Wiceminister finansów Ryszard Michalski rzucił pomysł "wygospodarowania" na "słuszne cele" 7 mld zł z tzw. rezerwy rewaluacyjnej NBP. Problemem jest to, że te pieniądze istnieją tylko na papierze. Jego szef wicepremier Grzegorz W. Kołodko postuluje dodrukowanie pieniędzy, aby nasycić "wyschniętą gąbkę, jaką jest polska gospodarka". Wicepremier Marek Pol (laureat Nagrody Złamanego Grosza za rok 2002) zgłasza swoją nominację do tegorocznego wyróżnienia, proponując zainwestowanie pieniędzy funduszy emerytalnych w infrastrukturę kolejową. Rząd wystąpił zaś z projektem opodatkowania odszkodowań komunikacyjnych. Jesteśmy pewni, że walka o naszą nagrodę za ekonomiczną i gospodarczą głupotę będzie naprawdę zacięta. Na pierwszej tegorocznej liście nominacji przeważają pomysły rodem z Ministerstwa Finansów.
Zjeść ciastko dwa razy
Wiceminister finansów Ryszard Michalski powiedział w połowie stycznia, że resort finansów chce wspólnie z NBP utworzyć z części (7 mld zł z 27 mld zł) tzw. rezerwy rewaluacyjnej "fundusz odnawialny na finansowanie różnych przedsięwzięć". Rezerwa rewaluacyjna jest jedynie zapisem księgowym skupionych walut. Większość dolarów tworzących 30-miliardową rezerwę dewizową NBP została skupiona w połowie lat 90. mniej więcej po 3 zł za dolar. Wydano na nie zatem prawie 90 mld zł, a wedle obecnego kursu ich wartość wynosi około 120 mld zł. Różnica tych dwóch wielkości księgowana jest jako "rezerwa rewaluacyjna" (ściślej: jako "rezerwa na pokrycie ryzyka zmian kursu złotego do walut obcych"). "Wydanie" tych pieniędzy jest niemożliwe. W następstwie skupu walut został bowiem wyemitowany pieniądz krajowy będący ich równowartością. Pomysł wydatkowania "rezerwy na pokrycie" oznacza zatem chęć skonsumowania już raz zjedzonego ciasteczka. W praktyce oznaczałoby to emitowanie pieniądza, którego jedynym "pokryciem" jest wydajność maszyn drukarskich.
Gąbka ministra
Tylko ze względów historycznych przypominamy, że formalnie to nie Grzegorz W. Kołodko, lecz Ryszard Michalski wpadł na pomysł drukowania pieniędzy. W Ministerstwie Finansów obowiązuje bowiem zasada, że jeśli pomysł spodoba się ministrowi, zostaje zgłoszony jako jego (chyba że nie wypali; wtedy podpisuje się pod nim prawdziwy autor. A pomysł drukowania pieniędzy bardzo się wicepremierowi spodobał. 12 stycznia w wywiadzie dla radiowej Trójki powiedział: "Polska gospodarka jest jak wyschnięta gąbka, którą trzeba byłoby nasycić nie tyle wodą, ile pieniądzem, żeby ożywić ten krwiobieg, jakim są finanse. Dlatego polskiej gospodarce potrzeba więcej pieniądza". Praktyczną działalność polegającą na "nasycaniu gospodarki pieniądzem" przez pięćdziesiąt lat prowadziły rządy komunistyczne. Pieniądza było co raz więcej i więcej (w starym kawale mawiano, że jak tak dalej pójdzie, w komunizmie pozostaną wyłącznie pieniądze), a gospodarka jakoś nie chciała się ożywić.
Na świętego Grzegorza...
...idzie zima do morza. Co roku. W tym roku też pójdzie. I będzie to zasługa wicepremiera. 6 marca w Radiu Katowice oświadczył on bowiem, że "w najbliższych miesiącach bezrobocie spadnie". Nic to, że zawsze o tej porze roku spada, gdyż w styczniu i lutym osiąga maksimum, a w następnych miesiącach, po rozpoczęciu sezonu budowlanego, zmniejsza się, aż do maja i czerwca, kiedy jest minimalne. Było tak nawet w ubiegłym roku, roku rekordowego wzrostu bezrobocia (od lutego do maja stopa bezrobocia zmniejszyła się z 18,2 proc. do 17,3 proc.). Odnotujmy zatem, że w 2003 r. lody spłyną do morza, a bezrobocie spadnie nie zgodnie z prawami natury, lecz dzięki wielkim wysiłkom wicepremiera.
Drogi dolar, mocny złoty
"Ministerstwo Finansów jest gotowe do kupna walut na rynku, ale nie przy obecnych poziomach" - zakomunikował (poprzez agencję Reutera)
10 marca wiceminister finansów Ryszard Michalski. Dolar tego dnia kosztował 3,9438 zł, a euro - 4,3617 zł. Wicepremier i minister finansów prof. Grzegorz W. Kołodko wielokrotnie mówił, że optymalny dla gospodarki kurs euro powinien wynosić 4,35 zł. Jak z tego widać, dla gospodarki dobrze byłoby, aby eksporterzy, sprzedając euro, uzyskiwali za nie 4,35 zł, a ministerstwo, kupując euro, płaciło za nie mniej niż 4,35 zł. Jak zrobić, aby sprzedający sprzedawał drogo, a kupujący kupował tanio - nie wiemy.
Emerytura na drezynie
Wicepremier i minister infrastruktury Marek Pol zaproponował "nowoczesne narzędzia finansowania kolei". Stwierdził mianowicie, że "w długoterminowe inwestycje w infrastrukturę kolejową powinny się włączyć fundusze emerytalne". Oznacza to, że za klika lat emerytury wypłacane będą w parowozach, węglarkach, drezynach oraz karbidzie używanym przez kolejarzy do lamp sygnalizacyjnych. Zwłaszcza ten ostatni produkt wydaje się atrakcyjny. Starzy Polacy pamiętają jeszcze przepis na "karbidówkę" pędzoną masowo podczas niemieckiej okupacji.
Złoty po 97 groszy
Były minister skarbu Wiesław Kaczmarek postanowił sprywatyzować, sprzedając wybranemu inwestorowi, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Wybrał Włodzimierza Czarzastego. Panowie umówili się, że spółka Muza kupi Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne za 175 mln zł. Za te pieniądze miała dostać firmę mającą dominującą pozycję na rynku oraz 180 mln zł lokat. Niestety, marszałek Marek Borowski się wściekł, uznał tę transakcję za skandal, a nowy minister skarbu Sławomir Cytrycki transakcję unieważnił. A szkoda. Przy sprzedaży 180 mln zł za 175 mln zł kurs złotówki został ustalony na 97 groszy. Po tej cenie też byśmy trochę złociszów kupili.
Lepiej, czyli drożej
W Senacie RP konferowano 18 lutego nad zakazem przemysłowego tuczu trzody. Profesor Henryk Jasiorowski, prezes Krajowego Związku Hodowców Bydła Mięsnego, podkreślił, że koncentracja produkcji wywołuje negatywne skutki społeczne, bo prowadzi do ogromnych oszczędności nakładów pracy, co z kolei powoduje zwiększenie bezrobocia na wsi. Najbardziej trafne wnioski wyciągnął z tych rozmów Andrzej Lepper, który zauważył, że skoro "ogromne oszczędności nakładów pracy" są skutkami "bardzo negatywnymi", a niskie ceny żywności dyktowane przez (wrogi nam) zagraniczny kapitał nie są "w interesie polskiej wsi i rolnictwa", to oczywiste jest, że tuczu przemysłowego trzeba zakazać. A wtedy będzie lepiej - czyli drożej.
Chłop potęgą jest
Czy można upowszechnić najtańszy (dla ubezpieczających się, rzecz jasna) polski system ubezpieczeniowy KRUS? (Przypomnijmy, że wypłaca on emerytury polskim rolnikom.) Można! Fundusz emerytalno-rentowy będący częścią KRUS w 94 proc. składa się z dotacji budżetowych! W 2002 r. podatnicy dołożyli do niego ponad 15 mld zł, czyli średnio po 700 zł na podatnika. A "składka na KRUS" wynosi 159,90 zł kwartalnie. Natomiast "składka na ZUS", którą płaci pracownik zarabiający średnią krajową, to 1300 zł kwartalnie. Co trzeba zrobić, aby płacić niższą składkę? Odpowiedź jest prosta - trzeba zostać rolnikiem. Wystarczy mieć działkę o powierzchni 1 ha i zajmować się produkcją roślinną (uprawą w szklarni czy ogrzewanym tunelu foliowym) lub hodowlaną (na przykład hodowlą zwierząt laboratoryjnych, dżdżownic, jedwabników, "organizmów odżywiających się owadami", czyli nietoperzy albo rosiczek, rasowych psów lub kotów albo... rybek akwariowych). Aby opłacić KRUS i zaoszczędzić w ciągu roku 4500 zł, wystarczy jeden rasowy pies lub akwaria o łącznej pojemności 700 litrów!
Więcej bezrobocia!
Władze Zduńskiej Woli, lokalne stowarzyszenie bezrobotnych oraz uczniowie szkół walczą o jak największe bezrobocie w tym mieście. Instytucje te apelują o masowe rejestrowanie się w urzędach pracy. Chodzi o to, aby wskaźnik bezrobocia w gminie przewyższył średnią krajową. Wtedy bowiem mieszkańcy będą mogli pobierać zasiłki przez dwanaście, a nie tylko przez sześć miesięcy. I w ten sposób sprawa się wyjaśnia. Co jest marzeniem polskiego bezrobotnego? Jak najdłużej brać zasiłek! A jak ktoś się wyłamie i pójdzie do pracy, to takiemu łobuzowi psującemu statystykę spuści się manto.
Miałeś stłuczkę, płać podatek
W rządowym pakiecie ustaw ubezpieczeniowych, wstępnie zaaprobowanym przez Sejm, znajduje się nowatorskie rozwiązanie. Jeżeli po stłuczce otrzymane odszkodowanie wydamy na naprawę samochodu w warsztacie nie będącym płatnikiem VAT, potraktowane ono zostanie jako dochód i będziemy musieli zapłacić od niego podatek. Proponujemy, aby rząd śmiało podążał tym tropem i wprowadził - na przykład - podatek od zgonu. Jeżeli bowiem obywatel ośmieli się umrzeć, nie będzie już płacił podatku, czym spowoduje trwały uszczerbek w dochodach państwa. Dlatego należy wprowadzić koncesję na umieranie, którą można będzie otrzymać jedynie po zapłaceniu zryczałtowanego podatku w wysokości trzech średnich wynagrodzeń.
1 euro za łaskawość
Projektowane ustawy ubezpieczeniowe przewidują także wprowadzenie obowiązkowej opłaty w wysokości 1 euro od obowiązkowej umowy ubezpieczenia OC. I tę ustawę popieramy. Skoro bowiem władza, w swojej łaskawości, daje obywatelowi prawo do obowiązkowego ubezpieczenia, obywatel powinien się jej odwdzięczyć, płacąc stosowny podatek. Zwłaszcza że - jak zażartował wiceminister finansów prof. Andrzej Sopoćko - proponowane zmiany w ustawach ubezpieczeniowych "służą przywróceniu nadwerężonego zaufania do ubezpieczeń i określeniu zasad swobody gospodarczej zakładów ubezpieczeń".
Pracodawca Bentkowski
Minister Adam Tański odwołał Aleksandra Bentkowskiego z funkcji szefa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (popularnie zwanej noclegownią PSL). Bentkowski przyjął dymisję z pokorą. Zdążył jednak, ostatniego dnia urzędowania, zatrudnić czterystu krewnych i znajomych swoich i przewodniczącego Kalinowskiego. Logiczne jest, że nowy szef ARiMR wszystkich tych wybitnych fachowców (w końcu ma swoich krewnych i znajomych) wyrzuci na zbity pysk. Przez trzy miesiące będzie im jednak musiał płacić. A ponieważ przeciętne wynagrodzenie w ARiMR wynosi 3 tys. zł, oznacza to, że budżet za okno wyrzuci ponad 5 mln zł.
Złamany grosz Pierwszą listę nominacji do Nagrody Złamanego Grosza opublikowaliśmy w 2001 r. Naszym zamiarem było "uhonorowanie" największych szkodników gospodarki, twórców - jak niegdyś mawiano - "księżycowej ekonomii". Szanse na zdobycie nagrody mieli autorzy: zgłoszonych publicznie pomysłów propozycji, czyli pomysłów, które zapisano w programach partii lub przedstawiono w postaci konkretnych projektów ustaw działań, czyli propozycji, które przeszły co najmniej przez jeden szczebel procesu legislacyjnego i niemal stały się prawem dokonań, czyli już uchwalonych ustaw, wydanych rozporządzeń i decyzji. Pierwszym laureatem nagrody został poseł SLD Marek Dyduch (dziś sekretarz generalny tej partii) za propozycję "zawieszenia gospodarki rynkowej". Za osiągnięcia 2002 r. nasi czytelnicy uhonorowali wicepremiera, ministra infrastruktury Marka Pola (pomysł wprowadzenia płatnych winiet za korzystanie z dróg krajowych), posłów głosujących za przyjęciem ustawy o biopaliwach oraz Ministerstwo Finansów za przygotowanie tzw. ustawy abolicyjnej. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.