Maszynerii lustracyjnej nikt już nie zdoła zatrzymać, ale jej tryby muszą działać w cywilizowany sposób
Tomasz Nałęcz
Trudno pozostać obojętnym wobec kłopotów, jakie dotknęły prof. Zytę Gilowską. Los obszedł się z nią wyjątkowo okrutnie. Po pięciu latach od złożenia oświadczenia niczym grom z jasnego nieba spadło na nią podejrzenie kłamstwa lustracyjnego. Ona sama zapewnia, że nigdy nie współpracowała z tajnymi służbami PRL i że padła ofiarą towarzyskich kontaktów z oficerem SB, będącym mężem przyjaciółki.
Wiele gorzkich słów kieruje też pod adresem rzecznika interesu publicznego. Opinia dysponuje tutaj tylko okruchami informacji, ale już one pozwalają przypuszczać, że najpewniej rzecznik wykonywał jedynie swoje obowiązki, a tak naprawdę bezlitośnie z prof. Gilowską obeszli się jej przyjaciele, ślepo kierujący się zasadą, że do skazania na polityczny i cywilny niebyt wystarczy samo podjęcie sprawy przez rzecznika. Gdyby nie ta interpretacja, pani wicepremier znalazłaby się w sytuacji trudnej, ale nie beznadziejnej. Nie przypominałaby zaszczutego zwierzęcia, lecz dalej sprawowałaby funkcję rządową i spokojnie czekała na oczyszczenie z zarzutów. A tak została ukarana, zanim mogła się zapoznać z jakimkolwiek dowodem w tej sprawie.
Na tym przykładzie dobrze widać, że lustracyjny puryzm nie tylko krzywdzi ludzi, ale także otwiera pole do nadużyć. Kiedy bowiem do złamania kariery wystarczy samo podejrzenie złożenia fałszywego zeznania, łatwo o opluskwienie, przed którym nie ma się jak bronić, bo ostateczne oczyszczenie pomaga tyle co umarłemu kadzidło. Niewykluczone, że i prof. Gilowska padła ofiarą szantażu. Ona sama nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. A przecież takie sytuacje byłyby w ogóle nie do pomyślenia, gdyby osoby podejrzewane o współpracę z SB miały czas spokojnie dowieść niewinności. Formalnie ustawa im to gwarantuje, ale faktycznie triumfują lustracyjni puryści.
Jeszcze większe pole do nadużyć otworzy się po znowelizowaniu ustawy lustracyjnej, nad czym obecnie pracuje Sejm. PiS chce w ogóle zlikwidować sąd lustracyjny i wyposażyć IPN w prawo wydawania stosownych certyfikatów. Sprowadzi się to do bezdusznego powtarzania przez instytut informacji zawartych w materiałach PRL-owskich służb specjalnych. Jak w takiej sytuacji osoby napiętnowane podobnie jak prof. Gilowska będą broniły swojego dobrego imienia? Jak okrutny żart brzmi odpowiedź, że będą to czyniły przed sądami powszechnymi, jakże przecież niewydajnymi i nie znającymi lustracyjnej specyfiki.
Maszynerii lustracyjnej nikt już dziś nie zdoła zatrzymać. Chodzi tylko o to, by jej tryby działały w cywilizowany sposób, m.in. z zachowaniem fundamentalnego prawa do rozprawy sądowej, obrony i domniemania niewinności. W przeciwnym razie łotrów zrówna się z ofiarami SB, zaszczuwając je, nim będą miały okazję obronić swe dobre imię. Niewiele pomoże współczucie, o którym tak często słyszy dzisiaj prof. Gilowska, bo cóż to dla zająca za pocieszenie, że psy zjadają go pośród samych przyjaciół.
Fot: Z. Furman
Tomasz Nałęcz
Trudno pozostać obojętnym wobec kłopotów, jakie dotknęły prof. Zytę Gilowską. Los obszedł się z nią wyjątkowo okrutnie. Po pięciu latach od złożenia oświadczenia niczym grom z jasnego nieba spadło na nią podejrzenie kłamstwa lustracyjnego. Ona sama zapewnia, że nigdy nie współpracowała z tajnymi służbami PRL i że padła ofiarą towarzyskich kontaktów z oficerem SB, będącym mężem przyjaciółki.
Wiele gorzkich słów kieruje też pod adresem rzecznika interesu publicznego. Opinia dysponuje tutaj tylko okruchami informacji, ale już one pozwalają przypuszczać, że najpewniej rzecznik wykonywał jedynie swoje obowiązki, a tak naprawdę bezlitośnie z prof. Gilowską obeszli się jej przyjaciele, ślepo kierujący się zasadą, że do skazania na polityczny i cywilny niebyt wystarczy samo podjęcie sprawy przez rzecznika. Gdyby nie ta interpretacja, pani wicepremier znalazłaby się w sytuacji trudnej, ale nie beznadziejnej. Nie przypominałaby zaszczutego zwierzęcia, lecz dalej sprawowałaby funkcję rządową i spokojnie czekała na oczyszczenie z zarzutów. A tak została ukarana, zanim mogła się zapoznać z jakimkolwiek dowodem w tej sprawie.
Na tym przykładzie dobrze widać, że lustracyjny puryzm nie tylko krzywdzi ludzi, ale także otwiera pole do nadużyć. Kiedy bowiem do złamania kariery wystarczy samo podejrzenie złożenia fałszywego zeznania, łatwo o opluskwienie, przed którym nie ma się jak bronić, bo ostateczne oczyszczenie pomaga tyle co umarłemu kadzidło. Niewykluczone, że i prof. Gilowska padła ofiarą szantażu. Ona sama nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. A przecież takie sytuacje byłyby w ogóle nie do pomyślenia, gdyby osoby podejrzewane o współpracę z SB miały czas spokojnie dowieść niewinności. Formalnie ustawa im to gwarantuje, ale faktycznie triumfują lustracyjni puryści.
Jeszcze większe pole do nadużyć otworzy się po znowelizowaniu ustawy lustracyjnej, nad czym obecnie pracuje Sejm. PiS chce w ogóle zlikwidować sąd lustracyjny i wyposażyć IPN w prawo wydawania stosownych certyfikatów. Sprowadzi się to do bezdusznego powtarzania przez instytut informacji zawartych w materiałach PRL-owskich służb specjalnych. Jak w takiej sytuacji osoby napiętnowane podobnie jak prof. Gilowska będą broniły swojego dobrego imienia? Jak okrutny żart brzmi odpowiedź, że będą to czyniły przed sądami powszechnymi, jakże przecież niewydajnymi i nie znającymi lustracyjnej specyfiki.
Maszynerii lustracyjnej nikt już dziś nie zdoła zatrzymać. Chodzi tylko o to, by jej tryby działały w cywilizowany sposób, m.in. z zachowaniem fundamentalnego prawa do rozprawy sądowej, obrony i domniemania niewinności. W przeciwnym razie łotrów zrówna się z ofiarami SB, zaszczuwając je, nim będą miały okazję obronić swe dobre imię. Niewiele pomoże współczucie, o którym tak często słyszy dzisiaj prof. Gilowska, bo cóż to dla zająca za pocieszenie, że psy zjadają go pośród samych przyjaciół.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 27/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.