Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. To porzekadło idealnie pasuje do reżyserskiego debiutu Andrzeja Seweryna. Od historii księdza, nosiciela wirusa HIV (jak zwykle teatralny Michał Żebrowski), zionie fałszem na kilometr, gdyż nafaszerowano ją końską dawką dydaktyki i politycznej poprawności. Gwiazdorowi Comédie Franćaise udało się jednak uniknąć popełnienia agitki w stylu "Pory na czarownice" Piotra Łazarkiewicza. Seweryn po rytualnym potępieniu katolickiej hipokryzji dla równowagi zaserwował nam sielankową wizję życia w klasztorze.
Piosenki Roberta Janowskiego, które miały punktować fabułę, skutecznie ją rozbijają. Brak wyczucia najsilniej dochodzi do głosu w scenach najbardziej dramatycznych. Gdy załamany ksiądz Jan podpala skrzynie z wyhodowaną w pocie czoła pietruszką, rozpętuje się szekspirowska burza z piorunami. Rekord mimowolnej śmieszności bije sekwencja kuszenia bohatera nagim ciałem Joanny Sydor. I tak dalej, aż do bajkowego finału. A przecież Księgę Hioba da się wykorzystać w sposób, który może zainteresować współczesnego, młodego zwykle widza. Dowodem film "Jabłka Adama". Niestety, nakręcił go Duńczyk.
Wiesław Chełminiak
"Kto nigdy nie żył...", reż. Andrzej Seweryn, Monolith Plus
Więcej możesz przeczytać w 38/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.