Paris Hilton sprawia, że wszystkie przeczołgane przez życie brunetki świata oddychają z ulgą
Tego potrzebujemy jak tlenu: odróżnić się korzystnie od tych, którym powiodło się tak, jak nam się akurat nie powiodło. Wszyscy - jak świat długi i szeroki - potrzebujemy pociechy w naszym bardzo umiarkowanym zdrowiu i powodzeniu. Na szczęście nie zostajemy bez ratunku, bo Internet puchnie dzień w dzień od wiadomości o naszej pocieszycielce, która wypełnia we wszystkich możliwych onetach kolumny: rozrywka, kultura, sztuka. Nasza globalna pocieszycielka ma na imię Paris, a pracuje pod solidną firmą Hilton. Nasza dobrodziejka i światowa usługodawczyni na rynku leczenia kompleksów. Chwała jej i dzięki od świtu!
W usługach Paris kształciła się całą młodość spędzoną, a jakże, w hotelu Waldorff Astoria na Manhattanie, z kieszonkowym nigdy poniżej paru tysięcy dolarów. Starczyło na szminkę i wstęp do najlepszych lokali, gdzie Paris folgowała naturalnej skłonności do bycia w centrum uwagi. Albo zapomniała spodniej odzieży, co się okazało na fotografiach prasowych, albo spadła ze schodów w trakcie popisowego entrée. A co najmniej stuknęła parę reflektorów na parkingu. Styliści umieli się znaleźć w tej sytuacji. Poradzili dziedziczce styl i makijaż Barbie. Że niby taka słodka i nieskomplikowana. Przylgnęło od pierwszego razu. I Paris rozwijała się w kierunku gwiazdorstwa. Zaczęła śpiewać. No, może "śpiewać". Dziedziczka ma dość środków na to, by umieścić na listach przebojów nawet klekot bociani, a co dopiero własny cienki głosik. I dlatego od dwóch tygodni słyszymy ją gdzie tylko pokręcić gałką. Śpiewa cieniutko, w dodatku tylko w studiu, bo występ na żywo to już byłaby przesada. Ale to nie znaczy, że nie jest mocna w gębie. Jak opowie dziennikarzom o swoich podejrzeniach co do związku seksu oralnego z pryszczycą, to najbardziej odpornym szczęka opada.
Śpiewać mało! Paris wciska się przed obiektyw. Producenci niby się krygują, że obciach, ale szybko zmieniają zdanie. Bo zaraz się okazuje, że ten ich filmik to może obejrzą zakochane pary, gdy na dworze pada. A Paris ściąga tłumy, nawet jak się przemaże w trzecim rzędzie i wygłosi ćwiartkę dialogu z promptera. Do zobaczenia w straszaku "Dom woskowych ciał", jak kto nie zaliczył, a bardzo ciekawy. Dlaczego? Bo Paris jest gwiazdą jaką taką. A ściślej - jest gwiazdą cielęcości. To potężny atut. Tysiące tych, którzy wiele potrafią, rozbłysną i przepadną w niepamięci. A Paris będzie trwać jak granit. Ta nasza pocieszycielka blond. Wszystkie przeczołgane przez życie brunetki świata na jej widok oddychają z ulgą i głębiej moszczą się w fotelu. Paris oznacza kwadrans słodkiej satysfakcji po ciężkim dniu. Wyznajmy z ręką na sercu my, bruneci całego świata: komu taki kwadrans nie jest miły?
W usługach Paris kształciła się całą młodość spędzoną, a jakże, w hotelu Waldorff Astoria na Manhattanie, z kieszonkowym nigdy poniżej paru tysięcy dolarów. Starczyło na szminkę i wstęp do najlepszych lokali, gdzie Paris folgowała naturalnej skłonności do bycia w centrum uwagi. Albo zapomniała spodniej odzieży, co się okazało na fotografiach prasowych, albo spadła ze schodów w trakcie popisowego entrée. A co najmniej stuknęła parę reflektorów na parkingu. Styliści umieli się znaleźć w tej sytuacji. Poradzili dziedziczce styl i makijaż Barbie. Że niby taka słodka i nieskomplikowana. Przylgnęło od pierwszego razu. I Paris rozwijała się w kierunku gwiazdorstwa. Zaczęła śpiewać. No, może "śpiewać". Dziedziczka ma dość środków na to, by umieścić na listach przebojów nawet klekot bociani, a co dopiero własny cienki głosik. I dlatego od dwóch tygodni słyszymy ją gdzie tylko pokręcić gałką. Śpiewa cieniutko, w dodatku tylko w studiu, bo występ na żywo to już byłaby przesada. Ale to nie znaczy, że nie jest mocna w gębie. Jak opowie dziennikarzom o swoich podejrzeniach co do związku seksu oralnego z pryszczycą, to najbardziej odpornym szczęka opada.
Śpiewać mało! Paris wciska się przed obiektyw. Producenci niby się krygują, że obciach, ale szybko zmieniają zdanie. Bo zaraz się okazuje, że ten ich filmik to może obejrzą zakochane pary, gdy na dworze pada. A Paris ściąga tłumy, nawet jak się przemaże w trzecim rzędzie i wygłosi ćwiartkę dialogu z promptera. Do zobaczenia w straszaku "Dom woskowych ciał", jak kto nie zaliczył, a bardzo ciekawy. Dlaczego? Bo Paris jest gwiazdą jaką taką. A ściślej - jest gwiazdą cielęcości. To potężny atut. Tysiące tych, którzy wiele potrafią, rozbłysną i przepadną w niepamięci. A Paris będzie trwać jak granit. Ta nasza pocieszycielka blond. Wszystkie przeczołgane przez życie brunetki świata na jej widok oddychają z ulgą i głębiej moszczą się w fotelu. Paris oznacza kwadrans słodkiej satysfakcji po ciężkim dniu. Wyznajmy z ręką na sercu my, bruneci całego świata: komu taki kwadrans nie jest miły?
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.