Zachód ulega urokom stylu życia rodem z dalekiej Brazylii
"O, Rio Barw! O, Colorio,
Mozaik migające żmiją
Na wielkim łuku Avenidy!
O, Rio, kępo Atlantydy"
Mozaik migające żmiją
Na wielkim łuku Avenidy!
O, Rio, kępo Atlantydy"
Tak Julian Tuwim wskrzeszał obraz legendarnej Atlantydy, którą miało niegdyś pochłonąć trzęsienie ziemi. Przydawał platońskiej wizji realnych kształtów współczesnego brazylijskiego miasta. Dziś Rio, cidade maravilhosa, nie tylko urodą urzeka. Tu dzieją się rzeczy, które przyciągają oczy świata. Nie ulega bowiem kwestii, że w krajach Zachodu zapanowała moda na Brazylię. Co sprawia, że do Europy i Stanów Zjednoczonych, a nawet Japonii i Australii importuje się tyle klasycznych brazylijskich rodzajów muzyki i tańca, dyscyplin sportowych, a nawet obyczajów?
Witalna egzotyka
Po pierwsze, egzotyczna różnorodność. Brazylia jest konglomeratem ludzkim, który często opatruje się przymiotnikiem "afrobrazylijski". Fale zwożonych tu latami z Czarnego Lądu niewolników wtapiały się w świat ludzi białych i Indian. Nie była to tylko nowa krew, obecna dziś we wszystkich odcieniach brązu na twarzach obywateli Brazylii (członkowie czternastu starych rodzin twierdzą, że w ich dziejach nie było ani jednego przybysza z Afryki, z czego śmieje się 180 mln Brazylijczyków). Oni przywieźli ze sobą też własne obyczaje i wierzenia, własną mentalność.
Po drugie, radość życia, witalność. Brazylijczyk, zarówno ten z willi czy pałacu, jak i ten z faweli, promieniuje radością życia. Pesymizm jest słowem nieznanym. Łatwość uśmiechu, życzliwość dla bliskich i nieznajomych, prawdziwy, a nie udawany luz na co dzień - również lekkomyślność, brak dyscypliny czasu i kilka innych cech trudnych do zaakceptowania przez osoby zatrute cywilizacją.
Sambę zna cały świat i uwielbia ją nie tylko przy okazji karnawału w Rio de Janeiro. Afrykańskie rytmy łączą się tu z iberyjską melodyką, tworząc wspaniałą mieszankę wybuchową. Kulty religijne - macumba, candomble, umbanda i dziesiątki innych - mają korzenie w Afryce, choć czasem wyczuwa się w nich też akcenty z magii plemion indiańskich, dostrzega pomysły szamanów.
Podobne cechy decydują o atrakcyjności brazylijskiej sztuki walki i tańca capoeira, która narodziła się gdzieś w Sierra Leone albo na Wybrzeżu Kości Słoniowej
i z czarnymi niewolnikami wcisnęła się przez Bahię do Brazylii. I stała się tutaj bardziej dziedziną sztuki niż formą walki. Obecnie capoeira jest coraz popularniejsza w krajach europejskich, również w Polsce. Podczas walki, której towarzyszy muzyka, zawodnicy muszą się wykazać zręcznością i refleksem. Zadawanych jest mnóstwo ciosów, z których część nie dociera do przeciwnika i jest jakby figurą w tańcu.
Tańczący z piłką
No i futbol w wydaniu brazylijskim! Podziwiany na całym świecie. Każdy mecz wielokrotnych mistrzów świata jest pokazem maestrii w tej dyscyplinie sportu, prawdziwym baletem. Wybitnych brazylijskich graczy kupuje się za miliony. Adepci szkółek piłkarskich z brazylijskich boisk, trawników i plaż imponują techniką i ambicją.
Długo obserwowałem białe plaże Ipanemy i Copacabany: tłumy opalających się, pływających i nurkujących, ale i grających w siatkówkę i piłkę nożną. Starsi sportowcy i nastolatki - precyzyjne podania, świetne strzały na bramkę. Bose stopy, grząski piasek - kilka razy szedłem po tym piasku, moje nogi zapadały się po kostki. Niemal wszyscy wielcy piłkarze, od Pele po Ronaldo, przeszli przez szkołę piasków plaż Rio. Wielu wyszło z faweli, dorobiło się fortuny. Pokazywano mi luksusowy dom na terenie zamkniętego osiedla w Barra da Tijuca, gdzie na najwyższych piętrach mieszka multimilioner Ronaldinho.
Stopy największych sław odciskały się najpierw w piasku plaż Flamengo, Botafogo, Copacabany, Ipanemy, Tijuki, a potem w betonie posadzki w izbie pamięci na stadionie Maracana (odciski Pele są jak ślady stóp dziecka!). Chętnych do oglądania meczów jest tak wielu, że służba porządkowa z trudem panuje nad sytuacją (stadion w końcu przebudowano, ale trzeba było zredukować liczbę foteli ze 160 tys. do 120 tys.).
Modlitwa o szczęście
Kto sądzi, że 70 km białego piasku służy jedynie rozrywce i sportowi, ten jest w błędzie. Brazylia to kraj katolicki, ale wypełniony także kultami rodem z Afryki. Są dni i noce, gdy na plażach płoną świece wyznawców candomble, tutaj nazywanej macumbą; oddaje się hołd Exu, stanowiącemu symbol przenikania się świata materialnego z duchowym. Rytuały macumby prezentowane są w wielu częściach Brazylii, mają różne nazwy (umbanda, kardecism) i różne zasady doktrynalne. W Bahii i Rio wyznawcy afrobrazylijskich kultów zmierzają ostatniego dnia roku nad brzeg oceanu, by pokłonić się Yemanii, królowej mórz. Plaże wypełniają się wtedy blaskiem świec, kwiatami i owocami - wszystko to wrzucane jest do wody w przekonaniu, że kolejny rok będzie szczęśliwy. Noc pełna modlitw, okrzyków, śpiewów i tańców.
Podczas gdy nad brzegiem naszego morza chętnie wychyla się coś procentowego, w Brazylii - może z obawy, że potem słońce człowieka zabije - nie sięga się zbyt często po cashasę, alkohol z trzciny cukrowej. Na jego bazie powstaje tak popularna obecnie w polskich lokalach caipirinha.
Choć szlaneczką cashasy raczej się nie gardzi, to większym powodzeniem cieszy się sok z kokosa. Alkoholizm nie jest klęską społeczną Brazylii i na pewno ustępuje zagrożeniom związanym z narkotykami.
Atlantydę miał pochłonąć ocean z powodu złego prowadzenia się mieszkańców. W cudownym Rio zepsucie moralne można dostrzec bez trudu. Ale na razie ocean nie przejawia wrogich zamiarów i nie zagraża sławnym plażom, scenie bujnego życia Brazylii, którą tak się zachwyca świat.
Więcej możesz przeczytać w 45/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.