W dniach europejskiego referendum wielu moich rodaków zachowywało się tak, jakby czekało na wynik testu na obecność wirusa HIV, a nie na jedno z najbardziej radosnych wydarzeń w historii Polski.
W dniach europejskiego referendum wielu moich rodaków zachowywało się tak, jakby czekało na wynik testu na obecność wirusa HIV, a nie na jedno z najbardziej radosnych wydarzeń w historii Polski. Tak jakby chcieli uciec od wolności, którą członkostwo w unii przecież oznacza. Tymczasem integracja europejska jest ucieczką do wolności, a nie odwrotnie. Mogę zrozumieć pesymizm współobywateli, który w dużym stopniu jest reakcją na cynizm polityków, ale odmowa przez wielu ludzi udziału w życiu publicznym (w tym w referendum) jest rodzajem obywatelskiego samookaleczenia.
Kiedy w listopadzie 1918 r. Józef Piłsudski wracał z magdeburskiej twierdzy, a niepodległość Polski była na wyciągnięcie ręki, w wielu Polakach także tkwił lęk przed wolnością. Właściwie nikt nie chciał przejąć władzy, mimo że praktycznie leżała ona na ulicy. Józef Piłsudski nie bał się wolności, tak jak nie bał się jej Lech Wałęsa w sierpniu 1980 r. W grudniu 1919 r. Piłsudski powiedział: "O tym, co się teraz robi, trzeba myśleć w kategoriach tego, co z tego będą miały nasze dzieci i wnuki. Wywalczyć wolność dla siebie to tylko pycha i wygoda, wywalczyć ją dla wnuków, to prawdziwy patriotyzm". Przypominam te słowa (mimo ich patosu), bo Piłsudski powiedział coś, co określa istotę tego, po co idziemy do Unii Europejskiej. Otóż po to, by nasze dzieci i wnuki nie musiały już więcej uciekać od wolności.
Wbrew przekonaniu polityków Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony czy zwolenników Radia Maryja to nie unijne społeczeństwa, szczególnie protestanckie, są bardziej zdemoralizowane niż polskie. Jest, niestety, odwrotnie. I to głównie z powodu naszej ucieczki od wolności. Przecież wielu przeciwników unii bardzo przypomina opisane przez Ericha Fromma w "Ucieczce od wolności" społeczeństwo niemieckie w latach 20. i 30. Niemcy oddali się w ręce Hitlera, by to on i stworzone przez niego państwo wzięli odpowiedzialność za los jednostek, by odebrali im wolność kosztem złudnego poczucia bezpieczeństwa.
Prawdziwym nieszczęściem współczesnej Polski jest połączenie dwóch mitów: realnego socjalizmu i zachodniego państwa dobrobytu. To jest główne źródło demoralizacji wielu Polaków, bo z PRL biorą oni stosunek do pracy, własności i prawa, a z zachodniego państwa dobrobytu - wymagania. W rezultacie mamy państwo oszukańcze, w którym wszyscy okłamują wszystkich i samych siebie (vide: cover story tego numeru "Polskie kłamstwa"). Akcesja do unii będzie przynajmniej ucieczką do świata, w którym mimo wszystko oszukańczego państwa jest mniej niż u nas.
Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego podczas przedreferendalnej kampanii tak rzadko można było usłyszeć w Polsce nieformalny hymn unii, czyli fragment IX symfonii Beethovena z "Odą do radości" Friedricha Schillera. Otóż zapewne dlatego, że tak naprawdę nie potrafimy się cieszyć z tego, co jest naszym włas-nym, wielkim osiągnięciem. Raczej oczekujemy nieszczęścia, odwrócenia się fortuny. Tak było podczas obrad Sejmu Wielkiego w latach 1788-1792, tak było, gdy Polska odzyskiwała niepodległość w 1918 r., i de facto tak było w 1981 r. podczas pierwszej "Solidarności" oraz w czerwcu 1989 r. Dlatego tak ważna jest ucieczka do strefy wolności. Unia to nie swego rodzaju wirus HIV, lecz przeciwciała na niego uodporniające.
Kiedy w listopadzie 1918 r. Józef Piłsudski wracał z magdeburskiej twierdzy, a niepodległość Polski była na wyciągnięcie ręki, w wielu Polakach także tkwił lęk przed wolnością. Właściwie nikt nie chciał przejąć władzy, mimo że praktycznie leżała ona na ulicy. Józef Piłsudski nie bał się wolności, tak jak nie bał się jej Lech Wałęsa w sierpniu 1980 r. W grudniu 1919 r. Piłsudski powiedział: "O tym, co się teraz robi, trzeba myśleć w kategoriach tego, co z tego będą miały nasze dzieci i wnuki. Wywalczyć wolność dla siebie to tylko pycha i wygoda, wywalczyć ją dla wnuków, to prawdziwy patriotyzm". Przypominam te słowa (mimo ich patosu), bo Piłsudski powiedział coś, co określa istotę tego, po co idziemy do Unii Europejskiej. Otóż po to, by nasze dzieci i wnuki nie musiały już więcej uciekać od wolności.
Wbrew przekonaniu polityków Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony czy zwolenników Radia Maryja to nie unijne społeczeństwa, szczególnie protestanckie, są bardziej zdemoralizowane niż polskie. Jest, niestety, odwrotnie. I to głównie z powodu naszej ucieczki od wolności. Przecież wielu przeciwników unii bardzo przypomina opisane przez Ericha Fromma w "Ucieczce od wolności" społeczeństwo niemieckie w latach 20. i 30. Niemcy oddali się w ręce Hitlera, by to on i stworzone przez niego państwo wzięli odpowiedzialność za los jednostek, by odebrali im wolność kosztem złudnego poczucia bezpieczeństwa.
Prawdziwym nieszczęściem współczesnej Polski jest połączenie dwóch mitów: realnego socjalizmu i zachodniego państwa dobrobytu. To jest główne źródło demoralizacji wielu Polaków, bo z PRL biorą oni stosunek do pracy, własności i prawa, a z zachodniego państwa dobrobytu - wymagania. W rezultacie mamy państwo oszukańcze, w którym wszyscy okłamują wszystkich i samych siebie (vide: cover story tego numeru "Polskie kłamstwa"). Akcesja do unii będzie przynajmniej ucieczką do świata, w którym mimo wszystko oszukańczego państwa jest mniej niż u nas.
Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego podczas przedreferendalnej kampanii tak rzadko można było usłyszeć w Polsce nieformalny hymn unii, czyli fragment IX symfonii Beethovena z "Odą do radości" Friedricha Schillera. Otóż zapewne dlatego, że tak naprawdę nie potrafimy się cieszyć z tego, co jest naszym włas-nym, wielkim osiągnięciem. Raczej oczekujemy nieszczęścia, odwrócenia się fortuny. Tak było podczas obrad Sejmu Wielkiego w latach 1788-1792, tak było, gdy Polska odzyskiwała niepodległość w 1918 r., i de facto tak było w 1981 r. podczas pierwszej "Solidarności" oraz w czerwcu 1989 r. Dlatego tak ważna jest ucieczka do strefy wolności. Unia to nie swego rodzaju wirus HIV, lecz przeciwciała na niego uodporniające.
Więcej możesz przeczytać w 24/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.