Wirtualna Polska toczy realną wojnę
Marek Borzestowski, prezes internetowego portalu Wirtualna Polska, spał już, gdy w nocy z 10 na 11 marca do jego gabinetu w siedzibie spółki włamało się dwóch innych członków zarządu - Maciej Grabski i Jacek Kawalec. Zabrali laptop prezesa, licząc, że znajdą w nim kompromitujące go materiały (komputer zdeponowali u notariusza). Obaj reprezentują mniejszościowych akcjonariuszy WP, walczących z kontrolującą ją spółką TP Internet z grupy Telekomunikacji Polskiej. Współtwórcy sukcesów firmy uważają, że Borzestowski ich zdradził dla TP SA, która rzekomo chce upadłości WP.
Wojna akcjonariuszy nie jest wirtualna; toczy się - jak mówią internauci - w realu, czyli w prawdziwej, nie wirtualnej rzeczywistości. Już 26 marca gdański sąd ma rozpatrzyć wniosek o upadłość WP, która działa od 1995 r. Około 8,5 mln stałych użytkowników portalu (którzy odwiedzają jego strony przynajmniej raz w miesiącu) może wkrótce stracić ulubione źródło informacji i założone w WP konta elektroniczne. Niektórzy reklamodawcy już wycofują ogłoszenia. Najstarszego i jednego z największych portali w Polsce nikt dziś nie chce: główny właściciel chętnie pozbędzie się jego akcji za darmo, mali udziałowcy domagają się odkupienia swoich akcji przez TPI za duże pieniądze. - Nie uczestniczę w tych rozmowach. Nie wiem, jak to wszystko się skończy - mówi "Wprost" zrezygnowany Borzestowski.
Rachunek za błąd
W toalecie w siedzibie WP ktoś napisał niedawno: "Grabski, ty chciwusie!". Maciej Grabski (właściciel spółki Grabski Inwestycje Finansowe, która zainwestowała w WP w 1997 r.) i inni mali akcjonariusze portalu, posiadający obecnie łącznie około 20 proc. jego akcji, obarczają winą TP SA. W 2001 r. nasz telekom kupił - przez spółkę TPI - pakiet kontrolny internetowej spółki i zobowiązał się do odkupienia między 1 czerwca 2005 r. a 1 czerwca 2006 r. pozostałych akcji. Cenę wykupu ustalono jednak przed trzema laty tak wysoko, że teraz TPI musiałaby zapłacić za nie nawet 58 mln USD. Oznaczałoby to, że cała Wirtualna Polska warta jest kilkunastokrotnie więcej niż największy i najpopularniejszy w Polsce portal Onet, który giełda wycenia na 200 mln zł. Telekomunikacja nie chce tyle płacić. Faktycznie przestała w ogóle finansować WP. - Od grudnia chcemy podwyższyć kapitał spółki, ale TPI to blokuje. Może liczy, że spółka upadnie i dzięki temu zapłaci nam tylko grosze za wykupienie naszych opcji na akcje, do czego zobowiązała się w umowie? - pyta Grabski. Jeszcze w połowie 2003 r. WP miała na koncie 40 mln zł dzięki podwyższeniu kapitału. Wskutek konfliktu z drobnymi udziałowcami TPI wycofała zgodę na tę operację i doprowadziła do uchylenia uchwały. Kapitał spółka musiała zwrócić akcjonariuszom. Kasa WP świeci pustkami.
Nie mogąc się dogadać z opozycją, właściciel chce zrezygnować ze spółki. - Jesteśmy gotowi wycofać się z WP, umarzając swoje udziały i udzielone firmie pożyczki, i przekazać kontrolę nad nią mniejszościowym akcjonariuszom - zapowiada Piotr Michalski, rzecznik TP Internet. Ale Grabski, Kawalec i pozostali nie chcą finansować dalej portalu tylko z własnych kieszeni. Chcą wypełnienia przez TPI umowy z 2001 r., czyli dużych pieniędzy za wykup posiadanych jeszcze akcji.
Onet wyprze Wirtualną Polskę?
Mając za partnera TP SA, Wirtualna Polska mogłaby zostawić konkurentów w tyle i to pod najważniejszym względem - rentow-ności. Mogłaby zostać choćby dealerem usług telekomu, takich jak neostrada (szybki dostęp do Internetu). Przecież TP SA jako sprzedawca dostępu do sieci ma 90 proc. udziału w polskim rynku. Onet, największy u nas portal (należy do Grupy ITI), we współpracy ze znacznie mniejszą firmą telekomunikacyjną Energis oferuje chętnym dostęp do Internetu i sprzedaż tej usługi, co przynosi mu około pół miliona złotych miesięcznie. Czy WP pada dlatego, że chce tego France Télécom, udziałowiec TP SA? W razie bankructwa WP pod adresem www.wp.pl zacznie najpewniej działać francuski portal Wanadoo, należący bezpośrednio do France Télécom, głównego akcjonariusza TP SA.
Upadek WP wpłynie mobilizująco na inne polskie portale, które wciąż są pod kreską. Internauci coraz częściej rezyg-nują z pośrednictwa ogólnotematycznych portali podczas wyszukiwania informacji. Po co to robić, skoro istnieje choćby Google, prosta wyszukiwarka, która działa w 33 językach, a jej indeks zawiera już 6 mld odniesień! Wystarczy wejść na jej stronę, wpisać jakiekolwiek słowo związane z tematem i dotrzeć do niego w parę sekund. Nie bez powodu Amerykanie Sergiej Brin i Larry Page, którzy stworzyli Google na początku lat 90. jako świeżo upieczeni absolwenci Uniwersytetu Stanforda, w 2004 r. znaleźli się na liście najbogatszych ludzi świata magazynu "Forbes" - każdy z majątkiem wartym miliard dolarów.
Wojna akcjonariuszy nie jest wirtualna; toczy się - jak mówią internauci - w realu, czyli w prawdziwej, nie wirtualnej rzeczywistości. Już 26 marca gdański sąd ma rozpatrzyć wniosek o upadłość WP, która działa od 1995 r. Około 8,5 mln stałych użytkowników portalu (którzy odwiedzają jego strony przynajmniej raz w miesiącu) może wkrótce stracić ulubione źródło informacji i założone w WP konta elektroniczne. Niektórzy reklamodawcy już wycofują ogłoszenia. Najstarszego i jednego z największych portali w Polsce nikt dziś nie chce: główny właściciel chętnie pozbędzie się jego akcji za darmo, mali udziałowcy domagają się odkupienia swoich akcji przez TPI za duże pieniądze. - Nie uczestniczę w tych rozmowach. Nie wiem, jak to wszystko się skończy - mówi "Wprost" zrezygnowany Borzestowski.
Rachunek za błąd
W toalecie w siedzibie WP ktoś napisał niedawno: "Grabski, ty chciwusie!". Maciej Grabski (właściciel spółki Grabski Inwestycje Finansowe, która zainwestowała w WP w 1997 r.) i inni mali akcjonariusze portalu, posiadający obecnie łącznie około 20 proc. jego akcji, obarczają winą TP SA. W 2001 r. nasz telekom kupił - przez spółkę TPI - pakiet kontrolny internetowej spółki i zobowiązał się do odkupienia między 1 czerwca 2005 r. a 1 czerwca 2006 r. pozostałych akcji. Cenę wykupu ustalono jednak przed trzema laty tak wysoko, że teraz TPI musiałaby zapłacić za nie nawet 58 mln USD. Oznaczałoby to, że cała Wirtualna Polska warta jest kilkunastokrotnie więcej niż największy i najpopularniejszy w Polsce portal Onet, który giełda wycenia na 200 mln zł. Telekomunikacja nie chce tyle płacić. Faktycznie przestała w ogóle finansować WP. - Od grudnia chcemy podwyższyć kapitał spółki, ale TPI to blokuje. Może liczy, że spółka upadnie i dzięki temu zapłaci nam tylko grosze za wykupienie naszych opcji na akcje, do czego zobowiązała się w umowie? - pyta Grabski. Jeszcze w połowie 2003 r. WP miała na koncie 40 mln zł dzięki podwyższeniu kapitału. Wskutek konfliktu z drobnymi udziałowcami TPI wycofała zgodę na tę operację i doprowadziła do uchylenia uchwały. Kapitał spółka musiała zwrócić akcjonariuszom. Kasa WP świeci pustkami.
Nie mogąc się dogadać z opozycją, właściciel chce zrezygnować ze spółki. - Jesteśmy gotowi wycofać się z WP, umarzając swoje udziały i udzielone firmie pożyczki, i przekazać kontrolę nad nią mniejszościowym akcjonariuszom - zapowiada Piotr Michalski, rzecznik TP Internet. Ale Grabski, Kawalec i pozostali nie chcą finansować dalej portalu tylko z własnych kieszeni. Chcą wypełnienia przez TPI umowy z 2001 r., czyli dużych pieniędzy za wykup posiadanych jeszcze akcji.
Onet wyprze Wirtualną Polskę?
Mając za partnera TP SA, Wirtualna Polska mogłaby zostawić konkurentów w tyle i to pod najważniejszym względem - rentow-ności. Mogłaby zostać choćby dealerem usług telekomu, takich jak neostrada (szybki dostęp do Internetu). Przecież TP SA jako sprzedawca dostępu do sieci ma 90 proc. udziału w polskim rynku. Onet, największy u nas portal (należy do Grupy ITI), we współpracy ze znacznie mniejszą firmą telekomunikacyjną Energis oferuje chętnym dostęp do Internetu i sprzedaż tej usługi, co przynosi mu około pół miliona złotych miesięcznie. Czy WP pada dlatego, że chce tego France Télécom, udziałowiec TP SA? W razie bankructwa WP pod adresem www.wp.pl zacznie najpewniej działać francuski portal Wanadoo, należący bezpośrednio do France Télécom, głównego akcjonariusza TP SA.
Upadek WP wpłynie mobilizująco na inne polskie portale, które wciąż są pod kreską. Internauci coraz częściej rezyg-nują z pośrednictwa ogólnotematycznych portali podczas wyszukiwania informacji. Po co to robić, skoro istnieje choćby Google, prosta wyszukiwarka, która działa w 33 językach, a jej indeks zawiera już 6 mld odniesień! Wystarczy wejść na jej stronę, wpisać jakiekolwiek słowo związane z tematem i dotrzeć do niego w parę sekund. Nie bez powodu Amerykanie Sergiej Brin i Larry Page, którzy stworzyli Google na początku lat 90. jako świeżo upieczeni absolwenci Uniwersytetu Stanforda, w 2004 r. znaleźli się na liście najbogatszych ludzi świata magazynu "Forbes" - każdy z majątkiem wartym miliard dolarów.
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.