Rosja zaciska energetyczne kleszcze
Czy były szef Wojskowych Służb Informacyjnych generał Marek Dukaczewski zignorował raport wskazujący na groźbę przejęcia polskiego sektora energetycznego przez Rosjan? Jak twierdzą nasi informatorzy, mają na to wskazywać zeznania oficerów WSI przed komisją weryfikacyjną; raport miał być przygotowany w krakowskim okręgu WSI i dotyczyć wrogiego przejęcia rafinerii, ciężkiego przemysłu chemicznego, a nawet kopalni węgla. Fakty wskazują, że realizacja tego planu rozpoczęła się w 2002 r. i została czasowo zawieszona w 2004 r., gdy powstała komisja śledcza ds. PKN Orlen
Schemat wejścia Rosjan do Polski został starannie przygotowany. Poprzedziły go działania wywiadu i przygotowanie sprzyjających Rosji grup nacisku politycznego. Aby zabezpieczyć się przed poniesieniem kosztów związanych ze zmianą ekipy na nieprzychylną Rosji, dokonano korupcji wśród klasy politycznej. Finansowanie tych grup powierzono spółkom pośrednikom w handlu surowcami. Z ustaleń wywiadu wojskowego miało wynikać, że plan przejęcia naszego sektora energetycznego przygotowano w X zarządzie GRU (rosyjski wywiad wojskowy). Według autorów raportu, na przykład Rafineria Gdańska (Grupa Lotos) miała zostać przejęta za długi, które miały powstać w wyniku skomplikowanych operacji finansowych. Sprawa jest tym groźniejsza, że - zdaniem autorów opracowania - akcję przejęcia polskiego sektora energetycznego wspierali byli wysocy funkcjonariusze polskich tajnych służb (m.in. związani z warszawską firmą H. zajmującą się "wywiadem konkurencyjnym").
Wojna obronna
W Polsce przez lata udawano, że nie istnieje problem zależności energetycznej od Rosji. Nagłośniona podczas prac komisji orlenowskiej próba przejęcia największych polskich rafinerii przez Rosjan była tylko wycinkiem strategii opanowania sektora energetycznego w Polsce. Pierwszym elementem tej strategii było uzależnienie Polski od dostaw rosyjskiej ropy (jeszcze w połowie lat 90. połowę ropy kupowaliśmy przez Naftoport). Drugim - storpedowanie dywersyfikacji źródeł gazu. Od połowy lat 90. udział rosyjskiej ropy w dostawach do Polski wzrósł z mniej więcej 50 proc. do niemal 100 proc. Po odcięciu nas od gazu z Azji Środkowej około 90 proc. całego importowanego gazu sprowadzamy za rosyjskim pośrednictwem. Rosjanie wyprzedzają nasze działania przynajmniej o krok. Gdy kilka miesięcy temu premier Jarosław Kaczyński mówił w exposé, że Polska będzie dywersyfikować dostawy gazu, kupując go w Algierii, wkrótce tamtejsze złoża zaczął przejmować Gazprom. Elementem polsko-rosyjskiej wojny energetycznej było także wstrzymanie (pod pretekstem remontu rurociągu Przyjaźń) dostaw ropy dla rafinerii w Możejkach, na której zakup wygrał przetarg PKN Orlen. W ostatnich trzech miesiącach polska strona walczy z Rosjanami o kontrolę nad słowackim systemem rurociągów naftowych Transpetrol (49 proc. udziałów należało do Jukosu, a 51 proc. do słowackiego skarbu państwa). Kontrola nad Transpetrolem wzmocniłaby pozycję negocjacyjną strony polskiej.
Energetyka najwyższej troski
"Poza sektorem energetycznym nie istnieje obszar, w którym Rosja mogłaby się ubiegać o światowe przywództwo" - przyznał w grudniu 2005 r. Władimir Putin. Trzy lata wcześniej rosyjski prezydent rozpoczął operację przywrócenia państwowej kontroli nad sprywatyzowanym na początku lat 90. sektorem energetycznym (firmami naftowymi, gazowymi i handlującymi prądem). Najpierw zrenacjonalizowano Gazprom - rosyjski rząd dokupił akcje koncernu, aby mieć ich ponad 50 proc. Kolejnym elementem tego planu było zniszczenie przez państwo największych rosyjskich prywatnych koncernów naftowych - Jukosu i Sibnieftu - i przeniesienie ich aktywów do państwowych Gazpromu i Rosnieftu. O ile Jukos przejęto siłą (jego właściciel Michaił Chodorkowski trafił na osiem lat do łagru), o tyle Sibnieft dobrowolnie sprzedał miliarder Roman Abramowicz. Teraz administracja Putina przystępuje do podporządkowywania sobie działających w Rosji zachodnich koncernów naftowych. Od kilku tygodni głośna jest sprawa odebrania koncernowi Royal Dutch Shell zezwolenia na realizację drugiego etapu projektu Sachalin-2 (eksploatacja złóż gazu i ropy), wartego 20 mld USD, bo rzekomo nie stosował się do norm ekologicznych. Oleg Mitwol, szef rosyjskiego urzędu ochrony środowiska, twierdzi, że kara nałożona na Shella może wynieść nawet 50 mld USD. Nie przypadkiem negocjacje z Shellem w sprawie zakupu udziałów w Sachalinie-2 prowadzi Gazprom.
Kleszcze północ - południe
Słynny Gazociąg Północny, który ma zostać wybudowany na dnie Bałtyku, by połączyć Rosję z Niemcami z pominięciem Polski
i Ukrainy, to tylko jeden z elementów planu ekspansji energetycznej Rosji. Odpowiednikiem tego gazociągu na południu ma być przedłużenie rury Blue Stream (łączy Rosję z Turcją przez Morze Czarne) do Węgier i Włoch. Celem tych inwestycji jest niedopuszczenie do budowy konkurencyjnych gazociągów. Gruzja stała się obiektem otwartej rosyjskiej agresji, bo sprzyjała planom przeprowadzenia przez swoje terytorium rurociągów, które pozwoliłyby na dostarczanie kaspijskiej ropy i gazu do Europy. W maju tego roku uruchomiono rurociąg naftowy od azerskiego Baku, przez gruzińskie Tbilisi, do tureckiego Ceyhanu. Tranzyt kaspijskiej ropy nie musi się już więc odbywać przez Rosję. Co więcej, planowane jest zwiększenie przepustowości tego rurociągu. Kolejnym zagrożeniem dla rosyjskich zamierzeń jest budowany właśnie (zostanie ukończony w 2007 r.) gazociąg Baku - Tbilisi - Erzurum. Zgodnie z planem ów gazociąg (tzw. Nabucco) ma się kończyć w Austrii.
Odpowiedź rosyjska była błyskawiczna: sankcje gospodarcze wobec Gruzji i wsparcie separatystów w Osetii Południowej. Rosjanie pomagają tam budować gazociąg niezależny od systemu przesyłowego Gruzji. W październiku Putin zadeklarował zdecydowane poparcie dla przedłużenia gazociągu Blue Stream i uczynienia z Węgier centrum sprzedaży rosyjskiego gazu w Europie. Podobną ofertę złożył rosyjski prezydent Niemcom. Wszystko wskazuje na to, że Węgry przystaną na tę propozycję i tym samym pogrzebią szanse na powstanie Nabucco. A ten rurociąg ma być elementem lansowanego przez USA korytarza energetycznego mającego uniezależnić państwa Europy Środkowej od rosyjskiego dyktatu.
Rosjanie u bram
Właśnie przykład Węgier pokazuje, jak można stracić niezależność energetyczną. W 2001 r. Gazprom przy pomocy podstawionych spółek zagranicznych (irlandzkiego Milford Holdings Ltd. i austriackiego CE Oil & Gas) przejął kontrolę nad prywatyzowanym koncernem petrochemicznym BorsodChem. Dziś mówi się otwarcie, że niemiecki E.ON Ruhrgas sprzeda Gazpromowi swoje udziały w spółkach zajmujących się handlem i magazynowaniem gazu na Węgrzech.
Po opanowaniu Węgier Rosjanie skoncentrowali wysiłki na zamknięciu Europie możliwości korzystania z gazu z Azji Środkowej. W styczniu 2006 r., gdy prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko ogłaszał wielkie zwycięstwo w "wojnie gazowej" z Rosją, czyli wznowienie dostaw tego surowca przez Gazprom, świętowano także w Moskwie. Ceną, którą Ukraina zgodziła się zapłacić, było przekazanie kontrolowanej przez Gazprom spółce RosUkrEnergo monopolu na handel gazem. To poważny krok do przejęcia systemu gazociągów tego kraju, a jednocześnie odcięcie Polski i Europy od tańszego gazu z Azji Środkowej (Kazachstanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu i Iranu). Docelowo Rosjanie chcą się stać właścicielami ukraińskiej sieci przesyłowej.
Ci, którzy twierdzą, że strach przed rosyjskimi inwestycjami to polska narodowa fobia, powinni uważnie przeczytać wypowiedź Wagita Alekpierowa, szefa Łukoilu, jednej z największych rosyjskich firm naftowych (jej akcjonariuszem jest m.in. amerykański koncern ConocoPhillips). "Nie twierdziłbym, że Rosja całkowicie straciła wpływy na poradzieckiej przestrzeni i w Europie Wschodniej. Inwestycje naszej firmy w gospodarkę państw położonych wokół Morza Kaspijskiego i państw wschodnioeuropejskich przekroczyły 3 mld USD. Spółki-córki Łukoilu wypracowują około 10 proc. PKB Bułgarii" - przekonywał w wywiadzie udzielonym na początku 2004 r. O tym, jak duże są to wpływy, świadczy szantaż gazowy, który w ostatnich dwóch latach Rosja rękami Gazpromu zastosowała wobec Białorusi, Mołdawii i Ukrainy.
Fot: J. Marczewski
Ilustracja: D. Krupa
Schemat wejścia Rosjan do Polski został starannie przygotowany. Poprzedziły go działania wywiadu i przygotowanie sprzyjających Rosji grup nacisku politycznego. Aby zabezpieczyć się przed poniesieniem kosztów związanych ze zmianą ekipy na nieprzychylną Rosji, dokonano korupcji wśród klasy politycznej. Finansowanie tych grup powierzono spółkom pośrednikom w handlu surowcami. Z ustaleń wywiadu wojskowego miało wynikać, że plan przejęcia naszego sektora energetycznego przygotowano w X zarządzie GRU (rosyjski wywiad wojskowy). Według autorów raportu, na przykład Rafineria Gdańska (Grupa Lotos) miała zostać przejęta za długi, które miały powstać w wyniku skomplikowanych operacji finansowych. Sprawa jest tym groźniejsza, że - zdaniem autorów opracowania - akcję przejęcia polskiego sektora energetycznego wspierali byli wysocy funkcjonariusze polskich tajnych służb (m.in. związani z warszawską firmą H. zajmującą się "wywiadem konkurencyjnym").
Wojna obronna
W Polsce przez lata udawano, że nie istnieje problem zależności energetycznej od Rosji. Nagłośniona podczas prac komisji orlenowskiej próba przejęcia największych polskich rafinerii przez Rosjan była tylko wycinkiem strategii opanowania sektora energetycznego w Polsce. Pierwszym elementem tej strategii było uzależnienie Polski od dostaw rosyjskiej ropy (jeszcze w połowie lat 90. połowę ropy kupowaliśmy przez Naftoport). Drugim - storpedowanie dywersyfikacji źródeł gazu. Od połowy lat 90. udział rosyjskiej ropy w dostawach do Polski wzrósł z mniej więcej 50 proc. do niemal 100 proc. Po odcięciu nas od gazu z Azji Środkowej około 90 proc. całego importowanego gazu sprowadzamy za rosyjskim pośrednictwem. Rosjanie wyprzedzają nasze działania przynajmniej o krok. Gdy kilka miesięcy temu premier Jarosław Kaczyński mówił w exposé, że Polska będzie dywersyfikować dostawy gazu, kupując go w Algierii, wkrótce tamtejsze złoża zaczął przejmować Gazprom. Elementem polsko-rosyjskiej wojny energetycznej było także wstrzymanie (pod pretekstem remontu rurociągu Przyjaźń) dostaw ropy dla rafinerii w Możejkach, na której zakup wygrał przetarg PKN Orlen. W ostatnich trzech miesiącach polska strona walczy z Rosjanami o kontrolę nad słowackim systemem rurociągów naftowych Transpetrol (49 proc. udziałów należało do Jukosu, a 51 proc. do słowackiego skarbu państwa). Kontrola nad Transpetrolem wzmocniłaby pozycję negocjacyjną strony polskiej.
Energetyka najwyższej troski
"Poza sektorem energetycznym nie istnieje obszar, w którym Rosja mogłaby się ubiegać o światowe przywództwo" - przyznał w grudniu 2005 r. Władimir Putin. Trzy lata wcześniej rosyjski prezydent rozpoczął operację przywrócenia państwowej kontroli nad sprywatyzowanym na początku lat 90. sektorem energetycznym (firmami naftowymi, gazowymi i handlującymi prądem). Najpierw zrenacjonalizowano Gazprom - rosyjski rząd dokupił akcje koncernu, aby mieć ich ponad 50 proc. Kolejnym elementem tego planu było zniszczenie przez państwo największych rosyjskich prywatnych koncernów naftowych - Jukosu i Sibnieftu - i przeniesienie ich aktywów do państwowych Gazpromu i Rosnieftu. O ile Jukos przejęto siłą (jego właściciel Michaił Chodorkowski trafił na osiem lat do łagru), o tyle Sibnieft dobrowolnie sprzedał miliarder Roman Abramowicz. Teraz administracja Putina przystępuje do podporządkowywania sobie działających w Rosji zachodnich koncernów naftowych. Od kilku tygodni głośna jest sprawa odebrania koncernowi Royal Dutch Shell zezwolenia na realizację drugiego etapu projektu Sachalin-2 (eksploatacja złóż gazu i ropy), wartego 20 mld USD, bo rzekomo nie stosował się do norm ekologicznych. Oleg Mitwol, szef rosyjskiego urzędu ochrony środowiska, twierdzi, że kara nałożona na Shella może wynieść nawet 50 mld USD. Nie przypadkiem negocjacje z Shellem w sprawie zakupu udziałów w Sachalinie-2 prowadzi Gazprom.
Kleszcze północ - południe
Słynny Gazociąg Północny, który ma zostać wybudowany na dnie Bałtyku, by połączyć Rosję z Niemcami z pominięciem Polski
i Ukrainy, to tylko jeden z elementów planu ekspansji energetycznej Rosji. Odpowiednikiem tego gazociągu na południu ma być przedłużenie rury Blue Stream (łączy Rosję z Turcją przez Morze Czarne) do Węgier i Włoch. Celem tych inwestycji jest niedopuszczenie do budowy konkurencyjnych gazociągów. Gruzja stała się obiektem otwartej rosyjskiej agresji, bo sprzyjała planom przeprowadzenia przez swoje terytorium rurociągów, które pozwoliłyby na dostarczanie kaspijskiej ropy i gazu do Europy. W maju tego roku uruchomiono rurociąg naftowy od azerskiego Baku, przez gruzińskie Tbilisi, do tureckiego Ceyhanu. Tranzyt kaspijskiej ropy nie musi się już więc odbywać przez Rosję. Co więcej, planowane jest zwiększenie przepustowości tego rurociągu. Kolejnym zagrożeniem dla rosyjskich zamierzeń jest budowany właśnie (zostanie ukończony w 2007 r.) gazociąg Baku - Tbilisi - Erzurum. Zgodnie z planem ów gazociąg (tzw. Nabucco) ma się kończyć w Austrii.
Odpowiedź rosyjska była błyskawiczna: sankcje gospodarcze wobec Gruzji i wsparcie separatystów w Osetii Południowej. Rosjanie pomagają tam budować gazociąg niezależny od systemu przesyłowego Gruzji. W październiku Putin zadeklarował zdecydowane poparcie dla przedłużenia gazociągu Blue Stream i uczynienia z Węgier centrum sprzedaży rosyjskiego gazu w Europie. Podobną ofertę złożył rosyjski prezydent Niemcom. Wszystko wskazuje na to, że Węgry przystaną na tę propozycję i tym samym pogrzebią szanse na powstanie Nabucco. A ten rurociąg ma być elementem lansowanego przez USA korytarza energetycznego mającego uniezależnić państwa Europy Środkowej od rosyjskiego dyktatu.
Rosjanie u bram
Właśnie przykład Węgier pokazuje, jak można stracić niezależność energetyczną. W 2001 r. Gazprom przy pomocy podstawionych spółek zagranicznych (irlandzkiego Milford Holdings Ltd. i austriackiego CE Oil & Gas) przejął kontrolę nad prywatyzowanym koncernem petrochemicznym BorsodChem. Dziś mówi się otwarcie, że niemiecki E.ON Ruhrgas sprzeda Gazpromowi swoje udziały w spółkach zajmujących się handlem i magazynowaniem gazu na Węgrzech.
Po opanowaniu Węgier Rosjanie skoncentrowali wysiłki na zamknięciu Europie możliwości korzystania z gazu z Azji Środkowej. W styczniu 2006 r., gdy prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko ogłaszał wielkie zwycięstwo w "wojnie gazowej" z Rosją, czyli wznowienie dostaw tego surowca przez Gazprom, świętowano także w Moskwie. Ceną, którą Ukraina zgodziła się zapłacić, było przekazanie kontrolowanej przez Gazprom spółce RosUkrEnergo monopolu na handel gazem. To poważny krok do przejęcia systemu gazociągów tego kraju, a jednocześnie odcięcie Polski i Europy od tańszego gazu z Azji Środkowej (Kazachstanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu i Iranu). Docelowo Rosjanie chcą się stać właścicielami ukraińskiej sieci przesyłowej.
Ci, którzy twierdzą, że strach przed rosyjskimi inwestycjami to polska narodowa fobia, powinni uważnie przeczytać wypowiedź Wagita Alekpierowa, szefa Łukoilu, jednej z największych rosyjskich firm naftowych (jej akcjonariuszem jest m.in. amerykański koncern ConocoPhillips). "Nie twierdziłbym, że Rosja całkowicie straciła wpływy na poradzieckiej przestrzeni i w Europie Wschodniej. Inwestycje naszej firmy w gospodarkę państw położonych wokół Morza Kaspijskiego i państw wschodnioeuropejskich przekroczyły 3 mld USD. Spółki-córki Łukoilu wypracowują około 10 proc. PKB Bułgarii" - przekonywał w wywiadzie udzielonym na początku 2004 r. O tym, jak duże są to wpływy, świadczy szantaż gazowy, który w ostatnich dwóch latach Rosja rękami Gazpromu zastosowała wobec Białorusi, Mołdawii i Ukrainy.
Fot: J. Marczewski
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 45/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.