Niezależnie od naszych sporów domowych musimy zrozumieć, jak wiele szans daje nam wejście do unii
unii
"Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły"
Ignacy Krasicki
Niedawne deklaracje prezydenta i premiera postawiły w ostrzejszym świetle strategię kampanii przedreferendalnej. Poszczególne ugrupowania opozycyjne zastrzegają, że nawet jeśli - podobnie jak partia rządząca - zamierzają namawiać współobywateli do udziału i pozytywnego głosowania w coraz bliższym referendum, w tej kampanii nie chcą się "sklejać" z SLD. Z punktu widzenia ściśle partyjnego takie stanowisko jest dość zrozumiałe, zwłaszcza w kontekście wciąż mało dynamicznej kampanii rządowej oraz coraz gwałtowniejszych zawirowań w ramach rządu. Twierdzą niektórzy, że te ostatnie odbiją się negatywnie na wyniku czerwcowego głosowania, a zwłaszcza na frekwencji. Mogą mieć rację. Twierdzą inni, że im gorzej odbierana jest przez obywateli bieżąca polityka, tym bardziej będą oni zdeterminowani na rzecz wejścia Polski do UE, w którym upatrują większej szansy na uporządkowanie domowego podwórka. Też mogą mieć rację.
Problemem w kampanii prowadzonej przez środowiska pozarządowe i pozapartyjne jest to, że wiele z nich także nie chce być "sklejonych" ze światem polityki partyjnej - choć przecież decyzja referendalna jest decyzją par excellence polityczną. Dobrze byłoby, gdyby zarówno rząd, jak i partie opozycyjne wytworzyły przestrzeń, w której w miarę bezpiecznie poruszałyby się owe środowiska stroniące od bezpośredniej identyfikacji partyjnej. Spotykałem się z ludźmi z takich środowisk wielokrotnie, choćby przy okazji dziesiąty już raz organizowanych przez Fundację Schumana corocznych majowych Polskich Spotkań Europejskich. Dobrze byłoby więc przy okazji bardzo różnie uzasadnianych zastrzeżeń partyjnych nie wylać dziecka z kąpielą.
Jest to tym ważniejsze, że niezależnie od naszych sporów domowych, których kolejne rozstrzygnięcie przyniosą wybory parlamentarne - do świadomości "Polaka szaraka" (copyright by Stanisław Tym) powinno dotrzeć, jak wiele szans daje nam wejście do unii - bez względu na aktualne rozdania partyjno-polityczne. Wracam więc do sygnalizowanego w poprzednim "Cytacie dyplomatycznym" opracowania Wima Koka, przygotowanego na zlecenie Komisji Europejskiej. Wieloletni premier holenderski wskazuje pięć głównych pól, które staną się areną sukcesu (lub niepowodzenia) rozszerzenia: wspólne działania Europejczyków, rozwijanie gospodarki europejskiej, czynienie Europy bezpieczniejszą, model polityki sąsiedzkiej oraz rola Europy w sprawach światowych. Kok zdecydował się ponadto ukazać
- a jest to dość rzadkie w powstałych wcześniej opracowaniach tematu - konsekwencje opóźnienia lub zaniechania rozszerzenia.
Każde z pól jest w raporcie Koka znacznie bardziej opisane i dookreślone, niż pozwalają na to wąskie ramy felietonu. W każdym z opisów obywatel zarówno obecnego, jak i przyszłego kraju członkowskiego znajduje tony bodaj najbliższe własnym potrzebom, aspiracjom, a nawet marzeniom. Uroda konstrukcji europejskiej polega między innymi na tym, że integrujące się narody potrafią
- przynajmniej od czasu do czasu - ocenić własny interes w perspektywie długookresowej i ogólnoeuropejskiej. Taką okazję stwarza bezprecedensowe rozszerzenie, którego polskie referendum jest elementem. W ramach tej konstrukcji pozostaje miejsce na działania poszczególnych państw - i społeczeństw - członkowskich. Na naprawdę pogłębioną debatę i działania w obrębie wskazanych przez Koka pól. Na realizację naszych potrzeb, aspiracji i marzeń. Raport Koka daleko wykracza poza ogólniki i "słusznie brzmiące" deklaracje. To dokument mogący bardziej twórczo wpłynąć na naszą narodową debatę niż jakże często jałowe spory, na które skazani jesteśmy w ramach obowiązkowego menu serwowanego nam w polskiej kuchni politycznej. Co więcej, są to tematy przemawiające bezpośrednio do interesu i skali wyobraźni, jaką pojedynczy obywatele są skłonni uznać za własną.
"Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły"
Ignacy Krasicki
Niedawne deklaracje prezydenta i premiera postawiły w ostrzejszym świetle strategię kampanii przedreferendalnej. Poszczególne ugrupowania opozycyjne zastrzegają, że nawet jeśli - podobnie jak partia rządząca - zamierzają namawiać współobywateli do udziału i pozytywnego głosowania w coraz bliższym referendum, w tej kampanii nie chcą się "sklejać" z SLD. Z punktu widzenia ściśle partyjnego takie stanowisko jest dość zrozumiałe, zwłaszcza w kontekście wciąż mało dynamicznej kampanii rządowej oraz coraz gwałtowniejszych zawirowań w ramach rządu. Twierdzą niektórzy, że te ostatnie odbiją się negatywnie na wyniku czerwcowego głosowania, a zwłaszcza na frekwencji. Mogą mieć rację. Twierdzą inni, że im gorzej odbierana jest przez obywateli bieżąca polityka, tym bardziej będą oni zdeterminowani na rzecz wejścia Polski do UE, w którym upatrują większej szansy na uporządkowanie domowego podwórka. Też mogą mieć rację.
Problemem w kampanii prowadzonej przez środowiska pozarządowe i pozapartyjne jest to, że wiele z nich także nie chce być "sklejonych" ze światem polityki partyjnej - choć przecież decyzja referendalna jest decyzją par excellence polityczną. Dobrze byłoby, gdyby zarówno rząd, jak i partie opozycyjne wytworzyły przestrzeń, w której w miarę bezpiecznie poruszałyby się owe środowiska stroniące od bezpośredniej identyfikacji partyjnej. Spotykałem się z ludźmi z takich środowisk wielokrotnie, choćby przy okazji dziesiąty już raz organizowanych przez Fundację Schumana corocznych majowych Polskich Spotkań Europejskich. Dobrze byłoby więc przy okazji bardzo różnie uzasadnianych zastrzeżeń partyjnych nie wylać dziecka z kąpielą.
Jest to tym ważniejsze, że niezależnie od naszych sporów domowych, których kolejne rozstrzygnięcie przyniosą wybory parlamentarne - do świadomości "Polaka szaraka" (copyright by Stanisław Tym) powinno dotrzeć, jak wiele szans daje nam wejście do unii - bez względu na aktualne rozdania partyjno-polityczne. Wracam więc do sygnalizowanego w poprzednim "Cytacie dyplomatycznym" opracowania Wima Koka, przygotowanego na zlecenie Komisji Europejskiej. Wieloletni premier holenderski wskazuje pięć głównych pól, które staną się areną sukcesu (lub niepowodzenia) rozszerzenia: wspólne działania Europejczyków, rozwijanie gospodarki europejskiej, czynienie Europy bezpieczniejszą, model polityki sąsiedzkiej oraz rola Europy w sprawach światowych. Kok zdecydował się ponadto ukazać
- a jest to dość rzadkie w powstałych wcześniej opracowaniach tematu - konsekwencje opóźnienia lub zaniechania rozszerzenia.
Każde z pól jest w raporcie Koka znacznie bardziej opisane i dookreślone, niż pozwalają na to wąskie ramy felietonu. W każdym z opisów obywatel zarówno obecnego, jak i przyszłego kraju członkowskiego znajduje tony bodaj najbliższe własnym potrzebom, aspiracjom, a nawet marzeniom. Uroda konstrukcji europejskiej polega między innymi na tym, że integrujące się narody potrafią
- przynajmniej od czasu do czasu - ocenić własny interes w perspektywie długookresowej i ogólnoeuropejskiej. Taką okazję stwarza bezprecedensowe rozszerzenie, którego polskie referendum jest elementem. W ramach tej konstrukcji pozostaje miejsce na działania poszczególnych państw - i społeczeństw - członkowskich. Na naprawdę pogłębioną debatę i działania w obrębie wskazanych przez Koka pól. Na realizację naszych potrzeb, aspiracji i marzeń. Raport Koka daleko wykracza poza ogólniki i "słusznie brzmiące" deklaracje. To dokument mogący bardziej twórczo wpłynąć na naszą narodową debatę niż jakże często jałowe spory, na które skazani jesteśmy w ramach obowiązkowego menu serwowanego nam w polskiej kuchni politycznej. Co więcej, są to tematy przemawiające bezpośrednio do interesu i skali wyobraźni, jaką pojedynczy obywatele są skłonni uznać za własną.
Więcej możesz przeczytać w 15/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.