Sieyès oraz Jean-Jacques Régis Cambacérès. Ich nazwiska nic dziś nie mówią. A formalnie byli oni równi Napoleonowi za czasów I Konsulatu. Historia jest jednak okrutna i w tej konkurencji liczą się nie srebrni i brązowi medaliści, lecz wyłącznie złoci.
Omne trinum perfectum - mogą się pocieszać wicepremierzy Andrzej Lepper i Roman Giertych. Tak naprawdę jednak do trzech w tej konstelacji nie da się zliczyć. Bo jakkolwiek by liczyć, zawsze wychodzi pozornie niemożliwy zbiór składający się z jednego elementu. Nazywa się on Jarosław Kaczyński. Giertych i Lepper bardzo chcieliby zająć w przyszłości jego miejsce, jednak rozdarta sosna z Żeromskiego mogłaby uchodzić za symbol jedności i niepodzielności, zważywszy na dylematy, przed jakimi stoją obaj wicepremierzy.
Trybun ludowy w garniturach od Zegny zyskał jedynie sznyt męża stanu. Sznyt to jednak za mało. Lepper jest jednym z nielicznych w Polsce polityków, którzy nieustannie się uczą. Problemem jest to, że jego podstawowym podręcznikiem jest zapewne Machiavelli. Lektura pożyteczna, jeżeli chodzi o codzienną technikę sprawowania władzy, lecz mniej przydatna do tworzenia długo-falowych wizji. Lepper dla swojego elektoratu staje się coraz mniej wiarygodny nie dlatego, że się "wysferzył", lecz z powodu tego, że nie ma dalekosiężnej wizji. Zmienianie zdania co chwilę (swego czasu oświadczył nawet, że Balcerowicz nie musi odchodzić) dowodzi, że szef Samoobrony ma takie poglądy, jakie są w danej chwili potrzebne. Co rusz odcinając się od Jarosława Kaczyńskiego, może uchodzić za kłótliwca, co wyborcy zawsze oceniali bardzo źle. Bycie w opozycji wobec rządu, w którym się zasiada, zazwyczaj kończy się popadnięciem w polityczny niebyt.
Roman Giertych usiłujący przelicytować PiS w radykalizmie podcina gałąź, na której siedzi. Bracia Kaczyńscy prowadzący międzynarodową kampanię wizerunkową robią wszystko, by się pozbyć gęby populistów przyprawionej im przez polskie i światowe media. W minionym tygodniu podczas swoich podróży zagranicznych nieraz musieli się tłumaczyć za koalicjanta z LPR. I choć Giertych oświadczał niejednokrotnie (również na łamach "Wprost"), że antysemitą nie jest, to nie da się ukryć, że upłynie jeszcze sporo wody, zanim stanie się strawny dla zachodnich mediów zdominowanych przez ludzi o lewicowych poglądach. W poprawie wizerunku nie pomogą mu pomysły przywracania kary śmierci czy zapisania ochrony życia poczętego w konstytucji.
Obaj wicepremierzy muszą sobie zdawać sprawę, że obecnie jedyną dla nich szansą jest gra we wspólnej drużynie z Jarosławem Kaczyńskim lub przedterminowe wybory. Te zaś przy obecnych sondażach dla Giertycha i Leppera oznaczają polityczną śmierć. Straszenie Kaczyńskiego czy wymuszanie czegokolwiek wygląda groteskowo. Chyba że chodzi im tylko o udowodnienie wyborcom, iż są zmuszeni popełnić polityczne seppuku. Tak czy owak z tego starcia żywi (politycznie) raczej nie wyjdą.
Fot: M. Stelmach
Omne trinum perfectum - mogą się pocieszać wicepremierzy Andrzej Lepper i Roman Giertych. Tak naprawdę jednak do trzech w tej konstelacji nie da się zliczyć. Bo jakkolwiek by liczyć, zawsze wychodzi pozornie niemożliwy zbiór składający się z jednego elementu. Nazywa się on Jarosław Kaczyński. Giertych i Lepper bardzo chcieliby zająć w przyszłości jego miejsce, jednak rozdarta sosna z Żeromskiego mogłaby uchodzić za symbol jedności i niepodzielności, zważywszy na dylematy, przed jakimi stoją obaj wicepremierzy.
Trybun ludowy w garniturach od Zegny zyskał jedynie sznyt męża stanu. Sznyt to jednak za mało. Lepper jest jednym z nielicznych w Polsce polityków, którzy nieustannie się uczą. Problemem jest to, że jego podstawowym podręcznikiem jest zapewne Machiavelli. Lektura pożyteczna, jeżeli chodzi o codzienną technikę sprawowania władzy, lecz mniej przydatna do tworzenia długo-falowych wizji. Lepper dla swojego elektoratu staje się coraz mniej wiarygodny nie dlatego, że się "wysferzył", lecz z powodu tego, że nie ma dalekosiężnej wizji. Zmienianie zdania co chwilę (swego czasu oświadczył nawet, że Balcerowicz nie musi odchodzić) dowodzi, że szef Samoobrony ma takie poglądy, jakie są w danej chwili potrzebne. Co rusz odcinając się od Jarosława Kaczyńskiego, może uchodzić za kłótliwca, co wyborcy zawsze oceniali bardzo źle. Bycie w opozycji wobec rządu, w którym się zasiada, zazwyczaj kończy się popadnięciem w polityczny niebyt.
Roman Giertych usiłujący przelicytować PiS w radykalizmie podcina gałąź, na której siedzi. Bracia Kaczyńscy prowadzący międzynarodową kampanię wizerunkową robią wszystko, by się pozbyć gęby populistów przyprawionej im przez polskie i światowe media. W minionym tygodniu podczas swoich podróży zagranicznych nieraz musieli się tłumaczyć za koalicjanta z LPR. I choć Giertych oświadczał niejednokrotnie (również na łamach "Wprost"), że antysemitą nie jest, to nie da się ukryć, że upłynie jeszcze sporo wody, zanim stanie się strawny dla zachodnich mediów zdominowanych przez ludzi o lewicowych poglądach. W poprawie wizerunku nie pomogą mu pomysły przywracania kary śmierci czy zapisania ochrony życia poczętego w konstytucji.
Obaj wicepremierzy muszą sobie zdawać sprawę, że obecnie jedyną dla nich szansą jest gra we wspólnej drużynie z Jarosławem Kaczyńskim lub przedterminowe wybory. Te zaś przy obecnych sondażach dla Giertycha i Leppera oznaczają polityczną śmierć. Straszenie Kaczyńskiego czy wymuszanie czegokolwiek wygląda groteskowo. Chyba że chodzi im tylko o udowodnienie wyborcom, iż są zmuszeni popełnić polityczne seppuku. Tak czy owak z tego starcia żywi (politycznie) raczej nie wyjdą.
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.