Ale hola, hola! Premier pojechał w te Alpy do Davos, by własnoręcznie kryzysowi łeb ukręcić. W tej sprawie spotkał się nawet z Putinem, ale jemu niczego nie skręcił. Poprosił tylko o gaz. Do zapalniczki, bo nie ma jak cygara odpalić.
A właśnie, cygara. Nasz łysiejący swojak z Gdańska, epatujący wychowaniem na podwórku, jest wszakże ich znanym miłośnikiem, ale przyznawać się do tego narodowi nie wolno, bo wiadomo, Rywin, te rzeczy, jeszcze sobie pomyśli. Naszym zdaniem, Tusk mógłby oznajmić, że pali tylko polskie, w ramach popierania zrównoważonego rozwoju Lubelszczyzny.
Człowiek z twarzy podobny do stopy czuje „fizyczne obrzydzenie do uczestnictwa w skoku na media publiczne". Sławek Nowak autentycznie to powiedział! „Wyborcza” mu nie przypomniała, ale my mamy pamięć dobrą, więc pamiętamy, że Nowak, będąc z kompetencji szefem partyjnej młodzieżówki, został z nadania medialnej koalicji SLD-PSL-PO wiceszefem pań- stwowego Radia Gdańsk. Po tym wrażliwym człoczłowieku tę robotę dostał minister inżynier Arabski. Teraz też się pewnie brzydzi.
Wiemy już, czemu są kolejki do lekarzy. Ulubienica Tuska Ewa Kopacz oznajmiła, że wszystko przez pacjentów, bo „zaczęli bardziej dbać o zdrowie". Partia Miłości ma jednak problem. I tak źle, i tak niedobrze, bo gdyby ci podli ludzie powymierali, to wtedy byłyby kolejki do grabarzy.
Długo to on nie posiedzi, ale Jacek Karnowski, prezydent Sopotu z PO, dostał od platformerskiej prokuratury całą furę zarzutów, które mogłyby się skończyć jakąś dekadą sanatorium. Sorry, ale taką aferę będzie trzeba czymś przykryć. Janusz, gdzie jesteś?
I rzeczywiście, posiedział tylko noc, i go wypuścili. Na miejscu Karnowskiego i jego patronów z sopockiej PO (któryż to polityk PO mieszka w Sopocie? – bo nas skleroza dopadła) nie otwieralibyśmy jeszcze butelek, bo sąd oznajmił, że do- wody są tak mocne, że Karnowski nie będzie mógł nawet mataczyć. A Karnowski ogłosił, że wraca do pracy, bo „w mieście jest jeszcze tyle do zrobienia". Co fakt, to fakt, jeszcze tyle przetargów…
Może i on Sarkozy, może i ona Bruni, ale cała rozwodowo-romansowa przygoda Kazimierzowi Marcinkiewiczowi się nie przysłużyła. Ze starych sondaży wynika wprawdzie, że Polacy chcieliby, by zastąpił Donka, ale Tusk zamówił sondaże nowe, z których wyszło, że Zetafon przeholował, i poinformował przez telewizor, że „Kazimierz Marcinkiewicz nie zamierza kandydować do Parlamentu Europejskiego", o czym sam Marcinkiewicz dowiedział się z telewizji. Radość w PO zapanowała niczego sobie, skoro Marcinkiewiczowi w kancelarii odśpiewali już „Anielski orszak…”
Z Julii Pitery drze łacha pół Polski. Już nawet TuskVN sobie z niej jaja robi. Spytali ją o komentarz do tego, że jakiegoś oficjela, który złapał gumę, podwozi straż pożarna. „To nieetyczne, to nadużycie" – perorowała pryncy- pialna Pitera. A potem powiedzieli, że chodziło o Schetynę. „Może to było uzasadnione, on jest chroniony przez BOR” – wycofywała się rakiem. Kobieto, litości!
A wiedzą państwo, kto za całą akcję podwożenia Grześka strażą pożarną beknie? No przecież, że nie Schetyna. Pouczony, że tak nie wolno, został tamtejszy komendant straży, który musi jeszcze za podwożenie wicepremiera z własnej kasy zapłacić. Ale my i tak gościowi wróżymy awans.
Nikt nie wie, jak to możliwe, ale ministrem obrony wciąż pozostaje niejaki Klich. Może dlatego że facet ma zasługi: nie dość, że połowie pracowników biur PO załatwił robotę w wojskowych agencjach, to jeszcze jego instytut sponsorują państwowe firmy i zagraniczny koncern zbrojeniowy biorący udział w przetargach rozstrzyganych przez MON. Rodzi się pytanie, co trzeba zrobić, by przestać być ministrem? Po pijanemu czołgiem jechać Marszałkowską?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.