Za najlepszą w Europie uchodzi polska publiczność rockowa Mogę odwołać koncert wszędzie, ale nie w Polsce" - mówi Max Cavallera, wokalista znanej grupy Soulfly. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Cavallera miał tak wysoką gorączkę, iż powinien leżeć w szpitalu. A mimo to zagrał koncert w Warszawie. Muzyk tak lubi polską publiczność, że na koncertach (także poza Polską) występuje w koszulce piłkarskiej reprezentacji naszego kraju.

"Koncerty w Polsce przypominają granie w domu dla przyjaciół" - twierdzi Eddie Vedder, lider legendarnego amerykańskiego zespołu rockowego Pearl Jam. Vedder i Cavallera potwierdzają trzy prawidłowości. Po pierwsze, znane grupy rockowe uważają polską publiczność za jedną z najlepszych (o ile nie najlepszą) w Europie, a na świecie wymienia się nas obok bardzo cenionych Brazylijczyków, Japończyków i Meksykanów. Po drugie, chcą u nas grać artyści z muzycznej ekstraklasy. Po trzecie, Polska przestała być przez menedżerów najlepszych zespołów i wytwórnie płytowe uznawana za marginalny rynek.
- Kiedy przyjeżdżamy do Polski, czujemy się tak jak przed dwudziestu laty, gdy dopiero zaczynaliśmy być popularni na świecie. To był istny szał. W Polsce nadal tak jest - mówi "Wprost" James Hetfield, wokalista i gitarzysta zespołu Metallica. Ten fenomen ma co najmniej trzy źródła. Po pierwsze, polska publiczność ma wreszcie kontakt z prawdziwymi gwiazdami rocka i docenia to, manifestując entuzjazm na koncertach. To taka forma pokazania, że nie jesteśmy już muzyczną prowincją. Nie ma praktycznie miesiąca bez koncertu wielkiej gwiazdy w Polsce (w lipcu wystąpiła u nas megagwiazda U2). Po drugie, mizeria rodzimego rynku muzycznego sprawia, że gdy mamy do czynienia z klasowymi zespołami, po prostu cenimy jakość ich oferty. Po trzecie, działa tu sprzężenie zwrotne: muzycy głośno mówią (nie tylko w Polsce), jak cenią naszą publiczność, a ona im się odwdzięcza.

Gdy pojawia się w naszym kraju na przykład Depeche Mode, stadiony są pełne. Nic dziwnego, że członkowie tej grupy twierdzą, iż czują się u nas lepiej niż w rodzinnej Anglii (i są prawdopodobnie bardziej znani). Gdy trzy lata temu koncertowała w Polsce kalifornijska grupa Tool, jej muzycy byli zaskoczeni, że sprzedali w Polsce więcej płyt niż w Wielkiej Brytanii. W czasie koncertów w Warszawie i Krakowie wokalista Tool Maynard James Keenan był zdumiony, że duża część publiczności zna niełatwe teksty grupy. Podobnie czuł się Ray Wilson, ostatni wokalista Genesis, który w marcu tego roku grał koncert we Wrocławiu. - Byłem zdziwiony, że publiczność śpiewała ze mną teksty z mojej solowej płyty. To było niesamowite. Nie sądziłem, że polscy fani są tak oddani. - mówi "Wprost". Zespół Laibach podczas światowej trasy koncertowej jedynie do Polski zawitał dwukrotnie. Eddie Vedder, lider Pearl Jam, wspomina, że kiedy w 1996 r. zagrał w Polsce po raz pierwszy, przeżył szok. - Nie mogłem uwierzyć, że fani znali każde słowo naszych utworów i śpiewali razem z nami - mówi Vedder. Podczas następnej trasy koncertowej, w 2001 r., Pearl Jam zagrał w katowickim Spodku dwa koncerty dzień po dniu, co nie powtórzyło się w żadnym innym mieście podczas światowej trasy. Trasa ta była rejestrowana i wydano po niej specjalny zestaw płyt. I najlepiej na świecie sprzedawały się dwa koncerty nagrane w Spodku. W amerykańskich sklepach płytowych półki z koncertów Pearl Jam były podzielone na dwie kategorie: Polska i reszta świata.
Kiedy ponad rok temu Metallica występowała w Chorzowie, w hołdzie dla polskiej publiczności zespół grał prawie półtorej godziny na bis. - Nie mogliśmy inaczej, bo polska publiczność po prostu nas rozbraja. Jest spontaniczna, reaguje tak żywiołowo, że nie można jej porównać z żadną inną, no, może tylko z japońską i meksykańską - mówi "Wprost" James Hetfield, lider Metalliki. Równie wysoko polską publiczność cenią muzycy z amerykańskiego zespołu Slipknot. Podczas światowego tournee tylko w Warszawie fani mogli się spotkać z zespołem poza koncertem. To była bezprecedensowa decyzja tej formacji, która słynie z niedopuszczania do siebie fanów. Ewenementem jest również to, że legendarny twórca muzyki elektronicznej Jean Michel Jarre zgodził się napisać specjalną suitę na obchody 25-lecia "Solidarności". - W 1997 r. publiczność reagowała wyśmienicie i nie wiem, czy na koncercie w Gdańsku można osiągnąć lepsze przyjęcie. Znając jednak Polaków, sądzę, że jest to możliwe - mówi "Wprost" Jarre.
W czasach minionego ustroju do Polski nie przyjeżdżały znane grupy i artyści, bo nasz rynek nic dla nich nie znaczył. Zamiast gwiazd mieliśmy tandetne pseudosławy w rodzaju Limahla, Kajagoogoo czy Classics Nouveau. Poza Polską właściwie nikt o nich nie słyszał. - Prawda jest też taka, że padaliśmy na kolana przed fałszywymi idolami bądź artystami krajowymi, ponieważ rzadkością był występ wielkich gwiazd światowego formatu. Dlatego tych, którzy przyjeżdżali, docenialiśmy podwójnie i często na wyrost - wspomina Krzysztof Skiba z zespołu Big Cyc.
Ekstaza w kongresowej
Zakochane w naszej publiczności gwiazdy rocka nie tylko umieszczają Polskę w swych trasach koncertowych, ale też wydają zapisy tych koncertów na płytach. Część tych płyt jest uznawana za najlepsze w ich dorobku. Fish, legendarny wokalista zespołu Marillion, jedną ze swoich najlepszych płyt nazwał "Kraków" - upamiętniając w ten sposób świetny koncert w tym mieście. Fani grupy Deep Purple cenią płytę "Unreal... Live in Poland". Podobnie jest z wielbicielami zespołu Emerson, Lake & Palmer. Na dowód uznania dla polskiej publiczności wydali oni krążek "Live in Poland". Również zespół Kraftwerk, legenda muzyki elektronicznej, przyznaje, że w Polsce wychodzi im wszystko. Już w latach 80. nazwali jedną ze swoich płyt "Warsaw".
Polska publiczność sprawia, że coraz więcej zespołów przyjeżdża do nas, by nagrać tu swoje DVD. Najczęściej te nagrania organizuje polska wytwórnia Metal Mind Productions, która w ostatnich pięciu latach zarejestrowała kilkanaście takich koncertów. Swoje najnowsze DVD rozpowszechniane na całym świecie w studiu na krakowskich Krzemionkach nagrał brytyjski zespół Anathema. Prawie całą ekipę producencką stanowili Polacy. Joanna Szyra z Metal Mind Productions twierdzi, że zarejestrowane w Polsce DVD należą do najlepiej się sprzedających. - Zdecydowałem się na nagranie w Polsce wideoklipu, bo na waszą publiczność można liczyć w 200 procentach - mówi "Wprost" Max Cavalera, wokalista i założyciel Soulfly.
Wychwalana na konferencjach prasowych muzyków podczas światowych tras polska publiczność i atmosfera na koncertach przyciągają do naszego kraju publiczność z zagranicy. - Przyjeżdżam do Polski na koncerty, bo w Niemczech wszystko jest ułożone: ludzie skaczą jak pod dyktando, nawet aplauz jest jakiś sztuczny, wyreżyserowany - mówi Mathew Franke z Osna-brźck, który na koncertach znanych grup w Polsce był już dziesięć razy. Niedawno przyjechał na koncert legendarnej niemieckiej grupy Kraftwerk w warszawskiej Sali Kongresowej. - Klimat, jaki tam panował, przypominał religijne misterium, a utwór "Radioactivity", zadedykowany Marii Curie-Skłodowskiej, tak zelektryzował publiczność, że jeszcze długo po koncercie czułem ekstazę - opowiada "Wprost" Franke. - Żeby poczuć, czym jest prawdziwy koncert rockowy i co mogą z siebie dać muzycy, gdy mają przed sobą świetną publiczność, trzeba przyjechać do Polski - podsumowuje James Hetfield, lider Metalliki.
Więcej możesz przeczytać w 33/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.