Piotrusiu! Gdy jesień ciepła, pięknie jest włóczyć się godzinami wśród straganów i pieścić wzrokiem pękate, żółciutkie dynie, bakłażany sinobrzuche, gruszki pękate, pomidory nabrzmiałe.
Cudnie jest wziąć w dłonie kukurydziany kaczan, zajrzeć pod długachne liście i przekonać się, że sprzedają nam jaśniutkie, prawie białe odmiany amerykańskie, co to w garnku miękną błyskawicznie, a nie chruszczowowski "koński ząb", błyszczący żółto i twardy niczym uzębienie prawdziwego Sowieta. Ważąc w dłoni kaczan, zastanawiałem się, w jakiej to postaci pierwszy raz w życiu kukurydzę jadłem, wykluczając oczywiście okres niemowlęctwa, kiedy karmiono nas wszystkich obficie różnymi kukurydzianymi przetworami w postaci sypkiej i dietetycznej. Nie pamiętam, lecz sądzę, że musiała to być mamałyga z bryndzą i skwarkami - często w naszym domu goszczące danie o wyraźnej proweniencji huculskiej.
Kukurydzę w kolbach gotowało się w mym dzieciństwie dość rzadko, bowiem w handlu przeważały odmiany pastewne, właśnie "końskim zębem" zwane. Gdzieś w czasach gierkowskich pojawiła się kukurydza w puszkach i naród się nią zachwycił. Zachwyt ten trwa zresztą do dziś, co jest przyczyną mych kulinarnych zgryzot. Kocham bowiem mąkę kukurydzianą i tworzone z niej wypieki, uwielbiam mamałygę i polentę, lubię kaczan wprost z wody, posmarowany świeżutkim masłem i posypany solą, lecz kukurydzy z puszki nie znoszę. Te przeklęte ziarenka panoszą się w wielu sosach i sałatkach, ludność miesza je masowo z majonezem, tuńczykiem, śmietaną i czym tam jeszcze, sypie do sosu pomidorowego, twierdząc, że tak się robi w Meksyku - zgroza! Przywiędłe liście sałaty i sałatka z kukurydzą i papryką konserwową to zmora oficjalnych przyjęć, bankietów i imienin u cioci. I nie chodzi tu wcale o puszkowość, bowiem pomidory z puszki często smakują lepiej niż świeże, chętnie też przyjąłbym kilka puszeczek kawioru. W zasadzie nie chodzi też o smak, przecież kukurydza zawsze smakuje podobnie. O co więc chodzi? Nie wiem, Przyjacielu, lecz wiedzieć nie muszę. Nie lubię i już!
Twój RM
Przyjacielu RM!
Dzieciństwo spędzałem w Poznaniu, mieszkaliśmy niedaleko od centrum, ale zarazem w sąsiedztwie łąk, łanów rozmaitych zbóż, pól truskawkowych. Kiedy matka posyłała mnie po kukurydzę, to nie do sklepu, ale do jednego z ogrodnictw, gdzie tzw. badylarz prowadził mnie na pole i rwał kaczany z krzaka wprost do mojej torby. W domu trzeba było je obrać z liści i oczyścić z miękkich złotych włosków. Następnie do garnka i po kwadransie cała rodzina siedziała przy stole z ociekającymi świeżym masłem kolbami w rękach.
Tak, masz rację, jak kukurydza, to najlepiej w kolbach. I nawet niekoniecznie musi być świeża - nieźle sprawdzają się kaczany mrożone. Akurat kukurydzy (podobnie jak grzybom i szparagom) mrożenie niewiele szkodzi - nabiera w tym procesie dodatkowej słodyczy, która jej jak najbardziej przystoi. Całkiem niezła jest kukurydza w KFC, gdzie rzecz jasna używają wyłącznie mrożonej, za to w najlepszym gatunku - szkoda tylko, że jest tam nieludzko droga. A bez trudu przecież robi się ją w domu, najlepiej w elektrycznym urządzeniu do gotowania na parze. Kupić ją też da się bez trudu, szkopuł w tym, że często próbują nam wciskać "koński ząb". Ale u nas, na Kazimierzu, na niektórych straganach mają tę najlepszą amerykańską odmianę. Tak czy owak, puszkowa to tylko erzac.
O zaletach mąki kukurydzianej jako składnika potraw pozostaję nie przekonany, ale myślę, że wszystko przede mną. Oczekuję zatem zaproszenia na jakąś zjawiskową polentę lub mamałygę.
Niepuszkowany Bikont na Kolbie
Kukurydzę w kolbach gotowało się w mym dzieciństwie dość rzadko, bowiem w handlu przeważały odmiany pastewne, właśnie "końskim zębem" zwane. Gdzieś w czasach gierkowskich pojawiła się kukurydza w puszkach i naród się nią zachwycił. Zachwyt ten trwa zresztą do dziś, co jest przyczyną mych kulinarnych zgryzot. Kocham bowiem mąkę kukurydzianą i tworzone z niej wypieki, uwielbiam mamałygę i polentę, lubię kaczan wprost z wody, posmarowany świeżutkim masłem i posypany solą, lecz kukurydzy z puszki nie znoszę. Te przeklęte ziarenka panoszą się w wielu sosach i sałatkach, ludność miesza je masowo z majonezem, tuńczykiem, śmietaną i czym tam jeszcze, sypie do sosu pomidorowego, twierdząc, że tak się robi w Meksyku - zgroza! Przywiędłe liście sałaty i sałatka z kukurydzą i papryką konserwową to zmora oficjalnych przyjęć, bankietów i imienin u cioci. I nie chodzi tu wcale o puszkowość, bowiem pomidory z puszki często smakują lepiej niż świeże, chętnie też przyjąłbym kilka puszeczek kawioru. W zasadzie nie chodzi też o smak, przecież kukurydza zawsze smakuje podobnie. O co więc chodzi? Nie wiem, Przyjacielu, lecz wiedzieć nie muszę. Nie lubię i już!
Twój RM
Przyjacielu RM!
Dzieciństwo spędzałem w Poznaniu, mieszkaliśmy niedaleko od centrum, ale zarazem w sąsiedztwie łąk, łanów rozmaitych zbóż, pól truskawkowych. Kiedy matka posyłała mnie po kukurydzę, to nie do sklepu, ale do jednego z ogrodnictw, gdzie tzw. badylarz prowadził mnie na pole i rwał kaczany z krzaka wprost do mojej torby. W domu trzeba było je obrać z liści i oczyścić z miękkich złotych włosków. Następnie do garnka i po kwadransie cała rodzina siedziała przy stole z ociekającymi świeżym masłem kolbami w rękach.
Tak, masz rację, jak kukurydza, to najlepiej w kolbach. I nawet niekoniecznie musi być świeża - nieźle sprawdzają się kaczany mrożone. Akurat kukurydzy (podobnie jak grzybom i szparagom) mrożenie niewiele szkodzi - nabiera w tym procesie dodatkowej słodyczy, która jej jak najbardziej przystoi. Całkiem niezła jest kukurydza w KFC, gdzie rzecz jasna używają wyłącznie mrożonej, za to w najlepszym gatunku - szkoda tylko, że jest tam nieludzko droga. A bez trudu przecież robi się ją w domu, najlepiej w elektrycznym urządzeniu do gotowania na parze. Kupić ją też da się bez trudu, szkopuł w tym, że często próbują nam wciskać "koński ząb". Ale u nas, na Kazimierzu, na niektórych straganach mają tę najlepszą amerykańską odmianę. Tak czy owak, puszkowa to tylko erzac.
O zaletach mąki kukurydzianej jako składnika potraw pozostaję nie przekonany, ale myślę, że wszystko przede mną. Oczekuję zatem zaproszenia na jakąś zjawiskową polentę lub mamałygę.
Niepuszkowany Bikont na Kolbie
Polenta - przepis podstawowy Podaje Robert Makłowicz 1,75 l wody, szczypta soli, 250 g mąki kukurydzianej (ewentualnie można użyć drobnej kaszy kukurydzianej, lecz nigdy kaszy kukurydzianej instant) W dużym garnku zagotować wodę z solą. Gdy zacznie wrzeć, stopniowo wsypywać mąkę kukurydzianą, cały czas mieszając drewnianą łyżką. Zmniejszyć ogień i gotować polentę około 40 minut, cały czas mieszając. Dużą drewnianą deskę zmoczyć wodą, wylać na nią polentę, wyrównać jej wierzch i boki szpatułką, odczekać około 5 minut, kroić i podawać jako dodatek do mięs z sosami lub tylko polaną roztopionym masłem i posypaną serem (na przykład gorgonzolą). Można też zaczekać, aż wystygnie i stężeje całkowicie, kroić ją na kawałki i smażyć na ruszcie lub patelni, zapiekać itp.
|
Więcej możesz przeczytać w 40/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.