Ostatnio coraz częściej czytamy złowróżbne zapowiedzi kolejnej klęski, jaka miałaby nawiedzić nasz i tak nie najpiękniejszy ze światów. Jest nią mianowicie klęska deflacji, czyli spadających cen. Pełne trwogi rozważania na ten temat pojawiają się wszędzie - od raportu MFW po łamy polskich gazet.
Zanim ustosunkuję się do kwestii, czy nam (światu, Stanom Zjednoczonym, Niemcom, Polsce, i komu tam jeszcze) zagraża klęska deflacji, może warto zacząć od początku i zapytać, czy deflacja jest rzeczywiście klęską. Po paru dziesięcioleciach keynesowskich ekscesów w polityce makroekonomicznej świat zachodni wkroczył - ogólnie rzecz biorąc - w erę stabilnych cen (wzrost o 2-4 proc. rocznie), co, jak wiadomo, jest dobre dla wszystkich. Emeryci i renciści oraz inni żyjący z zafiksowanych nominalnych dochodów nie doświadczają erozji ich siły nabywczej. Producenci nie przeżywają typowych problemów czasu inflacji i nie mają wątpliwości, że wzrost wartości sprzedaży jest następstwem zwiększenia popytu na ich towary (a nie ogólnego wzrostu cen). Inwestorzy mogą z większym prawdopodobieństwem planować relacje między nakładami a spodziewanymi efektami. Spada poziom niepewności w całej gospodarce.
Taki spadek cen, jaki odnotowuje Japonia - uważana za kraj deflacyjnego horroru - nie grozi więc niczym niekorzystnym. Przyczyny japońskiej stagnacji są inne, to przede wszystkim rozbuchany fiskalizm (dług publiczny równy półtora PKB!), niezdolność polityków do przeprowadzenia niezbędnych cięć w wydatkach publicznych (inaczej niż u nas, chodzi o zbyt duże wydatki inwestycyjne) i niechęć do sanacji sektora bankowego.
Deflacyjny dzwon na trwogę w ogóle należy uznać za próbę ponownego wpływania na politykę ekonomiczną keynesowskich majsterkowiczów. A jest ich niemało. Robert Barro, mający zdecydowanie wolnorynkowe poglądy, wspomina w swej najnowszej książce ("Nothing Is Sacred", Cambridge, Mass., 2002 r.), że inny znany ekonomista, Larry Summers, powiedział mu kiedyś, że gdyby miał takie poglądy jak Barro, zmieniłby zawód. Summers, typowy majsterkowicz, czułby się widać nieszczęśliwy, gdyby nie mógł pomajsterkować przy gospodarce, jak to próbował robić za prezydentury Clintona. Takich Summersów, choć może mniej znanych, są setki we wszystkich krajach (u nas też!!!). Wszystkim im nie wystarcza poznanie świata gospodarki takiego, jaki jest. Podobnie jak Marks myślą - na nasze nieszczęście! - jak ten świat zmienić.
Deflacja, taka jak podczas kryzysu lat 30., nie grozi nikomu. A co do stabilizacji cen, nie ma co się jej obawiać. Polska, Niemcy i inne kraje mają wiele problemów, ale nie rozwiąże się ich poprzez antydeflacyjne "podgrzewanie gospodarki.
To droga donikąd.
Taki spadek cen, jaki odnotowuje Japonia - uważana za kraj deflacyjnego horroru - nie grozi więc niczym niekorzystnym. Przyczyny japońskiej stagnacji są inne, to przede wszystkim rozbuchany fiskalizm (dług publiczny równy półtora PKB!), niezdolność polityków do przeprowadzenia niezbędnych cięć w wydatkach publicznych (inaczej niż u nas, chodzi o zbyt duże wydatki inwestycyjne) i niechęć do sanacji sektora bankowego.
Deflacyjny dzwon na trwogę w ogóle należy uznać za próbę ponownego wpływania na politykę ekonomiczną keynesowskich majsterkowiczów. A jest ich niemało. Robert Barro, mający zdecydowanie wolnorynkowe poglądy, wspomina w swej najnowszej książce ("Nothing Is Sacred", Cambridge, Mass., 2002 r.), że inny znany ekonomista, Larry Summers, powiedział mu kiedyś, że gdyby miał takie poglądy jak Barro, zmieniłby zawód. Summers, typowy majsterkowicz, czułby się widać nieszczęśliwy, gdyby nie mógł pomajsterkować przy gospodarce, jak to próbował robić za prezydentury Clintona. Takich Summersów, choć może mniej znanych, są setki we wszystkich krajach (u nas też!!!). Wszystkim im nie wystarcza poznanie świata gospodarki takiego, jaki jest. Podobnie jak Marks myślą - na nasze nieszczęście! - jak ten świat zmienić.
Deflacja, taka jak podczas kryzysu lat 30., nie grozi nikomu. A co do stabilizacji cen, nie ma co się jej obawiać. Polska, Niemcy i inne kraje mają wiele problemów, ale nie rozwiąże się ich poprzez antydeflacyjne "podgrzewanie gospodarki.
To droga donikąd.
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.