Zyta Gilowska lustrowana nie będzie albo i będzie, a do rządu wróci albo i nie wróci - tyle wiadomo po kilku codziennych odcinkach serialu pt. "Dramat Zyty". Szczerze mówiąc, to bardziej orientujemy się w perypetiach bohaterów "M jak miłość", którego ostatni odcinek oglądaliśmy ponad trzy lata temu.
Rzecznik własnego rządu Kazimierz Marcinkiewicz wygłosił orędzie. Wyjawił telewidzom, że długo łkał po odejściu Zyty Gilowskiej, a Pawła Wojciechowskiego czy też Wojciecha Pawłowskiego (jaka to w sumie różnica?) powołał, bo ten pierwszy napatoczył mu się w gmachu kancelarii, kiedy szedł siku.
Polska to szczęśliwy, zamożny kraj, skoro politycy przez tydzień zajmują się historyjką drugiej świeżości, czyli odwołaniem Gilowskiej. Widzowie programów informacyjnych mogli nawet zobaczyć diabolicznego esbeka, który Zytę rejestrował. Jak każda diaboliczna postać, esbek miał duży brzuch, kapcie, ogon i brązowe skarpety. No dobra, tego ostatniego nie jesteśmy pewni.
Stanowczo za szybko jeździ pociąg z Warszawy do Krakowa, w związku z czym biedni Kielczanie nie zdążają wsiadać w biegu. Postanowił to zmienić Przemysław Edgar, Wielki Budowniczy Kolejek Elektrycznych, oraz poseł z Kielecczyzny, który załatwił Włoszczowej wybudowanie peronu, coby ekspresy się zatrzymywały. Wtedy wszystkie kozy i kaczki jadące na bazar na Kleparzu lub pod Halę Mirowską zdążą wsiąść i nie będzie kłopotu. Zupełnie nie propos kolejowego zaangażowania Edgara przypomniał nam się stary żart. Otóż, jakie jest podobieństwo między kobiecymi piersiami a kolejką elektryczną? I to, i to jest dla dzieci, a i tym, i tym bawią się dorośli panowie. A Edgar nie. Edgar woli sobie prawdziwy peron strzelić. Zuch.
Po trzech dniach bez Zyty premier po raz kolejny szlochał publicznie, by wróciła jak najszybciej się da. Choćby pociągiem przez Włoszczową.
Co chwila słyszymy, że pierwszy o kwitach na Gilowską mówił dwa lata temu Mundek Wrzodak. Hm, niekoniecznie, bo Mundek, owszem, mówił, ale przed nim rozpowiadali o tym ludzie gajowego PP z Platformy Obywatelskiej, a tuż potem sami naj-najważniejsi politycy PO, tłumacząc, dlaczego po wygranych przez platformę wyborach Zyta nie zostanie ministrem finansów. Tak więc, drodzy koledzy dziennikarze, informacja o Wrzodaku to taka prawda drugiej kategorii. Bo, jak wiadomo, są trzy rodzaje prawd: świnto prawda, gówno prawda i moskiewska "Prawda".
Trzeba przyznać, że zgrabnie sobie chłopaki z tym poradziły i media już nie czepiają się Bielana, Kamińskiego i Szymańskiego (wszyscy PiS), że im kampanię do Parlamentu Europejskiego sponsorował szemrany biznesmen Jan Łuczak. Ale tak sobie myślimy, że gdyby to Siwcowi (SLD) kampanię sponsorował na przykład biznesmen Wapiński, to prokuratura dawno wszczęłaby sprawę z urzędu. A teraz jakoś niczego nie chce wyjaśniać. I pomyśleć, że prokurator Kaczmarek robił na nas całkiem dobre wrażenie. Ale my jednak głupki jesteśmy.
Z telewizora: Wildstein się jeszcze trzyma, ale może nie przetrwać wakacji. Nie przepada (to eufemizm - Edgar, sprawdzisz sobie w słowniku, co to znaczy eufemizm, albo spytaj asystenta, OK?) za nim bowiem członek, za przeproszeniem, zarządu Sławomir Siwek. Członek Siwek miał dotychczas opinię cokolwiek mało rozgarniętego grafomana i chłopomana, ale to krzywdzące. Jak bowiem usłyszeliśmy na mieście, Członek Siwek, gdy był jeszcze całkiem małym Siwkiem lub też całkiem małym Członkiem, słynął na SGPiS (dziś SGH) z tego, że zawsze można było kupić u niego dolary. Serio!
[email protected]
Fot: Z. Furman (Marcinkiewicz); M. Stelmach (Gilowska, Wrzodak, Kamiński)
Rzecznik własnego rządu Kazimierz Marcinkiewicz wygłosił orędzie. Wyjawił telewidzom, że długo łkał po odejściu Zyty Gilowskiej, a Pawła Wojciechowskiego czy też Wojciecha Pawłowskiego (jaka to w sumie różnica?) powołał, bo ten pierwszy napatoczył mu się w gmachu kancelarii, kiedy szedł siku.
Polska to szczęśliwy, zamożny kraj, skoro politycy przez tydzień zajmują się historyjką drugiej świeżości, czyli odwołaniem Gilowskiej. Widzowie programów informacyjnych mogli nawet zobaczyć diabolicznego esbeka, który Zytę rejestrował. Jak każda diaboliczna postać, esbek miał duży brzuch, kapcie, ogon i brązowe skarpety. No dobra, tego ostatniego nie jesteśmy pewni.
Stanowczo za szybko jeździ pociąg z Warszawy do Krakowa, w związku z czym biedni Kielczanie nie zdążają wsiadać w biegu. Postanowił to zmienić Przemysław Edgar, Wielki Budowniczy Kolejek Elektrycznych, oraz poseł z Kielecczyzny, który załatwił Włoszczowej wybudowanie peronu, coby ekspresy się zatrzymywały. Wtedy wszystkie kozy i kaczki jadące na bazar na Kleparzu lub pod Halę Mirowską zdążą wsiąść i nie będzie kłopotu. Zupełnie nie propos kolejowego zaangażowania Edgara przypomniał nam się stary żart. Otóż, jakie jest podobieństwo między kobiecymi piersiami a kolejką elektryczną? I to, i to jest dla dzieci, a i tym, i tym bawią się dorośli panowie. A Edgar nie. Edgar woli sobie prawdziwy peron strzelić. Zuch.
Po trzech dniach bez Zyty premier po raz kolejny szlochał publicznie, by wróciła jak najszybciej się da. Choćby pociągiem przez Włoszczową.
Co chwila słyszymy, że pierwszy o kwitach na Gilowską mówił dwa lata temu Mundek Wrzodak. Hm, niekoniecznie, bo Mundek, owszem, mówił, ale przed nim rozpowiadali o tym ludzie gajowego PP z Platformy Obywatelskiej, a tuż potem sami naj-najważniejsi politycy PO, tłumacząc, dlaczego po wygranych przez platformę wyborach Zyta nie zostanie ministrem finansów. Tak więc, drodzy koledzy dziennikarze, informacja o Wrzodaku to taka prawda drugiej kategorii. Bo, jak wiadomo, są trzy rodzaje prawd: świnto prawda, gówno prawda i moskiewska "Prawda".
Trzeba przyznać, że zgrabnie sobie chłopaki z tym poradziły i media już nie czepiają się Bielana, Kamińskiego i Szymańskiego (wszyscy PiS), że im kampanię do Parlamentu Europejskiego sponsorował szemrany biznesmen Jan Łuczak. Ale tak sobie myślimy, że gdyby to Siwcowi (SLD) kampanię sponsorował na przykład biznesmen Wapiński, to prokuratura dawno wszczęłaby sprawę z urzędu. A teraz jakoś niczego nie chce wyjaśniać. I pomyśleć, że prokurator Kaczmarek robił na nas całkiem dobre wrażenie. Ale my jednak głupki jesteśmy.
Z telewizora: Wildstein się jeszcze trzyma, ale może nie przetrwać wakacji. Nie przepada (to eufemizm - Edgar, sprawdzisz sobie w słowniku, co to znaczy eufemizm, albo spytaj asystenta, OK?) za nim bowiem członek, za przeproszeniem, zarządu Sławomir Siwek. Członek Siwek miał dotychczas opinię cokolwiek mało rozgarniętego grafomana i chłopomana, ale to krzywdzące. Jak bowiem usłyszeliśmy na mieście, Członek Siwek, gdy był jeszcze całkiem małym Siwkiem lub też całkiem małym Członkiem, słynął na SGPiS (dziś SGH) z tego, że zawsze można było kupić u niego dolary. Serio!
[email protected]
Fot: Z. Furman (Marcinkiewicz); M. Stelmach (Gilowska, Wrzodak, Kamiński)
Więcej możesz przeczytać w 27/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.