9 listopada - w rocznicę zburzenia muru berlińskiego - świętować powinni wszyscy Europejczycy
Historia dociera do człowieka najczęściej dopiero przez podręcznik. Rzadko kiedy czujemy, że oto dzieje się coś niezwykłego, wielkiego, wręcz wiekopomnego. Że na naszych oczach staje się wielka historia, coś upada, a coś nowego się rodzi. Nie chodzi mi tu o IV czy III Rzeczpospolitą. Z najwyższym szacunkiem dla polskiej historii i anarchii - to, co się wokół nas dziś dzieje, ma wymiar światowy i epokowy. Zamyka to bowiem nie tylko tragiczny wiek XX, ale także czasy nowożytne, kilka wieków historii wojen, nienawiści, podziałów.
Bez ideologii i przymusu
Oto staje się nowa, zjednoczona Europa. Zjednoczona nie tak jak w XIX stuleciu przez jakieś kolejne Święte Przymierze strzegące prawa jednych do rządzenia innymi; nie tak jak w wieku XX w ramach jakiegoś układu berlińskiego czy moskiewskiego, wspartego zbrodniczymi ideologiami i zbrodniczymi obozami pracy. Oto Europa staje się zjednoczona dla bezpiecznej i pomyślnej przyszłości uczestników owego zjednoczenia. Europa jednoczy się dobrowolnie, bez ideologii i przymusu. W historii Europy i świata jest to stan nieznany. Nikt więc nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy zjednoczenie ma charakter trwały, a jeśli nie, to jak się to skończy.
Zjednoczeni przeciw Moskwie
Powiedzmy sobie szczerze, że prawdziwym twórcą Unii Europejskiej, zjednoczenia pierwszych dwunastu państw tradycyjnie skłóconych, pamiętliwych, wręcz wrogich, była Rosja. To Związek Radziecki i jego niebezpieczna polityka lat 40. i 50. doprowadziły do zgody Francuzów i Niemców, Włochów i Austriaków, Anglików i Francuzów czy Francuzów i Belgów. Badacz, który dziś szuka genialnych, wyjątkowych dokumentów propagandowych czy literackich, które przekonały narody do zgody, niczego nie znajdzie. Wystarczyła sowiecka blokada Berlina i budowa muru berlińskiego, by zachodni świat zrezygnował z prawa do pełnej państwowej suwerenności w zamian za prawo do bezpiecznego i posażnego życia. Jest pytanie, czy rozszerzenie unii o kraje Europy Wschodniej w perspektywie najbliższych 5-10 lat okaże się równie trwałe i pomyślne jak samo powstanie zjednoczonej Europy. Czy powiedzie się w świecie, w którym nie ma już zbrodniczego Stalina czy psychopatycznego Chruszczowa ani wyścigu zbrojeń, a groźba zagłady nuklearnej po katastrofie czarnobylskiej wydaje się mało prawdopodobna.
Z polskiego punktu widzenia pozostały w rosyjskiej polityce elementy historyczne, niezmienne, wypracowane na Kremlu jeszcze w latach panowania wielkiego Iwana, które nadal budzić będą grozę w oczach Zachodu. Grozę, dezaprobatę i pogardę dla rosyjskich metod traktowania słabszych - czy to Czeczenów, Gruzinów, czy Polaków. Dezaprobatę dla rosyjskiej hipokryzji, nieuczciwości i lekceważenia prawdy. Wszelkiej prawdy, przede wszystkim historycznej, tak jak w wypadku pomysłu ustanowienia święta - Dnia Jedności Narodowej - w rocznicę wygnania Polaków z Moskwy w 1612 r. W rocznicę śmiesznego epizodziku sprzed 400 lat, zwycięstwa na kilkuset Polakami, którzy przez kilka dni byli na Kremlu. I to wymyśliła Moskwa, która niemal przez 300 lat z małymi przerwami tak lub inaczej okupowała Polskę. To wymyśliła Moskwa, która do 1989 r. przez pół wieku okupowała Europę Wschodnią. Która tę Europę rozgrabiła i wyniszczyła.
Dzień wolności
Nie ma czegoś takiego jak wspólna historia Europy. Jest wiele historii narodowych, pełnych wojen, pól bitewnych, konfliktów. Od połowy XX wieku Europa Zachodnia ma jednak wspólną historię - początkowo trudnej, ale powoli coraz pełniejszej zgody i coraz doskonalszej współpracy. Od połowy XX wieku wspólną historię ma też - o paradoksie - Europa Wschodnia. Historię walki z sowietyzacją, stalinizmem, grabieżą i zbrodnią. Niemcy mają rok 1953, wydarzenia w Berlinie i powstanie w Halle. Węgrzy mają tragiczny październik 1956. Czesi i Słowacy - rok 1968 i Praską Wiosnę, Polacy - rok 1956, 1970, 1981. Wszyscy mają za sobą doświadczenia oporu, walki i solidarności. Polacy pomagali Węgrom w 1956 r., Niemcy pomagali Polakom po 1981 r. Nagle ta smutna historia okazuje się wspólną, dumną historią Europy.
Co więcej, jest taki dzień, kiedy te dwie historie Europy - Wschodniej i Zachodniej - zbiegają się w jedną wspólną historię. To dzień zburzenia muru berlińskiego - 9 listopada 1989 r. Tak naprawdę to dzień, w którym zaczęła się dla jednoczącej się Europy nowa era. Gdyby historię najnowszą pisali zwyczajni ludzie, a nie politycy, to ten dzień ustanowiliby Świętem Europy. Dzień, który milionom ludzi kojarzyłby się z prawdziwą wolnością, z dniem, po którym armie sowieckie opuszczały kolejne kraje, z dniem zburzenia nie tylko muru berlińskiego, ale wszystkich murów w całej, coraz bardziej naszej Europie. Tego dnia do Berlina zjeżdżałaby wolna Europa, szukając wszystkiego, co wspólne i co łączy.
Czy Moskwa zrozumiałaby tę naszą europejską radość i solidarność? Jestem pewien, że tak. Choćby dlatego, że ponad 100 lat temu sama Rosja ustanowiła 30 października świętem państwowym na pamiątkę cudownego ocalenia od nieszczęśliwego wypadku cara Aleksandra III. Rozumie więc, co to znaczy cudowne ocalenie. Poza tym Rosja ma już swoje wielkie święto, swój dzień triumfu nad Europą - Dzień Jedności Narodowej na pamiątkę wygnania Polaków z Kremla. I niech się święci... Na zdrowie!
Bez ideologii i przymusu
Oto staje się nowa, zjednoczona Europa. Zjednoczona nie tak jak w XIX stuleciu przez jakieś kolejne Święte Przymierze strzegące prawa jednych do rządzenia innymi; nie tak jak w wieku XX w ramach jakiegoś układu berlińskiego czy moskiewskiego, wspartego zbrodniczymi ideologiami i zbrodniczymi obozami pracy. Oto Europa staje się zjednoczona dla bezpiecznej i pomyślnej przyszłości uczestników owego zjednoczenia. Europa jednoczy się dobrowolnie, bez ideologii i przymusu. W historii Europy i świata jest to stan nieznany. Nikt więc nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy zjednoczenie ma charakter trwały, a jeśli nie, to jak się to skończy.
Zjednoczeni przeciw Moskwie
Powiedzmy sobie szczerze, że prawdziwym twórcą Unii Europejskiej, zjednoczenia pierwszych dwunastu państw tradycyjnie skłóconych, pamiętliwych, wręcz wrogich, była Rosja. To Związek Radziecki i jego niebezpieczna polityka lat 40. i 50. doprowadziły do zgody Francuzów i Niemców, Włochów i Austriaków, Anglików i Francuzów czy Francuzów i Belgów. Badacz, który dziś szuka genialnych, wyjątkowych dokumentów propagandowych czy literackich, które przekonały narody do zgody, niczego nie znajdzie. Wystarczyła sowiecka blokada Berlina i budowa muru berlińskiego, by zachodni świat zrezygnował z prawa do pełnej państwowej suwerenności w zamian za prawo do bezpiecznego i posażnego życia. Jest pytanie, czy rozszerzenie unii o kraje Europy Wschodniej w perspektywie najbliższych 5-10 lat okaże się równie trwałe i pomyślne jak samo powstanie zjednoczonej Europy. Czy powiedzie się w świecie, w którym nie ma już zbrodniczego Stalina czy psychopatycznego Chruszczowa ani wyścigu zbrojeń, a groźba zagłady nuklearnej po katastrofie czarnobylskiej wydaje się mało prawdopodobna.
Z polskiego punktu widzenia pozostały w rosyjskiej polityce elementy historyczne, niezmienne, wypracowane na Kremlu jeszcze w latach panowania wielkiego Iwana, które nadal budzić będą grozę w oczach Zachodu. Grozę, dezaprobatę i pogardę dla rosyjskich metod traktowania słabszych - czy to Czeczenów, Gruzinów, czy Polaków. Dezaprobatę dla rosyjskiej hipokryzji, nieuczciwości i lekceważenia prawdy. Wszelkiej prawdy, przede wszystkim historycznej, tak jak w wypadku pomysłu ustanowienia święta - Dnia Jedności Narodowej - w rocznicę wygnania Polaków z Moskwy w 1612 r. W rocznicę śmiesznego epizodziku sprzed 400 lat, zwycięstwa na kilkuset Polakami, którzy przez kilka dni byli na Kremlu. I to wymyśliła Moskwa, która niemal przez 300 lat z małymi przerwami tak lub inaczej okupowała Polskę. To wymyśliła Moskwa, która do 1989 r. przez pół wieku okupowała Europę Wschodnią. Która tę Europę rozgrabiła i wyniszczyła.
Dzień wolności
Nie ma czegoś takiego jak wspólna historia Europy. Jest wiele historii narodowych, pełnych wojen, pól bitewnych, konfliktów. Od połowy XX wieku Europa Zachodnia ma jednak wspólną historię - początkowo trudnej, ale powoli coraz pełniejszej zgody i coraz doskonalszej współpracy. Od połowy XX wieku wspólną historię ma też - o paradoksie - Europa Wschodnia. Historię walki z sowietyzacją, stalinizmem, grabieżą i zbrodnią. Niemcy mają rok 1953, wydarzenia w Berlinie i powstanie w Halle. Węgrzy mają tragiczny październik 1956. Czesi i Słowacy - rok 1968 i Praską Wiosnę, Polacy - rok 1956, 1970, 1981. Wszyscy mają za sobą doświadczenia oporu, walki i solidarności. Polacy pomagali Węgrom w 1956 r., Niemcy pomagali Polakom po 1981 r. Nagle ta smutna historia okazuje się wspólną, dumną historią Europy.
Co więcej, jest taki dzień, kiedy te dwie historie Europy - Wschodniej i Zachodniej - zbiegają się w jedną wspólną historię. To dzień zburzenia muru berlińskiego - 9 listopada 1989 r. Tak naprawdę to dzień, w którym zaczęła się dla jednoczącej się Europy nowa era. Gdyby historię najnowszą pisali zwyczajni ludzie, a nie politycy, to ten dzień ustanowiliby Świętem Europy. Dzień, który milionom ludzi kojarzyłby się z prawdziwą wolnością, z dniem, po którym armie sowieckie opuszczały kolejne kraje, z dniem zburzenia nie tylko muru berlińskiego, ale wszystkich murów w całej, coraz bardziej naszej Europie. Tego dnia do Berlina zjeżdżałaby wolna Europa, szukając wszystkiego, co wspólne i co łączy.
Czy Moskwa zrozumiałaby tę naszą europejską radość i solidarność? Jestem pewien, że tak. Choćby dlatego, że ponad 100 lat temu sama Rosja ustanowiła 30 października świętem państwowym na pamiątkę cudownego ocalenia od nieszczęśliwego wypadku cara Aleksandra III. Rozumie więc, co to znaczy cudowne ocalenie. Poza tym Rosja ma już swoje wielkie święto, swój dzień triumfu nad Europą - Dzień Jedności Narodowej na pamiątkę wygnania Polaków z Kremla. I niech się święci... Na zdrowie!
Więcej możesz przeczytać w 45/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.