W okolicach 19.00 na ekranie kończy się słodkie „ple-ple”. Startuje rzeźnia, spadają głowy
Polską rządzą dwa seriale - "M jak miłość" i wieczorne wiadomości telewizyjne. Do 18.00 szemrze sobie pogodna historyjka rodzinna o wydźwięku: "Jakoś to będzie. Bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było". Ale to przygrywka. Bo najmocniejsi gracze wkraczają na ekran w okolicach 19.00. I tu już kończy się słodkie "ple-ple". Startuje rzeźnia, spadają głowy. W tym tygodniu dziennikarskie. Oto czwórka znanych publicystów odmawia poddania się lustracji (vide: "Błazen, kapłan i lustro"). Bo im to uwłacza i ich brzydzi. Przed komisjami niech się ślini dziennikarska drobnica, niech biega za oświadczeniami i stempelkami. Drobnica i tak stoi na przegranej pozycji - tłumaczy się, bo jest winna. Jak kto jest niewinny - jak Ewa Milewicz czy Jacek Żakowski - nie musi się tłumaczyć. To jasne. Ale historyjka rozgrywa się w serialu, a w serialu spełniają się marzenia. Więc i ja się dopraszam: koledzy, też chciałbym być ponad tą dziennikarską hołotą, która mnie mierzi. Pomóżcie! Ustalcie jakąś taryfę zwolnień. Może się załapię?
Załóżmy - w 1983 r. przewiozłem fiacikiem 12,5 kilograma ulotek - to może lustracja obowiązuje mnie do, powiedzmy, punktu piątego. Gdybym jeszcze oddał wtedy honorowo litr krwi po demonstracji w rocznicę stanu wojennego, to teraz mogą mnie przepytywać - góra! - do punktu trzeciego. A gdybym przedłożył kwit, że jako tłumacz jeździłem z wycieczkami do Wiednia w 1986 r., by rozwalać komunę poprzez "import prywatny"? To może by się uzbierało na pełne zwolnienie, co?
Serial podkręca tempo. Teraz tryska krew prezydencka. Prezydent Kaczyński i prezydent Wałęsa po raz kolejny w ciągu ostatnich 17 lat ustalają, kto tu jest "durniem", od kiedy i dlaczego (vide: "Wałęsa gorszy od Kwaśniewskiego"). A materiału starczy jeszcze na wiele odcinków.
W tej sytuacji z głębokim zażenowaniem polecam nasz materiał otwierany zdaniem: "Sto tysięcy Polaków, którzy przejdą w przyszłym roku na wcześniejszą emeryturę, nie dostanie pieniędzy z ZUS" (vide: "Bomba w emeryturach"). A potem biegnie tłumaczenie: dlaczego, kto winien i jak to się musi skończyć. Podkreślam: drukujemy go z prawdziwym zażenowaniem. Bo przecież sto tysięcy ludzi to dla scenarzysty telenoweli żaden bohater. Poza tym - gdzie tu awantura? Gdzie tu krew? Gdzie łzy? Nie ma, niestety, żadnej z tych atrakcji. Jest tylko szelest pieniędzy, którymi za nas chcą obracać urzędnicy. Bo oni wiedzą lepiej, jak nas urządzić. My, durnie, wydamy wszystko, co zgromadziliśmy na emerytalnych rachunkach, i będziemy żebrać. Więc oni nas ocalaj przed nami samymi, przed naszą lekkomyślnością (vide: "Układ ubezpieczeniowy"). Ale do telenoweli o 19.00 ten jawny kant nie trafi, bo tam jest wielka story o eutanazji.
Zrobieni w ubezpieczenia nie wnoszą pretensji. Oni oglądają seriale i doskonale rozumieją, że poseł czy minister nie są po to, by się zajmować byle ZUS. Przecież taki poseł ma na głowie wypowiedź o bieżących posunięciach Jana Marii Rokity, musi się odnieść do palącej kwestii "szamba", którą wywołał ksiądz Rydzyk. Bo jak się nie odniesie, to wypadnie z telenoweli. A przecież taki minister nie jest z żelaza, dla niego doba też ma tylko 24 godziny! Wymagać od niego w tej sytuacji, by się jeszcze szarpał z jakim ZUS, o którym w serialu o 19.00 nie będzie ani minuty, byłoby chamstwem pierwszej wody.
Gdyby zapytać emerytkę czy inną sponiewieraną Polkę, kto jest winien jej niedoli, odpowie: "Oni". Ale "oni" to nie ci wyszczekani dziennikarze i politycy z telenoweli o 19.00. Broń Boże! Ci kulturalni państwo nas tylko ofiarnie zabawiają. "Oni" są gdzieś powyżej, w chmurach. Nie mamy na nich wpływu, tak jak na pogodę. W Polsce zmieni się znacznie więcej, kiedy wreszcie ustalimy z nazwiska, kim są "oni".
A na razie: "Dobranoc Państwu!".
Załóżmy - w 1983 r. przewiozłem fiacikiem 12,5 kilograma ulotek - to może lustracja obowiązuje mnie do, powiedzmy, punktu piątego. Gdybym jeszcze oddał wtedy honorowo litr krwi po demonstracji w rocznicę stanu wojennego, to teraz mogą mnie przepytywać - góra! - do punktu trzeciego. A gdybym przedłożył kwit, że jako tłumacz jeździłem z wycieczkami do Wiednia w 1986 r., by rozwalać komunę poprzez "import prywatny"? To może by się uzbierało na pełne zwolnienie, co?
Serial podkręca tempo. Teraz tryska krew prezydencka. Prezydent Kaczyński i prezydent Wałęsa po raz kolejny w ciągu ostatnich 17 lat ustalają, kto tu jest "durniem", od kiedy i dlaczego (vide: "Wałęsa gorszy od Kwaśniewskiego"). A materiału starczy jeszcze na wiele odcinków.
W tej sytuacji z głębokim zażenowaniem polecam nasz materiał otwierany zdaniem: "Sto tysięcy Polaków, którzy przejdą w przyszłym roku na wcześniejszą emeryturę, nie dostanie pieniędzy z ZUS" (vide: "Bomba w emeryturach"). A potem biegnie tłumaczenie: dlaczego, kto winien i jak to się musi skończyć. Podkreślam: drukujemy go z prawdziwym zażenowaniem. Bo przecież sto tysięcy ludzi to dla scenarzysty telenoweli żaden bohater. Poza tym - gdzie tu awantura? Gdzie tu krew? Gdzie łzy? Nie ma, niestety, żadnej z tych atrakcji. Jest tylko szelest pieniędzy, którymi za nas chcą obracać urzędnicy. Bo oni wiedzą lepiej, jak nas urządzić. My, durnie, wydamy wszystko, co zgromadziliśmy na emerytalnych rachunkach, i będziemy żebrać. Więc oni nas ocalaj przed nami samymi, przed naszą lekkomyślnością (vide: "Układ ubezpieczeniowy"). Ale do telenoweli o 19.00 ten jawny kant nie trafi, bo tam jest wielka story o eutanazji.
Zrobieni w ubezpieczenia nie wnoszą pretensji. Oni oglądają seriale i doskonale rozumieją, że poseł czy minister nie są po to, by się zajmować byle ZUS. Przecież taki poseł ma na głowie wypowiedź o bieżących posunięciach Jana Marii Rokity, musi się odnieść do palącej kwestii "szamba", którą wywołał ksiądz Rydzyk. Bo jak się nie odniesie, to wypadnie z telenoweli. A przecież taki minister nie jest z żelaza, dla niego doba też ma tylko 24 godziny! Wymagać od niego w tej sytuacji, by się jeszcze szarpał z jakim ZUS, o którym w serialu o 19.00 nie będzie ani minuty, byłoby chamstwem pierwszej wody.
Gdyby zapytać emerytkę czy inną sponiewieraną Polkę, kto jest winien jej niedoli, odpowie: "Oni". Ale "oni" to nie ci wyszczekani dziennikarze i politycy z telenoweli o 19.00. Broń Boże! Ci kulturalni państwo nas tylko ofiarnie zabawiają. "Oni" są gdzieś powyżej, w chmurach. Nie mamy na nich wpływu, tak jak na pogodę. W Polsce zmieni się znacznie więcej, kiedy wreszcie ustalimy z nazwiska, kim są "oni".
A na razie: "Dobranoc Państwu!".
Więcej możesz przeczytać w 11/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.