Oddać władzę narodowym socjalistom - oto samobójczy sposób na falę europejskiego populizmu
Politycy śmierdzą tak jak cuchnący czosnkiem Turcy i Marokańczycy. Głosowałam na Jörga Haidera, bo to jedyny człowiek, który mówi, co myśli! - krzyczy w stronę telewizyjnych kamer starsza kobieta stojąca przy lokalu wyborczym w Klagenfurcie, stolicy Karyntii.
Populista Haider, przez wielu już politycznie pogrzebany, wrócił do gry, zgarniając w Karyntii 42 proc. głosów. Tym razem kampania Haidera, który niedawno przyjaźnił się z Saddamem Husajnem i otwarcie głosił, że system zatrudniania w hitlerowskich Niemczech był bardzo efektywny, była względnie umiarkowana. Hasło "Östereich Überfremdung" (używane przez nazistów do opisania kraju rządzonego przez cudzoziemców) zastąpiono zawołaniem "Najpierw Austria!". Haider jeździł swoim porsche na wiece i rozdawał zapalniczki, zegarki, cukierki, kwiaty, misie haiderki, a zasłużonym członkom partii nawet samochody. Emerytom, którzy zjawią się przed parlamentem w czasie jego zaprzysiężenia, obiecał po 40 euro zapomogi. - Haider wrócił. Teraz będzie coraz silniejszy - mówił w lokalnej telewizji Werner Beutelmeyer z Instytutu Market, jednego z austriackich ośrodków badania opinii publicznej.
Podczas kampanii Haider był łagodniejszy niż dawniej, co nie znaczy, że nie kąsał. Wzywał do "natychmiastowego zamknięcia granic dla jakichkolwiek imigrantów" i rozpoczęcia procesu "wycofywania się z UE". Jego Austriacka Partia Wolnościowa, najstarsza na powojennej scenie partia skrajnej prawicy, ma już naśladowców w całej Europie. W Belgii działa Blok Flamandzki, w Danii dowodzona przez Pię Kjaersgaard Duńska Partia Ludowa, w Portugalii Partia Postępu, w Wielkiej Brytanii - Brytyjska Partia Narodowa Nicka Griffina, a we Włoszech w koalicji rządzącej są Liga Północna i Zjednoczenie Północne. Niedawno spory sukces wyborczy zanotowała rządzona przez milionera Christopha Blochera Szwajcarska Partia Ludowa, która powiększyła stan posiadania w parlamencie o 11 mandatów. Do wyborów regionalnych i do Parlamentu Europejskiego szykuje się też skrajna prawica we Francji i w Niemczech. Jean-Marie Le Pen, którego ma zastąpić córka Marine, liczy że w wyborach regionalnych zdobędzie 20 proc. głosów, a w PE zwiększy liczbę mandatów przynajmniej o trzy. Mając 14 posłów, dostanie unijną dotację w wysokości, bagatela, miliona dolarów. - Europa robi się coraz bardziej brunatna - mówi "Wprost" Angus Roxburgh, brytyjski publicysta i autor książki "Kaznodzieje nienawiści" o skrajnej prawicy w Europie.
Wille narodowych socjalistów
Interesów ludu pracującego bronią milionerzy Jörg Haider, Christoph Blocher czy Jean-Marie Le Pen. Analogie historyczne wręcz się narzucają i nie skłaniają do śmiechu. Niemiecki historyk Jürgen Falter przeanalizował dzieje Niemiec w latach 30. i wykazał, że faszyści osiągnęli sukces nie dzięki poparciu bezrobotnych cierpiących wskutek kryzysu gospodarczego, lecz dzięki głosom pracujących robotników. Dzisiejsza skrajna prawica prawie w całej Europie zyskuje - tak jak niemiecka 70 lat temu - właśnie dzięki poparciu robotników i części klasy średniej. Dzisiejsi narodowi socjaliści "żyją w willowych dzielnicach wielkich miast" - napisał jeden z publicystów belgijskich. W Austrii na Haidera głosowało 50 proc. robotników, we Francji ten wskaźnik w wypadku Frontu Narodowego wynosił 35 proc., w Danii - 15 proc., a w Wielkiej Brytanii - 30 proc.
Podczas gdy większość liderów odwołuje się do haseł ksenofobicznych czy nawet - jak Włoch Umberto Bossi - domaga się prawa do "strzelania do nielegalnych imigrantów", największe poparcie współcześni narodowi socjaliści zyskują tam, gdzie imigrantów jest stosunkowo niewielu. W portowej Marsylii wyniki Frontu Narodowego, który szedł do wyborów z hasłem: "Trzy miliony bezrobotnych to o trzy miliony imigrantów za dużo", były gorsze niż w otaczających miasto wsiach. W Szwajcarii wyborcami SVP są głównie niemieckojęzyczni protestanccy mieszkańcy wsi.
Największe sukcesy narodowi socjaliści osiągają w wyborach lokalnych. Europejska wieś - dotychczas wierna partiom chadeckim - znacznie się zradykalizowała. Przeprowadzone w Wielkiej Brytanii badania wykazały, że hasła ksenofobiczne są najbardziej popularne (prawie 40 proc. wskazań) w małych miastach. To dlatego członkowie BNP Nicka Griffina zasiadają w niewielkich radach miejskich. Podobnie jest na kontynencie. W Hiszpańskiej Marbelli rządzi Julián Muńoz Palomo z Niezależnej Grupy Liberalnej, odgrażający się, iż ochroni kraj przed zalewem "brudnych Afrykanów".
Precz z cudzoziemcami
Osią programów wyborczych narodowych socjalistów stało się hasło "rozprawy z cudzoziemcami". W dotkniętej bezrobociem Saksonii-Anhalt sukces odniosła Niemiecka Unia Ludowa z hasłami: "Niemieckie pieniądze na niemieckie zadania" i "Precz z cudzoziemskimi przestępcami". Gerhard Frey, przywódca partii, zasłynął jako piewca hitlerowskich Frei-korps. Dziś w szeregach jego partii są skinheadzi gotowi przypomnieć Turkom i Polakom, gdzie ich miejsce. Christoph Blocher swój ostatni sukces w Szwajcarii zbudował na haśle "ochrony integracji własnego narodu przed integracją z innymi". Pia Kjaersgaard z DPP otwarcie nawołuje do "zablokowania Turcji możliwości wejścia do UE" oraz "zmniejszenia pomocy płynącej z Danii do Trzeciego Świata". Nick Griffin chce, by Wielka Brytania wystąpiła z UE, oraz zamierza płacić cudzoziemcom za ich powrót do domu. Carl Hagen z norweskiej Partii Postępu (26 mandatów w parlamencie) liczbę przybywających do jego kraju imigrantów chciałby ograniczyć do tysiąca rocznie.
Za manifest europejskich narodowych socjalistów - co nie przyszłoby do głowy autorce - uchodzi tekst Oriany Fallaci "Wściekłość i duma", napisany po atakach 11 września 2001 r. Pytanie postawione przez Fallaci: "Dlaczego mam bronić muzułmańskiej kultury, skoro wolę naszą?", jest dzisiaj na ustach wszystkich liderów skrajnej prawicy. Wyśmiewają się oni z "wypiętych tyłków zwołanych przez muezinów pobożnych muzułmanów modlących się w europejskich meczetach" i głośno nawołują do "tworzenia jedności narodowej w ramach cywilizacji chrześcijańskiej oraz do sprzeciwu wobec materializmu wolnorynkowego i komunistycznego". W kwestiach gospodarczych chcieliby "wstrzymania płacenia składek do UE" i kilkunastoletniego okresu ochronnego krajowych rynków pracy. To ma być recepta na "zdecydowane ożywienie gospodarcze" w ich krajach.
Parasol dla faszystów
Politycy europejscy - zarówno z lewicy, jak i z prawicy - bezradnie rozkładają ręce wobec rosnącej siły narodowych socjalistów. Większość z nich, aby osłabić populistów, postanowiła przejąć część ich haseł. David Blunkett, brytyjski minister spraw wewnętrznych, wyznał niedawno, że "imigranci powinni mówić w Wielkiej Brytanii tylko po angielsku" i że jeśli "lewica się tym nie zajmie, zyska skrajna prawica". Nick Griffin z BNP przyznał, że jeśli wygra wybory, stanie się tak dzięki: "drużynie Blaira, która pomogła nam, dopuszczając do zagrożenia zalewem cudzoziemców".
Europejskie rządy uginają się pod presją narodowych socjalistów. W połowie stycznia Holandia zdecydowała się zmniejszyć limit zezwoleń na pracę do 22 tys. rocznie, a Dania wprowadziła dwuletni zakaz pracy dla przybyszów z nowych państw UE. Nawet socjaldemokrata Göran Persson, który rok temu obiecywał, że na szwedzkim rynku pracy nie będzie ograniczeń dla nowych członków unii, powiedział niedawno, że jednak zostaną one wprowadzone.
Pod parasolem Griffina, Le Pena, Haidera schronienie znajdują również skinheadzi, którzy tworzą bojówki partii. W Niemczech neonazistowskie marsze to codzienność. Nad Renem działa ponad 5 tys. ugrupowań faszystowskich. W Wielkiej Brytanii w ostatnim roku zanotowano prawie 30 tys. ataków o charakterze rasistowskim.
Przejęcie populistycznych haseł i przekształcenie sceny politycznej tak, jak oczekują tego populiści, doradzają przerażeni ich ekspansją eksperci. Andreas Ladner, politolog z Uniwersytetu w Bernie, mówi "Wprost": - Izolowanie populistów powoduje, że wyborcy utwierdzają się w przekonaniu, iż establishment polityczny jest nietykalny, a głos obywateli się nie liczy. Obarczenie narodowych socjalistów odpowiedzialnością za władzę dałoby pozytywny efekt - usunięto by z szeregów partii skrajnie prawicowych członków i odrzucono kontrowersyjne elementy programu.
Takie same argumenty wysuwali politycy republiki weimarskiej, zapraszając w 1933 r. do władzy "śmiesznego krzykacza", który nazywał się Adolf Hitler.
Populista Haider, przez wielu już politycznie pogrzebany, wrócił do gry, zgarniając w Karyntii 42 proc. głosów. Tym razem kampania Haidera, który niedawno przyjaźnił się z Saddamem Husajnem i otwarcie głosił, że system zatrudniania w hitlerowskich Niemczech był bardzo efektywny, była względnie umiarkowana. Hasło "Östereich Überfremdung" (używane przez nazistów do opisania kraju rządzonego przez cudzoziemców) zastąpiono zawołaniem "Najpierw Austria!". Haider jeździł swoim porsche na wiece i rozdawał zapalniczki, zegarki, cukierki, kwiaty, misie haiderki, a zasłużonym członkom partii nawet samochody. Emerytom, którzy zjawią się przed parlamentem w czasie jego zaprzysiężenia, obiecał po 40 euro zapomogi. - Haider wrócił. Teraz będzie coraz silniejszy - mówił w lokalnej telewizji Werner Beutelmeyer z Instytutu Market, jednego z austriackich ośrodków badania opinii publicznej.
Podczas kampanii Haider był łagodniejszy niż dawniej, co nie znaczy, że nie kąsał. Wzywał do "natychmiastowego zamknięcia granic dla jakichkolwiek imigrantów" i rozpoczęcia procesu "wycofywania się z UE". Jego Austriacka Partia Wolnościowa, najstarsza na powojennej scenie partia skrajnej prawicy, ma już naśladowców w całej Europie. W Belgii działa Blok Flamandzki, w Danii dowodzona przez Pię Kjaersgaard Duńska Partia Ludowa, w Portugalii Partia Postępu, w Wielkiej Brytanii - Brytyjska Partia Narodowa Nicka Griffina, a we Włoszech w koalicji rządzącej są Liga Północna i Zjednoczenie Północne. Niedawno spory sukces wyborczy zanotowała rządzona przez milionera Christopha Blochera Szwajcarska Partia Ludowa, która powiększyła stan posiadania w parlamencie o 11 mandatów. Do wyborów regionalnych i do Parlamentu Europejskiego szykuje się też skrajna prawica we Francji i w Niemczech. Jean-Marie Le Pen, którego ma zastąpić córka Marine, liczy że w wyborach regionalnych zdobędzie 20 proc. głosów, a w PE zwiększy liczbę mandatów przynajmniej o trzy. Mając 14 posłów, dostanie unijną dotację w wysokości, bagatela, miliona dolarów. - Europa robi się coraz bardziej brunatna - mówi "Wprost" Angus Roxburgh, brytyjski publicysta i autor książki "Kaznodzieje nienawiści" o skrajnej prawicy w Europie.
Wille narodowych socjalistów
Interesów ludu pracującego bronią milionerzy Jörg Haider, Christoph Blocher czy Jean-Marie Le Pen. Analogie historyczne wręcz się narzucają i nie skłaniają do śmiechu. Niemiecki historyk Jürgen Falter przeanalizował dzieje Niemiec w latach 30. i wykazał, że faszyści osiągnęli sukces nie dzięki poparciu bezrobotnych cierpiących wskutek kryzysu gospodarczego, lecz dzięki głosom pracujących robotników. Dzisiejsza skrajna prawica prawie w całej Europie zyskuje - tak jak niemiecka 70 lat temu - właśnie dzięki poparciu robotników i części klasy średniej. Dzisiejsi narodowi socjaliści "żyją w willowych dzielnicach wielkich miast" - napisał jeden z publicystów belgijskich. W Austrii na Haidera głosowało 50 proc. robotników, we Francji ten wskaźnik w wypadku Frontu Narodowego wynosił 35 proc., w Danii - 15 proc., a w Wielkiej Brytanii - 30 proc.
Podczas gdy większość liderów odwołuje się do haseł ksenofobicznych czy nawet - jak Włoch Umberto Bossi - domaga się prawa do "strzelania do nielegalnych imigrantów", największe poparcie współcześni narodowi socjaliści zyskują tam, gdzie imigrantów jest stosunkowo niewielu. W portowej Marsylii wyniki Frontu Narodowego, który szedł do wyborów z hasłem: "Trzy miliony bezrobotnych to o trzy miliony imigrantów za dużo", były gorsze niż w otaczających miasto wsiach. W Szwajcarii wyborcami SVP są głównie niemieckojęzyczni protestanccy mieszkańcy wsi.
Największe sukcesy narodowi socjaliści osiągają w wyborach lokalnych. Europejska wieś - dotychczas wierna partiom chadeckim - znacznie się zradykalizowała. Przeprowadzone w Wielkiej Brytanii badania wykazały, że hasła ksenofobiczne są najbardziej popularne (prawie 40 proc. wskazań) w małych miastach. To dlatego członkowie BNP Nicka Griffina zasiadają w niewielkich radach miejskich. Podobnie jest na kontynencie. W Hiszpańskiej Marbelli rządzi Julián Muńoz Palomo z Niezależnej Grupy Liberalnej, odgrażający się, iż ochroni kraj przed zalewem "brudnych Afrykanów".
Precz z cudzoziemcami
Osią programów wyborczych narodowych socjalistów stało się hasło "rozprawy z cudzoziemcami". W dotkniętej bezrobociem Saksonii-Anhalt sukces odniosła Niemiecka Unia Ludowa z hasłami: "Niemieckie pieniądze na niemieckie zadania" i "Precz z cudzoziemskimi przestępcami". Gerhard Frey, przywódca partii, zasłynął jako piewca hitlerowskich Frei-korps. Dziś w szeregach jego partii są skinheadzi gotowi przypomnieć Turkom i Polakom, gdzie ich miejsce. Christoph Blocher swój ostatni sukces w Szwajcarii zbudował na haśle "ochrony integracji własnego narodu przed integracją z innymi". Pia Kjaersgaard z DPP otwarcie nawołuje do "zablokowania Turcji możliwości wejścia do UE" oraz "zmniejszenia pomocy płynącej z Danii do Trzeciego Świata". Nick Griffin chce, by Wielka Brytania wystąpiła z UE, oraz zamierza płacić cudzoziemcom za ich powrót do domu. Carl Hagen z norweskiej Partii Postępu (26 mandatów w parlamencie) liczbę przybywających do jego kraju imigrantów chciałby ograniczyć do tysiąca rocznie.
Za manifest europejskich narodowych socjalistów - co nie przyszłoby do głowy autorce - uchodzi tekst Oriany Fallaci "Wściekłość i duma", napisany po atakach 11 września 2001 r. Pytanie postawione przez Fallaci: "Dlaczego mam bronić muzułmańskiej kultury, skoro wolę naszą?", jest dzisiaj na ustach wszystkich liderów skrajnej prawicy. Wyśmiewają się oni z "wypiętych tyłków zwołanych przez muezinów pobożnych muzułmanów modlących się w europejskich meczetach" i głośno nawołują do "tworzenia jedności narodowej w ramach cywilizacji chrześcijańskiej oraz do sprzeciwu wobec materializmu wolnorynkowego i komunistycznego". W kwestiach gospodarczych chcieliby "wstrzymania płacenia składek do UE" i kilkunastoletniego okresu ochronnego krajowych rynków pracy. To ma być recepta na "zdecydowane ożywienie gospodarcze" w ich krajach.
Parasol dla faszystów
Politycy europejscy - zarówno z lewicy, jak i z prawicy - bezradnie rozkładają ręce wobec rosnącej siły narodowych socjalistów. Większość z nich, aby osłabić populistów, postanowiła przejąć część ich haseł. David Blunkett, brytyjski minister spraw wewnętrznych, wyznał niedawno, że "imigranci powinni mówić w Wielkiej Brytanii tylko po angielsku" i że jeśli "lewica się tym nie zajmie, zyska skrajna prawica". Nick Griffin z BNP przyznał, że jeśli wygra wybory, stanie się tak dzięki: "drużynie Blaira, która pomogła nam, dopuszczając do zagrożenia zalewem cudzoziemców".
Europejskie rządy uginają się pod presją narodowych socjalistów. W połowie stycznia Holandia zdecydowała się zmniejszyć limit zezwoleń na pracę do 22 tys. rocznie, a Dania wprowadziła dwuletni zakaz pracy dla przybyszów z nowych państw UE. Nawet socjaldemokrata Göran Persson, który rok temu obiecywał, że na szwedzkim rynku pracy nie będzie ograniczeń dla nowych członków unii, powiedział niedawno, że jednak zostaną one wprowadzone.
Pod parasolem Griffina, Le Pena, Haidera schronienie znajdują również skinheadzi, którzy tworzą bojówki partii. W Niemczech neonazistowskie marsze to codzienność. Nad Renem działa ponad 5 tys. ugrupowań faszystowskich. W Wielkiej Brytanii w ostatnim roku zanotowano prawie 30 tys. ataków o charakterze rasistowskim.
Przejęcie populistycznych haseł i przekształcenie sceny politycznej tak, jak oczekują tego populiści, doradzają przerażeni ich ekspansją eksperci. Andreas Ladner, politolog z Uniwersytetu w Bernie, mówi "Wprost": - Izolowanie populistów powoduje, że wyborcy utwierdzają się w przekonaniu, iż establishment polityczny jest nietykalny, a głos obywateli się nie liczy. Obarczenie narodowych socjalistów odpowiedzialnością za władzę dałoby pozytywny efekt - usunięto by z szeregów partii skrajnie prawicowych członków i odrzucono kontrowersyjne elementy programu.
Takie same argumenty wysuwali politycy republiki weimarskiej, zapraszając w 1933 r. do władzy "śmiesznego krzykacza", który nazywał się Adolf Hitler.
Nostalgia za socjalem |
---|
Anton Pelinka dyrektor Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu w Innsbrucku Europejska skrajna prawica przeżywa lepsze i gorsze chwile, ale stale jest popularna. Powodów tego jest wiele. Partie skrajnie prawicowe wykorzystują strach ludzi, którzy nie rozumieją modernizacji (modernisation losers) i obwiniają o wszystko globalizację, Unię Europejską, Amerykę, Żydów, konspiratorów itp. Ugrupowania te grają również na nostalgii za bogatym systemem socjalnym, który "odebrali im cudzoziemcy". Gdy idzie o elektorat, można zauważyć analogie między dzisiejszą skrajną prawicą i nazistami z lat 30. Należy jednak pamiętać, że otoczenie międzynarodowe jest dziś zupełnie inne. Europa się jednoczy. Instytucje unijne są w stanie ograniczać zapędy radykałów. W Wielkiej Brytanii populistów hamuje system wyborczy, w Niemczech pamięć o nazistach powoduje, że ludzie powoli odwracają się od skrajnej prawicy. Przypuszczam, że teraz te partie będą osiągały największe sukcesy w Europie Środkowej - w Polsce, Czechach i na Węgrzech. |
|
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.