Independence Party - partię pragnącą wyjścia Wielkiej Brytanii z UE - popiera już ponad 15 proc. Brytyjczyków
Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? - można spytać o relacje polsko-brytyjskie. Choć istnieje wspólnota interesów - od sympatii wolnorynkowych, przez militarne trwanie przy Ameryce, po niechęć do federalizacji UE - Londyn nie darzy Polski miłością. - Brytyjczycy są w stosunku do nas życzliwi, ale też obojętni - podsumowuje Bronisław Geremek. Prezydent Lech Kaczyński, który w poniedziałek rozpoczyna wizytę w Wielkiej Brytanii, stanie przed zadaniem przełamania tej obojętności.
Pod ramię z Londynem
"Mało jest zalet, których Polacy by nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć" - mawiał Winston Churchill. Jego następcy mają problem z dostrzeganiem zalet, za to chętnie wypunktowują Polsce błędy, z których największym, zdaniem lewicowych dzienników, takich jak "The Guardian", są "ci okropni bliźniacy". Ideologia przesłania dziennikarzom rzeczywistość, bo Kaczyńscy to naturalni sojusznicy Brytyjczyków. Polski prezydent wspomina, jak jeden z wpływowych polityków europejskich ostrzegł go, że jeśli utrzyma dotychczasowy kurs polityki zagranicznej, pozostanie osamotniony w unii, mając za towarzyszy jedynie wyspiarzy. "Odpowiedziałem, że to bardzo dobre towarzystwo" - powiedział Kaczyński w wywiadzie dla "The Times".
Wielka Brytania, która od wejścia Polski do wspólnoty otworzyła przed nami rynek pracy, nie żałuje tej decyzji. Ekonomiści podkreślają pozytywny efekt tego kroku dla gospodarki. Bułgaria i Rumunia zastaną już jednak zamknięte drzwi do brytyjskiego rynku pracy. Oficjalnym powodem jest lęk przed wzrostem przestępczości, która może być efektem inwazji Bułgarów i Rumunów. Nieoficjalnym - rosnąca niechęć społeczeństwa do obcokrajowców.
To Brytyjczycy wraz z Polakami i Skandynawami bronili w Parlamencie Europejskim dyrektywy usługowej, która miała wprowadzić konkurencyjność na rynku usług. Konkurencyjności jednak nie będzie, ponieważ motywowana strachem przed hydraulikiem francusko-niemiecko-belgijska koalicja zostawiła jedynie strzępy z pierwotnej wersji dyrektywy. Polskę i Wielką Brytanię jednoczy także podejście do sojuszu militarnego z Ameryką i dążenie do stworzenia europejskiej polityki obronnej. - Tony Blair od 1998 r. wypracowywał modelowy przykład jednoczesnej kooperacji z USA i wzmacniania więzi europejskich. Dzięki Blairowi możliwe stało się zbudowanie podstaw unijnej polityki obronnej, a przy tym Londyn cały czas był wierny Waszyngtonowi. To dla Polski wzór - uważa Bogdan Klich, były wiceminister obrony. Deklaracje Lecha Kaczyńskiego, który zaczął się opowiadać za silną zbrojnie Europą i jednocześnie przyjaźnią z USA, świadczą, że idziemy brytyjskim szlakiem.
Byle dalej od Brukseli
Najważniejszym punktem stycznym jest jednak wizja przyszłości Europy. I Polska, i Wielka Brytania są w Brukseli piętnowane za eurosceptycyzm. Blair nie zaryzykuje, a jego potencjalny następca Gordon Brown tym bardziej, referendum w sprawie eurokonstytu-cji, bo fiasko tego przedsięwzięcia jest pewne. "Brytyjczycy chcą poszerzonej, a nie pogłębionej UE. Nie sprzeciwiają się wstępowaniu kolejnych krajów do klubu, nie chcą za to dalszej integracji wewnątrz unii, reform instytucjonalnych i federalizacji wspólnoty" - uważa prof. Timothy Garton Ash. Takie samo stanowisko zajmuje rząd w Warszawie: "tak" dla europejskich aspiracji Ukrainy, Mołdawii, krajów bałkańskich, "nie" dla centralizacji władzy brukselskiej. Tendencje eurosceptyczne wśród Brytyjczyków przybierają na sile. Na marginalną do niedawna Independence Party, opowiadającą się za wyjściem kraju z UE, w ostatnich wyborach głosowało już 15 proc. Brytyjczyków.
Zdaniem prof. Geremka, dojście Browna do władzy nie musi być dobre dla Polski. - O ile Blaira obchodzą sprawy europejskie, o tyle Brown jasno daje do zrozumienia, że to nie jego problem - mówi. Takie podejście może sprawić, że w unii Londyn będzie się ostentacyjnie trzymał z boku; dla Polski, która chce wywalczyć choć perspektywę europejską dla Ukrainy, nie będzie przydatnym aliantem. Trzeba więc kuć żelazo póki gorące i ustalić z Blairem istotne dla nas sprawy.
W czym Wielka Brytania może pomóc Polsce? Na pewno w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego. Brytyjczycy, którzy mają maksymalnie zdywersyfikowane źródła energii, nie są jednak zainteresowani dyskusją na ten temat. "Nie jesteśmy ani zwolennikami, ani przeciwnikami stworzenia wspólnej polityki energetycznej" - mówi eurodeputowany Charles Tannock. Zadaniem polskiej dyplomacji jest przekucie tej neutralności w jawne poparcie polskich i bałtyckich starań o energetyczne uniezależnienie od Rosji.
Dyplomatyczne faux pas
Brytyjczycy traktują Polskę z życzliwą pobłażliwością. Paradoksalnie powodem tej postawy jest to, co nas zbliża, czyli eurodystans. - Powiem może brutalnie: Polska, która jest skłócona z Niemcami, ma chłodne relacje z Francją, neutralne z pozostałymi krajami "starej" unii i zaognione stosunki z Rosją, jest na nas skazana, więc nie musimy wam zbyt wiele dawać - mówi inny brytyjski eurodeputowany. Wyrazem lekceważącego stosunku Londynu do Warszawy była korespondencja e-mailowa Charlesa Crawforda, brytyjskiego ambasadora w Polsce z Jackiem Strawem, ówczesnym szefem dyplomacji. Ambasador kpił z polskiej postawy podczas negocjowania europejskich finansów.
Pierwsza wizyta prezydenta Kaczyńskiego w Wielkiej Brytanii miała się odbyć w czerwcu. Tuż przed jej rozpoczęciem została jednak przesunięta, co wywołało spekulacje o początku ostracyzmu wobec nowej polskiej koalicji. Dzięki temu opóźnieniu jednak Kaczyński przyjeżdża do Londynu w dobrym momencie - kilka tygodni po deklaracji o wysłaniu kolejnych polskich żołnierzy do Afganistanu. - Jest coś, co czyni z Polski wartościowego sojusznika. To zaangażowanie militarne. Zwłaszcza teraz, po zapowiedzi premiera Prodiego o wycofaniu włoskich oddziałów z Iraku, Brytyjczycy i Amerykanie poczuli się osamotnieni na polu walki. Tą kartą Polska może sporo ugrać - uważa Charles Grant, dyrektor Center for European Reform.
Najlepszą strategią polskiej polityki zagranicznej jest pomysł, który Jacek Saryusz-Wolski nazywa geometrią zmiennych sojuszy: sprzymierzanie się z Francją w kwestii na przykład subsydiowania rolnictwa, a z Brytyjczykami w innych sprawach. Sojusze są zmienne, interesy stałe - mówił Churchill.
Po wizycie Kaczyńskiego trudno oczekiwać spektakularnych efektów. W programie nie ma kontrowersyjnych tematów, bo nie są nimi ani sytuacja Polaków w Wielkiej Brytanii, ani wizja przyszłości Europy. Nie zabraknie rozmów o bezpieczeństwie energetycznym; największym sukcesem Kaczyńskiego byłoby zaangażowanie Blaira w tę sprawę. Ważne będzie też, czy uda się nam nakreślić choć szkic reformy Unii Europejskiej. Na negowaniu obecnych propozycji nie możemy poprzestać. Chłodnych wyspiarzy można rozgrzać, pokazując w ich dobrym towarzystwie własną mocną kartę.
Pod ramię z Londynem
"Mało jest zalet, których Polacy by nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć" - mawiał Winston Churchill. Jego następcy mają problem z dostrzeganiem zalet, za to chętnie wypunktowują Polsce błędy, z których największym, zdaniem lewicowych dzienników, takich jak "The Guardian", są "ci okropni bliźniacy". Ideologia przesłania dziennikarzom rzeczywistość, bo Kaczyńscy to naturalni sojusznicy Brytyjczyków. Polski prezydent wspomina, jak jeden z wpływowych polityków europejskich ostrzegł go, że jeśli utrzyma dotychczasowy kurs polityki zagranicznej, pozostanie osamotniony w unii, mając za towarzyszy jedynie wyspiarzy. "Odpowiedziałem, że to bardzo dobre towarzystwo" - powiedział Kaczyński w wywiadzie dla "The Times".
Wielka Brytania, która od wejścia Polski do wspólnoty otworzyła przed nami rynek pracy, nie żałuje tej decyzji. Ekonomiści podkreślają pozytywny efekt tego kroku dla gospodarki. Bułgaria i Rumunia zastaną już jednak zamknięte drzwi do brytyjskiego rynku pracy. Oficjalnym powodem jest lęk przed wzrostem przestępczości, która może być efektem inwazji Bułgarów i Rumunów. Nieoficjalnym - rosnąca niechęć społeczeństwa do obcokrajowców.
To Brytyjczycy wraz z Polakami i Skandynawami bronili w Parlamencie Europejskim dyrektywy usługowej, która miała wprowadzić konkurencyjność na rynku usług. Konkurencyjności jednak nie będzie, ponieważ motywowana strachem przed hydraulikiem francusko-niemiecko-belgijska koalicja zostawiła jedynie strzępy z pierwotnej wersji dyrektywy. Polskę i Wielką Brytanię jednoczy także podejście do sojuszu militarnego z Ameryką i dążenie do stworzenia europejskiej polityki obronnej. - Tony Blair od 1998 r. wypracowywał modelowy przykład jednoczesnej kooperacji z USA i wzmacniania więzi europejskich. Dzięki Blairowi możliwe stało się zbudowanie podstaw unijnej polityki obronnej, a przy tym Londyn cały czas był wierny Waszyngtonowi. To dla Polski wzór - uważa Bogdan Klich, były wiceminister obrony. Deklaracje Lecha Kaczyńskiego, który zaczął się opowiadać za silną zbrojnie Europą i jednocześnie przyjaźnią z USA, świadczą, że idziemy brytyjskim szlakiem.
Byle dalej od Brukseli
Najważniejszym punktem stycznym jest jednak wizja przyszłości Europy. I Polska, i Wielka Brytania są w Brukseli piętnowane za eurosceptycyzm. Blair nie zaryzykuje, a jego potencjalny następca Gordon Brown tym bardziej, referendum w sprawie eurokonstytu-cji, bo fiasko tego przedsięwzięcia jest pewne. "Brytyjczycy chcą poszerzonej, a nie pogłębionej UE. Nie sprzeciwiają się wstępowaniu kolejnych krajów do klubu, nie chcą za to dalszej integracji wewnątrz unii, reform instytucjonalnych i federalizacji wspólnoty" - uważa prof. Timothy Garton Ash. Takie samo stanowisko zajmuje rząd w Warszawie: "tak" dla europejskich aspiracji Ukrainy, Mołdawii, krajów bałkańskich, "nie" dla centralizacji władzy brukselskiej. Tendencje eurosceptyczne wśród Brytyjczyków przybierają na sile. Na marginalną do niedawna Independence Party, opowiadającą się za wyjściem kraju z UE, w ostatnich wyborach głosowało już 15 proc. Brytyjczyków.
Zdaniem prof. Geremka, dojście Browna do władzy nie musi być dobre dla Polski. - O ile Blaira obchodzą sprawy europejskie, o tyle Brown jasno daje do zrozumienia, że to nie jego problem - mówi. Takie podejście może sprawić, że w unii Londyn będzie się ostentacyjnie trzymał z boku; dla Polski, która chce wywalczyć choć perspektywę europejską dla Ukrainy, nie będzie przydatnym aliantem. Trzeba więc kuć żelazo póki gorące i ustalić z Blairem istotne dla nas sprawy.
W czym Wielka Brytania może pomóc Polsce? Na pewno w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego. Brytyjczycy, którzy mają maksymalnie zdywersyfikowane źródła energii, nie są jednak zainteresowani dyskusją na ten temat. "Nie jesteśmy ani zwolennikami, ani przeciwnikami stworzenia wspólnej polityki energetycznej" - mówi eurodeputowany Charles Tannock. Zadaniem polskiej dyplomacji jest przekucie tej neutralności w jawne poparcie polskich i bałtyckich starań o energetyczne uniezależnienie od Rosji.
Dyplomatyczne faux pas
Brytyjczycy traktują Polskę z życzliwą pobłażliwością. Paradoksalnie powodem tej postawy jest to, co nas zbliża, czyli eurodystans. - Powiem może brutalnie: Polska, która jest skłócona z Niemcami, ma chłodne relacje z Francją, neutralne z pozostałymi krajami "starej" unii i zaognione stosunki z Rosją, jest na nas skazana, więc nie musimy wam zbyt wiele dawać - mówi inny brytyjski eurodeputowany. Wyrazem lekceważącego stosunku Londynu do Warszawy była korespondencja e-mailowa Charlesa Crawforda, brytyjskiego ambasadora w Polsce z Jackiem Strawem, ówczesnym szefem dyplomacji. Ambasador kpił z polskiej postawy podczas negocjowania europejskich finansów.
Pierwsza wizyta prezydenta Kaczyńskiego w Wielkiej Brytanii miała się odbyć w czerwcu. Tuż przed jej rozpoczęciem została jednak przesunięta, co wywołało spekulacje o początku ostracyzmu wobec nowej polskiej koalicji. Dzięki temu opóźnieniu jednak Kaczyński przyjeżdża do Londynu w dobrym momencie - kilka tygodni po deklaracji o wysłaniu kolejnych polskich żołnierzy do Afganistanu. - Jest coś, co czyni z Polski wartościowego sojusznika. To zaangażowanie militarne. Zwłaszcza teraz, po zapowiedzi premiera Prodiego o wycofaniu włoskich oddziałów z Iraku, Brytyjczycy i Amerykanie poczuli się osamotnieni na polu walki. Tą kartą Polska może sporo ugrać - uważa Charles Grant, dyrektor Center for European Reform.
Najlepszą strategią polskiej polityki zagranicznej jest pomysł, który Jacek Saryusz-Wolski nazywa geometrią zmiennych sojuszy: sprzymierzanie się z Francją w kwestii na przykład subsydiowania rolnictwa, a z Brytyjczykami w innych sprawach. Sojusze są zmienne, interesy stałe - mówił Churchill.
Po wizycie Kaczyńskiego trudno oczekiwać spektakularnych efektów. W programie nie ma kontrowersyjnych tematów, bo nie są nimi ani sytuacja Polaków w Wielkiej Brytanii, ani wizja przyszłości Europy. Nie zabraknie rozmów o bezpieczeństwie energetycznym; największym sukcesem Kaczyńskiego byłoby zaangażowanie Blaira w tę sprawę. Ważne będzie też, czy uda się nam nakreślić choć szkic reformy Unii Europejskiej. Na negowaniu obecnych propozycji nie możemy poprzestać. Chłodnych wyspiarzy można rozgrzać, pokazując w ich dobrym towarzystwie własną mocną kartę.
Więcej możesz przeczytać w 45/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.