Program artystyczny nadawany przez kolejowe megafony został wzbogacony o audycje z pogranicza horrorów i powieści sensacyjnych
W świecie zawojowanym przez cuda elektroniki, gdzie szpilka może być mikrofonem, a długopis szpiegowskim aparatem fotograficznym, megafon kojarzy się jak stary dzbanek z wykopalisk w Biskupinie. Jego nazwa brzmi niemal tak archaicznie jak patefon.
Megafon to kultowe urządzenie z epoki PRL. Podstawowa (obok lizaka) zabawka chłopców z drogówki, którzy jeżdżąc po mieście z niebieskim megafonem na dachu, uwielbiają doprowadzać do zawału serca kierowców miłymi komunikatami w stylu: "Uwaga, kierowca małego fiata o rejestracji WA 0097, proszę zjechać na pobocze i zapiąć rozporek". Megafon sprawdza się także na pieszych pielgrzymkach. Jest jak pasterski pies pilnujący stada zmęczonych owieczek. Niczym chirurg plastyczny pomaga kolumnie formować czoło i niczym strażnik na galerach dyktować tempo. Od zawsze przydawał się na demonstracjach. Głównie używano go na demonstracjach, które były przeciw komuś (komuś to oczywiście zdrobnienie od komunisty) lub czemuś. Imprezy, które są za czymś, zwykle są niewidoczne, bo odbywają się za czymś, co przesłania wszystkim widok, ale za to mają lepsze nagłośnienie. Megafon jak adwokat często namawia ludzi do rozejścia się. Megafon jest idealny na demonstrację, bo zawsze można z nim uciekać. Na wielu demonstracjach uczestnicy muszą się uciekać do tego samego, co mają niektóre pieski, czyli do ucieczki. A nie od dziś wiadomo, że lepiej biec z megafonem pod pachą niż z kolumną Zygmunta pod ręką.
Megafon - podobnie jak stary wzmacniacz gitarowy Marshalla - ma swoje charakterystyczne brzmienie. Głos wydobywający się przez megafon przypomina zwykle zakładowy radiowęzeł zbombardowany w 1945 r. przez Luftwaffe. Rzęzi jak ruski kukuruźnik wiozący w noc polarną polską szynkę dla KGB na Syberii. Trzeszczy jak drzwi od stodoły targane wiosennym wiatrem. Piszczy jak dziewica na widok półnagiego didżeja z Love Parade. Słowem brzmi pięknie. I to decyduje o tym, że megafon jest dziś ze swym retrostylem jak najbardziej trendy.
Nie zapomniały o megafonach Polskie Koleje Wykolejone. Megafony są ozdobą niemal każdej stacji PKP, ale zgodnie z zasadą, że nie wszyscy mogą być trendy - działają tylko na kilku. Zwykle korzysta się z nich, podając cierpkie informacje o zagubionych lub opóźnionych w rozwoju pociągach, pomylonych peronach i innych kolejowych pierdółkach, które mało kogo obchodzą, bo przecież każdy wie, że PKP to komfort i wygoda niczym kolejka liniowa dla samobójców. Ostatnio program artystyczny kolejowych megafonów PKP został wzbogacony o audycje z pogranicza upiornych horrorów Stephena Kinga i powieści sensacyjnych Agathy Christie.
Audycja serwowana pasażerom oczekującym na przyjazd pociągu rozpoczyna się dźwiękiem przypominającym wrzucenie trzech cegieł do pralki automatycznej. Po tym wyrafinowanym wstępie nie ma już na peronie nikogo, kto z zapartym tchem nie słuchałby tego arcyciekawego słuchowiska. Tajemniczy ponury głos ostrzega nas, że wokół są sami złodzieje. Zaczyna się więc jak coś w stylu audycji wyborczej Samoobrony. Tymczasem okazuje się, że to kolejowe ostrzeżenie przed kieszonkowcami grasującymi po peronach. Głos z megafonu ostrzega, że każdy może być kieszonkowcem, co brzmi jak zachęta dla bezrobotnych. Starsza babcia, elegancki emeryt, młody mężczyzna, człowiek z siatką, kobieta z dzieckiem - wszyscy są podejrzani. Po wysłuchaniu mrożącej krew w żyłach audycji ludzie na peronie zaczynają się nerwowo przyglądać jeden drugiemu. Wszystkim trzęsą się ręce. Jak nic za chwilę pojawi się na peronie Borewicz albo Rutkowski i zakuje w kajdany lub zastrzeli kogo trzeba.
Pomysł z ostrzegawczymi audycjami emitowanymi przez megafony można by rozszerzyć także poza dworce kolejowe. Proponuję ostrzegawcze megafony w knajpach i restauracjach. Audycja mogłaby się rozpoczynać pytaniem: Czy wiesz, że 95 procent kelnerek oszukuje przy wydawaniu reszty, a 70 procent barmanów nie myje rąk po oddaniu moczu? Audycje ostrzegawcze mogłyby się także pojawić w radiowęźle sejmowym w galeriach dla publiczności. Czy wiesz, że 60 procent posłów nie wie, nad czym głosuje. Lub po prostu na ulicach. Czy wiesz, że statystycznie rzecz biorąc co dziesiąty przechodzień w Polsce to wariat, a co dwudziesty - zboczeniec? Społeczeństwo ostrzeżone przez hitowe audycje z wyjących megafonów czułoby się pewniej i bezpieczniej. No cóż, była już baba z brodą, jest Kiszczak z wyrokiem, to pewnie może być i megafon z misją. Z megafonu słuchaj rady, kiedy wokół same gady.
Megafon to kultowe urządzenie z epoki PRL. Podstawowa (obok lizaka) zabawka chłopców z drogówki, którzy jeżdżąc po mieście z niebieskim megafonem na dachu, uwielbiają doprowadzać do zawału serca kierowców miłymi komunikatami w stylu: "Uwaga, kierowca małego fiata o rejestracji WA 0097, proszę zjechać na pobocze i zapiąć rozporek". Megafon sprawdza się także na pieszych pielgrzymkach. Jest jak pasterski pies pilnujący stada zmęczonych owieczek. Niczym chirurg plastyczny pomaga kolumnie formować czoło i niczym strażnik na galerach dyktować tempo. Od zawsze przydawał się na demonstracjach. Głównie używano go na demonstracjach, które były przeciw komuś (komuś to oczywiście zdrobnienie od komunisty) lub czemuś. Imprezy, które są za czymś, zwykle są niewidoczne, bo odbywają się za czymś, co przesłania wszystkim widok, ale za to mają lepsze nagłośnienie. Megafon jak adwokat często namawia ludzi do rozejścia się. Megafon jest idealny na demonstrację, bo zawsze można z nim uciekać. Na wielu demonstracjach uczestnicy muszą się uciekać do tego samego, co mają niektóre pieski, czyli do ucieczki. A nie od dziś wiadomo, że lepiej biec z megafonem pod pachą niż z kolumną Zygmunta pod ręką.
Megafon - podobnie jak stary wzmacniacz gitarowy Marshalla - ma swoje charakterystyczne brzmienie. Głos wydobywający się przez megafon przypomina zwykle zakładowy radiowęzeł zbombardowany w 1945 r. przez Luftwaffe. Rzęzi jak ruski kukuruźnik wiozący w noc polarną polską szynkę dla KGB na Syberii. Trzeszczy jak drzwi od stodoły targane wiosennym wiatrem. Piszczy jak dziewica na widok półnagiego didżeja z Love Parade. Słowem brzmi pięknie. I to decyduje o tym, że megafon jest dziś ze swym retrostylem jak najbardziej trendy.
Nie zapomniały o megafonach Polskie Koleje Wykolejone. Megafony są ozdobą niemal każdej stacji PKP, ale zgodnie z zasadą, że nie wszyscy mogą być trendy - działają tylko na kilku. Zwykle korzysta się z nich, podając cierpkie informacje o zagubionych lub opóźnionych w rozwoju pociągach, pomylonych peronach i innych kolejowych pierdółkach, które mało kogo obchodzą, bo przecież każdy wie, że PKP to komfort i wygoda niczym kolejka liniowa dla samobójców. Ostatnio program artystyczny kolejowych megafonów PKP został wzbogacony o audycje z pogranicza upiornych horrorów Stephena Kinga i powieści sensacyjnych Agathy Christie.
Audycja serwowana pasażerom oczekującym na przyjazd pociągu rozpoczyna się dźwiękiem przypominającym wrzucenie trzech cegieł do pralki automatycznej. Po tym wyrafinowanym wstępie nie ma już na peronie nikogo, kto z zapartym tchem nie słuchałby tego arcyciekawego słuchowiska. Tajemniczy ponury głos ostrzega nas, że wokół są sami złodzieje. Zaczyna się więc jak coś w stylu audycji wyborczej Samoobrony. Tymczasem okazuje się, że to kolejowe ostrzeżenie przed kieszonkowcami grasującymi po peronach. Głos z megafonu ostrzega, że każdy może być kieszonkowcem, co brzmi jak zachęta dla bezrobotnych. Starsza babcia, elegancki emeryt, młody mężczyzna, człowiek z siatką, kobieta z dzieckiem - wszyscy są podejrzani. Po wysłuchaniu mrożącej krew w żyłach audycji ludzie na peronie zaczynają się nerwowo przyglądać jeden drugiemu. Wszystkim trzęsą się ręce. Jak nic za chwilę pojawi się na peronie Borewicz albo Rutkowski i zakuje w kajdany lub zastrzeli kogo trzeba.
Pomysł z ostrzegawczymi audycjami emitowanymi przez megafony można by rozszerzyć także poza dworce kolejowe. Proponuję ostrzegawcze megafony w knajpach i restauracjach. Audycja mogłaby się rozpoczynać pytaniem: Czy wiesz, że 95 procent kelnerek oszukuje przy wydawaniu reszty, a 70 procent barmanów nie myje rąk po oddaniu moczu? Audycje ostrzegawcze mogłyby się także pojawić w radiowęźle sejmowym w galeriach dla publiczności. Czy wiesz, że 60 procent posłów nie wie, nad czym głosuje. Lub po prostu na ulicach. Czy wiesz, że statystycznie rzecz biorąc co dziesiąty przechodzień w Polsce to wariat, a co dwudziesty - zboczeniec? Społeczeństwo ostrzeżone przez hitowe audycje z wyjących megafonów czułoby się pewniej i bezpieczniej. No cóż, była już baba z brodą, jest Kiszczak z wyrokiem, to pewnie może być i megafon z misją. Z megafonu słuchaj rady, kiedy wokół same gady.
Więcej możesz przeczytać w 13/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.