W rywalizacji o zawodowy awans najgroźniejszym konkurentem kobiety nie jest mężczyzna, ale koleżanka przy sąsiednim biurku
Czytam i własnym oczom nie wierzę. Blond gwiazdeczkę, której nazwiska - nie ze złośliwości, ale z braku jej dokonań - nie pamiętam, w jednym z kolorowych magazynów zapytano, kogo chciałaby zobaczyć nago. Gwiazdeczka odpowiedziała bez namysłu: "Grażynę Szapołowską w czarnej bieliźnie, ale piętnaście lat temu" (sic!).
Czytam, własnym oczom nie wierzę. Nie chce być inaczej: idzie o piękne ciało jednej z najbardziej zmysłowych polskich aktorek, tyle że piętnaście lat temu. Włączam jeden z telewizyjnych kanałów i nie wierzę temu, co widzę. Jednak się nie mylę; aktoreczka gwiazdeczka przeciąga się, pręży i przybiera pozy ? la kto? Ŕ la Grażyna Szapołowska. Niestety, marna to imitacja i żałosne naśladownictwo. Żenada. Tak czy inaczej to zastanawiające, dlaczego obie gwiazdeczki na warsztat medialny wzięły właśnie Szapołowską, którą można lubić albo nie, ale jednego na pewno nie można jej odmówić - klasy, nieprzeciętnej urody, seksapilu i wybitnego aktorskiego talentu (nigdy nie bała się na ekranie dodatkowej zmarszczki). Dochodzę więc czym prędzej do smutnej konkluzji, że to nie talent tak je irytuje, ale nieprzemijalność rywalki oraz to, że Szapołowska i dziś, i piętnaście lat temu tak bardzo podoba się mężczyznom. Gwiazdeczkom, którym mężczyźni są bardziej potrzebni niż gwiazdom, pewnie nie mieści się to w głowie i dlatego postanowiły dać świadectwo prawdzie. Panowie, obudźcie się! Nie wódźcie za nią oczami i zainteresujcie się, ile "podejrzana" ma lat. Przecież w czarnej bieliźnie fajnie wyglądała piętnaście lat temu, ale nie dziś. Dziś patrzcie na nas.
Dlaczego o tym piszę? Bo przykład gwiazdeczek dotyczy kwestii ogólniejszych, a konkretnie tego, czym się zajmuję od lat, czyli siostrzanych uczuć. Czy ktokolwiek i kiedykolwiek słyszał, aby jeden mężczyzna o drugim mówił publicznie, że chciałby go zobaczyć w czarnych niewymownych, tyle że piętnaście lat temu? Otóż nie. Dlaczego? Ponieważ mężczyźni dawno temu zrozumieli wagę i powagę słowa "braterstwo". Na nim zbudowali swoją władzę, dominację i pierwszeństwo w świecie płci. Do perfekcji opanowali posługiwanie się pojęciem "my" i konsekwentnie przeciwstawiali się kategorii "ja". Dlatego jeśli nawet dochodzi między braćmi do walk na śmierć i życie, to nie o to, jak wygląda się w krótkich gatkach, nie o proste czy krzywe nogi. Taktyka ta najwyraźniej się mężczyznom opłaciła.
Trudno więc zrozumieć, dlaczego kobiety nie potrafią, biorąc choćby za przykład męskie wzory, zbudować prawdziwego siostrzeństwa. Dlaczego nie walczą między sobą o idee, ale o to, która jest ładniejsza, czyli młodsza? Każde z tych kryteriów powoduje, że inna kobieta zamiast siostrą staje się śmiertelnym wrogiem. Dlatego właśnie w rywalizacji o zawodowy awans, o miejsce w życiu najgroźniejszym konkurentem kobiety tak naprawdę nie jest mężczyzna, ale koleżanka przy sąsiednim biurku. Im bardziej utalentowana, tym groźniejsza. To nie tylko męski szowinizm (na marginesie - który mężczyzna nie chciałby siedzieć biurko w biurko z Szapołowską?), ale i mentalność gwiazdeczek stoi tym innym na drodze.
Według najnowszych danych z Centrum Kobiet w Düsseldorfie, niemal 48 proc. respondentek za najskuteczniejszą metodę eliminowania groźnych konkurentek uznało intrygę. Nie walkę wręcz. Miny, przypadkowe wskazywanie na wiek, pozy, słowa. Warto w tym miejscu zacytować Ericę Jong, która jako jedna z pierwszych Amerykanek miała odwagę złamać obyczajowe tabu. Zaczęła od seksu, czyniąc z niego narzędzie przyjemności, a nie kobiecego obowiązku. Jong bez wątpienia należy do pokolenia kobiet, które poszły w świat, spędzały samotne noce w obcych hotelach, oddawały dzieci pod opiekę innych. Cały czas jednak trzeźwo oceniały swoje siostry i krytykowały łatwość, z jaką te dawały się wmanipulowywać przez społeczeństwo w takie obszary, jak seks, macierzyństwo, kobiecość, kariera. Nie ma się co okłamywać - uważa Jong - my, kobiety, jesteśmy nieustającą generacją jo-jo. Wynosimy na szczyty i zaraz ściągamy w dół. Inne kobiety.
A przecież feminizm wyrósł na gruncie kobiecej solidarności. To właśnie sisterhood miało dać kobietom emocjonalne wsparcie i siłę do przeprowadzenia niezbędnych w życiu przemeblowań. Nie uda się to jednak tak długo, jak długo nie zostawimy mężczyzn samych sobie i nie skoncentrujemy się na kobiecym mobbingu, czyli osaczaniu innych kobiet słowem, pomówieniem, fałszywą interpretacją i głupią plotką. Gdy w innej kobiecie nadal będziemy widziały kogoś, kogo można bez powodu zaatakować, żeby tylko przez moment mieć poczucie, że jest się lepszą, ładniejszą, mądrzejszą, młodszą.
Drogie gwiazdeczki! Mylny to trop, bowiem za każdym rogiem możecie w każdej chwili spotkać ładniejsze, zdolniejsze i młodsze od siebie kobiety. Nie mówiąc już o tym, że bez względu na to, co się komu wydaje i czy to się komuś podoba, czy też nie, Grażyna Szapołowska jest jedna. I piętnaście lat temu, i dziś. Powodowana siostrzaną solidarnością jestem w stanie zrozumieć, że smutna to wiadomość dla każdej gwiazdeczki, która, bez wyjątku, ma jakąś swoją "Szapołowską". Niestety. Dla gwiazdeczki.
Więcej możesz przeczytać w 15/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.