W 1999 r. setki samozwańczych proroków głosiły, że świat tak zgnił moralnie, iż nie zasługuje na dalsze trwanie.
W 1999 r. setki samozwańczych proroków głosiły, że świat tak zgnił moralnie, iż nie zasługuje na dalsze trwanie. Klimat 1999 r. przypomina mi się, gdy słucham i patrzę na to, co się dzieje z Polską. Cztery lata temu było tylko ogólne wrażenie dekadencji końca wieku i tysiąclecia. Odczuwaliśmy pewien marazm, ale w kwietniu 1999 r. gabinet Jerzego Buzka (mniej więcej na takim samym etapie obecnie znajduje się rząd Leszka Millera) jeszcze całkiem energicznie próbował wdrażać cztery reformy: zdrowia, edukacji, ubezpieczeń i samorządową. Od kilku tygodni Polska była członkiem NATO. Jan Paweł II miał niebawem przybyć do kraju ze swoją szóstą pielgrzymką. Sojusz Lewicy Demokratycznej za kilkanaście dni miał się przekształcić w partię i sprawiał wrażenie witalności. Wspominam tamten rok z tęsknotą, bo ówczesny ostrożny pesymizm jest przy obecnym pesymizmie - skrajnym optymizmem.
Afera Rywina pokazuje Polskę, która przeraża i zawstydza. Oto stopień oligarchizacji państwa jest nie mniejszy niż w Rosji czy na Ukrainie. Rządy tzw. towarzystwa, które zakulisowo podejmuje decyzje, dzieli między siebie strefy wpływów i kontrolę nad życiem publicznym, to nic innego jak połączenie mafii z biurem politycznym kompartii - ponad i poza wszelkim prawem i przyzwoitością. Wyborca, który w październiku 2001 r. wrzucał kartkę do urny, musi się czuć jak idiota. Jedyne, na co może liczyć ze strony państwa, to stałe podnoszenie podatków - tak żeby w sposób uczciwy nie powstała żadna klasa średnia (vide: "Egzekucja podatkowa"). Do tak zwanej elity można się dostać właściwie tylko na zasadzie kooptacji - pod warunkiem że się przyjmie reguły jej skorumpowanej moralności, czyli da się ześwinić. Towarzystwo to zachowuje się jak wspólnota plemienna i - wbrew pozorom - nie tak wiele różni je od tzw. szalikowców toczących plemienne wojny (vide: "Republika szalików").
Co ma myśleć obywatel o swoim państwie, jeśli prawie wszyscy jego przedstawiciele jedne kłamstwa zaklajstrowują innymi? Przecież przesłuchania przed sejmową komisją śledczą i oświadczenia składane poza nią to festiwal bezczelnych łgarstw (vide: "Łżepospolita"). Rozpoczynając zeznania, ci ludzie przed całą Polską składają przysięgę, że będą mówić prawdę. A następnie bez zmrużenia oka prawdy nie mówią, łamiąc artykuł 233 kodeksu karnego. Co najbardziej smutne, w tym festiwalu mataczenia uczestniczy głowa państwa - prawdy dowiadujemy się od prezydenta po wielu miesiącach, kiedy już nie da się jej ukryć. Winston Churchill mawiał wprawdzie, że polityk, który nie potrafi kłamać, nie nadaje się do tego zawodu, ale dodawał też, że nie nadaje się również ten, kto daje się na tym złapać.
Obywatel może sobie zadać pytanie: czy warto uczestniczyć w życiu publicznym, jeśli rzekomi mężowie stanu okazują się szulerami? Wierzę, że mimo to Polacy będą uczestniczyć w euroreferendum - choćby po to, żeby wyrazić wotum nieufności wobec klasy politycznej bez klasy. Tak, wotum nieufności - bo głosowanie za członkostwem w unii będzie opowiedzeniem się przeciwko praktykom, które nawet w zbiurokratyzowanej i nie wolnej od korupcji unii są niewyobrażalne. Bo Polska poza unią będzie gnić i błyskawicznie się osuwać w cywilizacyjny niebyt. Wstępujemy więc do unii, żeby się ratować.
Kiedy w jednym z wywiadów z Aleksandrem Kwaśniewskim przeczytałem, że bohaterem - człowiekiem przyszłości - głowy państwa jest Włodzimierz Czarzasty, sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, tylko przez chwilę byłem zaskoczony. Bo Czarzasty może być wzorem, i to nie tylko dla prezydenta - jako swoisty polityczny robot (idealny aparatczyk), który nie ma żadnych moralnych dylematów. Jak nie mieli ich bolszewicy w 1917 r. Czarzasty uważa, że to, co robi, jest słuszne, bo jest słuszne. Po prostu nie dopuszcza żadnej innej możliwości. Jeśli przyszłość ma należeć do Czarzastych, może rację mają ci, którzy w 1999 r. czekali na koniec świata?
Czy to, że już co piąta kobieta nie chce mieć dzieci (vide: "Kult bezdzietności"), doprowadzi do tego, iż Polska i Europa stracą wigor i przestaną się rozwijać? Averell Harriman, były demokratyczny kandydat na prezydenta USA, ambasador w Moskwie podczas II wojny światowej, w latach 60. mówił: "Jest w Polakach jakiś wirus samozagłady, który sprawia, że ma się wrażenie, iż nieszczęścia, które ich spotykają, nie zdarzają się im przypadkowo. Polacy mają taki stosunek do szans, które stwarza im los, jakby chcieli za wszelką cenę przegrać". Harriman nie musi mieć racji: bodaj po raz pierwszy o toczących Polskę chorobach mówi się przy podniesionej kurtynie, wreszcie stawia się trafną diagnozę tej choroby. Afera Rywina Polski nie zabije, ona ją wzmocni.
Afera Rywina pokazuje Polskę, która przeraża i zawstydza. Oto stopień oligarchizacji państwa jest nie mniejszy niż w Rosji czy na Ukrainie. Rządy tzw. towarzystwa, które zakulisowo podejmuje decyzje, dzieli między siebie strefy wpływów i kontrolę nad życiem publicznym, to nic innego jak połączenie mafii z biurem politycznym kompartii - ponad i poza wszelkim prawem i przyzwoitością. Wyborca, który w październiku 2001 r. wrzucał kartkę do urny, musi się czuć jak idiota. Jedyne, na co może liczyć ze strony państwa, to stałe podnoszenie podatków - tak żeby w sposób uczciwy nie powstała żadna klasa średnia (vide: "Egzekucja podatkowa"). Do tak zwanej elity można się dostać właściwie tylko na zasadzie kooptacji - pod warunkiem że się przyjmie reguły jej skorumpowanej moralności, czyli da się ześwinić. Towarzystwo to zachowuje się jak wspólnota plemienna i - wbrew pozorom - nie tak wiele różni je od tzw. szalikowców toczących plemienne wojny (vide: "Republika szalików").
Co ma myśleć obywatel o swoim państwie, jeśli prawie wszyscy jego przedstawiciele jedne kłamstwa zaklajstrowują innymi? Przecież przesłuchania przed sejmową komisją śledczą i oświadczenia składane poza nią to festiwal bezczelnych łgarstw (vide: "Łżepospolita"). Rozpoczynając zeznania, ci ludzie przed całą Polską składają przysięgę, że będą mówić prawdę. A następnie bez zmrużenia oka prawdy nie mówią, łamiąc artykuł 233 kodeksu karnego. Co najbardziej smutne, w tym festiwalu mataczenia uczestniczy głowa państwa - prawdy dowiadujemy się od prezydenta po wielu miesiącach, kiedy już nie da się jej ukryć. Winston Churchill mawiał wprawdzie, że polityk, który nie potrafi kłamać, nie nadaje się do tego zawodu, ale dodawał też, że nie nadaje się również ten, kto daje się na tym złapać.
Obywatel może sobie zadać pytanie: czy warto uczestniczyć w życiu publicznym, jeśli rzekomi mężowie stanu okazują się szulerami? Wierzę, że mimo to Polacy będą uczestniczyć w euroreferendum - choćby po to, żeby wyrazić wotum nieufności wobec klasy politycznej bez klasy. Tak, wotum nieufności - bo głosowanie za członkostwem w unii będzie opowiedzeniem się przeciwko praktykom, które nawet w zbiurokratyzowanej i nie wolnej od korupcji unii są niewyobrażalne. Bo Polska poza unią będzie gnić i błyskawicznie się osuwać w cywilizacyjny niebyt. Wstępujemy więc do unii, żeby się ratować.
Kiedy w jednym z wywiadów z Aleksandrem Kwaśniewskim przeczytałem, że bohaterem - człowiekiem przyszłości - głowy państwa jest Włodzimierz Czarzasty, sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, tylko przez chwilę byłem zaskoczony. Bo Czarzasty może być wzorem, i to nie tylko dla prezydenta - jako swoisty polityczny robot (idealny aparatczyk), który nie ma żadnych moralnych dylematów. Jak nie mieli ich bolszewicy w 1917 r. Czarzasty uważa, że to, co robi, jest słuszne, bo jest słuszne. Po prostu nie dopuszcza żadnej innej możliwości. Jeśli przyszłość ma należeć do Czarzastych, może rację mają ci, którzy w 1999 r. czekali na koniec świata?
Czy to, że już co piąta kobieta nie chce mieć dzieci (vide: "Kult bezdzietności"), doprowadzi do tego, iż Polska i Europa stracą wigor i przestaną się rozwijać? Averell Harriman, były demokratyczny kandydat na prezydenta USA, ambasador w Moskwie podczas II wojny światowej, w latach 60. mówił: "Jest w Polakach jakiś wirus samozagłady, który sprawia, że ma się wrażenie, iż nieszczęścia, które ich spotykają, nie zdarzają się im przypadkowo. Polacy mają taki stosunek do szans, które stwarza im los, jakby chcieli za wszelką cenę przegrać". Harriman nie musi mieć racji: bodaj po raz pierwszy o toczących Polskę chorobach mówi się przy podniesionej kurtynie, wreszcie stawia się trafną diagnozę tej choroby. Afera Rywina Polski nie zabije, ona ją wzmocni.
Więcej możesz przeczytać w 15/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.