Hindusi i Chińczycy wracają ze stypendiów do ojczyzny, Europejczycy uciekają za granicę na stałe
Codziennie wyjazd do Anglii, Irlandii czy Szkocji rozważa co czwarty Polak. Kongres Brytyjskich Związków Zawodowych wydał nawet broszurę dotyczącą praw pracowników w Wielkiej Brytanii po polsku. W Irlandii regularnie wydaje się polskie gazety. Ale zjawisko emigracji zarobkowej dotyczy również obywateli "starej" Unii Europejskiej.
Wielki odpływ
"Francja cię kształci, opłaca twoje studia, ale nie daje ci możliwości zastosowania twojej wiedzy" - mówi Nicolas, naukowiec z Paryża pracujący na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Wielu młodych specjalistów z Europy nie jest w stanie spożytkować nabytej podczas studiów wiedzy. Brakuje dla nich miejsc i funduszy w europejskich ośrodkach badawczych. Ich exodus nie jest niczym nowym. Ten proces rozpoczął się już w dwudziestoleciu międzywojennym, tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, kiedy z powodów politycznych do wyjazdu zostały zmuszone takie sławy, jak Albert Einstein i Enrico Fermi. Po wojnie zjawisko jeszcze się nasiliło. W latach 60. British Royal Society ukuło termin "drenaż mózgów", oznaczający odpływ pracowników stanowiących kapitał intelektualny kraju.
W erze globalizacji, gdy kapitał ludzki w największym stopniu decyduje o tempie wzrostu gospodarczego, masowe wyjazdy europejskich specjalistów mogą oznaczać dla Unii Europejskiej ostateczną przegraną w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. W?2004 r. w USA przebywało 400 tys. europejskich absolwentów kierunków związanych z nauką i technologią, a tysiące przygotowywało się do emigracji. W tej chwili w Europie brakuje naukowców - na tysiąc zatrudnionych przypada tu pięciu badaczy, podczas gdy w USA - dziewięciu.
Innowacje kontra autostrady
Europejscy naukowcy skarżą się nie tylko na marne pensje, ale też na brak pieniędzy na prowadzenie badań i wyposażenie laboratoriów. Przyjęta w 2000 r. przez UE strategia lizbońska, zakładająca wzrost wydatków na badania naukowe i rozwój do 3 proc. PKB, pozostaje w sferze marzeń. Dziś unia wydaje na ten cel 1,96 proc. PKB, podczas gdy jej główni rywale: USA i Japonia - odpowiednio 2,59 proc. PKB i 3,12 proc. PKB. W liczbach absolutnych różnica wydatków między UE a USA wynosi 120 mld euro rocznie i ciągle rośnie. Unię Europejską gonią Chiny, które w 2005 r. przeznaczyły na naukę 1,23 proc. PKB
i cały czas zwiększają budżet na ten cel.
Zdaniem Philippe'a Busquina, byłego komisarza UE ds. nauki i badań, w Europie panuje przekonanie, że lepiej postrzegane społecznie jest wybudowanie kilometra autostrady niż stworzenie laboratorium badawczego. Doskonałym przykładem na uzasadnienie takiej opinii jest Hiszpania. "Zainwestowała przede wszystkim w infrastrukturę drogową. Tam jazda autostradą to przyjemność, ale kraj jest wśród tych państw unii, które mają największą lukę technologiczną!" - mówi Danuta Hübner, komisarz UE ds. polityki regionalnej. I choć Hiszpania cieszy się dziś jednym z najwyższych wskaźników wzrostu gospodarczego w unii, to sytuacja może się szybko zmienić na jej niekorzyść, jeżeli Madryt nie zacznie inwestować w naukę. Jak dodaje pani komisarz, "regiony, które dziś skupiają się tylko na drogach, jutro mogą się znaleźć na marginesie Europy".
Pozytywnym przykładem jest Irlandia, którą do niedawna uważano za kraj biedny i bez perspektyw. Młodzi Irlandczycy masowo wyjeżdżali za granicę w poszukiwaniu pracy. W połowie lat 80. Irlandia rozpoczęła proces reform, mocno postawiła na innowacje. Sprzyjał temu klimat inwestycyjny i powiązania nauki z biznesem. Irlandzkie badania są finansowane nie tylko z kasy państwowej i funduszów UE, ale przede wszystkim z pieniędzy sektora prywatnego. Irlandia z kraju emigracji przekształciła się w kraj imigracji, o czym doskonale wiedzą Polacy.
W Europie pod względem wydatków na badania i rozwój przodują Szwecja i Finlandia, które w 2004 r. przeznaczyły na ten cel odpowiednio 3,7 proc. PKB i 3,51 proc. PKB. Te kraje zajmują też pierwsze miejsca w rankingach najbardziej rozwiniętych i innowacyjnych państw świata. Ich śladem podążają dziś Litwa, Łotwa i Estonia.
Własne laboratorium
Do emigracji skłaniają też europejskich naukowców skostniałe struktury ośrodków badawczych. Na Starym Kontynencie zdobywanie stopni naukowych to proces długotrwały. Rzadko zdarza się, by młody naukowiec został szybko i odpowiednio nagrodzony za wysiłki w pracy badawczej. I nie chodzi tylko o pieniądze. "W USA młodym, zdolnym ludziom oferuje się o wiele więcej możliwości, pozwala im się nawet samodzielnie prowadzić laboratoria. W Europie zaś trzeba najpierw przepracować dziesięć lat, by zostać profesorem, i dopiero wtedy można się cieszyć podobną wolnością" - stwierdza fizyk Guido Langouche, prorektor Katolickiego Uniwersytetu w Louvain, który po zrobieniu kariery naukowej na Uniwersytecie Stanforda w USA musiał wrócić do Belgii z powodów rodzinnych.
USA, Australia i Kanada zajmują pierwsze miejsca w rankingu konkurencyjności krajów w pozyskiwaniu najlepszych pracowników i zdolności wykorzystania ich kompetencji. W ogonie tej klasyfikacji są Francja, Portugalia i Niemcy. Przodujące kraje oferują naukowcom to, czego nie chce im dać Europa - fundusze na badania, godziwe pensje oraz uznanie to główne hasła w ich polityce, kładącej nacisk na innowacje i pozyskiwanie najlepszych specjalistów z całego świata. Odzwierciedleniem tej polityki są słowa Billa Gatesa: "Nasz system akademicki jest najlepszy. Finansujemy nasze uniwersytety, by prowadziły badania [...]. Ludzie o wysokim IQ przyjeżdżają tu, umożliwiamy im rozwój, a ich innowacje przekształcamy w produkty. Nagradzamy to, że podejmują ryzyko. Nasz system jest nastawiony na konkurencyjność i eksperymentalność [...]. Dzięki pieniądzom z federalnych podatków i ze źródeł filantropijnych w przyszłości będzie on w stanie nadal prosperować tak jak dziś".
Bardzo stara Europa
Czy odpływ europejskich naukowców to "drenaż mózgów", czy tylko "międzynarodowa wymiana kapitału ludzkiego"? Drenaż mózgów polega na tym, że imigranci pozostają na stałe w kraju, do którego wyjechali. Z kolei specjaliści biorący udział w "wymianie mózgów" (brain exchange według Johna Salta) po kilku latach pobytu za granicą wracają do rodzimego kraju bogatsi o wiedzę i doświadczenia, które mogą wykorzystać u siebie. Przykładem państwa, które sporo zyskało na "wymianie mózgów", są Indie. Do niedawna większość hinduskich naukowców emigrowała na Zachód. Dziś wielu z nich wraca do Indii. To dzięki nim tak dynamicznie rozwinął się hinduski sektor IT, który w 2008 r. będzie zatrudniać 2 mln osób i wytwarzać około 7,5 proc. dochodu narodowego. Aglomeracja bangalurska, w której ma siedzibę większość hinduskich i międzynarodowych firm IT, jest porównywana do amerykańskiej Doliny Krzemowej.
Europejski krajobraz wygląda inaczej. Z opublikowanych w listopadzie 2003 r. przez Komisję Europejską badań wynikało, że jedynie 13 proc. europejskich specjalistów pracujących za granicą planuje powrót do kraju pochodzenia.
Remedium na drenaż europejskich mózgów jest proste - przenieść amerykańskie rozwiązania na grunt europejski: stworzyć warunki umożliwiające komercjalizację wyników badań; znieść bariery krępujące swobodę działań ośrodków badawczych i rozwój kariery naukowej. Politycy doskonale zdają sobie sprawę z konieczności wprowadzenia tych zmian. Co roku powstają kolejne raporty UE promujące badania naukowe i innowacje, tak jak tegoroczny komunikat Komisji Europejskiej "Czas wrzucić wyższy bieg. Nowe partnerstwo na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia". W rzeczywistości są to jednak jedynie modyfikacje uchwalonej w 2000 r. strategii lizbońskiej. Należy się zastanowić, czy zamiast uchwalać kolejne dokumenty, nie warto po prostu skupić się na jej realizacji. Tym bardziej że w walce o najlepsze światowe mózgi Europa zaczyna przegrywać już nie tylko z USA, ale także z Chinami i Indiami.
Wielki odpływ
"Francja cię kształci, opłaca twoje studia, ale nie daje ci możliwości zastosowania twojej wiedzy" - mówi Nicolas, naukowiec z Paryża pracujący na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Wielu młodych specjalistów z Europy nie jest w stanie spożytkować nabytej podczas studiów wiedzy. Brakuje dla nich miejsc i funduszy w europejskich ośrodkach badawczych. Ich exodus nie jest niczym nowym. Ten proces rozpoczął się już w dwudziestoleciu międzywojennym, tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, kiedy z powodów politycznych do wyjazdu zostały zmuszone takie sławy, jak Albert Einstein i Enrico Fermi. Po wojnie zjawisko jeszcze się nasiliło. W latach 60. British Royal Society ukuło termin "drenaż mózgów", oznaczający odpływ pracowników stanowiących kapitał intelektualny kraju.
W erze globalizacji, gdy kapitał ludzki w największym stopniu decyduje o tempie wzrostu gospodarczego, masowe wyjazdy europejskich specjalistów mogą oznaczać dla Unii Europejskiej ostateczną przegraną w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. W?2004 r. w USA przebywało 400 tys. europejskich absolwentów kierunków związanych z nauką i technologią, a tysiące przygotowywało się do emigracji. W tej chwili w Europie brakuje naukowców - na tysiąc zatrudnionych przypada tu pięciu badaczy, podczas gdy w USA - dziewięciu.
Innowacje kontra autostrady
Europejscy naukowcy skarżą się nie tylko na marne pensje, ale też na brak pieniędzy na prowadzenie badań i wyposażenie laboratoriów. Przyjęta w 2000 r. przez UE strategia lizbońska, zakładająca wzrost wydatków na badania naukowe i rozwój do 3 proc. PKB, pozostaje w sferze marzeń. Dziś unia wydaje na ten cel 1,96 proc. PKB, podczas gdy jej główni rywale: USA i Japonia - odpowiednio 2,59 proc. PKB i 3,12 proc. PKB. W liczbach absolutnych różnica wydatków między UE a USA wynosi 120 mld euro rocznie i ciągle rośnie. Unię Europejską gonią Chiny, które w 2005 r. przeznaczyły na naukę 1,23 proc. PKB
i cały czas zwiększają budżet na ten cel.
Zdaniem Philippe'a Busquina, byłego komisarza UE ds. nauki i badań, w Europie panuje przekonanie, że lepiej postrzegane społecznie jest wybudowanie kilometra autostrady niż stworzenie laboratorium badawczego. Doskonałym przykładem na uzasadnienie takiej opinii jest Hiszpania. "Zainwestowała przede wszystkim w infrastrukturę drogową. Tam jazda autostradą to przyjemność, ale kraj jest wśród tych państw unii, które mają największą lukę technologiczną!" - mówi Danuta Hübner, komisarz UE ds. polityki regionalnej. I choć Hiszpania cieszy się dziś jednym z najwyższych wskaźników wzrostu gospodarczego w unii, to sytuacja może się szybko zmienić na jej niekorzyść, jeżeli Madryt nie zacznie inwestować w naukę. Jak dodaje pani komisarz, "regiony, które dziś skupiają się tylko na drogach, jutro mogą się znaleźć na marginesie Europy".
Pozytywnym przykładem jest Irlandia, którą do niedawna uważano za kraj biedny i bez perspektyw. Młodzi Irlandczycy masowo wyjeżdżali za granicę w poszukiwaniu pracy. W połowie lat 80. Irlandia rozpoczęła proces reform, mocno postawiła na innowacje. Sprzyjał temu klimat inwestycyjny i powiązania nauki z biznesem. Irlandzkie badania są finansowane nie tylko z kasy państwowej i funduszów UE, ale przede wszystkim z pieniędzy sektora prywatnego. Irlandia z kraju emigracji przekształciła się w kraj imigracji, o czym doskonale wiedzą Polacy.
W Europie pod względem wydatków na badania i rozwój przodują Szwecja i Finlandia, które w 2004 r. przeznaczyły na ten cel odpowiednio 3,7 proc. PKB i 3,51 proc. PKB. Te kraje zajmują też pierwsze miejsca w rankingach najbardziej rozwiniętych i innowacyjnych państw świata. Ich śladem podążają dziś Litwa, Łotwa i Estonia.
Własne laboratorium
Do emigracji skłaniają też europejskich naukowców skostniałe struktury ośrodków badawczych. Na Starym Kontynencie zdobywanie stopni naukowych to proces długotrwały. Rzadko zdarza się, by młody naukowiec został szybko i odpowiednio nagrodzony za wysiłki w pracy badawczej. I nie chodzi tylko o pieniądze. "W USA młodym, zdolnym ludziom oferuje się o wiele więcej możliwości, pozwala im się nawet samodzielnie prowadzić laboratoria. W Europie zaś trzeba najpierw przepracować dziesięć lat, by zostać profesorem, i dopiero wtedy można się cieszyć podobną wolnością" - stwierdza fizyk Guido Langouche, prorektor Katolickiego Uniwersytetu w Louvain, który po zrobieniu kariery naukowej na Uniwersytecie Stanforda w USA musiał wrócić do Belgii z powodów rodzinnych.
USA, Australia i Kanada zajmują pierwsze miejsca w rankingu konkurencyjności krajów w pozyskiwaniu najlepszych pracowników i zdolności wykorzystania ich kompetencji. W ogonie tej klasyfikacji są Francja, Portugalia i Niemcy. Przodujące kraje oferują naukowcom to, czego nie chce im dać Europa - fundusze na badania, godziwe pensje oraz uznanie to główne hasła w ich polityce, kładącej nacisk na innowacje i pozyskiwanie najlepszych specjalistów z całego świata. Odzwierciedleniem tej polityki są słowa Billa Gatesa: "Nasz system akademicki jest najlepszy. Finansujemy nasze uniwersytety, by prowadziły badania [...]. Ludzie o wysokim IQ przyjeżdżają tu, umożliwiamy im rozwój, a ich innowacje przekształcamy w produkty. Nagradzamy to, że podejmują ryzyko. Nasz system jest nastawiony na konkurencyjność i eksperymentalność [...]. Dzięki pieniądzom z federalnych podatków i ze źródeł filantropijnych w przyszłości będzie on w stanie nadal prosperować tak jak dziś".
Bardzo stara Europa
Czy odpływ europejskich naukowców to "drenaż mózgów", czy tylko "międzynarodowa wymiana kapitału ludzkiego"? Drenaż mózgów polega na tym, że imigranci pozostają na stałe w kraju, do którego wyjechali. Z kolei specjaliści biorący udział w "wymianie mózgów" (brain exchange według Johna Salta) po kilku latach pobytu za granicą wracają do rodzimego kraju bogatsi o wiedzę i doświadczenia, które mogą wykorzystać u siebie. Przykładem państwa, które sporo zyskało na "wymianie mózgów", są Indie. Do niedawna większość hinduskich naukowców emigrowała na Zachód. Dziś wielu z nich wraca do Indii. To dzięki nim tak dynamicznie rozwinął się hinduski sektor IT, który w 2008 r. będzie zatrudniać 2 mln osób i wytwarzać około 7,5 proc. dochodu narodowego. Aglomeracja bangalurska, w której ma siedzibę większość hinduskich i międzynarodowych firm IT, jest porównywana do amerykańskiej Doliny Krzemowej.
Europejski krajobraz wygląda inaczej. Z opublikowanych w listopadzie 2003 r. przez Komisję Europejską badań wynikało, że jedynie 13 proc. europejskich specjalistów pracujących za granicą planuje powrót do kraju pochodzenia.
Remedium na drenaż europejskich mózgów jest proste - przenieść amerykańskie rozwiązania na grunt europejski: stworzyć warunki umożliwiające komercjalizację wyników badań; znieść bariery krępujące swobodę działań ośrodków badawczych i rozwój kariery naukowej. Politycy doskonale zdają sobie sprawę z konieczności wprowadzenia tych zmian. Co roku powstają kolejne raporty UE promujące badania naukowe i innowacje, tak jak tegoroczny komunikat Komisji Europejskiej "Czas wrzucić wyższy bieg. Nowe partnerstwo na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia". W rzeczywistości są to jednak jedynie modyfikacje uchwalonej w 2000 r. strategii lizbońskiej. Należy się zastanowić, czy zamiast uchwalać kolejne dokumenty, nie warto po prostu skupić się na jej realizacji. Tym bardziej że w walce o najlepsze światowe mózgi Europa zaczyna przegrywać już nie tylko z USA, ale także z Chinami i Indiami.
UCIEKLI Z EUROLABORATORIUM |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 45/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.