Tylko przyzwoite państwo zapewni nam dobre miejsce w Unii Europejskiej
W mrocznych czasach okupacji Polacy krzepili się powiedzeniem: "Słoneczko wyżej, Sikorski bliżej!". W czasach nieporównanie lepszych, choć skażonych sukcesami populistów, pocieszeniem rozsądnych może być nadzieja: "Słoneczko wyżej, unia bliżej!". Kiedy to piszę, jesteśmy jeszcze przed referendum akcesyjnym, państwo zaś czytają te słowa, znając jego wyniki. Może i wyjdę na głupka, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie chcieli Unii Europejskiej. No, ale jak już zechcemy, to weźmy się do roboty! Zadanie polega na tym, żeby z tego (uwaga: eufemizm!) błota, które nas otacza, ulepić przyzwoite państwo. Albowiem tylko przyzwoite państwo zapewni nam dobre miejsce w UE i korzyści z przynależności do niej.
Trud takiego lepienia najlepiej znają politycy. Złośliwi twierdzą, że dlatego, iż sami najbardziej przyczyniają się do "zabłocenia" Polski. Każdy polityk musi jednak uwzględniać realia: nie wystarczą intencje, zamiary i wizje, potrzebna jest moc sprawcza. A taką mocą są głównie ludzie. Dlatego polityk musi brać pod uwagę interes własnego zaplecza, aktywistów partyjnych, na końcu - wyborców. Są to wymogi bezwzględnie egzekwowane w demokracji. Ale demokracja ma też drugą twarz: wizję poprawy świata, doli człowieka i państwa. Takie ogólne pragnienie, żebyśmy byli zdrowsi, piękniejsi i bogatsi, tworzy stały nacisk obywateli na polityków. Rasowy polityk, jeśli chce zasłużyć na miano męża stanu, powinien racjonalnie wyważyć, ile trzeba zrobić dla państwa i ogółu obywateli, a ile dla własnych towarzyszy partyjnych. U nas górę wziął model przywództwa, w którym głównym zadaniem jest dbanie o interesy własnej grupy.
Drastycznymi i wymownymi przykładami z ostatniego czasu są afery ujawnione w resorcie zdrowia i zamieszanie wokół PZU. Uporczywa obrona przez premiera ludzi skompromitowanych przez udział w tych sprawach sugeruje, że nie chodziło tu o żadne racje państwowe, lecz jedynie o dość prostacką wizję "zapanowania nad kasą przez naszych". Porządni politycy opozycyjni wcale nie są w lepszej sytuacji od premiera. Jeśli chcą obalić rząd i przejąć władzę, muszą się sprzymierzać z politykami również opozycyjnymi, ale porządnymi inaczej. Doświadczają tego choćby liderzy PiS poddani poważnej próbie w Warszawie.
Te uwagi prowadzą do jednego tylko przesłania. Obywatelu, nie wierz radykałom, którzy obiecują cudowne recepty i nie wierz szalbierzom zapewniającym, że ich partia składa się z aniołów. Poszukaj takich, którzy - tak jak kiedyś Wałęsa, a później Mazowiecki - potrafią wyrzeźbić coś znośnego w błocie. Innego materiału w tym kraju nie będzie jeszcze przez dobrych kilkanaście lat.
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.