Polska staje się drugim Meksykiem - szybko rozwija się tylko stolica
Polska cierpi na francuską chorobę. Jej ofiarami są już Łódź, Kraków, Poznań, Gdańsk, Szczecin, Lublin i inne duże miasta. Prawie ośmiusettysięczna Łódź znaczy obecnie o wiele mniej, niż znaczyła pięćdziesięciotysięczna Łódź 150 lat temu. Marginalizacja Gdańska jest porównywalna tylko z upadkiem miasta na początku XVII wieku. Kraków nie ma nawet części tego znaczenia, jakie miał w połowie XIX wieku, kiedy w monarchii austro-węgierskiej tworzono nowoczesny samorząd. - Francuska choroba, zwana czasem meksykańską, to silna centralizacja, zbieganie się w stolicy wszystkich nitek politycznych, finansowych i kulturalnych. Polska, Meksyk i Francja to państwa silnie scentralizowane, z jednym silnym ośrodkiem miejskim rozbudowującym się kosztem pozostałych regionów - mówi Donald Tusk, wicemarszałek Sejmu, poseł PO z Gdańska. Aż 13 tys. spośród 22,6 tys. spółek z kapitałem zagranicznym zarejestrowanych w Gdańsku, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie i Wrocławiu ma siedziby w stolicy. - Warszawa wysysa wszystko co najlepsze z wielkich miast - zgodnie mówią ich prezydenci. A może to władzom tych miast brakuje pomysłu na uczynienie z nich komplementarnych ośrodków metropolitalnych?
Marginalizacja na własne życzenie
W Polsce i w Niemczech procesy urbanizacji przebiegały bardzo podobnie. W XIX wieku Polska i Niemcy były policentryczne. Dziś takie są tylko Niemcy: obok Berlina różne funkcje metropolitalne pełnią Frankfurt, Monachium, Kolonia czy Hamburg. W Polsce takie funkcje praktycznie utraciły już Kraków, Wrocław, Poznań i Gdańsk. Jeszcze w II Rzeczypospolitej Kraków miał podobną rangę jak Frankfurt nad Menem w Niemczech czy Zurych w Szwajcarii - był ważnym węzłem komunikacyjnym, siedzibą banków, dużych dzienników i silnym ośrodkiem akademickim. Frankfurt i Zurych umocniły swoją pozycję, Kraków został zmarginalizowany.
Świadomie, głównie wskutek działań Ministerstwa Transportu chroniącego interesy warszawskiego Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze i Okęcia, ograniczano znaczenie lotnisk w Krakowie, Poznaniu, Gdańsku czy Szczecinie. Zablokowano wejście Lufthansy do Krakowa, wskutek czego miasto nie ma połączeń lotniczych z Berlinem i Monachium. Upada krakowski ośrodek telewizyjny, do Warszawy przenoszą się ogólnopolskie pisma. Do stolicy ucieka też kapitał. Ostatni wielki krakowski bank, Bank Przemysłowo-Handlowy, po przejęciu go przez HypoVereinsbank jest już bankiem warszawskim. Miasto traci więc resztki swej metropolitalności jako regionalne centrum mediów i dystrybucji kapitałowej. Kraków nie jest miastem spotkań, konferencji, seminariów i międzynarodowej turystyki.
Autorzy programu "Kraków 2000" zamierzali uczynić z tego miasta polskie Glasgow czy Bilbao, gdzie stworzono silne ośrodki kulturalne i naukowe. Nic z tego nie wyszło. To jednak nie wina Warszawy, że władze Krakowa nie mają ani wizji, ani woli przedwojennych włodarzy tego miasta. Powstałe wówczas Aleje Trzech Wieszczów (z Muzeum Narodowym i Biblioteką Jagiellońską) były przykładem monumentalnej wizji urbanistycznej, symbolem metropolitalnej funkcji Krakowa. Obecnie nikt nawet nie myśli w tych kategoriach.
Ucieczka do Warszawy
Widocznym skutkiem upadku znaczenia Łodzi, Krakowa, Gdańska czy Poznania jest spadek wielkości inwestycji, a w konsekwencji migracja z tych miast. W 1990 r. Łódź liczyła 848 tys. mieszkańców, w 2001 - już o 61 tys. mniej. Liczba mieszkańców Poznania spadła o 18 tys., gdańszczan - o 10 tys. - Najgorsze jest to, że uciekają menedżerowie, specjaliści, aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, dziennikarze. Po prostu nie mogą utrzymać swych rodzin - mówi Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia, obecnie poseł Platformy Obywatelskiej. Z Poznania, Wrocławia, Szczecina, Gdańska czy Krakowa uciekają także duże firmy. - Wręcz symboliczne znaczenie ma dla Poznania wyprowadzka z miasta centrali Wielkopolskiego Banku Kredytowego - zauważa Michał Stuligrosz, poznański poseł PO.
- Łódź traci na znaczeniu, bo jej struktura przestrzenna powstała jeszcze w XIX wieku. Wtedy ta przestrzeń znakomicie spełniała swoje funkcje, obecnie powoduje paraliż miasta - uważa prof. Tadeusz Markowski, kierownik Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Uniwersytecie Łódzkim. Łódź jest typowym przykładem XIX-wiecznego miasta przemysłowego, które jest skazane na marginalizację, tak jak to się stało z podobnymi ośrodkami w Belgii czy Francji, na przykład z Lyonem, Marsylią, Dijon czy Liege.
Wielkie jeszcze w XVII wieku ośrodki miejskie, takie jak Łańcut, Sandomierz, Drohiczyn czy Pińczów, straciły dotychczasowe znaczenie i stały się prowincjonalnymi miastami, gdyż ważne szlaki komunikacyjne, na których leżały, opuścili kupcy zasilający lokalne kasy opłatami targowymi, mytem i innymi podatkami. Gdy zabrakło kupców, z miast wyprowadzili się szynkarze, rzemieślnicy naprawiający wozy podróżnych czy podkuwający konie. Podobne procesy zachodziły i zachodzą na całym świecie.
Współczesna gospodarka rynkowa dysponuje jednak narzędziami, które mogą odwrócić proces upadku miast. Trzeba wszak chcieć z tych narzędzi korzystać.
- Mamy najgorszą w Europie Środkowo-Wschodniej infrastrukturę komunikacyjną, fatalny kodeks pracy oraz wciąż zmieniające się i różnie przez urzędników interpretowane przepisy. To na pewno nie zachęca do inwestowania w polskich miastach - mówi Ryszard Petru z Banku Światowego. - Skoro lepsze warunki oferują miasta w Czechach, na Słowacji czy Węgrzech, to tam inwestorzy lokują swoje pieniądze i interesy - zauważa prof. Paweł Swianiewicz z Europejskiego Instytutu Rozwoju Regionalnego i Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Decentralizacja, czyli recentralizacja
Reforma samorządowa miała doprowadzić do decentralizacji kraju i przyspieszyć rozwój innych niż stolica ośrodków miejskich. Prof. Jacek Purchla z Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważa jednak, że w kraju takim jak Polska nie ma najmniejszych szans, by uzupełniające funkcje metropolitalne pełniło 16 miast - stolic województw. Takie funkcje może pełnić najwyżej sześć ośrodków.
- Metropolitalne wyzwanie były w stanie podjąć Kraków, Poznań i Wrocław, ale reforma samorządowa odbyła się właśnie ich kosztem - przekonuje na łamach "Tygodnika Powszechnego" prof. Purchla. Przez cały okres PRL, a także przez ostatnie 13 lat, nie udało się połączyć Dolnego Śląska z resztą Polski. - Z Wrocławia o wiele szybciej niż do Warszawy dojedzie się do Berlina czy do czeskiej Pragi. A brak mobilności i sprawnej komunikacji jest ważną przyczyną podziału kraju na Warszawę i resztę - mówi Bogdan Zdrojewski.
Amerykańskiemu przedsiębiorcy, który ma centralę firmy w Nowym Jorku, a fabrykę w Los Angeles, jest obojętne, czy założy firmę w Łodzi, Bratysławie, czy czeskiej Pradze. Dla niego ważne jest umieszczenie firmy w Europie. Na swój teren można go przyciągnąć tylko odpowiednimi zachętami ekonomicznymi i traktowaniem jak poważnego partnera. W Polsce te standardy to rzadkość. W Olsztynie chciało zainwestować kilka zachodnich firm, jednak zrezygnowały, gdyż w Wydziale Architektury Urzędu Miasta nie ma nikogo, kto mógłby wydać zgodę na budowę - żaden z pracowników wydziału nie ma uprawnień urbanistycznych. Potwierdził to Marek Skurpski, dyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju Urzędu Miasta - to do niego przychodzili na skargę odprawieni z kwitkiem przedsiębiorcy. Dużą hurtownię chciała wybudować w Olsztynie firma Indyk-Pol. Żaden urzędnik nie chciał wydać pozytywnej opinii.
Omijany przez poważnych zagranicznych inwestorów jest w ostatnich latach Gdańsk: jedyne inwestycje w mieście to sieci hipermarketów. Z Łodzi inwestorzy wyjeżdżali już po wstępnych rozmowach - tak było choćby z firmą Levi Strauss. Pod koniec
lat 90. z Rzeszowa niemal równocześnie przeniosły się do Warszawy dwie duże firmy - Alima-Gerber i ICN Polfa Rzeszów, obie z kapitałem amerykańskim.
Niebieski banan
Na początku lat 90. obcy kapitał płynął do Polski szerokim strumieniem. Kiedy zaczęła się prawdziwa konkurencja, przegrywamy z sąsiadami. Jednym z czynników jest cywilizacyjna zapaść największych miast spowodowana głównie istnieniem fatalnej infrastruktury urbanistycznej, komunikacyjnej i teleinformatycznej. Szansą na wyleczenie Polski z francuskiej choroby jest wstąpienie do Unii Europejskiej, gdzie silny nacisk kładzie się na rozwój regionów. - Gdyby powstało osiem do dziewięciu silnych województw, to ich stolice miałyby szansę się przekształcić w metropolie. Obecnie, gdy mamy 16 słabych województw, ich stolice mają mizerne szanse na rozwój - uważa Donald Tusk.
O tym, czy miasto pełni funkcje metropolitalne, nie decyduje jego wielkość, ale to, co Anglicy określają pojęciem "diversified city", czyli miasta wielofunkcyjnego. Miasta skupiające najwięcej funkcji mają status metropolii globalnych - w Europie są nimi Londyn i Paryż. Do tego statusu aspirują też Berlin i Moskwa. Następną grupę tworzą tzw. europole, grupa około trzydziestu miast pełniących funkcje ponadlokalne. Miasta te na mapie Europy tworzą kontur banana, dlatego nazwano je blue banana (niebieskim bananem) - od Liverpoolu, przez Londyn i Paryż, wzdłuż Renu, przez Zurych, po Turyn i Mediolan. Strefa blue banana to obecnie obszar, w którym najwięcej się inwestuje, to najważniejsze europejskie metropolie. Żadne z polskich miast, nawet Warszawa, nie zalicza się do tej europejskiej pierwszej ligi.
Marginalizacja na własne życzenie
W Polsce i w Niemczech procesy urbanizacji przebiegały bardzo podobnie. W XIX wieku Polska i Niemcy były policentryczne. Dziś takie są tylko Niemcy: obok Berlina różne funkcje metropolitalne pełnią Frankfurt, Monachium, Kolonia czy Hamburg. W Polsce takie funkcje praktycznie utraciły już Kraków, Wrocław, Poznań i Gdańsk. Jeszcze w II Rzeczypospolitej Kraków miał podobną rangę jak Frankfurt nad Menem w Niemczech czy Zurych w Szwajcarii - był ważnym węzłem komunikacyjnym, siedzibą banków, dużych dzienników i silnym ośrodkiem akademickim. Frankfurt i Zurych umocniły swoją pozycję, Kraków został zmarginalizowany.
Świadomie, głównie wskutek działań Ministerstwa Transportu chroniącego interesy warszawskiego Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze i Okęcia, ograniczano znaczenie lotnisk w Krakowie, Poznaniu, Gdańsku czy Szczecinie. Zablokowano wejście Lufthansy do Krakowa, wskutek czego miasto nie ma połączeń lotniczych z Berlinem i Monachium. Upada krakowski ośrodek telewizyjny, do Warszawy przenoszą się ogólnopolskie pisma. Do stolicy ucieka też kapitał. Ostatni wielki krakowski bank, Bank Przemysłowo-Handlowy, po przejęciu go przez HypoVereinsbank jest już bankiem warszawskim. Miasto traci więc resztki swej metropolitalności jako regionalne centrum mediów i dystrybucji kapitałowej. Kraków nie jest miastem spotkań, konferencji, seminariów i międzynarodowej turystyki.
Autorzy programu "Kraków 2000" zamierzali uczynić z tego miasta polskie Glasgow czy Bilbao, gdzie stworzono silne ośrodki kulturalne i naukowe. Nic z tego nie wyszło. To jednak nie wina Warszawy, że władze Krakowa nie mają ani wizji, ani woli przedwojennych włodarzy tego miasta. Powstałe wówczas Aleje Trzech Wieszczów (z Muzeum Narodowym i Biblioteką Jagiellońską) były przykładem monumentalnej wizji urbanistycznej, symbolem metropolitalnej funkcji Krakowa. Obecnie nikt nawet nie myśli w tych kategoriach.
Ucieczka do Warszawy
Widocznym skutkiem upadku znaczenia Łodzi, Krakowa, Gdańska czy Poznania jest spadek wielkości inwestycji, a w konsekwencji migracja z tych miast. W 1990 r. Łódź liczyła 848 tys. mieszkańców, w 2001 - już o 61 tys. mniej. Liczba mieszkańców Poznania spadła o 18 tys., gdańszczan - o 10 tys. - Najgorsze jest to, że uciekają menedżerowie, specjaliści, aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, dziennikarze. Po prostu nie mogą utrzymać swych rodzin - mówi Bogdan Zdrojewski, były prezydent Wrocławia, obecnie poseł Platformy Obywatelskiej. Z Poznania, Wrocławia, Szczecina, Gdańska czy Krakowa uciekają także duże firmy. - Wręcz symboliczne znaczenie ma dla Poznania wyprowadzka z miasta centrali Wielkopolskiego Banku Kredytowego - zauważa Michał Stuligrosz, poznański poseł PO.
- Łódź traci na znaczeniu, bo jej struktura przestrzenna powstała jeszcze w XIX wieku. Wtedy ta przestrzeń znakomicie spełniała swoje funkcje, obecnie powoduje paraliż miasta - uważa prof. Tadeusz Markowski, kierownik Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Uniwersytecie Łódzkim. Łódź jest typowym przykładem XIX-wiecznego miasta przemysłowego, które jest skazane na marginalizację, tak jak to się stało z podobnymi ośrodkami w Belgii czy Francji, na przykład z Lyonem, Marsylią, Dijon czy Liege.
Wielkie jeszcze w XVII wieku ośrodki miejskie, takie jak Łańcut, Sandomierz, Drohiczyn czy Pińczów, straciły dotychczasowe znaczenie i stały się prowincjonalnymi miastami, gdyż ważne szlaki komunikacyjne, na których leżały, opuścili kupcy zasilający lokalne kasy opłatami targowymi, mytem i innymi podatkami. Gdy zabrakło kupców, z miast wyprowadzili się szynkarze, rzemieślnicy naprawiający wozy podróżnych czy podkuwający konie. Podobne procesy zachodziły i zachodzą na całym świecie.
Współczesna gospodarka rynkowa dysponuje jednak narzędziami, które mogą odwrócić proces upadku miast. Trzeba wszak chcieć z tych narzędzi korzystać.
- Mamy najgorszą w Europie Środkowo-Wschodniej infrastrukturę komunikacyjną, fatalny kodeks pracy oraz wciąż zmieniające się i różnie przez urzędników interpretowane przepisy. To na pewno nie zachęca do inwestowania w polskich miastach - mówi Ryszard Petru z Banku Światowego. - Skoro lepsze warunki oferują miasta w Czechach, na Słowacji czy Węgrzech, to tam inwestorzy lokują swoje pieniądze i interesy - zauważa prof. Paweł Swianiewicz z Europejskiego Instytutu Rozwoju Regionalnego i Lokalnego Uniwersytetu Warszawskiego.
Decentralizacja, czyli recentralizacja
Reforma samorządowa miała doprowadzić do decentralizacji kraju i przyspieszyć rozwój innych niż stolica ośrodków miejskich. Prof. Jacek Purchla z Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważa jednak, że w kraju takim jak Polska nie ma najmniejszych szans, by uzupełniające funkcje metropolitalne pełniło 16 miast - stolic województw. Takie funkcje może pełnić najwyżej sześć ośrodków.
- Metropolitalne wyzwanie były w stanie podjąć Kraków, Poznań i Wrocław, ale reforma samorządowa odbyła się właśnie ich kosztem - przekonuje na łamach "Tygodnika Powszechnego" prof. Purchla. Przez cały okres PRL, a także przez ostatnie 13 lat, nie udało się połączyć Dolnego Śląska z resztą Polski. - Z Wrocławia o wiele szybciej niż do Warszawy dojedzie się do Berlina czy do czeskiej Pragi. A brak mobilności i sprawnej komunikacji jest ważną przyczyną podziału kraju na Warszawę i resztę - mówi Bogdan Zdrojewski.
Amerykańskiemu przedsiębiorcy, który ma centralę firmy w Nowym Jorku, a fabrykę w Los Angeles, jest obojętne, czy założy firmę w Łodzi, Bratysławie, czy czeskiej Pradze. Dla niego ważne jest umieszczenie firmy w Europie. Na swój teren można go przyciągnąć tylko odpowiednimi zachętami ekonomicznymi i traktowaniem jak poważnego partnera. W Polsce te standardy to rzadkość. W Olsztynie chciało zainwestować kilka zachodnich firm, jednak zrezygnowały, gdyż w Wydziale Architektury Urzędu Miasta nie ma nikogo, kto mógłby wydać zgodę na budowę - żaden z pracowników wydziału nie ma uprawnień urbanistycznych. Potwierdził to Marek Skurpski, dyrektor Wydziału Strategii i Rozwoju Urzędu Miasta - to do niego przychodzili na skargę odprawieni z kwitkiem przedsiębiorcy. Dużą hurtownię chciała wybudować w Olsztynie firma Indyk-Pol. Żaden urzędnik nie chciał wydać pozytywnej opinii.
Omijany przez poważnych zagranicznych inwestorów jest w ostatnich latach Gdańsk: jedyne inwestycje w mieście to sieci hipermarketów. Z Łodzi inwestorzy wyjeżdżali już po wstępnych rozmowach - tak było choćby z firmą Levi Strauss. Pod koniec
lat 90. z Rzeszowa niemal równocześnie przeniosły się do Warszawy dwie duże firmy - Alima-Gerber i ICN Polfa Rzeszów, obie z kapitałem amerykańskim.
Niebieski banan
Na początku lat 90. obcy kapitał płynął do Polski szerokim strumieniem. Kiedy zaczęła się prawdziwa konkurencja, przegrywamy z sąsiadami. Jednym z czynników jest cywilizacyjna zapaść największych miast spowodowana głównie istnieniem fatalnej infrastruktury urbanistycznej, komunikacyjnej i teleinformatycznej. Szansą na wyleczenie Polski z francuskiej choroby jest wstąpienie do Unii Europejskiej, gdzie silny nacisk kładzie się na rozwój regionów. - Gdyby powstało osiem do dziewięciu silnych województw, to ich stolice miałyby szansę się przekształcić w metropolie. Obecnie, gdy mamy 16 słabych województw, ich stolice mają mizerne szanse na rozwój - uważa Donald Tusk.
O tym, czy miasto pełni funkcje metropolitalne, nie decyduje jego wielkość, ale to, co Anglicy określają pojęciem "diversified city", czyli miasta wielofunkcyjnego. Miasta skupiające najwięcej funkcji mają status metropolii globalnych - w Europie są nimi Londyn i Paryż. Do tego statusu aspirują też Berlin i Moskwa. Następną grupę tworzą tzw. europole, grupa około trzydziestu miast pełniących funkcje ponadlokalne. Miasta te na mapie Europy tworzą kontur banana, dlatego nazwano je blue banana (niebieskim bananem) - od Liverpoolu, przez Londyn i Paryż, wzdłuż Renu, przez Zurych, po Turyn i Mediolan. Strefa blue banana to obecnie obszar, w którym najwięcej się inwestuje, to najważniejsze europejskie metropolie. Żadne z polskich miast, nawet Warszawa, nie zalicza się do tej europejskiej pierwszej ligi.
Więcej możesz przeczytać w 15/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.