Madonna pojechała do kraju, którego los przypomina sytuację misia siedzącego w karcerze wrocławskiego zoo
Że też takiej Madonnie chce się jeszcze włazić na lustrzane krzyże. W końcu piosenkarka dawno przekroczyła już wiek Chrystusowy i mogłaby bardziej na siebie uważać. Jeśli nadal będzie się tak wygłupiała, złamie nogę i nie zobaczymy jej na festiwalu w Sopocie, obok Karela Gotta i Heleny Vondr+˙ckovej. Jak wiadomo, na starość wszystkie gwiazdy zjeżdżają do Polski, żeby spotkać się z Lechem Wałęsą i wyznać miłość naszej ojczyznie. Byłoby głupio, gdyby ta nowa świecka tradycja została zaprzepaszczona.
Na razie jednak amerykańska wokalistka koncertuje za granicą. Z programem promującym płytę "Confessions On a Dance Floor" przeleciała pół Europy, ale dopiero w Rosji wywołała zamierzony skandal. Poszło oczywiście o piosenkę "Live to Tell", którą Madonna wykonuje, wisząc na krzyżu, ze świetlistą koroną cierniową na głowie. Podczas koncertu w Rzymie jedynie kardynał Ersilio Tonini miał stwierdzić, że to "bluźnierstwo wobec wiary oraz profanacja krzyża". A w Moskwie mówili tak już wszyscy hierarchowie, podczas gdy tłum wiernych podpalał na ulicy koncertowe fotosy. Skąd to napięcie? Czyżby prawosławie było szczególnie wyczulone na świętokradztwo?
Żeby rozwikłać tę zagadkę, warto sięgnąć do powieści Wiktora Pielewina "Generation P". Ten najmodniejszy obecnie rosyjski pisarz kreśli w niej groteskową wizję Rosji, którą rządzi reklama, a media i korporacje starają się stworzyć nową wielką iluzję - by utrzymać w ryzach społeczeństwo i uwodzić Zachód. Jeden z "noworosyjskich" biznesmenów zwraca się do copywritera z agencji reklamowej: "Napisz mi rosyjską ideę na jakieś pięć stron. I wersję skróconą na stroniczkę. Żeby tam wszystko było wyłożone wyraźnie, bez mętnego kitu. I żebym każdemu zagranicznemu popaprańcowi-biznesmenowi, czy innej piosenkarce mógł to wbić do łba. Żeby te kurwy poczuły taką siłę ducha, jak w czterdziestym trzecim pod Stalingradem".
Wychodzi więc na to, że Madonna pojechała do kraju, który od czasu upadku imperium sowieckiego ma kłopot z odnalezieniem sensu istnienia, a jego los przypomina sytuację niedźwiedzia z zoo we Wrocławiu, którego państwo Gucwińscy przez osiem lat miłosiernie trzymali w karcerze. Miś nie mógł się ruszyć z miejsca, ale za to miał co jeść i zapewne wierzył w ideę programu "Z kamerą wśród zwierząt". Po wyjściu z karceru trudno mu będzie zastąpić tę ideę jakąkolwiek inną. Rosjanie próbowali już niemal wszystkiego, jednak apologia dynastii Romanowów okazała się niestrawna dla ogółu, a mocarstwowe ambicje skończyły w Czeczenii. Zostało prawosławie, w które obecnie inwestuje nawet prezydent Putin. Ale jak tu przekazać piosenkarce Madonnie prawosławną siłę ducha, skoro to ona sama wisi na krzyżu, a rosyjski niedźwiedź jest jej potrzebny wyłącznie do zrobienia reklamowego zdjęcia. Pielewin już kilka lat temu zjadliwie opisał "alchemiczne małżeństwo" Rosji z Zachodem w powieści "Mały palec Buddy". Oto personifikująca dawne mocarstwo Maria spotyka w Moskwie symbol cywilizacji zachodniej - Arnolda Schwarzeneggera, który prawi jej komplementy typu "Masz oczy jak z pejzażu Ajwazowskiego", by ostatecznie zrzucić ją z samolotu wprost na wieżę telewizji Ostankino.
Choć rosyjskie sprzężenie nacjonalizmu i religii nie wydaje się dobrym pomysłem na duchowe ożywienie Europy, trudno polemizować z o. Wsiewołodem Czaplinem (nie mylić z komikiem w meloniku), który ekscesy Madonny kwituje słowami: - Ta dama robi to tylko po to, aby wymieszać ludzkie namiętności, w tym swoje własne, z czymś świętym. Ona potrzebuje duchowej pomocy. Diagnoza ta dotyczy także innych gwiazd show-biznesu i "współczesnych artystów", którzy wykorzystują symbole religijne do wywołania skandalu. Mimo że ich sztuka już dawno wyzionęła ducha, wciąż nie mogą się obejść bez krzyża. Włażą na niego, nurzają go w moczu, wieszają na nim sztuczne penisy i tak dalej. Kim byliby, gdyby z tych prowokacji zrezygnowali? Podczas koncertu Madonny w Rzymie jej rzeczniczka mówiła: - Mamy dla papieża zaproszenie, by sam mógł zobaczyć jak piękne jest przesłanie piosenki "Live to Tell". Widocznie nie tak piękne, żeby ujęło odbiorców bez zapakowania go w skandal.
Po "śmierci Boga" w sztuce pozostała pustka, której nie wypełni żadna filozofia. Nic dziwnego, że kolejni twórcy rozpaczliwie próbują wpisać się w kontekst sacrum. - Jesteśmy bardziej popularni od Jezusa - chwalili się kiedyś The Beatles, ale nie mieli racji. Przykład Madonny dowodzi, że każdy, kto chce coś osiągnąć, potrzebuje krzyża. Niekoniecznie lustrzanego.
Na razie jednak amerykańska wokalistka koncertuje za granicą. Z programem promującym płytę "Confessions On a Dance Floor" przeleciała pół Europy, ale dopiero w Rosji wywołała zamierzony skandal. Poszło oczywiście o piosenkę "Live to Tell", którą Madonna wykonuje, wisząc na krzyżu, ze świetlistą koroną cierniową na głowie. Podczas koncertu w Rzymie jedynie kardynał Ersilio Tonini miał stwierdzić, że to "bluźnierstwo wobec wiary oraz profanacja krzyża". A w Moskwie mówili tak już wszyscy hierarchowie, podczas gdy tłum wiernych podpalał na ulicy koncertowe fotosy. Skąd to napięcie? Czyżby prawosławie było szczególnie wyczulone na świętokradztwo?
Żeby rozwikłać tę zagadkę, warto sięgnąć do powieści Wiktora Pielewina "Generation P". Ten najmodniejszy obecnie rosyjski pisarz kreśli w niej groteskową wizję Rosji, którą rządzi reklama, a media i korporacje starają się stworzyć nową wielką iluzję - by utrzymać w ryzach społeczeństwo i uwodzić Zachód. Jeden z "noworosyjskich" biznesmenów zwraca się do copywritera z agencji reklamowej: "Napisz mi rosyjską ideę na jakieś pięć stron. I wersję skróconą na stroniczkę. Żeby tam wszystko było wyłożone wyraźnie, bez mętnego kitu. I żebym każdemu zagranicznemu popaprańcowi-biznesmenowi, czy innej piosenkarce mógł to wbić do łba. Żeby te kurwy poczuły taką siłę ducha, jak w czterdziestym trzecim pod Stalingradem".
Wychodzi więc na to, że Madonna pojechała do kraju, który od czasu upadku imperium sowieckiego ma kłopot z odnalezieniem sensu istnienia, a jego los przypomina sytuację niedźwiedzia z zoo we Wrocławiu, którego państwo Gucwińscy przez osiem lat miłosiernie trzymali w karcerze. Miś nie mógł się ruszyć z miejsca, ale za to miał co jeść i zapewne wierzył w ideę programu "Z kamerą wśród zwierząt". Po wyjściu z karceru trudno mu będzie zastąpić tę ideę jakąkolwiek inną. Rosjanie próbowali już niemal wszystkiego, jednak apologia dynastii Romanowów okazała się niestrawna dla ogółu, a mocarstwowe ambicje skończyły w Czeczenii. Zostało prawosławie, w które obecnie inwestuje nawet prezydent Putin. Ale jak tu przekazać piosenkarce Madonnie prawosławną siłę ducha, skoro to ona sama wisi na krzyżu, a rosyjski niedźwiedź jest jej potrzebny wyłącznie do zrobienia reklamowego zdjęcia. Pielewin już kilka lat temu zjadliwie opisał "alchemiczne małżeństwo" Rosji z Zachodem w powieści "Mały palec Buddy". Oto personifikująca dawne mocarstwo Maria spotyka w Moskwie symbol cywilizacji zachodniej - Arnolda Schwarzeneggera, który prawi jej komplementy typu "Masz oczy jak z pejzażu Ajwazowskiego", by ostatecznie zrzucić ją z samolotu wprost na wieżę telewizji Ostankino.
Choć rosyjskie sprzężenie nacjonalizmu i religii nie wydaje się dobrym pomysłem na duchowe ożywienie Europy, trudno polemizować z o. Wsiewołodem Czaplinem (nie mylić z komikiem w meloniku), który ekscesy Madonny kwituje słowami: - Ta dama robi to tylko po to, aby wymieszać ludzkie namiętności, w tym swoje własne, z czymś świętym. Ona potrzebuje duchowej pomocy. Diagnoza ta dotyczy także innych gwiazd show-biznesu i "współczesnych artystów", którzy wykorzystują symbole religijne do wywołania skandalu. Mimo że ich sztuka już dawno wyzionęła ducha, wciąż nie mogą się obejść bez krzyża. Włażą na niego, nurzają go w moczu, wieszają na nim sztuczne penisy i tak dalej. Kim byliby, gdyby z tych prowokacji zrezygnowali? Podczas koncertu Madonny w Rzymie jej rzeczniczka mówiła: - Mamy dla papieża zaproszenie, by sam mógł zobaczyć jak piękne jest przesłanie piosenki "Live to Tell". Widocznie nie tak piękne, żeby ujęło odbiorców bez zapakowania go w skandal.
Po "śmierci Boga" w sztuce pozostała pustka, której nie wypełni żadna filozofia. Nic dziwnego, że kolejni twórcy rozpaczliwie próbują wpisać się w kontekst sacrum. - Jesteśmy bardziej popularni od Jezusa - chwalili się kiedyś The Beatles, ale nie mieli racji. Przykład Madonny dowodzi, że każdy, kto chce coś osiągnąć, potrzebuje krzyża. Niekoniecznie lustrzanego.
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.